
Pozdra

Ja może nadinterpretuję wiersz, ale:Nilmo pisze:Ja tu klęski nie widzę,
...pomyślałam o czymś, co nagle zaczęło źle funkcjonować, pomimo tego, że peelowi wydawało się, że ma nad swoim życiem swoimi wyborami kontrolę, skoro wyznaje:lczerwosz pisze:Kilka procesów - nie do ruszenia.
Namnażają błędy,
Stąd też ta wizja "egzaminu z siebie".lczerwosz pisze:Nie wiem, jaki mam - na siebie wpływ.
Ależ właśnie dokładnie to chciałam powiedzieć.Nilmo pisze:To kwestia tego jak ja sam się z tym czuję.
Dla mnie właśnie dlatego pojęcie "egzaminu z życia" jest absurdalne. No bo nigdy wszystkiego o życiu nie wiemy. Każda sytuacja jest inna, w każdej mamy mnóstwo zmiennych, i kierujemy się jedynie intuicją, a nie jakąś konkretną wiedzą. Doświadczenie pomaga, ale wcale nie musi. Czasem potrzebna jest rutyna, czasem odwaga wyjścia poza schemat, trzeba brać pod uwagę miejsce, czas, dramatis personae, kontekst, okoliczności, itp. Właśnie tak. O zdaniu lub niezdaniu można powiedzieć ewentualnie na łożu śmierci, ale wtedy również - według mnie - nie da się jakoś tego generalizować. Chyba nikt nie jest totalnym, skrajnym nieudacznikiem, który z niczego w życiu nie może być dumny.Nilmo pisze:a pomimo to że zdałem ten egzamin ze znajomości życia wciąż coś mnie zaskakuje i nie mam na to żadnego wpływu.
No ale chyba każdy sobie wyznacza jakieś cele. Priorytety można przewartościowywać, naturalnie, ale jednak... To chyba kwestia określonej hierarchii wartości. A może przemawia przeze mnie perfekcjonizm? Trudno powiedzieć. Moglibyśmy zacząć w tym miejscu dyskusję, po co nam sumienie właśnie. Czy to jest człowiecze przekleństwo, odkąd Adam zeżarł jabłko z drzewo poznania dobra i zła?Nilmo pisze:Klasyka dla masochisty.Czy człowiek o zdrowych zmysłach będzie sam na siebie nakładał cenzurę? Czy normalnym jest aż tak bardzo być niepewnym siebie, aby organizować samemu sobie egzaminy z życia? Często i owszem postępujemy wbrew własnemu sumieniu, ale skąd o tym wiemy? No bo nam mówi sumienie, prawda? A jak nam mówi tak a my robimy inaczej to co tu rozliczać?
Nie wiem, czy można całe życie w ten sposób uprościć, bo poza potrzebami niższego rzędu, ludzie mają jednak także potrzeby wyższego rzędu. Może minimaliści nie zastanawiają się nad sobą? Oczywiście bez przesady, bo można wyobrazić sobie naturalnie egocentryka, który się zadręcza. Ale samoudręczanie się nie ma nic wspólnego z obiektywizmem, bo prowadzi wcześniej czy później do użalania się, a nie o to chodzi, oczywiście.Nilmo pisze:"Egzamin z prawa jazdy" kojarzy mi się z tym że wiem jak się w danych warunkach poruszać, aby nie zginąć. I nic ponad,
To teraz ludzie którzy żyją z czystym sumieniem, bądź w zgodzie z nim nazywają się skrajnymi troglodytami? Chyba będę musiał kupić maczugę i wbrew sobie komuś przy...żeby być bardziej cywilizowany. Na to wychodzi, bo ja nie rachuję . Nie mam co.Wydaje mi się, że jednak większość ludzi, no pominąwszy może skrajnych troglodytów, czyni od czasu do czasu rachunek sumienia,
Skoro trzymamy się tematu prawa jazdy to potrzebami wyższego rzędu jest np. jazda po drogach publicznych na jednym kole. Czyli nieodpowiedzialny idiotyzm. To że człowiek chce w swoim życiu wejść na Everest nie czyni go ani lepszym ani gorszym. To że zdobędzie osiem nadobowiązkowych dyplomów również. Więc co jest tymi potrzebami wyższego rzędu?Nie wiem, czy można całe życie w ten sposób uprościć, bo poza potrzebami niższego rzędu, ludzie mają jednak także potrzeby wyższego rzędu.
Wskaż mi człowiek idealnego, który zawsze wszystko robił świetnie, odniósł same sukcesy, nie popełnił żadnego błędu (życiowego), itd. Jedni może w mniejszym, inni w większym stopniu. Ale może po prostu nie znalazłeś się jeszcze na takim rozdrożu, o którym ja mówiłam, o którym (być może) pisze w wierszu Leszek. I nie ma to nic wspólnego z kompleksami. Niektórzy mają życie pokręcone. Inni - nie. Albo też mają, ale żyją w błogiej tego nieświadomości. Co lepsze? Bezrozumne zadowolenie czy świadomość niedoskonałości? Ale w tej kwestii to chyba Ciebie i mnie dzieli chyba zasadniczy ogląd filozoficzny na kondycję człowieka. Mi blisko raczej do pascalowskiej nędzy. Tobie do Gorkiego i jego "człowieka, co brzmi dumnie".Nilmo pisze:To teraz ludzie którzy żyją z czystym sumieniem, bądź w zgodzie z nim nazywają się skrajnymi troglodytami? Chyba będę musiał kupić maczugę i wbrew sobie komuś przy...żeby być bardziej cywilizowany. Na to wychodzi, bo ja nie rachuję . Nie mam co.
Akurat nie chodzi mi o wykształcenie (choć dla niektórych - być może tak) czy jakiś pseudoprestiż. Ale niektórzy, poza spaniem, jedzeniem i bzykaniem się, odczuwają właśnie potrzebę robienia czegoś więcej.Nilmo pisze:Więc co jest tymi potrzebami wyższego rzędu?
To nie jest kwestia tego, jakie są osiągnięcia, jaki kto ma dyplom i jakie wykształcenie, ale kwestia - właśnie chociażby tego, czy masz o czym z tym człowiekiem rozmawiać.Nilmo pisze:Dla mnie nie jest ważne czy rozmawia ze mną Jerzy Kukuczka czy Felek Zdankiewicz. Jurek może okazać się pałą (nie ubliżając nieżyjącemu Jurkowi), a Felek facetem który ma więcej do przekazania niżby się profesorom z Harvardu wydawało. Nigdy nie patrzyłem nikomu w dowód zanim zacząłem z nim rozmowę aby dostosować się do jego poziomu.
Zgadzam się, że kompleksy wiążą się z brakiem akceptacji. Ale to jest bardzo jednobiegunowe patrzenie. Czy uważasz, że nie należy sobie stawiać żadnych wymagań, nie mieć żadnych aspiracji, nie rozwijać się? I pal diabli sąsiadkę - sam powiedziałeś, że robisz pewne rzeczy dla siebie samego. Czyli stawiasz sobie jakieś poprzeczki, jakieś cele. I nigdy się nie potykasz, nie znajdujesz w impasach? (Oczywiście pytania retoryczne, na użytek tej dyskusji).Nilmo pisze: kompleksy i egzaminowanie samego siebie to domena ludzi którzy stawiają sobie wymagania którym, bądź nie są w stanie sprostać, bądź nie akceptują tego kim są.
To już dopisałeś sobie sam.Nilmo pisze: No ale ja zaliczam się do troglodytów.
Czyżby?To już dopisałeś sobie sam.
Tak się składa że ja nie czynię. Wiem co robię i nawet jeśli robię coś źle, czynię to z pełną świadomością i odpowiedzialnością. Czasem człowiek nie znajduje wyjścia z patowej sytuacji i ciągnie co zaczął. Zwłaszcza w emocjach. Zostawiam to jak jest albo naprawiam, ale nie dlatego że jakieś wyimaginowane sumienie mi karze, a dlatego że znajduję lepsze rozwiązanie.Wydaje mi się, że jednak większość ludzi, no pominąwszy może skrajnych troglodytów, czyni od czasu do czasu rachunek sumienia
Wykształcenie jak i Everest były tylko przykładem. Nadal nie wiem co znaczy to "czegoś więcej", choć czuję że jest to coś, co za "więcej" Ty lub ktoś uważa. Ja mogę uważać że Exerest jest dla snobów i to dobre dla troglodytów, bo więcej to co najmniej lot w kosmos. Ludzie którzy ulegają presji i wymaganiom otoczenia, powinni od razu zrzec się życia na jego korzyść, jeśliby istniała taka możliwość. Tak uważam. Jeden jest szczęśliwy i spełniony śpiąc na gazecie inny niezaspokojony choć w hamaku na Haiti. Jakie ja mam moralne prawo mówić że tego czy owego życie jest płytkie?Akurat nie chodzi mi o wykształcenie (choć dla niektórych - być może tak) czy jakiś pseudoprestiż. Ale niektórzy, poza spaniem, jedzeniem i bzykaniem się, odczuwają właśnie potrzebę robienia czegoś więcej.
przepraszam, że się wtrącam. Zamiast sumienia można mieć np. poczucie winy, albo wrażenie, że się zachowało niewłaściwie (mniejsza jakby wina). A wina nie odnosi się do grzechu tylko do norm, które albo po prostu się akceptuje, i których się przestrzega albo się nie akceptuje, wiedząc jednak o ich istnieniu.Nilmo pisze:ale nie dlatego że jakieś wyimaginowane sumienie mi karze