ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

Odpowiedz


To pytanie jest elementem zabezpieczającym przed automatycznym zamieszczaniem postów.
Emotikony
:) :myśli: :( :jez: :cha: :crach: :be: :no: :ok: :smoker: :(( :tan: :down: :kofe: :rosa: :kwiat: :beer: :sorry: ;) :wstyd: :vino: :bee: :bravo:
Wyświetl więcej emotikon

BBCode włączony
[Img] wyłączony
[Flash] wyłączony
[URL] włączony
Emotikony włączone

Przegląd tematu
   

Rozwiń widok Przegląd tematu: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: @psik » 27 cze 2013, 0:15

mniejsza o to :)

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: skaranie boskie » 23 cze 2013, 2:17

@psik pisze:nasz kraj po przekątnej mierzy ok 1000 km ( Świnoujście - Medyka 985km)
Zauważ, że nie jest to trasa po przekątnej, ale praktycznie wzdłuż granicy, przez Szczecin, Zieloną górę, Wrocław, Katowice i Kraków, co łatwo można sprawdzić na mapie. Dla ułatwienia dodam, że taką trasę wskazuje google maps.
http://maps.google.pl/
@psik pisze:a kiedy zrobiłeś 300km jednego dnia "po mieście"?

Uwierz, że zdarzało mi się to dawno, kiedy jeszcze jeździłem po mieście. I nie w tym rzecz, kto płaci za paliwo, ale co jest realne. Jeśli nawet przejeżdżałbyś codziennie, z wyjątkiem sobót, niedziel, świąt i urlopów owe 300 km po mieście, lub poza nim, zrobiłbyś ok. 80 tysięcy rocznie. Na wspomniane dwa miliony potrzebowałbyś dwudziestu pięciu lat regularnego pokonywania 300 km dziennie. Musiałbyś zaczynać swoje eskapady jako piętnastolatek. Skoro nie hulajnogą, to zapewne rowerem, bo nigdy nie dawano prawa jazdy tak młodym ludziom.

Proponuję toaścik za miliony. Nawet kilometrów!
:beer: :beer: :beer:

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: @psik » 21 cze 2013, 22:37

i te dwa bałwany będą przypominały zawodowcowi, że amator może mieć rację. Trudno przebija się do świadomości, że inny też może? a różnica wygląda w ten sposób, że amator sam płaci za paliwo. heh he. chcesz się licytować? a kiedy zrobiłeś 300km jednego dnia "po mieście"? była kiedyś taka sytuacja?fascynujące prawda? łatwo tak kulać kilometry po autostradzie? nie umniejszam twojego przebiegu, tylko twoja miarka jest inna niż moja.

Dodano -- 21 cze 2013, 21:46 --
skaranie boskie pisze:Nasz kraj, po najdłuższej przekątnej mierzy sobie nieco ponad 700 km
nasz kraj po przekątnej mierzy ok 1000 km ( Świnoujście - Medyka 985km), a maksymalnie jeszcze więcej

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: skaranie boskie » 21 cze 2013, 22:20

@psik pisze:Różnica pomiędzy mną a zawodowcem polega na tym, że ja nie mam obowiązku i jadę tak długo jak uznam za bezpieczne.
Podjąłem tę polemikę raczej z przekory. Nie miałem zamiaru traktować jej poważnie.
Skoro jednak się upierasz...
Kierowca zawodowy jest w stanie przejechać dziennie 720 km, jeśli jedzie zgodnie z przepisami, po autostradzie i bez korków. Średnia prędkość ciężarówki to 80 km/h. Osobówką po Polsce (zakładając, że nie ma tam autostrad) można się poruszać (abstrahując przepisy) niewiele szybciej. Nasz kraj, po najdłuższej przekątnej mierzy sobie nieco ponad 700 km. Oznacza to, że w ciągu dnia można ją przejechać od Świnoujścia do Przemyśla. Trudno mi uwierzyć, żebyś trasę tę zaliczał piętnaście razy w miesiącu tam i z powrotem, zwłaszcza, że sam oświadczasz, że
@psik pisze:Od kilku lat krążę prawie wyłącznie po Wielkopolsce.
Nadal więc wątpię w owe dwa miliony, ale to nie jest tematem dyskusji, więc odpuszczę.
A Ty zawieś sobie na dachu dwa duże bałwany od "Michelin-a". Po jednym za każdy milion. ;)

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: Nilmo » 21 cze 2013, 11:39

Piosenka ekstremalnego

ile razy się wygnie nim pęknie
łuk co mierzy w kolejny cel
zanim stwierdzi że mogło być pięknie
gdyby było o jeden raz mniej
ile strzałom tor będzie obierać
aż jesionu zniekształci się słój
a nie powie że koniec od teraz
bo nie po to stworzony jest łuk

ref.
może jutro pokonam siebie
albo jutro być może umrę
będzie już tylko lepiej
lub nie będzie co w trumnę…

na gałęzi gitary drżą struny
przeciągane przez stado motylków
pewnie zaraz muzyka się utnie
lecz nie zjadą przez życie na tyłku.


ref.
może jutro pokonam siebie…

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: @psik » 21 cze 2013, 1:40

Widzisz Małpko, było takich 8 lat, gdy 80 tyś było wartością najmniejszą. Po za tym, że wyglądam dość młodo (he he) to nakulało mi się już 45 wiosen, więc w/w liczba jest jak najbardziej realna - pomimo tego, że wyliczałem ją kiedyś pi razy oko. Dlatego napisałem "około". Różnica pomiędzy mną a zawodowcem polega na tym, że ja nie mam obowiązku i jadę tak długo jak uznam za bezpieczne. Od kilku lat krążę prawie wyłącznie po Wielkopolsce. Chociaż Polskę znam dość dobrze, bo bywało się tu i ówdzie :)

ps hulajnogi nigdy nie posiadałem. Samochodem jeżdżę codziennie, bez znaczenia czy upał czy śnieżyca, na paliwo wydaję sporo.

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: skaranie boskie » 20 cze 2013, 21:51

Może spróbuję po kolei.
Sporty ekstremalne, balansowanie na krawędzi ryzyka i tp, to raczej domena ludzi młodych.
Pamiętam, że jako nastolatek uwielbiałem przechodzić po poręczach mostów. Kiedyś, w Warszawie, podczas wakacyjnego OHP, pracując na dachu ośmiopiętrowego budynku, obszedłem go wkoło po balustradzie. Niby nic, ale ja mam przecież paniczny lęk wysokości. Dziś boję się wychylić z okna wyżej, niż z drugiego piętra. Po prostu, u większości ludzi chyba, z wiekiem maleje zapotrzebowanie na adrenalinę, rośnie zaś potrzeba poczucia bezpieczeństwa. Jeśli więc staruszek wybiera się w Himalaje, uważam to za próbę odzyskania młodości. Niedorzeczną, ale przecież tonący brzytwy...
Czy przyłączę się do narodowej histerii po śmierci takiego delikwenta wskutek upadku w przepaść? Absolutnie nie. Zgodnie ze starą zasadą: nie chodzi o te jabłka, tylko po coś tam lazł!
A teraz nieco polemiki...
@psik pisze:Zrobiłem w życiu ok 2 milionów kilometrów
Gdybym Cię nie znał osobiście, może bym uwierzył.
Jesteś stosunkowo młodym człowiekiem, podejrzewam, że jeździsz od jakichś dziesięciu, może piętnastu lat (na wyrost). Nie jesteś zawodowym kierowcą.
No to masz porównanie. Zawodowy kierowca, pokonujący długie, europejskie trasy, po autostradach, przejeżdża rocznie średnio ok. stu dwudziestu tysięcy. Na przejechanie dwóch milionów potrzebuje więc około siedemnastu lat. Zakładam, że twoje trasy nie są dłuższe, niż Polska po przekątnej (700 km), bez autostrad, bo ich w Polsce prawie nie ma i nie pokonujesz ich codziennie. Przeciętny roczny przebieg auta osobowego (używanego do wyjazdów służbowych po kraju) zamyka się w osiemdziesięciu tysiącach (znowu na wyrost). Na dwa miliony potrzebowałbyś więc ćwierć wieku. Czyżbyś wliczył sobie do przebiegu również kilometry przejechane hulajnogą po podwórku?
;) ;)

A skoro mówimy o sportach ekstremalnych, ja do dziś uprawiam podnoszenie ciężarów.
Zaczynam od 50 gram.
:beer: :beer: :beer:

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: Nilmo » 20 cze 2013, 17:58

Tak jeszcze myślałem sobie o tym temacie i chyba muszę się przyznać, że mam trochę krytyczny stosunek do osób, które poświęcają się ekstremalnym pasjom, a założyły rodzinę.
Oczywiście wiele żon jest wyrozumiałych i już przed ślubem wie z czym będą musiały się mierzyć, ale nie można tego powiedzieć o dzieciach. Człowiek jeśli coś zaczął, to powinien to kończyć jeśli los mu nie spłata figla. Mając rodzinę lepiej zatem figli nie prowokować, bo priorytet nad pasją ma w mojej hierarchii jednak rodzina. To też wyzwanie. Trudno mówić o braterstwie liny, że nie zostawia się na szczycie samotnego kumpla, jeśli nawet stukrotnie rośnie ryzyko, a zapominać o braterstwie krwi i byciu ojcem czy matką. Myślę że m.in. dlatego, wielu z nas wystopowało troszkę z szaleńczymi pomysłami. Że to nie tylko domena wieku średniego, ale i poczucie odpowiedzialności. A żeby ryzykować, to niestety troszkę nieodpowiedzialnym trzeba być.

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: 411 » 19 cze 2013, 19:13

Nilmo pisze:A skala poważania u kumpli wzrosła mi niemiłosiernie, bo choć mi na początku nie uwierzyli, to on debil potwierdził, sam rozpytując gdzie jest ten sk... co mu w czapkę naszczał.
Wierze. Pamietam tamte czasy doskonale, wladze absolutna kazdego "kraweznika", o majestacie dzielnicowego juz nie wspominajac. Pamietam tez kuzynke, która poklóciwszy sie moim starszym bratem (akurat byl na przepustce z woja), chwycila pierwsze co jej wpadlo w reke i ciepla przez otwarte okno balkonowe (lato bylo). Z drugiego pietra. Tym czyms byla czapka. Z orzelkiem. Bez korony. Zatrzymala sie radosnie na krzaku, gdy juz trajektoria dorównala nie byle jakiemu bumerangowi (tzn w polowie, bo nie wrócila).
Trudno sobie wyobrazic ten wielokopytny galop po fanta, ale... balismy sie straszliwie (potem smialismy do lez). Cóz, balkon znajdowal sie od strony wielgasnego, nieprzyzwoicie uczeszczanego skrzyzowania. Oj, byly czasy.
Ayalen pisze:Odnosnie sytuacji ekstremalnych, zastanawiam sie od jakiego momentu staja sie uzaleznieniem od adrenaliny, poszukiwaniem wyzwan by poczuc ten jedyny niepowtarzalny smak. Czasami na krawedzi ryzyka, bez wzgledu na cene?
Mysle, ze jest to zalezne od wielu rzeczy - psychiki "pacjenta", kondycji, ciekawosci swiata, swobody finansowej (dalej, wyzej, szybciej), ale przede wszystkim od luksusu posiadania wolnego czasu. Moze nie w nadmiarze, ale chocby akuratnie, by sie zdrowo do pasji przylozyc.
Na swoim przykladzie moge tylko powiedziec, ze moja adrenalina to byla zlosc na sama siebie - ze nie umiem, ze nie dotrzymuje kroku, ze fizycznosc szwankuje, bo zakwasy itepe, itede. Zlosc przychodzila zawsze. Zawsze sie na nia czekalo. Motywowala.
Ale uzaleznienie faktycznie jest. Bo jak go nie ma, to nie ma bodzca. Nie ma potrzeby, ani checi.

Z drugiej strony - kim, na jakim etapie jako cywilizacja bylibysmy dzisiaj, gdyby nie ci wszyscy postrzeleni, zwariowani?

Re: ekstremalni czy nieodpowiedzialni?

autor: Ayalen » 19 cze 2013, 17:01

tak Nilmo, mysle ze chodzi o wyposrodkowanie pmiedzy soba a otoczeniem, przegiecie w kazda strone jest niezdrowe, acz szybciej zrozumiem tych przeginajacych odsobnie niz wsobnie. Wiesz, odnosnie pani Ochojskiej- dokladnie w ten sam sposob mozna skwitowac dzialania ludzi pomagajacym zwierzakom, wszak tylu ludzi wymaga pomocy, i tak dalej. A prawda jest taka ze pomoc potrzebna jest jednym i drugim i po. prostu trzeba to robic bez ogladania sie na innych. Bez oceniania, zawsze wole najpierw zapytac siebie czy zrobilam dosc w tym co moglam, zanim pokusze sie o kwitowanie bliznich. Zawsze mam poczucie ze kazde. moje dosc to i tak za malo. Gdyby kazdy kto moze zrobil jedno male cos na rzecz tych potrzebuja tego, moze nie potrzeba byloby akcji, zbiorek i hasel, i moze wiecej czasu byloby na przyjemnosc szalenstwa dla siebie...?
Odnosnie sytuacji ekstremalnych, zastanawiam sie od jakiego momentu staja sie uzaleznieniem od adrenaliny, poszukiwaniem wyzwan by poczuc ten jedyny niepowtarzalny smak. Czasami na krawedzi ryzyka, bez wzgledu na cene?

Na górę