nie jestem zwolenniczką "jobów" w literaturze, wystarczająco dużo mamy ich w życiu, na co dzień, niestety. I tą drogą - na skróty - doszłam do wiersza, w którym jest samo życie takie, z jakim - nolens volens - stykamy się, bo nie siedzimy w hermetycznych miejscach, tylko kontaktujemy się z tym, co nas otacza. I - nawet jak nie chcemy - słyszymy te wszystkie "joby", jakimi się mieszkający nad Wisłą homines sapientes - obrzucają nawzajem z niebywała predylekcją. Niestety. Więc i - niestety - do literatury - też te "słowa" wnikają, albo raczej - wchodzą bez pukania.
W Twoim wierszu, Glo - sens - oczywisty: media czynią z umysłami odbiorców - co czynią, i nie ma sensu bić piany, tłumacząc z "polskiego na nasze". W sumie - cytat kursywą z wypowiedzi o księdzu Popiełuszce - w porządku, przytoczone, w końcu Internet pełen jest takiej retoryki (signum temporis - szkoda, że mi wypadło żyć w aż tak ciekawych czasach, cytując chińskie przekleństwo). Co zaś do drugiego użytego przez Ciebie "jobu" - to myślę, że ten z tytułu śmiało można było sobie darować bez szkody dla przekazu, zaś ten z pointy - dać kursywą, jako zacytowany, bądź co bądź. Efekt byłby - ten sam, a kontrowersji - mniej. Ale to tylko moje zdanie, i może znaczyć, że się czepiam bez sensu...


serdeczności wysyłam...
Ewa