Ten fragment jest mega. Początek nie jest tak obiecujący, ale przeciez wprowadza opis kolejnej nudnej niedzieli.biegnąca po fali pisze: najgorsze przychodzi później
tuż po szesnastej noc spada na dach
rygluje drzwi usta wtedy zaczynam się dusić
wyciągać zza szaf bezgłowe lalki i misie
z rozprutych szwów sypie pierwszy śnieg albo popiół
więc schylam głowę choć żadnej modlitwy
nie pamiętam niczego co mogło przesunąć horyzont
o tych kilka słów za daleko
Ten czas szczeliny trochę wybija i ostatnie dwa wersy jakoś rytmicznie wypadają. Jest literówka w przescieradłach. No i przesiękamy przez coś, albo wsiąkamy w coś.biegnąca po fali pisze: dlatego wygrzebuję wyblakłe listy i róże
szeleszczące sreberka zmieniają się w korony
spadające z głów przy byle podmuchu
przymykam oczy i lecę poprzez czas szczeliny
pod powiekami skąd widać już niebo
znów wszystko ma twój głos dłonie
przepuszczają przez palce słońca czasem nawet księżyce
i wtedy zawsze jest pełnia
przesiąka w prześcierdła i ściany podrapane przez gałęzie
wystukują nam rytm zza okna
Ale całość ma mocny przekaz i obrazowanie.
Wrócę.

Pozdrawiam