#17
Post
autor: Lucile » 29 maja 2018, 18:41
Dawno mnie nie było, a tu taka miła niespodzianka. „Moja” ulica zyskała aprobatę Recenzentów. To znaczy, że jej nie zaszkodziłam, a może i wprost przeciwnie, bo kilka osób pospacerowało po niej, po „bruku wiersza” i mam nadzieję, że bez niesmaku. Jedynie Edowi, to i owo nie spasowało. Bywa, bywa, nic to - Eda święte prawo krytykować, a moje przyjąć na klatę i tylko cichutko „zaparafrazować”: „cicho [... ], cicho, nic to...”
A tak poważnie bardzo dziękuję, za rekomendację, za poczytanie i za pozostawienie komentarza.
Moim zamiarem było, by ten wiersz płynął harmonijną nostalgią, obficie sięgając do historii. Ot, sentymentalny spacer ze skrótowym przedstawieniem dziejów ulicy oraz wrażeniem i skojarzeniami, jakie on przynosi. A jaki charakter przybiorą te wrażenia i przemyślenia - decyduje dana ulica. Ta, choć raczej krótka, ale naszpikowana historią i niedopowiedzeniami skłoniła nie po sięgnięcie do klasycznego metrum.
Ot, chociażby jej nazwa. Kiedy zamieszkałam w Krakowie i zrozumiałam, że to jest moje właściwe miejsce do pracy i życia, postanowiłam poznać jego ulice. Włóczyłam się po nich, dotykając murów, cegieł, kamieni, a nawet bosą stopą badając bruk, po którym stąpałam. Wiem, wiem, czasami spotykałam zdziwione – tym moim zachowaniem – oczy przechodniów. Ale ja tak chłonęłam i przyswajałam miasto - „w sobie”.
Potem sięgnęłam go źródeł i gromadziłam wiadomości o ulicach, budynkach, tych, które zapadły mi w pamięć i serce.
Dopiero na samym końcu tego procesu powstają wiersze.
Przemyślane i „adekwatne” (wg mnie) do danej ulicy. Klasyczne, wolne – to ulica pokazuje kierunek nie tylko swojego biegu w przestrzeni, ale i w czasie, historii oraz ... zapisie.
Ulicę Stradomską odkryłam z powodu filmu. W kinie „Warszawa” (przed wojną „Atlantic”) wyświetlali „La Stradę” Felliniego z Giulettą Masiną. Zdobyłam pewność, (a jakże się myliłam!), że ta nazwa ulicy została zaczerpnięta z włoskiego „La strada” - droga, czyli coś w rodzaju ulica Drogowa.
No i dośpiewałam sobie, że rodacy królowej przybyli „za Boną”, tu, blisko Wawelu zaczęli się osiedlać. I wszystko mi się zgadzało – do czasu. Właśnie, do tego czasu, kiedy zaczęłam sięgać do źródeł i zagłębiać się w dzieje.
„Da liegt der Hunt begraben”. No właśnie!
Po pierwsze: Włosi wybierali całkiem inny kierunek osiedlania się w Krakowie - bliżej centrum: Rynku Głównego i Królewskiego Traktu.
Po drugie: Żadna „włoszczyzna”, tylko nazwa o rdzennie polskich, ba, starosłowiańskich korzeniach – „stradać” - tracić, pozbawiać, cierpieć niedostatek, a trudem uprawiać. Wszystko jasne. Obszar w zakolu starej Wisły przez wieki był terenem zalewowym, bagnistym, trudnym do uprawy, chociaż tak blisko Wawelu. Stąd jego nazwa Stradom, a pierwsza wzmianka o niej pochodzi z 1376 r. I to w kontekście, że to prawie daremny trud uprawianie tam czegokolwiek. Decyzją Władysława Jagiełły w 1419 r. przedmieście Stradom zostało przyłączone do Kazimierza, z którym połączył go Królewski Most (Ponte Regali). Podczas II wojny północnej (zwanej potopem szwedzkim) i okupacją Krakowa w latach 1655 -1657, przedmieście doszczętnie spłonęło, razem z kościołem św. Jadwigi Śląskiej, z fundacji Kazimierza Wielkiego, czyli swymi początkami sięgający XIV w.
Jednak swój obecny wygląd ulica zyskała dopiero na przełomie XVIII/ XIX w., po zasypaniu Starej Wisły i osuszeniu terenu. Po obu jej stronach wznoszą się neoklasycystyczne i późniejsze kamienice. Ciekawe kamienice: Hotel „Pod Białą Różą” był jednym z najwytworniejszych, chociaż to w hotelu „Londynskim” uruchomiono jeden z pierwszych piwnych ogródków. A kamienica, która wieńczyła iglica? Ten narożny budynek projektu Jana Zawieyskiego (tego samego, który zaprojektował gmach teatru Słowackiego) należał do Mojżesza, Lejba Ohrensteina i jego ukochanej żony Róży. Iglicy nie ma – zdemontowali ją Niemcy.
A kino „Atlantic”? Zostało otwarte, jako kinoteatr „Warszawa” w 1921 r. Potem zostało przebudowane i jako bardzo nowoczesne kino na 500 miejsc i z szerokim ekranem, zyskało nazwę „Atlantic”. Po II wojnie światowej powróciło do pierwotnej nazwy i lat temu kilkanaście zeszło ze sceny. Miejsce działa nadal, jako... Atlantic Squash Fitness.
Dużo by jeszcze pisać o zadziwiających historiach związanych z tą i innymi ulicami Krakowa. Nie chcę przynudzać, więc kończę. Wiem, że że każde miasto kryje swoje - warte odkrycia - tajemnice, ale czy nie zgrabniej popełnić wiersz?
Szczepanie, sadzisz, że wspólny spacer tą ulicą spłoszyłby jej magię – ukrytą pod harmiderem, pośpiechem nieuśmiechniętych przechodniów, brzydkimi szyldami sklepów, tandetnymi wystawami, hałasem tramwajów i samochodów ze zniecierpliwionymi kierowcami.
Kto wie? Może masz rację.
Pozdrawiam
Lu