Coś jest w tym, co pisze Hosanna. Myślę, że nawet, gdy kreujemy sobie jakiś fikcyjny podmiot liryczny, będzie on zawsze hologramem naszej podświadomości. Wypowiadamy się niby w cudzym imieniu, to jakby mechanizm obronny przed tym, aby odbiorca czytał
w nas samych jak w otwartej książce. Ale wiersz to pochodna tego, czym aktualnie żyjemy, co nas boli albo uskrzydla, coś, co koniecznie musimy z siebie "wypisać". Nawet jeżeli przebierzemy się za kogoś innego.
O pewnym
imprintingu świadczy chociażby fakt, że mamy na przykład swoje ulubione słowa, nastroje, skojarzenia. Czytając wnikliwie wiersze można bez trudu znaleźć ten kod. Podobnie chyba jest z rodzajem postrzegania rzeczywistości, z emocjami...
Pozdrawiam,
Glo.