Ten mój wczesny wiersz zaplątał się tu trochę przypadkowo, nie planowałem go tu zamieszczac, ale sam przydreptał za opowiadaniem, które zamieściłem. Czuje się z nim tematycznie związany, Tak, to nie poezja, to ballada. Kulawa, jak sami zauważyliście. Zanuciłem ją sobie na własną melodię, ale głos nie ten, więc przymknąłem oczy i powierzyłem ją Okudżawie, tym razem wysłuchałem wydumanej wizji z przyjemnością. W jego wykonaniu nierówny rytm nie ma znaczenia, słyszę ją, czuję.
A teraz myślę, ile takich par, w ciągu ostatniej doby, podpisało podobny cyrograf, ile kryło się w różnych hotelikach, samochodach, zakamarkach, by wyjadac te okruchy życia. W skali kraju, w skali świata. Tysiące, dziesiątki tysięcy? Czy to wbrew doskonałej ludzkiej naturze, czy zgodnie z bardzo niedoskonałą naturą? To życie, nierytmiczne i rozchwiane, jak wiersz Coby'ego, jest żywiołem, nie pyta, samo nas porywa w swój nurt. Jest w nas jakaś siła, która uwolniona kieruje naszymi poczynaniami, wbrew zasadom, wbrew rozumowi. Dlatego nie mam odpowiedzi na żadne z pytań, jakie się tu nasuwają.
Bohaterka wspomnianego opowiadania, próbuje odpowiedziec sobie, dlaczego podpisała taki cyrograf. I też nie potrafi. Ale powiedziała .in. tak:
"Bo ten świat jest już zaprogramowany, uporządkowany, wszystko dokładnie poukładane, nie ma miejsca na dowolność. I ja się w nim znalazłam. Nie wolno burzyć tego ładu, kto to czyni staje się przestępcą, bo tak akurat ten świat jest ustawiony. Nauczono mnie, że to, co teraz biorę na swoje barki, to grzech, bo tak to właśnie zaprogramowano. Zostałam wcześniej przydzielona jednemu mężczyźnie, dla drugiego nie przewidziano już miejsca. W to wszystko wkracza teraz życie ze swoim okrutnym, ale logicznym bilansem, który powinien wychodzić na zero. Szczęście jednego, to cierpienie drugiego. Tak widać być musi."