#1
Post
autor: Sokratex » 04 lut 2013, 23:57
- Podwórze tak tu małe, tak ciasne, że moje.
Okno przeciwko oknu uchyla firanki,
ręka starej kobiety, troszczącej się o mnie
schodzi ze mną po schodach, gdzie ten rudy chłopiec,
co chorował na Downa - szczur w potrzask schwytany,
oddaje mi po latach to, co było moje.
Nieuleczalne piękno... zatrzymuję oddech,
jak wtedy, gdy ze śmiechem - tknięty kamieniami,
zdejmując rękę z czoła wyciągał ją do mnie.
Uciekałem od tego obrazu spod powiek,
a on czekał z krwią w dłoni, z uśmiechem na twarzy,
jedną chwilą skazując całe życie moje.
Patrzyliśmy na siebie. Na zewnątrz, w wieczorze
śnieg zamykał latarnie, zmieniały się trawy,
z czasem deszcze i wiatry skłóciły się o mnie,
bym już wracał po schodach, znów wyższych o stopień,
do wspomnień, tych sprzed chwili, tych zaraz nad ranem,
na podwórze tak małe i ciasne, bo moje,
w ręce starej kobiety troszczącej się o mnie.
https://www.youtube.com/watch?v=eW33wN2EufY