Dzięki, Witka. Zaimponowałeś.
A to moja druga interpretacja, natchło mnie po rozwiniętym uzasadnieniu Witkowym.
Baśń Grimmów – Niemców wiadomo, zatem nic dziwnego, że bohaterką wiersza jest Niemka, czas akcji – lata 1945/47, miejsce – tereny Rzeszy, ale po II wojnie przyznane Polsce.
Jej babcia, chora i stara, doświadczona Niemra, realnie ocenia sytuację, chce aby jej wnuczka, zakochana w młodym chłopaku z Hitlerjugeng, zerwała z nim i dostosowała się do realiów przegranej wojny.
Namawia ją do opuszczenia wsi, słusznie przewidując akcję wysiedlania ludności niemieckiej. Ucieczka z młokosem, fanatycznym wielbicielem przegranego wodza nie wchodzi w rachubę. W nocy przygotowuje koszyk ulubionych smakołyków wnuczki, która je dostanie pod warunkiem udania się w samotną podróż. Zachęcona zapachem pieczeni z baranka i drożdżowych ciasteczek z dziurką (wszak rarytasy w owe czasy) – dziewczyna zgadza się opuścić wieś, miłość i pakuje walizkę.
Babcia każe jej się udać na wschód, do centranej Polski, lub jeśli się uda, nawet do ZSRR – wie, zwycięzcy po wojnie będą żyli jak pączki w maśle, z grabieży Niemiec oczywiście.
Dziewczyna jest dwujęzyczna, bo jej ojciec, zięć babci, był Polakiem, przy swoim dziecku mówił nie tylko po niemiecku. Wcielony do Wermachtu, zaginął pod Stalingradem w 43'. Ostatnim argumentem babci była owa możliwość odnalezienia ukochanego tatusia. Może gdzieś pod Kołymą.
Nad ranem babcia kończy szycie czerwonego kapturka, wiadomo ten kolor – ulubiony komunistów każdego sortu, będzie zjednywał podświadomie nową władzę, w tym wojskową.
Wnuczka w pieknym, czerwonym kapturku, już na trakcie wiodącym do wyzwolonego przez czerwonoarmistów miasteczka, może sprawdzić jego moc.
Przystojny Kałmuk, widząc na głowie dziewczyny nakrycie koloru czerwonego, nie gwałci od razu, siada i zjada ciasteczka, okruchy wylizując z potężnej graby do czysta. Gdy tak mlaszcze, dziewczyna, nasz sympatyczny Kapturek, leżącym na trawie, ostrym krzemiennym nożem (prasłowiańskim dla większego dramatyzmu) podcina mu gardło, i w surrealistycznym natchnieniu wciska do potężnych uszu garść polnych kamyczków.
Zwycięska małolata idzie dalej, wie, że jej czerwony kapturek zawsze ją obroni, a i w koszyczku jest jeszcze pieczeń.
Przed nią niewysokie pasmo gór, wieczorem postanawia odpocząć na płaskiej skale i, na wszelki wypadek po polsku, śpiewa usłyszaną od tatusia piosenkę:
Gdybym to ja miała skrzydełka jak gąska...
I tu pojawia się rewelacyjna pointa, ostatni akt lirycznego dramatu młodej Niemki w niesamowitej metaforze – złapania zimnego wilka.
Prawdziwy pech dopada dziewczynę. Siedzi bowiem na zamaskowanym otworze wilgotnej pieczary, w której ukrywa łsię Niemiec z oddziału Werwolfu. Organizacja Czarny Wilk, to jak wszystkim wiadomo, szkoła niemiecka wycia po przegranej wojnie. W akcie rozpaczliwego odwetu zabijająca Polaków i komunistów.
Pech.
Czerwony kapturek, polska piosenka, i na skale czarny wilk. Nie miała szans, choć łapała go za nogi.
Koniec spójnej do każdego wersu mej interpretacji.
Jak widzisz, Dorotko, możesz liczyć na swoich czytelników;)