Tak się dzieje kiedy trzeba pisać,
a nie ma o czym, jak, gdzie.
Wystarczy cokolwiek – imperatyw.
W skali jeden do dziesięć.
Oficjalne kładzie się bruzdą na czole,
w poprzek życiorysu.
Po łacinie brzmi dumniej.
Karty mówią: jesteś głupi – nieodrodne dziecko
swoich rodziców. Gdzieś tam czerwienieją
zachody. I wschody, jeśli już o tym wspomnieć.
Budzę się, to powinno wystarczyć,
jestem zdolny do życia.
Otwierając słownik, sposobem chybił - trafił,
zawsze odnajduję hasło „maligna”.
I jak tu nie wierzyć w przeznaczenia.
Albo inne strachy na lachy.
Kant ma ubaw w siódmym niebie dla byłych
skurwysynów.
(Takie jest oficjalne stanowisko czynników,
trzymających za pysk całą resztę.)
Chipsy o smaku dziewicy orleańskiej
-
- Posty: 3587
- Rejestracja: 21 lis 2011, 12:02
- lczerwosz
- Administrator
- Posty: 6936
- Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
- Lokalizacja: Ursynów
Re: Chipsy o smaku dziewicy orleańskiej
To zapewne obsesja. Słowniki, jak i inne książki składające się z więcej niż jednej kartki mają tą właściwość, że się otwierają w specyficznych miejscach. Być może często używanych.Marcin Sztelak pisze:Otwierając słownik, sposobem chybił - trafił,
zawsze odnajduję hasło „maligna”.
I jak tu nie wierzyć w przeznaczenia.
Ale wróżby z kart, jak mówisz, potwierdzają. Też już musi być oszustwo jakiegoś skurwysyna.
Myślę, że wiersz nie prowadzi do zgłębienia opisywanych bytów. A są trywialne. Kant był kanciarzem.

Tylko tytułu jeszcze nie rozpakowuję.