Tryptyk współczesny 2
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Tryptyk współczesny 2
od początku
Każdy z nas jest taki, jaki jest,
ale wie, jaki jest.
(Stendhal)
Opowieść o chlebie powszednim
Jestem obrotnym facetem, znam się na ludziach i na tym, co można im wcisnąć. Wystarczy, że popatrzę i z miejsca już wiem, co w każdym z nich siedzi. Ale tamtego gościa nie potrafiłem określić. Coś w nim było takiego, co wymykało się wszelkim definicjom. I nawet ja, stary wyga, często miałem ochotę mu wierzyć.
Poznałem go, kiedy wrócił z Wietnamu. Może to, co tam przeszedł, dawało mu ten nieuchwytny dystans, mimo całej dobroci. Bo był dobry, to trzeba mu przyznać.
Zauważyłem go kiedyś podczas kazania, a potem jakoś ciągle wracałem oczyma do niego. Jakby chcąc sprawdzić, czy w tym, co mówię, zgadza się ze mną.
Stał tam, pośród tłumu, wysoki, brodaty, z odrastającymi włosami i słuchał. Po prostu słuchał i miałem wrażenie, że dobrze rozumie każde moje słowo. Jego twarz była spokojna, zamyślona i tylko oczy żyły jakimś własnym życiem.
Co ja wtedy mówiłem, nie bardzo pamiętam. Takie kazania były dla mnie zwykle jak chleb powszedni i czasem plotłem, co akurat wpadło mi do głowy. Tamtego dnia opowiadałem chyba o tym, co byłoby, gdyby Jezus ponownie zjawił się na ziemi, przez godzinę snując na ten temat najbardziej ponure rozważania. A on słuchał. A potem podszedł do mnie.
Resztę wyjaśniliśmy sobie wieczorem, przy kielichu w barze. No i przyjąłem faceta. Nawet nie wiem już, czym mnie przekonał. A może nie przekonywał mnie wcale? Może siedział tylko, podnosząc od czasu do czasu szklankę do ust i patrząc tymi swoimi oczyma, które wtedy, tam, zdały mi się jakby jakąś bramą do otwarcia lub oknem, przez które mogę zajrzeć do lepszego świata. Nie wiem. Nie pamiętam. Zalałem się, a potem i tak było za późno. Mam honor i nie zerwałem umowy.
Zresztą nie miałem czego żałować. Był świetny. Może nie tak świetny, jak ja, ale umiał przekonać. I ten jego sposób mówienia... Nie wygłaszał płomiennych oracji, nie wprawiał tłumu w ekstazę, mówił spokojnie, krótkimi, czasem urywanymi zdaniami, przerywał, milczał przez chwilę, niekiedy przymykał oczy lub patrzył ze smutkiem w twarze ludzi, na których, o dziwo, malował się wyraz skupionej uwagi. I ludzie słuchali w milczeniu, a potem w milczeniu kładli datki do kosza i wracali powoli do domów.
Już po paru kazaniach stwierdziłem wzrost naszych dochodów, a jeszcze, gdy raz czy drugi położył rękę na czyimś czole, to wtedy taki ktoś wyciągał wszystkie pieniądze. Daję słowo, ten facet mógł być milionerem.
– Jak ty to robisz? – zapytałem kiedyś. – Nawet nie czekasz. Sami ci dają.
J.C. uśmiechnął się łagodnie.
– W tym rzecz – powiedział. – Sami dają, bo chcą dawać. Wystarczy obudzić w nich miłość bliźniego.
Ale jak on tę miłość bliźniego potrafił z nich wykrzesać, to nie mam pojęcia, chociaż słuchałem wszystkich jego kazań. I, jeżeli mam być szczery, to nawet mnie zdarzało się czasem, że wyciągałem własną forsę i kładłem na tacy. Może więc powinienem wiedzieć?
Kiedyś zaniepokoiłem się nawet, ale J.C. był w porządku. Podsuwał mi koszyk i mówił: „Zabierz swoją forsę. Mnie wystarczy, że dobrałem się do kieszeni takiego sknery, jak ty”.
No i brałem. Zresztą interes szedł świetnie. J.C. nie miał dużych potrzeb, tak więc dorobiliśmy się lepszego samochodu, różnych, robiących wrażenie akcesoriów (chociaż, Bogiem a prawdą, przy J.C. wcale nie były one znowu tak niezbędne), a w końcu nawet przybył nam spory namiot.
Dalej wiecie już, co się stało. Nie chcę o tym mówić. Straciłem J.C. i tylko jego ostatnie słowa nadal dźwięczą mi w uszach.
I to przez nie ja, ten stary wyga, dla którego wszystkie sztuczki były niczym chleb powszedni, włóczę się nadal po świecie, usiłując przypomnieć sobie i przekazać dalej to wszystko, co on kiedyś mówił.
cdn.
Każdy z nas jest taki, jaki jest,
ale wie, jaki jest.
(Stendhal)
Opowieść o chlebie powszednim
Jestem obrotnym facetem, znam się na ludziach i na tym, co można im wcisnąć. Wystarczy, że popatrzę i z miejsca już wiem, co w każdym z nich siedzi. Ale tamtego gościa nie potrafiłem określić. Coś w nim było takiego, co wymykało się wszelkim definicjom. I nawet ja, stary wyga, często miałem ochotę mu wierzyć.
Poznałem go, kiedy wrócił z Wietnamu. Może to, co tam przeszedł, dawało mu ten nieuchwytny dystans, mimo całej dobroci. Bo był dobry, to trzeba mu przyznać.
Zauważyłem go kiedyś podczas kazania, a potem jakoś ciągle wracałem oczyma do niego. Jakby chcąc sprawdzić, czy w tym, co mówię, zgadza się ze mną.
Stał tam, pośród tłumu, wysoki, brodaty, z odrastającymi włosami i słuchał. Po prostu słuchał i miałem wrażenie, że dobrze rozumie każde moje słowo. Jego twarz była spokojna, zamyślona i tylko oczy żyły jakimś własnym życiem.
Co ja wtedy mówiłem, nie bardzo pamiętam. Takie kazania były dla mnie zwykle jak chleb powszedni i czasem plotłem, co akurat wpadło mi do głowy. Tamtego dnia opowiadałem chyba o tym, co byłoby, gdyby Jezus ponownie zjawił się na ziemi, przez godzinę snując na ten temat najbardziej ponure rozważania. A on słuchał. A potem podszedł do mnie.
Resztę wyjaśniliśmy sobie wieczorem, przy kielichu w barze. No i przyjąłem faceta. Nawet nie wiem już, czym mnie przekonał. A może nie przekonywał mnie wcale? Może siedział tylko, podnosząc od czasu do czasu szklankę do ust i patrząc tymi swoimi oczyma, które wtedy, tam, zdały mi się jakby jakąś bramą do otwarcia lub oknem, przez które mogę zajrzeć do lepszego świata. Nie wiem. Nie pamiętam. Zalałem się, a potem i tak było za późno. Mam honor i nie zerwałem umowy.
Zresztą nie miałem czego żałować. Był świetny. Może nie tak świetny, jak ja, ale umiał przekonać. I ten jego sposób mówienia... Nie wygłaszał płomiennych oracji, nie wprawiał tłumu w ekstazę, mówił spokojnie, krótkimi, czasem urywanymi zdaniami, przerywał, milczał przez chwilę, niekiedy przymykał oczy lub patrzył ze smutkiem w twarze ludzi, na których, o dziwo, malował się wyraz skupionej uwagi. I ludzie słuchali w milczeniu, a potem w milczeniu kładli datki do kosza i wracali powoli do domów.
Już po paru kazaniach stwierdziłem wzrost naszych dochodów, a jeszcze, gdy raz czy drugi położył rękę na czyimś czole, to wtedy taki ktoś wyciągał wszystkie pieniądze. Daję słowo, ten facet mógł być milionerem.
– Jak ty to robisz? – zapytałem kiedyś. – Nawet nie czekasz. Sami ci dają.
J.C. uśmiechnął się łagodnie.
– W tym rzecz – powiedział. – Sami dają, bo chcą dawać. Wystarczy obudzić w nich miłość bliźniego.
Ale jak on tę miłość bliźniego potrafił z nich wykrzesać, to nie mam pojęcia, chociaż słuchałem wszystkich jego kazań. I, jeżeli mam być szczery, to nawet mnie zdarzało się czasem, że wyciągałem własną forsę i kładłem na tacy. Może więc powinienem wiedzieć?
Kiedyś zaniepokoiłem się nawet, ale J.C. był w porządku. Podsuwał mi koszyk i mówił: „Zabierz swoją forsę. Mnie wystarczy, że dobrałem się do kieszeni takiego sknery, jak ty”.
No i brałem. Zresztą interes szedł świetnie. J.C. nie miał dużych potrzeb, tak więc dorobiliśmy się lepszego samochodu, różnych, robiących wrażenie akcesoriów (chociaż, Bogiem a prawdą, przy J.C. wcale nie były one znowu tak niezbędne), a w końcu nawet przybył nam spory namiot.
Dalej wiecie już, co się stało. Nie chcę o tym mówić. Straciłem J.C. i tylko jego ostatnie słowa nadal dźwięczą mi w uszach.
I to przez nie ja, ten stary wyga, dla którego wszystkie sztuczki były niczym chleb powszedni, włóczę się nadal po świecie, usiłując przypomnieć sobie i przekazać dalej to wszystko, co on kiedyś mówił.
cdn.
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Tryptyk współczesny 2
Ciekawa kontynuacja opowieści o JC. Bardzo spójnie i rzetelnie napisana. Krótki moralitet, wpisany we współczesność (dlaczego amerykańską - to już wiem).
----
Zastanawiam się czasem, jak to się naprawdę dzieje, że 'płacimy' za kazania, nie szczędząc grosza w kościołach, itp przybytkach wiary, religii. Czym się przy tym kierujemy?
Każdy zarabia na swój chleb powszedni na swój sposób. Uczciwie, nieuczciwie, w zgodzie ze sobą, z przymusu, z konieczności, z przyzwyczajenia, miłości, zazdrości...
Nie samym chlebem - jednak - człowiek żyje.
serdecznie
iTuiTam
----
Zastanawiam się czasem, jak to się naprawdę dzieje, że 'płacimy' za kazania, nie szczędząc grosza w kościołach, itp przybytkach wiary, religii. Czym się przy tym kierujemy?
Każdy zarabia na swój chleb powszedni na swój sposób. Uczciwie, nieuczciwie, w zgodzie ze sobą, z przymusu, z konieczności, z przyzwyczajenia, miłości, zazdrości...
Nie samym chlebem - jednak - człowiek żyje.
serdecznie
iTuiTam
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Tryptyk współczesny 2
Nie wiem, bo nie płacę.iTuiTam pisze:jak to się naprawdę dzieje, że 'płacimy' za kazania, nie szczędząc grosza w kościołach, itp przybytkach wiary, religii. Czym się przy tym kierujemy?
Jako wolnomyślicielka uprawiam "dobro" na własną, humanistyczną modłę.
Właśnie.iTuiTam pisze:Każdy zarabia na swój chleb powszedni na swój sposób.
A jednak "chlebem powszednim" powinna być także "miłość bliźniego" - tolerancja, zrozumienie, życzliwość i wszystko, co można podpiąć pod to pojęcie.
Bywa, że jakieś słowa zostają zasiane w umysłach i potem kiełkują, rosną i dają owoce.
Kaznodziejski biznesmen Paul, traktujący swój "zawód" czysto merkantylnie, w ten sposób odkrył nagle sens swojej działalności. I nagle z Szawła stał się Pawłem.
Dzięki, iTuiTamko, i miłego dnia.
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
Re: Tryptyk współczesny 2
Generalnie wszystko rozbija się o miłosierdzie, jak się je człowiekowi okaże, to można wydobyc z niego dobre cechy.
Opowiadanie ma swoją wymowę ideową, sens. Postawiłaś na minimalizm, prostotę- jest to tutaj zabieg celowy, ale mimo wszytsko wydaje się być trochę mdłe(wybacz), brakuje jakichś wyraźniejszych nakresleń postaci, może przytoczenia jakiegos naprawdę kakretnego epizodu, bogatszego, żywszego opisu emocji, czegoś skupiajacego uwagę, ale to moje zdanie.
Pozdrawiam
Opowiadanie ma swoją wymowę ideową, sens. Postawiłaś na minimalizm, prostotę- jest to tutaj zabieg celowy, ale mimo wszytsko wydaje się być trochę mdłe(wybacz), brakuje jakichś wyraźniejszych nakresleń postaci, może przytoczenia jakiegos naprawdę kakretnego epizodu, bogatszego, żywszego opisu emocji, czegoś skupiajacego uwagę, ale to moje zdanie.
Pozdrawiam
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Tryptyk współczesny 2
Bo to druga część tryptyku, a nie samoistna część, Zuotko.SamoZuo pisze:ale mimo wszytsko wydaje się być trochę mdłe(wybacz),
Pierwsza dość obszernie nakreśla sylwetki bohaterów i sytuacje.
A to jest tylko krótka relacja z pewnej znajomości, dopowiedzenie. Kogoś, kto nie chce więcej o tym mówić. Z wielu względów.
Dzięki i dobrego
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
Re: Tryptyk współczesny 2
Ok, jeśli taki był zamysł...Miladora pisze:A to jest tylko krótka relacja z pewnej znajomości, dopowiedzenie. Kogoś, kto nie chce więcej o tym mówić. Z wielu względów.
Pozdrawiam
-
- Posty: 560
- Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55
Re: Tryptyk współczesny 2
Jestem w podobnej sytuacji jak SamoZuo.
Poszukam pierwszej części.
Ożesz. Zupełnie zapomniałem skąd się wziął ów J.C. Już sobie zdążyłem wykreować sylwetkę sprytnego oszusta, jak w tej historii, gdzie facet tylko prymitywnie udawał księdza. Wybiegając myślą do przodu, dopatrywałem się czegoś zdrożnego, że zapewne okradnie parafię z malowideł włoskiego mistrza, wyniesie naczynia liturgiczne i szaty sakralne...
W porywach widziałem zabójstwo, może nawet szczątki ciała na plebańskim pogorzelisku.
Wypada przeczytać część trzecią tryptyku. Może jednak jeszcze nie w tej chwili?
Poszukam pierwszej części.
Ożesz. Zupełnie zapomniałem skąd się wziął ów J.C. Już sobie zdążyłem wykreować sylwetkę sprytnego oszusta, jak w tej historii, gdzie facet tylko prymitywnie udawał księdza. Wybiegając myślą do przodu, dopatrywałem się czegoś zdrożnego, że zapewne okradnie parafię z malowideł włoskiego mistrza, wyniesie naczynia liturgiczne i szaty sakralne...
W porywach widziałem zabójstwo, może nawet szczątki ciała na plebańskim pogorzelisku.
Wypada przeczytać część trzecią tryptyku. Może jednak jeszcze nie w tej chwili?
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Tryptyk współczesny 2
Ano, zapomniałeś, Krabuniu.stary krab pisze:Ożesz. Zupełnie zapomniałem skąd się wziął ów J.C.
Co się zdarza nie tylko Tobie. Ja czasem zapominam, że coś napisałam.
Pierwsza część, o odkupieniu, to opowieść o J.C. - jak chyba już sobie przypominasz.
Druga - to krótka relacja Paula - tak, jakby przekazywał ją jakiemuś reporterowi.
Trzecia - dopowiedzenie MaryM. - lecz ona wraca pamięcią do tych chwil już tylko dla siebie.
Ot i cały tryptyk.
Dzięki
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 211
- Rejestracja: 20 mar 2012, 19:26
- Lokalizacja: Dolny Śląsk
Re: Tryptyk współczesny 2
No, bardzo wiarygodne. Zawsze i wszędzie i w każdym momencie historii zanjdzie się lis, który ze wszystkiego zechce wyciągnąć korzyści. Najlepiej finansowe.
Optymista twierdzi, że żyjemy w najdoskonalszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
http://www.krristoff.com/ - zapraszam na stronę fotograficzną kuzyna.
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Tryptyk współczesny 2
A owszem. Historia stara jak świat.MARCEPAN pisze:Zawsze i wszędzie i w każdym momencie historii zanjdzie się lis, który ze wszystkiego zechce wyciągnąć korzyści.
Ale, jak pamiętamy, z Szawła powstał Paweł.
Dzięki, Marcyś
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)