Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

Odpowiedz


To pytanie jest elementem zabezpieczającym przed automatycznym zamieszczaniem postów.
Emotikony
:) :myśli: :( :jez: :cha: :crach: :be: :no: :ok: :smoker: :(( :tan: :down: :kofe: :rosa: :kwiat: :beer: :sorry: ;) :wstyd: :vino: :bee: :bravo:
Wyświetl więcej emotikon

BBCode włączony
[Img] wyłączony
[Flash] wyłączony
[URL] włączony
Emotikony włączone

Przegląd tematu
   

Rozwiń widok Przegląd tematu: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: lczerwosz » 20 lip 2015, 21:58

w sprawie róbta co chceta wypowiedziałem się tu: http://www.osme-pietro.pl/wiersze-bia-w ... ml#p136181

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: alchemik » 19 lip 2015, 21:28

Veritas liberabit nos
powodząc z lekka nos za nos.

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: skaranie boskie » 19 lip 2015, 21:12

Veritas ponad wszystko!
Podobno ma nas wyzwolić...

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: alchemik » 18 lip 2015, 18:03

To musimy się napić za dialektykę, skaranie.
:beer: :beer: :beer: :beer: :beer: :vino: :vino: :kofe: :beer:
Idąc dalej, musimy tylko sobie tę konieczność uświadomić.
I jeżeli uzależnieni jesteśmy od napitków, co oznacza nic innego jak psycho-biologiczną niewolę homeostatu organizmu, wystarczy, że sobie ten fakt zinternalizujemy, zaakceptujemy, włączymy do świadomości w pakiecie uświadomionych konieczności.
I nie musimy się już szarpać.Odzyskujemy wolność i nie musimy rezygnować z miłego nam picia.

Marks wiedział co robi przejmując schedę dialektyki po Heglu.
I tworząc z niej główny mechanizm rzeczywistości.
W ten sposób mógł usprawiedliwić co chciał, wyjasśnić cokolwiek.
Bravo Marx!
Viva! In vino veritas!
In cervisia veritas!
In spiritus veritas!

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: skaranie boskie » 17 lip 2015, 20:30

Dostrzegam tę głębię, Alchemiku.
Podobnie, jak głębię odczuwał miecz archanioła Gabryjela w dupie.
Za uśmiech i za wolność, którą pewien chybiony mędrzec nazwał uświadomioną koniecznością.
:beer: :beer: :beer:

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: alchemik » 17 lip 2015, 16:44

Róbta co chceta - zaiste przenajświętsze to słowa.
Wszak nie są niczym innym, jak sparafrazowaniem słów samego Boga,
obdarowuję cię wolną wolą, które wypowiedział przy akcie Tworzenia i które powtarzał nie raz jeszcze.
Jednym słowem zostaliśmy obdarowani wolnością.
Czym jest ta wolność, jaki ma zakres i czy za wybory trzeba płacić?
A jeżeli tak, to w jakiej walucie to czynimy?

Cały problem sprowadza się więc do tego pojęcia wolności i do wyborów, które w kontekście zmiany władz decyzyjnych, były pretekstem do napisania dyskusyjnego artykułu.

A przecież definicja wolności jest jedną z najtrudniejszych. Niekiedy stawia sprawy na głowie.
Bowiem uwolnienie to też wolność. A jeżeli zostanę uwolniony od samodecydowania poprzez narzucenie mi zewnętrznych decyzji? Przecież to najgorszy rodzaj zniewolenia.

Pozostaje oczywiście kwestia moralności.
Czy moralność to constans niezmienna od czasu gdy pierwsze hominidy zaczęły chodzić w pozycji wyprostowanej? Od czasu, skorzystania z opcji wolnego wyboru pod jabłonką?
Proszę zwrócić uwagę, że ten test ze strony Stwórcy, nie był ani wygraną ani przegraną człowieka.
Zapłacił za zaśmiecenie raju ogryzkami, wygnaniem z tegoż. Niech sobie zbuduje własny śmietnik. A doskonale nada się do tego planeta Ziemia.
Czyli za wybory się płaci.
Nieokiełznana ciekawość i wolna wola. Oto przepis na historię ludzkości.
Zwyciężyła ciekawość.
Ale czy kusiło nas zło?

W religiach monoteistycznych dobro i zło są oddzielane jak w w wirówkach sedymentacyjnych, uosabiane.
Następuje podział na Wielkich Adwersarzy.
Bardzo wygodna dialektyka, tylko że strasznie myląca, cholera.

To Sede napisał, że róbta co chceta, to słowa skierowane do ludzi mądrych.
Sede, to ważne słowa, ale mądrze interpretowane są przez ludzi mądrych, a idiotycznie przez idiotów.

A skaranie ma u mnie punkt, choć boskie, to jednak bardzo ludzkie. :ok:

Sądząc z konterfektu avatarowego, to jest on tym pierwszym hominidem, który poczuł miecz archanioła Gabryjela w dupie.
Zapomniał osłonić tyły. A wszystko przez krótkowzroczność i wydedukowaną przeze mnie dysleksję, stan, przy którym poczucie kierunku w przestrzeni jest prozaicznie zaburzone neurologicznymi, a więc hardwarowymi łączami biologicznego komputera. Na przykład przez ciężki poród i mikrostrukturalne zmiany w sieci synaptycznej.
Boga miał z tyłu, ojczyznę daleko przed sobą, honor w piersi, a Einstein ze swoją teorią względności, jeszcze się nie narodził. :((

Proszę mnie nie oceniać przez lekkość i sposób w jaki podchodzę do tematu.
Zapewniam, że gdzieś tam pomiędzy wierszami kryje się głębia.
Uprzedzam uśmiechem śmiech ewentualnych czytelników. :bee:

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: skaranie boskie » 16 lip 2015, 22:49

Ale przecież nikt nie neguje przykazań.
One są podstawą wszystkich systemów prawnych w naszym kręgu kulturowym.
Przynajmniej te najważniejsze, dotyczące stosunków międzyludzkich. Oczywiście dziś nikt nie jest w stanie (czy aby na pewno?) narzucić mi kultu "jedynego, prawdziwego" Boga, zabraniając przy tym czczenia innych, jeśli taka moja wola. Tego bym jednak pod moralność nie podciągał, bo wówczas musiałbym ją odrzucić w całości. Podobnie rzecz ma się z wieloma wynalazkami medycznymi, które dla jednych są moralne, dla innych już niekoniecznie.
Masz więc rację, twierdząc, że podstawy podstaw powinny być nienaruszalne, jednak z zastrzeżeniem, że nie można wszystkich, poruszanych w dekalogu spraw wrzucać do jednego worka z napisem "moralność". Moralność to proces, to coś, co kształtuje się w kręgu kulturowym przez wieki i na ich przestrzeni ewoluuje. Już pisałem, że jeszcze sto lat temu za niemoralne uchodziło noszenie przez kobiety sukni, których rąbek zaledwie kilka centymetrów ponad ziemię się wznosił. Dziś mini nie ma nic wspólnego z moralnością.
Jako młody chłopak, zapewne wiesz z autopsji, jak przyjemne jest spontaniczne całowanie się z dziewczyną na środku ulicy. Dziś to nikomu nie przeszkadza, ale jeszcze w czasach małpiej młodości było uważane za wyjątkowo niemoralne postępowanie. Sam widzisz więc, że z tym procesem coś na rzeczy jest.
Dlatego z całą stanowczością powtarzam, że nie ma nic niemoralnego w stwierdzeniu "róbta, co chceta". W przemycaniu zaś do świadomości ewentualnego czytelnika tez, że aborcja, eutanazja, tudzież jaranie marychy jest obowiązkiem, przed którym autor wypowiedzi, rejtanowskim gestem próbuje tegoż czytelnika i wielu jemu podobnych osłonić, zakrawa mi, jeżeli nie na uwiecznioną w literaturze moralność pewnej krakowskiej mieszczki, to na wielce do niej zbliżoną obłudę. I z taką pseudomoralnością walczę, nie zaś z tą, która powstrzymuje przed czynieniem innym tego, co mnie samemu niemiłe.
Uff!
Muszę się napić... :beer: :beer: :beer:

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: Sede Vacante » 15 lip 2015, 23:31

No tak, ale mi chodzi bardziej o podstawy podstaw moralności. Coś jak przykazania:
Nie zabijaj, nie kradnij itp.
To dla mnie powinno przynajmniej, być niezmienne.
Tymczasem dochodzi już moim zdaniem to kuriozów - jak wspomniana aborcja, czy zbiorowe akceptacje "wszystkiego", w myśl wolności absolutnej.

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: skaranie boskie » 15 lip 2015, 23:27

Hasło to jedno, a moralność to inna rzecz.
Piszesz, Sede, że jest ona niezmienna i tu się z tobą nie zgadzam. Ona ewoluowała przez wieki i ewoluuje, jak wszystko. Kiedyś rzeczą niemoralną było - dziś nas to śmieszy - noszenie spódnic odsłaniających kostki, dziś bikini na plaży (i nie tylko) nikogo nie szokuje i nie gorszy. Może z wyjątkiem fundamentalistów islamskich, ale oni - w opinii ludzi negujących wszystko, czego nie aprobuje religia katolicka - są jeszcze gorsi od wszelkich aborcji, eutanazji i innych genderów.
Obserwuję wszelkie, sterowane fobiami klechów, kampanie moralności, od początku lat dziewięćdziesiątych i dochodzę do wniosku, że na ich temat najwięcej do powiedzenia mają ci, których one nie dotyczą. Przeciw aborcji - staruszkowie, przeciw eutanazji - ludzie zdrowi, których nikt przecież eksterminować nie zamierza, przeciw zapłodnieniu in vitro - osoby cieszące się doskonałą płodnością, a przeciw trzepaniu kapucyna wreszcie - kobiety, istoty narządu tego pozbawione.
A cały problem tkwi w tym, że żadna z wymienionych, objętych fobią, czynności nie jest obowiązkowa.
Aborcja nie oznacza nakazu usuwania ciąż wszelakich, eutanazja nie prowadzi do obowiązkowego przedawkowania środka nasennego w miejsce emerytury, a filozofia gender nie jest - w przeciwieństwie do religii rzymsko-katolickiej, jedynie słuszną, obwarowaną prawnymi nakazami i zakazami, strzeżoną przez państwowy aparat ścigania, ideologią. To raczej ludzie myślący niezależnie powinni w naszym kraju podnosić głosy protestu, bo ci od tzw. moralności dostają wszystko, czego tylko ich, przebrani w babskie fatałaszki, guru zażądają.
Taką moralność opisał kiedyś nasz noblista, choć akurat on sam do dziś najgłośniej krzyczącej grupy przynależał, a nazwał ją moralnością Kalego.

Re: Sztab zdrady, czy zwykła frustracja?

autor: Sede Vacante » 15 lip 2015, 22:50

Dla mnie, powiedzenie "róbta co chceta" jest dla ludzi mądrych. Nie powinno być traktowane, jako powiedzenie "wszystko, dla wszystkich".
Wiadome, niby oczywiste, ale obserwuję zastraszająco postępującą liberalizację obyczajów, pod płaszczykiem tolerancji.
Chce nam się wmówić, że zasady moralne powinny ulegać ewolucji. Że to co kiedyś złe, dziś jest do przyjęcia.
Mam na myśli kwestię aborcji, adopcji dzieci przez pary homoseksualne, całe to "genderowanie", nauki seksualne dla przedszkolaków itp.
Zdecydowanie uważam, że to absolutna degrradacja człowieczeństwa.
Moralność ma to do siebie, moim zdaniem, że jest niezmienna.
Powinna być kręgosłupem, jeśli nie szyją, głową i całą resztą, człowieka.
Nie uważam, by tekst był tekstem frustrata. A jeśli nawet - żaden wstyd się frustrować, gdy owa liberalizacja, złagodzenie obyczajów, jak wirus atakuje nasze umysły, przestrzeń życia itp.

Bo najlepiej nie rodzić, a jak już rodzić to zabijać, a jak nie zabijać to oddawać, jak kaprys, osobom homoseksualnym. I można wszystko i wszędzie, a kto się odezwie, że beee, to zacofany gbur.

Wartości zdecydowanie upadają. Starają nam się poniektórzy wmówić, że czas idzie tylko do przodu i człowiek postępuje, staje się lepszy, czy jakoś tak.

Nie wiem, czy wstrzeliłem się w główną myśl autora, ale w kwestii wspomnianego "róbta, co chceta" - nie.
To tylko hasło, ale nie powinno się go traktować dosłownie, jako pretekst do zaorania wszelkich wartości określających człowieka.
Jakoś tak.

Na górę