spadaj mała, że tak powiem kolokwialnie,
prosto z mostu, bez ogródek, twarzą w twarz.
bo nie w głowie uprzejmości, konwenanse,
kiedy życie się rozłazi, pęka w szwach.
nie mam pracy ani domu rodzinnego,
na dodatek marny humor – niech to szlag!
rzeczywistość mnie przerosła, nie ogarniam,
więc rozumiesz skąd ten sarkazm, taktu brak.
z kumplem z roku znów pod przęsłęm sypiam sobie,
dzisiaj karton jest wciąż w cenie – ho, ho, ho!
więc gdy kryzys wszechobecny, w świat wychodzę.
zbieram metal i butelki – masz pan szkło?
nieźle
jeden gówniany szlif
i Amsterdam wyrzeknie się Ciebie
