Wiersz jest bardzo niepokojący, nasycony obrazami i znaczeniami, które prowadzą w kilku kierunkach. Ciężko mi podjąć próbę interpretacji, chyba głównie dlatego, że tekst wydaje mi się pokazywać takie niuanse i odcienie, których opisanie
innymi słowami pozbawi je głębi i oryginalności.
Tytuł "Z dymu i garści prochu" kojarzy mi się przede wszystkim z biblijnym "z prochu powstałeś..." To jest chyba istotny trop, ponieważ cały tekst jest przesycony refleksją o przemijaniu, odchodzeniu, ludzkiej marności. Mam taki dziwny obraz, jakby wiersz "przeciekał" w śmierć, z każdym wersem go ubywa, aby zniknąć całkowicie...
Utwór kilkakrotnie podejmuje motyw snu.
meandra pisze:zaufaj nieudanym próbom,
jakie sen sprowadzają do sadu.
meandra pisze:Zaniesie ten oddech z początku
snu w kolejną iluzję,
Podobnie i pierwszy wers:
meandra pisze: w półmrok wchodzisz drętwą stopą,
Może kojarzyć się z zasypianiem. Nie jest to jednak wiersz o śnie. Sen nie przynosi ukojenia, wyciszenia. Peelka znajduje się w jakimś dziwnym stanie zawieszenia - w majakach, malignie, przerażeniu. Odnoszę wrażenie, że doznaje czegoś w rodzaju złudzenia umierania.
Agonia (czy raczej jej wyobrażenie) staje się czynnikiem wyzwalającym pewnego rodzaju "spowiedź", opis tego, co peelkę boli, napełnia smutkiem, opis jej ciężkiej codzienności, rozpaczy.
Wiersz nasycony słowami o bardzo dużym ciężarze emocjonalnym: "smutek", który "skamle", "w bólu rodzisz"... Do mnie akurat docierają tego rodzaju doznania (tzn. w taki sposób opisane), ale bardziej na zasadzie wspólnoty doświadczeń, niż porozumienia na linii autor/odbiorca. Myślę, że ta druga relacja może okazać się dość ryzykowna, właśnie ze względu na zbyt bezpośrednie i bezceremonialne odsłonięcie się peelki.
W tekście pojawia się też przeczucie śmierci, charakterystyczne dla tzw. "godziny wilka", najstraszniejszej i najbardziej dręczącej godziny nocy (dobrze wpasowuje się tutaj obraz wilka stepowego). Wskazuje na to:
meandra pisze:Czereśnie
owocują już w tobie, pełna jesteś pestek,
oraz:
meandra pisze:bo pod skórą jest jaśniej, a ty, coraz cieńsza.
W tym wszystkim chyba istotne jest też osamotnienie:
meandra pisze:Okoliczne baśnie
nie są chłonne,
Tak, jakby peelka żyła w otoczeniu wrogim, niczego nie rozumiejącym, bez jakiejkolwiek nadziei na pocieszenie. I nie widziała szansy na wyzwolenie się, stąd też podświadomie buduje dla siebie schronienie w otchłani, w myślach o śmierci.
Nadejście nowego dnia jest wyzwaniem niemal nie do udźwignięcia, gdyż - po pierwsze - oznacza to słynne
coraz bliżej do... Po drugie - przeraża perspektywa zmierzenia się z rzeczywistością. Alienacja, inercja, mrok są dość wygodnym schronieniem. Ból chyba też. (wiem coś na ten temat).
Weltschmerz staje się błoną komórkową, przez którą peelka komunikuje się z realnym światem, jakby już inaczej nie potrafiła.
Jeżeli mogłabym coś zasugerować:
meandra pisze:Nadstaw uszu gdy w półmrok wchodzisz drętwą stopą,
Tu przed "gdy" zdecydowanie powinien być przecinek. (to taki drobiazg, ale jednak...)
meandra pisze: zaufaj nieudanym próbom,
meandra pisze: naderwaną próbę.
W tym wypadku już się powtarzasz i nie tylko słownie, ja bym jeszcze pomyślała o tych próbach. A w ogóle to dość złowieszczo zabrzmiało, ta "naderwana próba", mam nadzieję, że Ty
nie o tym, bo teraz przemknął przez Twoje wersy powiew myśli suicydalnych...
" z początku", "zaczątek" - w bliskim sąsiedztwie - też się gryzą...
No i ten skamlący smutek. AS ma sporo racji.
"skamlenie" samo w sobie zawiera już tyle smutku, że w zasadzie skamlący smutek to już lekka tautologia. A jeżeli ważny jest smutek dla Ciebie, to nie skamlący, bo całość robi się przejaskrawiona, przesycona i wiersz sporo na tym traci.
Pozdrawiam ciepło,
Glo.