dżdżysty poranek --
wśród liści jarzębiny
budzi się czerwień
Zawsze czekała, aż ktoś ją zauważy...
Kolejny Twój piękny i mądry wiersz o tym, co istnieje poza naszą percepcją.
Nazywając - przeciągamy to z nierealnej strony na rzeczywistą. Jakbyśmy odwijali
coraz to nowe zwoje bandaży pod którymi nic nie ma i okrywali nimi własny, chory świat.
Jak Kartezjusz jedzący pomarańczę, której nie było:
"Czasem mi się wydaje, że jem pomarańczę, a tymczasem leżę w łożu i jest to sen.
Jednak jest niezaprzeczalnym faktem to, że wydaje mi się, że jem pomarańczę.
Doświadczam tego, czego doświadczam a zatem - jedząc pomarańczę, której nie jem - także istnieję."
Pozdrawiam.
dajmy na to ktoś przeszedł ulicą podobny
że coś się wydawało przez chwilę takie same
jak krzew czerwonosłoneczny ozdobny
co rozkwita niekiedy o wschodzie nad ranem
by coś pękło w nas nagle
ale nie było zbyt ważne
bo od wieków śniło pęknięte
by coś nas zabolało
ale nazbyt mało
bo już było zawsze draśnięte
jak krzew ozdobny czerwonosłoneczny
co niekiedy rozkwita na niebie o wschodzie
jak z takiej chwili karmazyn odwieczny
skądś nagle znajomy ulicą przechodzień
Tak, rzeczy niewytłumaczalne, nie do udowodnienia. Może tylko nowe plamki w tęczówce
i przechodzień jakby znajomy?
dajmy na to ktoś przeszedł ulicą podobny
że coś się wydawało przez chwilę takie same
jak krzew czerwonosłoneczny ozdobny
co rozkwita niekiedy o wschodzie nad ranem
by coś pękło w nas nagle
ale nie było zbyt ważne bo od wieków śniło pęknięte