Miętowe listy

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
iTuiTam
Posty: 2280
Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35

Miętowe listy

#1 Post autor: iTuiTam » 11 maja 2013, 21:39

Miętowe listy



Stała tuż przy brzegu. Czekała.

Ileż to już razy, w tym samym miejscu, zaznaczonym przesuniętym niewidzialną ręką grubym pniem, kiedyś ogromnego drzewa, które kryło w gałęziach niezliczone gniazda ptaków. Teraz drzewo zredukowane do zmurszałego pnia służyło za nietypowy falochron, platformę dla alg, które w słońcu błyszczały jak klejnoty z tajemniczej krainy, dla piasku, który przesuwał się pod rytmiczne dyktando fal, jak miniaturowe ruchome ciemnożółte wydmy, zasypując wgłębienia wypłakane deszczem, solą, wydmuchane wiatrem, szczeliny na wylot, które zamieniały się w czasie przypływu w maleńkie fontanny.

Stała i czekała. Ubrana w ciemnobłękitną długą sukienkę, na tle piasku plaży przypominała kielich kwiatu, albo wyrzuconego przez otchłań ukwiału. Gdyby popatrzeć z innego punktu, mogła zlewać się z niebem. Przyglądała się falom marszczącym horyzont. Podpełzały do brzegu jak ciekłe, srebrno-białe, metaliczne niespokojne węże, gdzie znikały, wgryzając się w piasek. Niewidzialne słone węże, które rodziła i umierała woda. Patrzyła na fale, nie słyszała szumu, ale czuła ich energiczne ruchy. Mogła, jeśli tylko się skoncentrowała, wyszukując pamięcią miejsce, gdzie kiedyś w mózgu rodziły się dźwięki, przypominać sobie rytmiczny, prawie ciągły szum, który zapisał się w niej pewnego lipcowego popołudnia, gdy była małą dziewczynką z podrapanymi kolanami, długimi warkoczami i wiecznie zdziwionymi oczami.


- Jak to tak, mamuś, i ta woda się nie rozleje? – pytała, stojąc obok mamy, pierwszy raz w życiu zobaczywszy żywe morze.

Obie trzymały walizki, sklejone z grubej dykty pokrytej imitacją skóry, dermą a może i skórą? Kiedyś prawdziwa skóra była tańsza niż wymyślona.

- Kochanie, to jest morze, nie może się rozlać. Takie są prawa ziemi.
- A gdzie się kończy? Ta woda morza? – zapytała, stawiając swoją mniejszą walizkę na piasku.
- Po drugiej stronie, kochanie. Tam, gdzie mieszka słońce, gdzie kładzie się, odpoczywa, żeby nabrać sił, światła, ciepła na nowy dzień.
- A ta druga strona, to, to, czy ona jest daleko? – spytała, siadając na nagrzanym piasku i opierając brodę na krawędzi walizki mamy.
- Bardzo, bardzo daleko – odpowiedziała mama usiadłszy obok.
- Mamuś, a czy ty byłaś po drugiej stronie? – zapytała.
- Nie, nigdy tam nie byłam. Po drugiej stronie wszystko się kończy.

Mama siedziała na piasku, w zamyśleniu przesypywała garście suchego złota, które chrzęściło między palcami. Dziewczynka zaczęła robić to samo, próbując ujarzmić w małych dłoniach rozgrzane, wymykające się złote strumyki. Usypywała je w większe rzeki, wzory, które po chwili rozsuwały się i znikały w oceanie takich samych kryształków.

- Wszystko?
- Tak, po drugiej stronie nic nie ma – potwierdziła mama.
- Jak to nic? Nie ma Ciebie? Mnie? – zdziwiona patrzyła na horyzont, który od tej chwili krył tajemnicę, pustki.
- Nic tam nie ma, kochanie. Tam mieszka nic – odpowiedziała mama, wstając i otrzepując spódnicę z sypkiego złota. Podniosła obie walizki, ociekające ziarenkami światła.
- Czy kiedyś zobaczymy to Nic? – zapytała, nazywając Nic już po imieniu, widząc Nic bardzo wyraźnie przed oczami, tymi w środku, które widzą nawet to, czego inni nie widzą. Wystarczy dać imię, nazwę i nazwane Jest.


Walizka mamy leży na stryszku, przewiązana sznurkiem, bo zamki któregoś upalnego lipca po prostu przestały działać i stała się prawie bezużyteczna, bezużyteczna do towarzyszenia podróżom. Od tej pory za to służyła jako schowek na ważne dokumenty, czasami za schodek, który pomagał dosięgnąć na najwyższą półkę przepastnej szafy.

Po śmierci mamy opróżniła walizkę, wyrzuciła niepotrzebne - już nieważne - dokumenty. Zostawiła tam jedynie paczkę listów, przewiązanych szeroką czerwoną aksamitką. Listy były od niej do mamy. Mama zbierała je od samego początku jej wędrówek. Między listami musiały być jeszcze widokówki i zdjęcia, które z biegiem czasu zmieniały kolory, traciły pamięć, kruszyły się, myliły porządek wydarzeń.


- Wiesz, mamuś, nie pamiętam dokładnie, kiedy to było, który to mógł być rok? Mam krótką fryzurę, więc to już po urodzeniu małego, ale kiedy?
- Może na odwrocie coś jest? Te pierwsze podpisywałaś, opisywałaś ze szczegółami – mówiła mama.
- Nie, nie ma nic.

Walizka pachnie schowanym w niej lawendowym mydłem, owiniętym w bibułkę i opatulonym płócienną saszetką. Listy pachną miętową herbatą w małych torebkach.


Stała i patrzyła. Wydawało się, że przed siebie.
Morze milczało. Słychać je było tylko w pamięci, spokojne, pewne siebie, zmieniające rytm w zależności od pory dnia, roku, życia, szumiące lub huczące, łagodne lub wściekle wyrywające plaży suche połacie.
Tak naprawdę wpatrywała się w siebie.


- Czy tu jest bardzo głośno? – zapytała męża, gdy usiedli przy stoliku plażowej kawiarenki.
- Tak, jest głośno – odpowiedział. Przyzwyczaił się do takich pytań. Kiedyś zaintrygowałyby go, ale od czasu, gdy zdał sobie sprawę, że żona traci słuch, przypominały o nieuchronności faktu, że któregoś dnia po prostu go nie usłyszy, nie usłyszy morza, nie zwróci uwagi na głośno rozmawiającą parę przy okrągłym stoliku po prawej stronie.

Morze, szumiące, lub huczące przelewało się falami nieustannego dźwięku w jej głowie. Szum, którego nie było, fale, które istniały jedynie w wyobraźni, nazywane, więc były.

- Może to jest wyjście? Nazwać? Nazwać Nic i Jest. Wsłuchiwać się w nieistniejące morza, oceany niespokoju.

Stała na przybrzegu i czekała. Wiedziała, że nie może dojść do Nic, było za daleko, po drugiej stronie. Nic mogło przyjść do niej. Właśnie dlatego czekała, wierzyła, że któregoś dnia przyjdzie.

Stała nad brzegiem. Nie pamiętała już, kiedy tu przyszła, kiedy przystanęła. Rozpoznała miejsce po zmurszałym pniu, który jeszcze się bronił przed solą, zniszczeniem, żywił algi, muszelki, tęczowe fontanny.
Stała i patrzyła w siebie.

Morze cichło, srebrno-białe, ciekłe węże dopływały do brzegu, lizały stopy, z ciepłym sykiem piany wnikały w piasek, zawracały i płynęły jeszcze, i jeszcze raz od horyzontu, zapętlone czasem. Drogą rozświetlaną miriadami złotych rybek szło słońce, toczyło się coraz cięższe, coraz niżej, tonęło w migoczącej rtęci ławicy, wysuwało ramiona promieni, jakby chciało się jeszcze na nich podciągnąć, zaczepić o fale i wskoczyć z powrotem na huśtawkę nieba. Poddawało się jednak, odurzone zapachem morskiej wody, soli, powietrza nasyconego jodem. W końcu wyczerpane utonęło.

Zobaczyła przed sobą ciemnopomarańczową drogę, była przytulnie ciepła, kołysała spokojnie, jak wiszący most nad płynnym ogrodem. Most żył, szeptał, migotał, wyginał się łagodnie, uginał pod stopami. Szła, widząc pod sobą tysiące pomarańczowych liści, zamieniających się w tańczące rybki, przenosiły ją na grzbietach coraz dalej i dalej. Nie miała siły obejrzeć się za siebie, oślepiona blaskiem dojrzałej kuli pomarańczy nie mogła oderwać od niej wzroku.
Szła w głąb siebie.

Szła coraz dalej, nie czuła ani swojego ciała, ani ciepła, czy chłodu, szła płynąc w pomarańczowym świetle, niesiona przez strumień falujących wodopnączy, liściastych rybek, szła z walizką z grubej dykty, z paczuszką listów, w których opowiadała o nowej krótkiej fryzurze, z fotografiami, które nabierały kolorów, ostrości, słów na odwrocie, dźwięków, które dawno od niej odeszły.


- Czy ty byłaś po drugiej stronie mamuś? – zapytała.
- Nie, nigdy tam nie byłam. Po drugiej stronie wszystko się kończy.

- Tak, po drugiej stronie nic nie ma – potwierdziła mama.
- Jak to nic? Nie ma Ciebie? Mnie?



ˆ iTuiTam
15 X 2009- 11 V 2013
stajemy się szeptem...
szeptem...
szeptem
iTuiTam@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Miętowe listy

#2 Post autor: skaranie boskie » 13 maja 2013, 22:31

iTuiTam pisze:które rodziła i umierała woda
Interesujące.
Dotąd myślałem, że można coś (kogoś) urodzić, ale umiera to ono już samo.
Jeśli to neologizm, to warto go upowszechnić, wyjaśniając zarazem jego sens.

To jedno.
A opowiadanie mnie zaciekawiło.
Napisałaś je bardzo poetyckim językiem. Twoje morze żyje, rozbudza wyobraźnię, pozwala przeżywać wspomnienia bohaterki wraz z nią. Nawet nazwane Nic, zdaje się być rzeczywistym.
Jestem pod wrażeniem.
W puencie dajesz pole do popisu inwencji twórczej czytelnika. Niech sobie ją zinterpretuje według własnego upodobania. W mojej wizji dziewczyna poszła na drugą stronę po wodzie, po słonecznej drodze. Czy doszła na drugi brzeg? Tego nie wie nikt.

:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
iTuiTam
Posty: 2280
Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35

Re: Miętowe listy

#3 Post autor: iTuiTam » 14 maja 2013, 5:26

skaranie boskie pisze:
iTuiTam pisze:które rodziła i umierała woda
Interesujące.
Dotąd myślałem, że można coś (kogoś) urodzić, ale umiera to ono już samo.
Jeśli to neologizm, to warto go upowszechnić, wyjaśniając zarazem jego sens.

To jedno.
A opowiadanie mnie zaciekawiło.
Napisałaś je bardzo poetyckim językiem. Twoje może żyje, rozbudza wyobraźnię, pozwala przeżywać wspomnienia bohaterki wraz z nią. Nawet nazwane Nic, zdaje się być rzeczywistym.
Jestem pod wrażeniem.
W puencie dajesz pole do popisu inwencji twórczej czytelnika. Niech sobie ją zinterpretuje według własnego upodobania. W mojej wizji dziewczyna poszła na drugą stronę po wodzie, po słonecznej drodze. Czy doszła na drugi brzeg? Tego nie wie nikt.

:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Dziękuję, Skaranie, że zajrzałeś w moje strony i zostawiłeś słówko a nawet więcej niż jedno :)

W cytowanym zdaniu, fraza: umierała woda, czasownik jest neologizmem, a raczej użyłam go w formie innej, nowej, dotąd chyba nie używanej.
Wyjaśnienie sensu: tak się dzieje, gdy coś rodzi się, tu: wyłania się z wody i ta sama woda to coś zabiera na powrót w głąb, uśmiercając...

serdecznie
iTuiTam
stajemy się szeptem...
szeptem...
szeptem
iTuiTam@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
coobus
Posty: 3982
Rejestracja: 14 kwie 2012, 21:21

Re: Miętowe listy

#4 Post autor: coobus » 15 maja 2013, 16:37

Co mi się w tym podoba? Na pewno język. Piszesz jak ktoś, kto ma już doświadczenie w pisaniu, wprawny warsztat, (na detalach nigdy się nie skupiam). Tematyka z tych, które zawsze zatrzymują, ta wieczna tajemnica po drugiej stronie życia. W swoim wierszopisaniu nazywałem to już :, po drugiej stronie tęczy, po drugiej stronie lustra, i podobnie. Tajemnica, wieczna i nieodgadniona, jest tajemnicą. Osobiste wątki tchnęły w to opowiadanie ducha, ożywiły, wzmocniły.
Mogę tylko przyklasnąć. Przymierzając się do prozy, z dobrym samopoczuciem, że potrafię temu podołać, patrzę na ten tekst z lekką zazdrością. Pewnie czuję się mocny tylko na wyrost... :rosa:
” Intuicyjny umysł jest świętym darem, a racjonalny umysł - jego wiernym sługą." - Albert Einstein

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Miętowe listy

#5 Post autor: 411 » 22 maja 2013, 22:01

Witaj cieplo iTuiTam. :)

Polece swoim zwyczajem, pokolei.
Pierwsze dwa akapity.
W pierwszym zdaniu brakuje mi znaku zapytania na koncu i rzucaja sie w oczy powtórzenia szumu i rytmicznosci.
iTuiTam pisze:Mogła, jeśli tylko się skoncentrowała, wyszukując pamięcią miejsce, gdzie kiedyś w mózgu rodziły się dźwięki, przypominać sobie rytmiczny, prawie ciągły szum, który zapisał się w niej pewnego lipcowego popołudnia, gdy była małą dziewczynką z podrapanymi kolanami, długimi warkoczami i wiecznie zdziwionymi oczami.
To zdanie jest tak urocze, jak za dlugie i zapetlone. Szczególnie pierwszy czlon: jeśli tylko się skoncentrowała, wyszukując pamięcią miejsce, gdzie kiedyś... Osobiscie pocielabym troszke.
iTuiTam pisze:Obie trzymały walizki, sklejone z grubej dykty pokrytej imitacją skóry, dermą a może i skórą? Kiedyś prawdziwa skóra była tańsza niż wymyślona.
Wydaje mi sie, ze lepszym slowem bedzie: zrobione, wykonane. Albo: z klejonej (dykty). To sklejenie sugeruje tez, ze obie walizy sa sklejone ze soba.
iTuiTam pisze:Listy pachną miętową herbatą w małych torebkach.
Listy sa w malych torebkach (z malych torebek), czy herbata?

Wystarczy.
Zakonczenie jest wlaciwie takie, jakiego sie spodziewalam. Natomiast troche dziwny jest ten dialog.
iTuiTam pisze:- Czy ty byłaś po drugiej stronie mamuś? – zapytała.
- Nie, nigdy tam nie byłam. Po drugiej stronie wszystko się kończy.

- Tak, po drugiej stronie nic nie ma – potwierdziła mama.
- Jak to nic? Nie ma Ciebie? Mnie?
Rozumiem, ze chodzilo o petle, ale mama potwierdzajaca wlasna wypowiedz, bez najmniejszego wtracenia o uplynietej chwili, badz jakiejkolwiek innej jednostce czasu?

Zgadzam sie z przedpiszacymi, ze Twój sposób pisania czaruje. Slowa sa dla Ciebie jak materia, która mozna poddac wlasnym cieplym dloniom - staja sie plastyczne i zywe. Tak bardzo, ze w pewnym momencie odpuscilam sobie wylapywanie przecinków, czy innych drobiazgów.
Osobiscie, jedyne co mi przeszkadza, to zapis. Chyba pokusilabym sie o "rozdzielniki" - tekst na niczym by nie starcil, a czytelnik zyskalby nieco jasnosci, bo takie rozstrzelenie jak w tej chwili nie jest najszczesliwsze. Choc pewnie wcale nie o to Ci chodzilo...

Klaniam sie, J.
:)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”