No tak Gloin, ale z poezją już tak jest że przykleja się na różne sposoby do różnych. Jakoś nie przypominam sobie żeby np. Asnyk napisał wiersz buntu. On był lalą ze szkalnymi oczami i takim go większość ludzi widzi. Rozwianego, zakochanego, tęskniącego i piszącego w białych rękawiczkach. A weź np. Kaczmarskiego...jakoś nie mogę sobie go uzmysłowić jako ywórcy piosenek w stylu "do zakochania jeden krok". Zatem nie wiem czy chodzi tu o wypośrodkowanie.
Z własnego doświadczenia, wiem że ja np. coś osobistego, coś pięknego dla mnie, coś drogiego, zazwyczaj wsadzę w jakąś historyjkę wierszowaną o babce co lepiła pierogi, a najczęsciej tego wcale nie opiszę, bo "to jest moje moje moje" i wara tym co choćby przez nieopatrzność sprofanować śmieli, a coś co mnie wpienia, co spać nie daje co o przypieprzenie się prosi to wypluwam jak małe dziecko kaszkę gdy się w nim już nie mieści. Ja nigdy nie miałem radości z pisania. Dla mnie moje pisanie jest potrzebą fizjologiczną. Nazbiera się to trzeba wydalić. Zdarza się też kiedy lubię się wierszem pobawić. Pisać głupoty, teksty w stylu kabaretowych, rymowanki dla jaj. Kiedyś to był mój priorytet bo bawiłem tym kolegów i kolezanki. Czas zrobił swoje .
I chyba tak jest wszędzie że są pisarze tragiczni, są pisarze komiczni, nostalgiczni, romantyczni bla bla bla...ale uniwersalni, wyważeni jak buraki na targu

...tutaj się raczej z Tobą nie zgodzę. Pozdrawiam.