Przyszła, gdy brzask rozpraszał czerń nocy.
Usiadła przy łożu i troskliwym gestem zaczęła gładzić moją dłoń.
Minęło wiele uderzeń zegara, a ona wciąż tu jest. Patrzy mi w oczy i pilnie śledzi każdy grymas bólu.
Umieram, lecz myśli nadal mam jasne i wiem, że zjawiła się tylko po to, by sprawdzić czy trucizna działa.
Ma na sobie wyszywaną perłami granatową szatę z kunsztownym wzorem wzburzonych fal morskich, we włosy wpięła nefrytowe ozdoby w kształcie kwiatów lotosu, ale ani elegancja ani blask drogocennych kamieni nie gaszą czającej się w oczach żądzy władzy, skrzętnie skrywanej za zasłoną fałszywego współczucia.
Wielka Cesarzowa Yehonala, Pani Zachodniego Pałacu pragnie rządzić Państwem Środka niepodzielnie i z dala od cieni przeszłości.
Dlatego ja, Niuhuru, Pani Wschodniego Pałacu, umieram.
Teraz wiem, że powinnam obawiać się Yehonali od pierwszego spotkania, gdy pewnego słonecznego ranka tysiąc osiemset pięćdziesiątego pierwszego roku obie stanęłyśmy u wrót Zakazanego Miasta. Miała wtedy szesnaście lat i nosiła imię Orchidea.
Każda, z sześćdziesięciu obecnych tego dnia pod Południową Bramą dziewcząt pochodziła z dobrego rodu i została wybrana spośród tysięcy innych, w odpowiedzi na cesarski edykt o poszukiwaniu małżonki. Wszystkie dziewczęta pragnęły uzyskać tytuł Houanghou, Cesarzowej lub jednej z siedmiu oficjalnych konkubin Pana Dziesięciu Tysięcy Lat, Cesarza Xianfenga. Pozostałe miały zostać zwykłymi nałożnicami, z prawem do zamieszkania w Zakazanym Mieście i więcej niż godziwym wynagrodzeniem, które znacząco mogło poprawić los i podnieść rangę ich rodzin.
Stałyśmy w barwnym tłumie dziewcząt, czekając na wprowadzenie do Zakazanego Miasta. Orchidea, moja daleka kuzynka, miała na sobie strojną szatę w kolorze ciepłej czerwieni, haftowaną w motywy kwiatów i motyli. Ciemne włosy uczesała w fryzurę imitującą jaskółczy ogon, ozdobiła kwiatami, nefrytowymi szpilkami i perłami. Twarz pokryła warstwą białego, ołowiowego pudru. Na dolnej wardze namalowała ciemnoczerwoną kropkę o kształcie wiśni, doskonale harmonizującą z kolorem szaty. Wyglądała pięknie. Stwarzała wrażenie trochę zagubionej, lecz na twarzy miała wypisaną wolę walki.
Eunuchowie wprowadzili nas do Zakazanego Miasta, gdzie milczącym korowodem przeszłyśmy wśród cynobrowych murów, po wykładanych marmurami dziedzińcach, obok Pawilonu Harmonii i dalej, przez Ogród Spokoju i Długowieczności, do Pawilonu Zimowych Kwiatów. Tam, w kilkuosobowych grupach miałyśmy stanąć przed obliczami Cesarza i i jego macochy, pani Jin, Wielkiej Cesarzowej.
Etykieta dworska nakazywała kandydatce w obecności Ich Cesarskich Mości paść na kolana, trzykrotnie złożyć ukłon, dotykając czołem ziemi, zaś po ostatnim pokłonie pozostać w bezruchu, do czasu, aż Cesarz lub Cesarzowa zaszczycą ją uwagą. Wtedy, większość dziewcząt przytłoczona majestatem Syna Niebios, ledwie słyszalnie wypowiadała formułę pozdrowienia.
Orchidea wiedziała, że jeśli nie wyróżni się czymś szczególnym, może podzielić los pięćdziesięciu trzech nałożnic, które, choć otoczone luksusem, czasem pozostawały do końca życia w dziewictwie, po przerażająco monotonnych latach czekania na jeden moment, który dawał nadzieję na wzbudzenie zainteresowania Cesarza i uzyskanie wyższej rangi w dworskiej hierarchii. Oznaczało to nie tylko większy dochód, ale też przybliżało szansę na częstsze przebywanie w obecności władcy i dalsze awanse.
Wymogi etykiety nie sprzyjały wyróżnieniu się, więc Orchidea, chcąc być zauważona, musiała jej uchybić. I uczyniła to. Ryzykowała ścięcie głowy lub dotkliwą chłostę, gdy po złożeniu ukłonu nie pozostała w bezruchu, tylko uniosła głowę i spojrzała w twarz Xianfenga.
Cesarzowa natychmiast zawiesiła na niej surowe spojrzenie.
- Kim jest ta dziewczyna? - zapytała z niezadowoleniem.
- Yehonala, córka Huichenga Yehonali, Pani - odpowiedział z szacunkiem Naczelny Eunuch.
- Yehonalo, czy chcesz powiedzieć coś ważnego Cesarskim Mościom? - ton pani Jin był wyniosły i zimny jak lodowaty podmuch wiatru.
- Życzę Ich Cesarskim Mościom dziesięciu tysięcy lat życia. Niech szczęście Waszych Cesarskich Mości będzie tak pełne jak Morze Wschodniochińskie, a zdrowie tak wiecznie zielone jak Góry Południowochińskie - Orchidea płynnie, bez cienia strachu, dźwięcznym głosem wyrecytowała tradycyjną formułę.
Xianfeng sięgnął po tabliczkę z imieniem Yehonali, leżącą wśród wielu innych na srebrnej tacy i z namysłem obracał w dłoni. Mógł ją przełożyć na stojącą obok złotą lub odłożyć ponownie na srebrną. Taca złota oznaczała wybór, srebrna - odrzucenie.
Gdy Orchidea skończyła mówić na ułamek sekundy zapadła cisza, którą przerwał metaliczny odgłos. To Cesarz rzucił tabliczkę na złotą tacę.
- Yehonala wybrana! - ogłosił Naczelny Eunuch.
Została konkubiną czwartej kategorii i otrzymała tytuł Gueiren, Pani Najczystszej Cnoty. Miała prawo zamieszkać w Pawilonie Elegancji, na tyłach Pałacu Cesarskiego. Przestała też nazywać się Orchideą i odtąd używała imienia swojego rodu, Yeho-Nala.
Ja zostałam Huanghou, Cesarzową.
Po wielu tygodniach przygotowań do ceremonii zaślubin, które wybrane konkubiny spędziły w domach rodzinnych, zostałyśmy ponownie wprowadzone do Zakazanego Miasta. Mój palanikn przy wtórze fajerwerków i muzyki, poprzedzony dworskim orszakiem konnych i pieszych, wniesiony został głównym wejściem, Bramą Niebiańskiej Czystości, którą mógł przekraczać wyłącznie Cesarza lub Cesarzowa. Palankiny pozostałych pań weszły bramami bocznymi, przeznaczonymi dla urzędników i sług. Konkubiny nie brały udziału w cesarskim ślubie. Ich kontrakty spisali urzędnicy w imieniu Cesarza w rodzinnych domach wybranek. Nie miały też prawa do nocy poślubnej ani mieszkania w Pałacu Cesarskim.
Choć dostąpienie zaszczytu zostania konkubiną cesarską było dla Yehonali ogromnym sukcesem, nie potrafiła się nim zadowolić. Miała siedemnaście lat, przed sobą długie życie wypełnione niczym innym, tylko czekaniem na wezwanie do cesarskiego łoża, które mogło nigdy nie nadejść. Jej pozycja, mimo rangi Gueiren była niewiele lepsza, niż zwykłych nałożnic.
Na terenie Zakazanego Miasta mieszkało ponad trzy tysiące kobiet, pragnących tego samego: cesarskiego nasienia. Nie tylko konkubiny Cesarza, ale wszystkie kobiety, nawet sługi i kurtyzany prosiły Bogów o swoją szansę, choć większość z nich nigdy nie dostąpiła zaszczytu spotkania Syna Niebios. Cesarz miał prawo dawać swoje boskie nasienie każdej kobiecie, więc wszystkie gotowe były stracić duszę, by urodzić Cesarzowi syna, co zawsze zapewniało awans, zaś oficjalnym konkubinom obiecywało tytuł Cesarzowej Matki. Dlatego damy korzystały z usług eunuchów, którzy szpiegowali dla nich pozostałe panie, a nawet Cesarzową. Każda chciała wiedzieć, jakich sposobów używają rywalki, by trafić do łoża Jego Cesarskiej Mości.
Zadaniem Głównego Eunucha było przygotowanie co wieczór tabliczek z imionami dam, które Cesarz mógłby chcieć zobaczyć w swoim łożu. Jako jedyny eunuch opływał w bogactwa, przyjmując drogocenne przedmioty od pań pragnących, aby ich imię znalazło się na tacy w cesarskiej sypialni.
Tymczasem, od chwili, gdy Yehonala została cesarską konkubiną upłynęło pięć lat, a ona nadal pozostawała dziewicą. Jednak Orchidea nie straciła tego czasu. Przede wszystkim zaskarbiła sobie życzliwość eunuchów. Ci pozbawieni męskości ludzie, będący przedmiotem nieustannych drwin poza Zakazanym Miastem, na terenie Pałacu mieli wpływ na wiele decyzji. Byli sługami i powiernikami, szpiegami, gotowymi poświęcić własne życie dla swojej pani. Lojalność opłacała im się stokrotnie: skutkowała tytułami, wynagrodzeniem finansowym i nietykalnością.
Zaufanym eunuchem Yehonali i jej ulubieńcem został An Dehai. Nigdy nie widziałam tak oddanego eunucha oraz tak silnego związku łączącego sługę i panią. Było w tym coś niepokojącego.
W zdumieniu wysłuchałam pewnego wieczoru sprawozdania mojego szpiega, który z zakłopotaniem wyjawił:
- Pani, podobno An Dehai chadza wieczorami do Domu Rozkoszy.
- An Dehai? Rzezaniec? - nie mogłam opanować zaskoczenia. - A cóż rzezaniec miałby robić w Domu Rozkoszy?
- Nie wiem Pani, słyszałem tylko plotki - wyraźnie unikał mojego wzroku.
- Mów!
- Wybacz, pani ale...
- Mów, albo za chwilę stracisz głowę!
- Słyszałem, że bywa tam z Jej Wysokością Yehonalą.
Wiedziałam, czego Orchidea mogła szukać wśród kurtyzan - nauki miłosnej tak wyrafinowanej, by zatrzymać przy sobie Cesarza dłużej, niż jedną noc. Yehonala postanowiła wygrać z doświadczeniem erotycznym trzech tysięcy kobiet.
Pierwszą noc, jak wiele dam, kupiła u Naczelnego Eunucha. Przysługa była warta swojej ceny. Cesarz przestał odwiedzać małżonki i konkubiny. Przez wiele miesięcy Yehonala spędzała z nim każdą noc, a potem całe dnie. Z czasem, z woli cesarza uzyskała prawo towarzyszenia mu na naradach i audiencjach. Zabierała głos w sprawach państwowych i spisywała edykty. Cesarz wynosił ją do coraz wyższych godności, obdarzał nowymi tytułami. Pozostałe konkubiny były bezsilne. Ja również.
Wiedziałam, że jeśli będzie brzemienna i urodzi syna uzyska najwyższą rangę Guifei oraz tytuł Cesarzowej Matki, niemal równy z moim.
Gdy ogłosiła, że oczekuje potomka Pana Dziesięciu Tysięcy Lat ogarnął mnie lęk.
Chciałam, by poroniła. Moi eunuchowie i poplecznicy szpiegowali każdy jej krok. Prowokowałam Yehonalę, w nadziei, że mi uchybi. Mogłabym wtedy odesłać ją do Sali Kar z rozkazem wychłostania. Orchidea chyba wyczuła mój zamysł, bo zawsze była opanowana oraz uprzejma, okazywała podległość tytułując mnie Starszą Siostrą, obsypywała podarunkami i okazywała podziw.
Dwudziestego siódmego kwietnia tysiąc osiemset pięćdziesiątego szóstego roku urodziła syna, Tongzhi, jedynego dziedzica tronu.
Yehonala otrzymała tytuł Cesarzowej Matki oraz prawo do zamieszkania w Pałacu Cesarskim. Została drugą Cesarzową.
Wtedy odebrałam jej syna.
Leżała jeszcze w połogu, gdy weszłam do jej sypialni otoczona eunuchami oraz żołnierzami. Był tam wierny swojej pani An Dehai, z małym Tongzhi na ręku. Nucąc pieśń kołysał go, a malec wymachiwał drobnymi rączkami. Yehonala uniosła się na łożu i potoczyła wzrokiem po orszaku.
- Przyszłaś mnie odwiedzić, Niuhuru? To bardzo uprzejme z twojej strony, jednak nie musisz się mnie lękać i przybywać ze strażą - złośliwe ogniki zabłysnęły w ciemnych oczach.
- Straż Yehonalo, jest nie dla mojej obrony, lecz bezpieczeństwa potomka Syna Niebios - odpowiedziałam uprzejmie, ignorując zaczepkę
- Niepotrzebna nam straż - odparła powoli, przyglądając mi się uważnie. - An Dehai doskonale pilnuje Księcia.
- Nie rozumiesz, Yehonalo - nadal przemawiałam cichym, uprzejmym głosem - zabieram Tongzhi do swojego pałacu. Od dziś do dnia swojej pełnoletności będzie mieszkał ze mną. Możesz go widywać, kiedy tylko zechcesz.
- Nie masz prawa zabrać mi syna! – krzyknęła, zrywając się z łoża. - Cesarz na to nie pozwoli!
- Omówiłam z Jego Cesarską Mością oraz członkami Rady tę kwestię. Uważamy, że należy szanować tradycję, zgodnie z którą matką każdego dziecka Syna Niebios jest jego pierwsza małżonka. Ta, której palankin wniesiono przez Bramę Niebiańskiej Czystości. Czyżbyś zapomniała, Yehonalo?
Dałam znak eunuchom, aby zabrali dziecko z ramion An Dehai. Gdy to zrobili, odwróciłam się i wyszłam. Na plecach czułam pełen nienawiści wzrok młodej Cesarzowej. Wiedziałam, że zrobię wszystko, by odsunąć Tonghzi od matki. Tak też się stało.
Yehonala skupiła się na rządzeniu. Jej wpływ na decyzje polityczne był nazbyt widoczny i natarczywy, toteż przysparzał wielu wrogów. Największym z nich był Kanclerz Su Shun, który miał jednak znikome możliwości pozbawienia władzy Cesarzowej, aż do czasu, gdy Xianfeng nagle zachorował. Medycy rozkładali ręce, a dwór szykował pogrzebowe szaty Cesarza. Su Shun dołożył wszelkich starań, by w ostatnich dniach ograniczyć dostęp Yehonali do Xianfenga, uniemożliwiając jej wpływ na wydawanie rozporządzeń. Plan Su Shuna był prosty: Cesarz ma potomka, który jako dziecko nie jest w stanie rządzić państwem, zatem do czasu pełnoletności Księcia, Rada na czele z Kanclerzem będzie rządzić w jego imieniu. Specjalny edykt wydany po śmierci Cesarza miał przyznać Yehonali i mnie tytuły Cesarzowych Wdów, dodające szacunku, jednak odsuwające w polityczny niebyt. Nigdy nie interesowałam się polityką, więc zamiary Su Shuna były mi obojętne. Yehonala jednak nie zamierzała ustąpić.
Nie miała dostępu do Cesarza, więc posłała do niego zaufanego eunucha masażystę, pod pozorem ulżenia w bolesnych skurczach, które dokuczały Jego Cesarskiej Mości. Eunuch, oprócz wykonywania masażu, w chwilach utraty przytomności władcy przeszukiwał jego pokoje. Szukał jednej z dwóch cesarskich pieczęci, którymi musiał być opatrzony każdy edykt. Brak jednej powodował, że dokument tracił moc. Eunuch był cierpliwy i znalazł to, czego pragnęła jego pani.
Gdy Cesarz zmarł, Su Shun wydał stosowne edykty. Yehonala natychmiast udała się na zebranie Rady, gdzie dowiodła bezprawności nowych rozporządzeń. Oskarżyła Su Shuna o zdradę i próbę przejęcia władzy twierdząc, że zmarły Cesarz osobiście przekazał jej pieczęć, gdyż nie miał zaufania do Rady. Kazała uwięzić wszystkich dostojników, którzy nad edyktami pracowali. Su Shuna skazała na ścięcie, bez prawa do otrzymania jedwabnego sznura umożliwiającego honorowe samobójstwo. Nie pozwoliła też - jak to było w zwyczaju - na przyszycie ściętej głowy Kanclerza do tułowia, aby mógł po śmierci cieszyć się całym ciałem.
Natychmiast wydała edykt, w którym zachowała nasze tytuły Cesarzowych Wdów, a także z bólem wyjaśniała poddanym, że wobec zdrady dostojników Cesarzowe zmuszone są przejąć obowiązki regentek. Tym samym, nasze godności zostały zrównane i obie zamieszkałyśmy w Pałacu Cesarskim, w Komnatach Baśniowej Mgły. Yehonala zajęła zachodnie skrzydło i została nazwana Cesarzową Zachodniego Pałacu, ja - skrzydło wschodnie, więc nazywano mnie Cesarzową Wschodniego Pałacu.
Yehonala nie zamierzała dzielić się władzą, a ja nie nalegałam, gdyż całą uwagę skupiałam wychowaniu i edukacji Tonghzi.
Cesarzowa sprawowała rządy absolutne, do czasu, gdy jej syn uzyskał pełnoletność.
Była władczynią dbającą przede wszystkim o finanse. Nieustannie podnosiła podatki, przeznaczając ich sporą część na powiększenie własnego majątku, zasilonego już wcześniej konfiskatą rozległych dóbr Su Shuna. Wyniosła także ulubieńca An Dehai do najwyższych godności. Żył w przepychu i nosił szaty z cesarskimi symbolami, co budziło oburzenie dworu. Dlatego, gdy Yehonala wysłała swojego eunucha do dalekiej prowincji Shandongu, by pobrał dla niej podatki, nie odmówiłam prośbie książąt, którzy chcieli się go pozbyć i udzieliłam zgody na egzekucję. Wyrok miał wydać gubernator odwiedzanej przez niego prowincji, pod pozorem rozpoznania w poborcy eunucha. Rzezańcom pod karą śmierci nie wolno było opuszczać Zakazanego Miasta. Egzekucję wykonano natychmiast.
Yehonala niemal oszalała ze złości i bólu po stracie ulubieńca.
- Kto śmiał podnieść rękę na Naczelnego Eunucha Cesarstwa! - jej głos niósł się echem po salach pałacowych, gdy krzyczała z wysokości tronu, tocząc pełnym wściekłości wzrokiem po twarzach zebranych w Sali Audiencyjnej. - Obiecuję, że znajdę winnych i ukarzę jak zwykłych rzezimieszków!
- Pani - odezwał się jeden z książąt - Wielki An Dehai opuścił Zakazane Miasto. Od wieków prawo zabrania cesarskim rzezańcom przebywania poza murami pałaców.
- Miał moje zezwolenie - głos Yehonali kipiał złością. - Czy w Shandongu są tylko niepiśmienni głupcy?!
- Wybacz, Pani, ale gubernator prowincji zapewnił, że Wielki An Dehai nie okazał żadnego dowodu cesarskiej zgody, a…
- Dość! - Yehonala poderwała się z tronu i nie bacząc na etykietę wyszła z sali.
Potem zamknęła się w swoich pokojach na siedem dni, nie dopuszczając do siebie ani mnie, ani proszących o audiencję dostojników. Odprawiła też służbę.
Po tygodniu otworzyła drzwi sypialni, a dwór odetchnął z ulgą. Cesarzowa miała na sobie nienagannie ułożone oficjalne szaty. Z kamiennym wyrazem twarzy przeszła do Sali Audiencyjnej i kazała wezwać urzędników stojących od wielu dni pod bramami Zakazanego Miasta, w oczekiwaniu na wysłuchanie. Traktowała ich uprzejmie, rozważała sprawy w skupieniu, wydawała stosowne rozkazy, niczym nie zdradzając zwykłego u niej zniecierpliwienia. Urzędnicy byli pod wrażeniem dostojeństwa i łagodności władczyni, a swoimi odczuciami podzielili się z ludem. Pod murami Zakazanego Miasta zbierały się tłumy chwalące imię Pani Zachodniego Pałacu. Yehonala znów zaczęła się uśmiechać.
Trzy lata po tym wydarzeniu, w tysiąc osiemset siedemdziesiątym drugim roku Cesarz osiągnął wiek dojrzały.
Warunkiem wstąpienia Tonghzi na tron było zawarcie związku małżeńskiego, z którego mógłby narodzić się następca. Wbrew woli Yehonali pozwoliłam mu wybrać żonę, Wybór padł na Alute, młodą dziewczynę z dobrego domu, o błyskotliwej inteligencji i urodzie. Yehonala natychmiast dostrzegła w niej rywalkę, tym bardziej, że młoda małżonka zachęcała Cesarza do samodzielnego rządzenia i odsuwania matki od decyzji. Yehonala zaczęła tracić władzę oraz wpływy.
Wtedy zaczęłam się lękać o młodą parę cesarską, tym bardziej, że Alute ogłosiła się brzemienną.
Yehonala miała świadomość, że jeśli Alute urodzi syna, sukcesja tronu wraz z tytułem Cesarzowej Matki przejdzie na jej ród, co jeszcze bardziej ograniczy i tak znikome wpływy Cesarzowej Wdowy. Tonghzi był słabego zdrowia. Jeśliby umarł przed narodzeniem swojego syna, Alute przejęłaby ponadto tytuł Cesarzowej Wdowy i prawo do ustanowienia regencji nad synem. To oznaczałoby koniec panowania na tronie rodu Yeho-Nala.
Moje obawy okazały się słuszne.
W tysiąc osiemset siedemdziesiątym piątym roku Cesarz zachorował na ospę. Ciepły ręcznik, którym osuszano usta Syna Niebios po posiłku, został uprzednio przytknięty do twarzy chorego chłopa z gminu. Eunuchowie wyznali mi to, gdy było już za późno. Nie musiałam pytać, kto wydał polecenie. Bezsilna patrzyłam, jak nasz syn umiera. Tron Smoka znów był pusty.
Yehonala walczyła o władzę. Wykluczyła z obrad nad kandydatem do tronu Alute oraz jej dziecko, argumentując, że brzemienność nie gwarantuje męskiego potomka, a do czasu rozwiązania tron nie może być pusty. Spośród trojga książęcych dzieci, uprawnionych do sukcesji wybrała trzyletniego Zaitiana. Pod osłoną nocy, pośród szalejącej burzy piaskowej oddział żołnierzy na koniach, których kopyta owinięto suknem, by nie czyniły hałasu, udał się do domu księcia Chuna, męża siostry Yehonali i odebrał rodzicom syna. Dziecko przywieziono do pałacu. Tam otrzymał imię Guangxu, a Cesarzowa ogłosiła się jego matką. Młody wiek następcy tronu zapewniał jej władzę na długie lata.
Stałam na uboczu tych wydarzeń, pogrążona w smutku po śmierci Tonghzi. Z niedowierzaniem wysłuchałam edyktu, w którym powiadamiano, że brzemienna Cesarzowa Alute “umarła ze zmartwienia”. Nie wierzę, by ta mądra dziewczyna, promieniejąca macierzyństwem, popełniła samobójstwo, skazując na śmierć własne dziecko.
Yehonala ponownie przejęła rządy. Państwo Środka zaczęło upadać. W wyniku najazdów straciliśmy ogromną część ziem należących do Cesarstwa. Yehonala uparcie odmawiała otwarcia Chin na świat, broniąc konserwatywnych tradycji i monarchii. Lud cierpiał biedę, możni bogacili się.
Wina za ten stan spoczywała wyłącznie na mnie. Przez niemal dwadzieścia lat nie powstrzymałam Yehonali, choć mogłam to uczynić jednym gestem. Byłam stokroć bardziej winna, niż ona. Yehonalą kierowała żądza władzy, ja bałam się odpowiedzialności za losy Państwa Środka. Na moich rękach była krew Su Shuna, Tonghzi, Alute, a także An Dehai oraz wielu dostojników i prostych ludzi. Z każdym rokiem panowania Yehonali odczuwałam to coraz boleśniej.
Dwadzieścia lat wcześniej, w tysiąc osiemset sześćdziesiątym roku, Cesarz Xianfeng prywatnie wręczył mi edykt, który nadal zachowywał moc prawną. Mój małżonek, pomimo fascynacji sztuką erotyczną Yehonali dostrzegł jej silną potrzebę władzy. W dokumencie był zapis, polecający mi zwołanie Rady, gdyby Yehonala zaczęła nadmiernie dążyć do rządzenia państwem i nakładał na dostojników obowiązek “umożliwienia jej popełnienia samobójstwa”. W swojej istocie, był to wyrok śmierci.
Pewnego ranka tysiąc osiemset osiemdziesiątego roku z edyktem ukrytym pod szatą weszłam do Zachodniego Pałacu. Wyjątkowo starannie dobrałam oficjalny strój, zakładając szatę haftowaną wizerunkami smoków i feniksów oraz ozdoby z kości słoniowej.
Ledwo wypowiedziałam formułę przywitania Yehonala pytającym spojrzeniem obrzuciła mój strój.
- Czy zdarzyło się coś ważnego, że przychodzisz do mnie ubrana w cesarskie szaty, Niuhuru?
Milcząco skinęłam głową.
- Słucham - westchnęła, jakby z rezygnacją - mów proszę.
Wyjęłam dokument ze zwojów szaty w kolorze słońca i bez słowa wręczyłam Cesarzowej. Zbladła na widok pieczęci i podpisu Xianfenga. Gdy skończyła czytać, jej twarz przypominała pośmiertną maskę.
- Przez dwadzieścia lat miałaś na mnie wyrok śmierci… - zaczęła powoli. - Czemu więc zawdzięczam, że żyję?
- Nie wiem - odpowiedziałam. - Być może zabijanie nie leży w mojej naturze, tak, jak w Twojej.
- Co zamierzasz zrobić z tym edyktem? - zignorowała moją uwagę.
- Chcę ci go dać, aby przypominał, że władza cesarska istnieje nie tylko z woli Niebios, ale także ludzi.
- Czy są jeszcze… - zaczęła z namysłem.
- Inne edykty? - wpadłam jej w słowo. - Nie, nie ma. Ten jest jedyny.
Milczała
- To piękny gest, Niuhuru - szepnęła po chwili. - Jestem ci wdzięczna za tę przestrogę. Dobrze ją zapamiętam. Czy zechcesz wypić ze mną herbatę, Siostro?
Od dawna nie piłyśmy razem herbaty. To był gest pojednania: zaproszenie do zaniechania sporów i zawarcia sojuszu. Przyjęłam je z ulgą i radością. Cienie zmarłych rozsunęły zasłonę między nami. Spędziłyśmy miłe przedpołudnie na rozmowie o Guangxu. Yehonala chwaliła jego postępy w nauce, delikatność i roztropność niebywałą jak u dziewięciolatka. Ja z uznaniem wyraziłam się o zmianach wyposażenia Zachodniego Skrzydła i zachwyciłam ogrodem Yehonali, a zwłaszcza jej ulubionymi orchideami. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów rozmawiałyśmy jak kuzynki, którymi przecież byłyśmy.
Kilka dni później przysłała do Wschodniego Pałacu eunucha z pudełkiem moich ulubionych ciastek. Teraz wiem, że były zatrute.
Pani Najczystszej Cnoty
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Pani Najczystszej Cnoty
Zadnych komentarzy? Nie moze byc...
A taki ladny (jesli to odpowienie slowo) tekst: barwny, dopracowany i w ten mój ulubiony, specyficzny sposób - smutny.
Wprawdzie jestes tu od niedawna, ale juz nas przyzwyczailas, ze przasiadasz faldów do kazdej swojej pracy.
Od strony, hm, merytorycznej nie mam zastrzezen, nawet jesli nie do konca jest to oparte na jakims historycznym wydarzeniu - ja osobiscie lykam w calosci i bez najmniejszego "ale".
Gdzies tam, na poczatku, wpadly mi w oko nefryty - slowo i ozdoba jest tak niezwyczajna, rzadka, ze nawet niechcacy wylapuje sie powtórzenie. A poza tym - nie czepiam sie.
Co wiecej, bardzo mi sie podoba to "cos" w opowiadaniu - poza juz wspomnianym, ulubionym smutkiem, który sobie spokojnie plynie, wyczuwa sie jeszcze klase, czy tez godnosc peelki, cos, co "ma sie" po prostu w sobie. Mozna byc nisko urodzonym biedakiem z najpodlejszego plebsu, posiadajacym tak gigantyczna charyzme, aure, ze klekajcie narody.
Znam to z zycia (takie osoby). I Tobie sie wlasnie ta sztuka udala.
Tyle mojego gadania.
Milego, J.

A taki ladny (jesli to odpowienie slowo) tekst: barwny, dopracowany i w ten mój ulubiony, specyficzny sposób - smutny.
Wprawdzie jestes tu od niedawna, ale juz nas przyzwyczailas, ze przasiadasz faldów do kazdej swojej pracy.
Od strony, hm, merytorycznej nie mam zastrzezen, nawet jesli nie do konca jest to oparte na jakims historycznym wydarzeniu - ja osobiscie lykam w calosci i bez najmniejszego "ale".
Gdzies tam, na poczatku, wpadly mi w oko nefryty - slowo i ozdoba jest tak niezwyczajna, rzadka, ze nawet niechcacy wylapuje sie powtórzenie. A poza tym - nie czepiam sie.
Co wiecej, bardzo mi sie podoba to "cos" w opowiadaniu - poza juz wspomnianym, ulubionym smutkiem, który sobie spokojnie plynie, wyczuwa sie jeszcze klase, czy tez godnosc peelki, cos, co "ma sie" po prostu w sobie. Mozna byc nisko urodzonym biedakiem z najpodlejszego plebsu, posiadajacym tak gigantyczna charyzme, aure, ze klekajcie narody.
Znam to z zycia (takie osoby). I Tobie sie wlasnie ta sztuka udala.
Tyle mojego gadania.
Milego, J.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 79
- Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15
Re: Pani Najczystszej Cnoty
A tak, to smutny tekst. Smutny, bo o kobietach, które wymieniały miedzy sobą śmiertelne ciosy, choć do końca nie wiem, czy w imię władzy, czy miłości własnej. Natomiast co do samego tekstu, to przejrzałam go ponownie i zdecydowanie wymaga korekty i poprawek. Na pewno to zrobię.
Cieszę się jednak, że znalazł Twoje uznanie, bo uczciwie przyznaję - to wprawka do narracji, budowania klimatu i prezentowania postaci w odrobinę nietradycyjny sposób. Dodatkowo, trochę skomplikowałam sprawę osadzeniem bohaterek w odległej epoce i miejscem.
Prawdę mówiąc, obawiałam się, czy tekst w ogóle powstanie.
Dziękuję za lekturę o motywację do dalszej pracy.
Pozdrawiam:)
Cieszę się jednak, że znalazł Twoje uznanie, bo uczciwie przyznaję - to wprawka do narracji, budowania klimatu i prezentowania postaci w odrobinę nietradycyjny sposób. Dodatkowo, trochę skomplikowałam sprawę osadzeniem bohaterek w odległej epoce i miejscem.
Prawdę mówiąc, obawiałam się, czy tekst w ogóle powstanie.
Dziękuję za lekturę o motywację do dalszej pracy.
Pozdrawiam:)
-
- Posty: 5630
- Rejestracja: 01 lis 2011, 23:09
Re: Pani Najczystszej Cnoty
z braku czasu, nieczęsto czyta się prozę, ale ten tekst zainteresował mnie
tematem i sposobem opowiedzenia, dobrze poprowadzone, co do wniosków,
treść jednak budzi pewne wątpliwości, nie bardzo chce się dać wiarę postaci
Niuhuru - ta rozbieżność między szlachetnym gestem, a bezwzględną walką
jest w gruncie rzeczy węcz nienaturalna, przy takiej szlachetności - oddanie
edyktu - dawno by przepadła w dworskiej walce - dlatego sytuacja wręcz
trudna do zrozumienia;) chyba, że jakiś prełom psychiczny, ale tego nie
uzasadniają w sumie żadne konkretne okoliczności, chyba że coś umknęło
Pozdrawiam
tematem i sposobem opowiedzenia, dobrze poprowadzone, co do wniosków,
treść jednak budzi pewne wątpliwości, nie bardzo chce się dać wiarę postaci
Niuhuru - ta rozbieżność między szlachetnym gestem, a bezwzględną walką
jest w gruncie rzeczy węcz nienaturalna, przy takiej szlachetności - oddanie
edyktu - dawno by przepadła w dworskiej walce - dlatego sytuacja wręcz
trudna do zrozumienia;) chyba, że jakiś prełom psychiczny, ale tego nie
uzasadniają w sumie żadne konkretne okoliczności, chyba że coś umknęło
Pozdrawiam
-
- Posty: 79
- Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15
Re: Pani Najczystszej Cnoty
Witaj, Alku:)
Masz ten sam problem, co ja. Naprawdę nie wiem dlaczego Niuhuru oddała ten edykt Yehonali, ale wszystkie źródła mówią, że tak zrobiła, podobnie jak wszystkie potwierdzają kluczowe w tym tekście zdarzenia. Co więcej, mówią też, że Sakota ( in Niuhuru) podarła ten edykt w obecności Orchidei.
Niuhuru stroniła od polityki, nigdy o władzę nie walczyła. Rozgrywała swoje kobiece gierki z Cesarzową, ale dotyczyły one pozycji, mężczyzny, ale nie wpływów. Niewątpliwie jednak los Chin leżał jej na sercu. Tymczasem, jak zostało w tekście wspomniane Chiny zaczęły tracić potęgę, to szeroki kontekst historyczny - nie ma sensu go tu nakreślać. Niuhuru, podobnie jak wielu innych widziała, że polityka Yehonali uwstecznia kraj, kieruje go ku wojnom( niedługo wybucha wojna z Japonią o Koreę, zresztą przegrana przez Chiny). Myślę, że Niuhuru mogła chcieć ugrać różne rzeczy: po pierwsze pokazać tym gestem Yehonali, że nie jest dla niej przeciwnikiem i jednocześnie powstrzymać ją przed polityką niszczącą państwo dowodząc, że jako Cesarzowa działa za przyzwoleniem Niuhuru, która mogła ją w dowolnym momencie od władzy odsunąć. Być może miała wyrzuty sumienia, że nie powstrzymała Yehonali wcześniej, co uratowałoby jej syna. Po drugie, po śmierci Tonghzi wzajemne stosunki obu dam były bardzo napięte. Być może Sakota chciała kuzynkę po prostu upokorzyć, bo dla Cesarzowej Yehonali ujawnienie tego dokumentu musiało być policzkiem trudnym do zniesienia, tym bardziej,że Yehonala lekceważyła zalety i kunszt polityczny Sakoty. To odkrycie, że uległa Niuhuru może być groźna uzasadnia jej otrucie, ponieważ nie wiedziała, jakie jeszcze asy skrywa w rękawie. A,że Niuhuru wcale taka uległa nie była - widzimy w tekście. Podkreślam jednak, że ona nie walczyła o władzę.
Być może, Sakota po prostu chciała poprawić złe stosunki z kuzynką i uważała, że pokazanie edyktu będzie dowodem jej przyjaźni wobec Cesarzowej.
Doprawdy nie wiem, nikt nie wie. Poszłam więc w kierunku troski o państwo i powstrzymania władczyni przed nie liczącą się z nikim i niczym polityką.
Co by nie było, Sakota miała rację.
Guangxu w czasie Stu dni Reform, niemal dwadzieścia lat poźniej wyda rozkaz cichego zgładzenia Yehonali, jednak uda się jej uniknąć śmierci, bo wykonawca zdradzi swój zamiar poplecznikom Cesarzowej. W 1908 r Gunagxu zapada na tajemniczą chorobę i umiera. Ewidentnie otruty. Następnego dnia umiera również Yehonala, też w wyniku nagłej choroby. Nie ulega wątpliwości, że otruta No cóż, pod pozorem wykwintności i ceremonialności, pod warstwą piękna na Cesarskim dworze kwitła nienawiść. Trudno jej motywy rozpoznać.
Dziękuję za wnikliwą lekturę,
pozdrawiam:)
Masz ten sam problem, co ja. Naprawdę nie wiem dlaczego Niuhuru oddała ten edykt Yehonali, ale wszystkie źródła mówią, że tak zrobiła, podobnie jak wszystkie potwierdzają kluczowe w tym tekście zdarzenia. Co więcej, mówią też, że Sakota ( in Niuhuru) podarła ten edykt w obecności Orchidei.
Niuhuru stroniła od polityki, nigdy o władzę nie walczyła. Rozgrywała swoje kobiece gierki z Cesarzową, ale dotyczyły one pozycji, mężczyzny, ale nie wpływów. Niewątpliwie jednak los Chin leżał jej na sercu. Tymczasem, jak zostało w tekście wspomniane Chiny zaczęły tracić potęgę, to szeroki kontekst historyczny - nie ma sensu go tu nakreślać. Niuhuru, podobnie jak wielu innych widziała, że polityka Yehonali uwstecznia kraj, kieruje go ku wojnom( niedługo wybucha wojna z Japonią o Koreę, zresztą przegrana przez Chiny). Myślę, że Niuhuru mogła chcieć ugrać różne rzeczy: po pierwsze pokazać tym gestem Yehonali, że nie jest dla niej przeciwnikiem i jednocześnie powstrzymać ją przed polityką niszczącą państwo dowodząc, że jako Cesarzowa działa za przyzwoleniem Niuhuru, która mogła ją w dowolnym momencie od władzy odsunąć. Być może miała wyrzuty sumienia, że nie powstrzymała Yehonali wcześniej, co uratowałoby jej syna. Po drugie, po śmierci Tonghzi wzajemne stosunki obu dam były bardzo napięte. Być może Sakota chciała kuzynkę po prostu upokorzyć, bo dla Cesarzowej Yehonali ujawnienie tego dokumentu musiało być policzkiem trudnym do zniesienia, tym bardziej,że Yehonala lekceważyła zalety i kunszt polityczny Sakoty. To odkrycie, że uległa Niuhuru może być groźna uzasadnia jej otrucie, ponieważ nie wiedziała, jakie jeszcze asy skrywa w rękawie. A,że Niuhuru wcale taka uległa nie była - widzimy w tekście. Podkreślam jednak, że ona nie walczyła o władzę.
Być może, Sakota po prostu chciała poprawić złe stosunki z kuzynką i uważała, że pokazanie edyktu będzie dowodem jej przyjaźni wobec Cesarzowej.
Doprawdy nie wiem, nikt nie wie. Poszłam więc w kierunku troski o państwo i powstrzymania władczyni przed nie liczącą się z nikim i niczym polityką.
Co by nie było, Sakota miała rację.
Guangxu w czasie Stu dni Reform, niemal dwadzieścia lat poźniej wyda rozkaz cichego zgładzenia Yehonali, jednak uda się jej uniknąć śmierci, bo wykonawca zdradzi swój zamiar poplecznikom Cesarzowej. W 1908 r Gunagxu zapada na tajemniczą chorobę i umiera. Ewidentnie otruty. Następnego dnia umiera również Yehonala, też w wyniku nagłej choroby. Nie ulega wątpliwości, że otruta No cóż, pod pozorem wykwintności i ceremonialności, pod warstwą piękna na Cesarskim dworze kwitła nienawiść. Trudno jej motywy rozpoznać.
Dziękuję za wnikliwą lekturę,
pozdrawiam:)