i gałęzi ciężkich od dorodnych gruszek.
Szepcze, że niedługo kilka marzeń ziści,
chyba prawdę mówi, uwierzyć jej muszę.
Może tylko zwodzi by urodą mamić,
razem z babim latem wskoczyć pod pierzynę.
Potem od niechcenia troszkę się zadziwi,
na pajęczej nici siądzie na godzinę.
Dama w złotej szacie i wiatrem we włosach,
wysmagana deszczem, w siwe mgły wtulona,
stuka rudym gradem po drogach, ulicach,
gdy o bladym świcie lato w ciszy kona.
Wśród chocholich ścieżek trąca krople rosy.
Do żurawi krzyknie aby pozostały.
Jarzębinę wplata między panien kłosy,
by do snu utulić płótna żagli białych.
19.09.2013
