autor: skaranie boskie » 27 cze 2014, 0:19
Pan premier powiedział, że afera podsłuchowa to atak na polskie państwo dokonany przez zorganizowaną grupę przestępczą i ma związek z nielegalnym importem węgla ze wschodu.
Większej bzdury nie słyszałem w polskiej polityce od czasu słynnego "jestem za, a nawet przeciw".
Rozumiem, że, gdyby nie istniały na świecie żadne grupy przestępcze i nikt nie sprowadzał nielegalnie węgla ze wschodu, to panowie politycy nie rozmawialiby o sprawach w ogóle z tym węglem, ani z żadną mafią (chyba, że taką uznamy rząd) niezwiązanych. Siadając w restauracji i zamawiając dobry obiad, raczyliby się opowieściami o szybkich autach i jeszcze szybszych dupach, tak? Biedni ci politycy. Na ich nieszczęście, istnieje gdzieś jakaś zorganizowana grupa przestępcza, handlująca (nielegalnie) węglem (ze wschodu) i z tego powodu oni muszą gadać przy obiadkach o powstrzymaniu kontroli skarbowej w firmie żony jednego z nich, bądź o wykupie długów rządu przez NBP pod warunkiem, że ów rząd wypierdoli ze swoich szeregów ministra finansów. Paranoja, kurwa! Większa, niż amerykańskie rewelacje o paszporcie ocalałym z pożaru, w którym wyparował cały samolot.
Czy panu premierowi władza już tak zlasowała mniemanie o rządzonych przez niego ludziach, iż myśli, że nie mają oni mózgów? Przecież, gdyby podsłuchani panowie politycy nie gadali tyle, zwłaszcza o rzeczach mogących ich skompromitować, nikt by ich nie nagrywał, bo i po co? Taśmy by było szkoda. Ale widać stare przysłowie mówi prawdę: z jakim przestajesz, takim się stajesz. Zbyt bliski sojusz z USA doprowadził do amerykańskiego traktowania obywateli, a ten cechuje się odmawianiem tymże zdolności samodzielnego myślenia.
Wniosek:
Pan Tusk jest zdania, że przyszło mu rządzić krajem zamieszkanym przez trzydzieści milionów ćwierćinteligentów, i jeszcze kilka milionów imbecyli, którzy każde jego pierdnięcie będą traktować, jak objawienie.
Pan premier powiedział, że afera podsłuchowa to atak na polskie państwo dokonany przez zorganizowaną grupę przestępczą i ma związek z nielegalnym importem węgla ze wschodu.
Większej bzdury nie słyszałem w polskiej polityce od czasu słynnego "jestem za, a nawet przeciw".
Rozumiem, że, gdyby nie istniały na świecie żadne grupy przestępcze i nikt nie sprowadzał nielegalnie węgla ze wschodu, to panowie politycy nie rozmawialiby o sprawach w ogóle z tym węglem, ani z żadną mafią (chyba, że taką uznamy rząd) niezwiązanych. Siadając w restauracji i zamawiając dobry obiad, raczyliby się opowieściami o szybkich autach i jeszcze szybszych dupach, tak? Biedni ci politycy. Na ich nieszczęście, istnieje gdzieś jakaś zorganizowana grupa przestępcza, handlująca (nielegalnie) węglem (ze wschodu) i z tego powodu oni muszą gadać przy obiadkach o powstrzymaniu kontroli skarbowej w firmie żony jednego z nich, bądź o wykupie długów rządu przez NBP pod warunkiem, że ów rząd wypierdoli ze swoich szeregów ministra finansów. Paranoja, kurwa! Większa, niż amerykańskie rewelacje o paszporcie ocalałym z pożaru, w którym wyparował cały samolot.
Czy panu premierowi władza już tak zlasowała mniemanie o rządzonych przez niego ludziach, iż myśli, że nie mają oni mózgów? Przecież, gdyby podsłuchani panowie politycy nie gadali tyle, zwłaszcza o rzeczach mogących ich skompromitować, nikt by ich nie nagrywał, bo i po co? Taśmy by było szkoda. Ale widać stare przysłowie mówi prawdę: z jakim przestajesz, takim się stajesz. Zbyt bliski sojusz z USA doprowadził do amerykańskiego traktowania obywateli, a ten cechuje się odmawianiem tymże zdolności samodzielnego myślenia.
Wniosek:
Pan Tusk jest zdania, że przyszło mu rządzić krajem zamieszkanym przez trzydzieści milionów ćwierćinteligentów, i jeszcze kilka milionów imbecyli, którzy każde jego pierdnięcie będą traktować, jak objawienie.