A ja sobie - przewrotnie! Bo skąd się wziął feminizm i insza emancypacja, i czym były? Ano, wzięły się - najkrócej mówiąc - z XIX-wiecznej Anglii, gdzie do tej pory bicie żon jest nie tylko kulturowym dziedzictwem, ale ma umocowania w prawie pisanym (kij nie może być grubszy, niż wskazujący palec mężczyzny). Gdzie w owymż XIX wieku liczba londyńskich prostytutek była wyższa, niż liczyło sobie niejedno miasteczko, a kopalnie zatrudniały kobiety w charakterze zwierząt pociągowych do wywożenia urobku z wąskich chodników (technicznie to wyglądało tak: w talii - skórzany pas, do niego przymocowany łańcuch, który szedł między udami i doczepiony był do wagoników z węglem. Pytanie: jak wyglądała miednica takiej kobiety po kilu latach takiej pracy i dlaczego w górniczych miastach rodziło się tyle zdeformowanych fizycznie dzieci?). Więc oweż emancypantki czy insze feministki starały się choć trochę uświadomić społeczeństwo, że kobieta - to także - człowiek. Ale o tym się zapomina, dziś emancypantka czy feministka kojarzy się z jakąś furią, ogłupiałą na punkcie batalii o deprecjację mężczyzny. Nad politycznymi przyczynami takiego dzisiejszego obrazu "fenministki" nie będę ględzić, bo i nie ma potrzeby może.
Natomiast wiersza nie odebrałam jako wyrazu tęsknoty za "damami", lecz jak męskie gadanie, jakie co i rusz słyszę od jednego Pana obok: jakie to te baby są paskudne, niehonorowe, pamiętliwe, agresywne i w ogóle "be". A może - u licha - takie są?
pozdrawiam...
Ewa