autor: Patka » 07 lip 2013, 12:56
			
			
			Matura to bzdura. Najbardziej mnie irytuje ocenianie według klucza. Ktoś wpadnie na ciekawą interpretację tekstu, ale klucz takiej nie zna, to punktów nie dostaje. Chyba każdy słyszał o dziennikarzu (jak się nie mylę), który odpowiadał na pytania ze swojego tekstu i zdobył 70%. Dlaczego ktoś tam wmawia sobie i innym, tzn uczniom, że jego analiza jest najlepsiejsza i najjedyńsza? 
Co do programów typu "Matura to bzdura", to słyszałam, że mogą być ustawiane, by ci mądrzejsi mogli się dowartościować: o, ale debil, przecież to oczywiste, że bitwa pod Grunwaldem była w 1410 roku! Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylu uczniów nie umie odpowiedzieć na najprostsze pytania. 
skaranie boskie pisze:Dramatyczną prawdą jest to, że studentka drugiego roku czegośtam, zapytana w teleturnieju o nazwisko prezydenta ZSRR, nie ma pojęcia nie tylko o tym, że ów ZSRR miał w swojej historii jednego prezydenta, ale nie potrafi nawet powiedzieć, co to za stwór był tymże skrótem opisany. 
Ja jakoś nie widzę w tym nic dramatycznego...
skaranie boskie pisze:Dziś to nauczyciel dostaje wpierdol od uczniów i nie ma się komu poskarżyć. W przeciwieństwie od gówniarzerii, za którą murem stają rodzice, nie pomni, że takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie.
Jakoś u mnie tego w żadnej szkole nie widziałam. Zarówno przed dyrektorem podstawówki, gimnazjum, jak i szkoły średniej każdy drżał i milkł, gdy tylko dyrektor wchodził do klasy. Z nauczycielami było różnie, ale uczniowie na nikogo nie najeżdżali, jedynie wypowiadali jakieś negatywne opinie między sobą, gdy ta wredna baba znów postawiła pałę. Nauczyciele też byli różni. Miałam w liceum historyka, który kazał przed salą czekać w parach i musieliśmy mówić mu "dzień dobry" jednym chórem. Potrafił dać jedynkę za byle co, gdy się wkurzył. Ogólnie jednak był z niego miły facet, lubił pożartować i rzeczywiście miał sporą wiedzę. Bo niektórzy nauczyciele to nie wiem, jakim cudem trafili na swoje stanowisko...
Przykład, który na wykładzie z języka starocerkiewnego opowiadał nam pewien doktor: na konsultacjach ma studenta, już starszego, pyta go z przypadków. On nie wie. Chce wyjść wcześniej, bo ma jakieś praktyki z uczniami. Doktor z ciekawości pyta się, czego będzie uczył swoich podopiecznych. Odpowiedź brzmiała: z przypadków. 
To że uczniowie niewiele umieją to nie tylko wina głupiego programu nauczania czy ich lenistwa, ale też nieuwagi na lekcjach. Gadają takie panusie albo panowie, a potem dziwią się, że nie rozumieją zadania z matematyki. Uczniowie wolą przeczytać streszczenie niż całą lekturę. Z drugiej strony nakazywanie komukolwiek, że ma przeczytać to i to na ten i na ten dzień uważam za głupie, bo nikt raczej nie lubi być zmuszonym coś przeczytać. No ale chyba lepszego rozwiązania nie ma. Na pewno nie można powiedzieć: nie czytajcie, bo się zrobi jeszcze gorzej. W ogóle ten spis lektur powinien się zmienić. Wywalić po kilka tekstów Mickiewicza i Słowackiego i dać więcej książek ze współczesności, która traktowana jest niestety po macoszemu. 
skaranie boskie pisze:Jak mój synek biegał do gimnazjum, już wiedziałem, że jego szkoła wypuści bandę niedouczonych kretynków. A skąd? Ano stąd, że "pani od polskiego", wiedząc, że smarkaczom nie chce się czytać, sama proponowała, żeby przynosili na lekcję kasety z ekranizacjami lektur i wspólnie je na lekcji oglądali. Efekt - żadne nie umie poprawnie pisać.
U mnie w liceum też oglądaliśmy ekranizacje niektórych lektur. Ale był to jedynie dodatek do zajęć. Nauczycielka bardzo od nas wymagała, byśmy czytali lektury. Miałam szczęście, że nie trafiłam do jakiejś patologicznej szkoły.
 
			
							Matura to bzdura. Najbardziej mnie irytuje ocenianie według klucza. Ktoś wpadnie na ciekawą interpretację tekstu, ale klucz takiej nie zna, to punktów nie dostaje. Chyba każdy słyszał o dziennikarzu (jak się nie mylę), który odpowiadał na pytania ze swojego tekstu i zdobył 70%. Dlaczego ktoś tam wmawia sobie i innym, tzn uczniom, że jego analiza jest najlepsiejsza i najjedyńsza? 
Co do programów typu "Matura to bzdura", to słyszałam, że mogą być ustawiane, by ci mądrzejsi mogli się dowartościować: o, ale debil, przecież to oczywiste, że bitwa pod Grunwaldem była w 1410 roku! Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, że tylu uczniów nie umie odpowiedzieć na najprostsze pytania. 
[quote="skaranie boskie"]Dramatyczną prawdą jest to, że studentka drugiego roku czegośtam, zapytana w teleturnieju o nazwisko prezydenta ZSRR, nie ma pojęcia nie tylko o tym, że ów ZSRR miał w swojej historii jednego prezydenta, ale nie potrafi nawet powiedzieć, co to za stwór był tymże skrótem opisany. [/quote]
Ja jakoś nie widzę w tym nic dramatycznego...
[quote="skaranie boskie"]Dziś to nauczyciel dostaje wpierdol od uczniów i nie ma się komu poskarżyć. W przeciwieństwie od gówniarzerii, za którą murem stają rodzice, nie pomni, że takie będą Rzeczypospolite, jak ich młodzieży chowanie.[/quote]
Jakoś u mnie tego w żadnej szkole nie widziałam. Zarówno przed dyrektorem podstawówki, gimnazjum, jak i szkoły średniej każdy drżał i milkł, gdy tylko dyrektor wchodził do klasy. Z nauczycielami było różnie, ale uczniowie na nikogo nie najeżdżali, jedynie wypowiadali jakieś negatywne opinie między sobą, gdy ta wredna baba znów postawiła pałę. Nauczyciele też byli różni. Miałam w liceum historyka, który kazał przed salą czekać w parach i musieliśmy mówić mu "dzień dobry" jednym chórem. Potrafił dać jedynkę za byle co, gdy się wkurzył. Ogólnie jednak był z niego miły facet, lubił pożartować i rzeczywiście miał sporą wiedzę. Bo niektórzy nauczyciele to nie wiem, jakim cudem trafili na swoje stanowisko...
Przykład, który na wykładzie z języka starocerkiewnego opowiadał nam pewien doktor: na konsultacjach ma studenta, już starszego, pyta go z przypadków. On nie wie. Chce wyjść wcześniej, bo ma jakieś praktyki z uczniami. Doktor z ciekawości pyta się, czego będzie uczył swoich podopiecznych. Odpowiedź brzmiała: z przypadków. 
To że uczniowie niewiele umieją to nie tylko wina głupiego programu nauczania czy ich lenistwa, ale też nieuwagi na lekcjach. Gadają takie panusie albo panowie, a potem dziwią się, że nie rozumieją zadania z matematyki. Uczniowie wolą przeczytać streszczenie niż całą lekturę. Z drugiej strony nakazywanie komukolwiek, że ma przeczytać to i to na ten i na ten dzień uważam za głupie, bo nikt raczej nie lubi być zmuszonym coś przeczytać. No ale chyba lepszego rozwiązania nie ma. Na pewno nie można powiedzieć: nie czytajcie, bo się zrobi jeszcze gorzej. W ogóle ten spis lektur powinien się zmienić. Wywalić po kilka tekstów Mickiewicza i Słowackiego i dać więcej książek ze współczesności, która traktowana jest niestety po macoszemu. 
[quote="skaranie boskie"]Jak mój synek biegał do gimnazjum, już wiedziałem, że jego szkoła wypuści bandę niedouczonych kretynków. A skąd? Ano stąd, że "pani od polskiego", wiedząc, że smarkaczom nie chce się czytać, sama proponowała, żeby przynosili na lekcję kasety z ekranizacjami lektur i wspólnie je na lekcji oglądali. Efekt - żadne nie umie poprawnie pisać.[/quote]
U mnie w liceum też oglądaliśmy ekranizacje niektórych lektur. Ale był to jedynie dodatek do zajęć. Nauczycielka bardzo od nas wymagała, byśmy czytali lektury. Miałam szczęście, że nie trafiłam do jakiejś patologicznej szkoły.