No i znowu się kłócą o te biedne smoczki.
Nie warto - to bajka. Sentymentalny jesienny spacer po Krakowie. Już zresztą pisałam o tym w jednym poście.
Lubię legendy, mam sentyment do smoków, wieczorny Kraków jest magiczny. I tak go sobie opisałam.
Żeby przede wszystkim płynął razem z księżycem.
Nie warto się czepiać inwersji i metafor. Inwersje w tego typu wierszach mają pewną rację bytu, nadając mu melodyjność, a o nią mi chodziło.
A metafory? W bajkowych konwencjach też nie są zbrodnią.
Zresztą nie każde połączenie wyrazów nią jest. Tu na przykład:
"pod cieniem pasaży fajansu księżycem" - to skrócona myśl "pod cieniem pasaży (pod) fajansu księżycem".
"Pod cieniem pasaży" dla mnie nie jest metaforą dopełniaczową. Tak samo "pod niebem dziedzińca", bo to dosłownie niebo nad dziedzińcem.
Ale tu chętnie zmienię:
"w liściastych legendy akantach" na "w legendy liściastych akantach".
Co do rymów gramatycznych, to bajkowa konwencja także ich nie posyła na szafot. Pewnie, mogłyby być bardziej oryginalne, ale czy zawsze piszemy same oryginalne rzeczy?

To wiersz - zabawka. Nie rości sobie pretensji do bycia wybitnym dziełem i nie jest wierszem poważnym ani ambitnym.
Prędzej takim do małego uśmiechu w stronę człapiących po krakowskim bruku smoczków.

Zostawię sobie na pamiątkę bez przerabiania, bo go lubię.
I nikogo nie będę wieszać za to, że mu się nie podoba, bo może się nie podobać. Mnie też nie wszystko się podoba.
A jeżeli jest w nim pewien nadmiar ozdobników, to taki właśnie trochę renesansowy klimat chciałam uzyskać.
Nie przejmujcie się więc smokami - wrzucę Wam niedługo coś innego na pociechę.
Buziaki
PS. A może by się tak ktoś poznęcał nad białą villanellą, bo to eksperymentalna wersja tej formy?
