- Mleko jest o niebo lepsze na kaca, niż woda z kranu, której zawsze mam pod dostatkiem – zamlaskał Dziadunio – radujmy się więc, ekskluzywnym, abstynenckim napitkiem i leczmy schorowane, po wczorajszym, ciężkim wieczorze, ciała.
Podał kartonowy pojemnik z wizerunkiem uśmiechniętej krowy, Kulawemu.
- Mleko, to dobra rzecz – potwierdził kompan – słyszałem, że jeszcze zdrowsze jest kozie, ale sakramencko drogie. My natomiast, dysponujemy niewielkim kapitałem, nie będącym w stanie zaspokoić naszych palących potrzeb i urągającym swoją brzęczącą nikłością, godności osobistej zgromadzonego tu towarzystwa.
- Oj, tak! - ciężko westchnął pan Janek poprawiając się na murku – nawet na artykuły pierwszej potrzeby nie mamy. Znowu przyjdzie łoić skażony denaturat do upadłego. Samozapłon i eksplozja wątroby, murowane.
- Skoro, nie ma paliwa, a moje dzieciątka, wierni słuchacze zacnych opowieści, siedzą teraz
za rozbój, w policyjnej Izbie Zatrzymań, może wy, mili koledzy, posłuchacie o knechcie Ruprechcie?
- Nic innego i tak nie mam do roboty, a słoneczko przyjemnie przygrzewa – ziewnął pan Janek – zasuwaj, dziaduniu.
- I ja chętnie posłucham, nie tyle z braku innych pomysłów, co z ciekawości – dwornie ozwał się Kulawy – albowiem twoje gawędy pełne są mądrości ludu pracującego miast i wsi. Ze szczególnym uwzględnieniem wielkoprzemysłowego proletariatu oraz lumpenproletariatu.
- Posłuchajcie zatem, złociutcy. Było to za czasów panoszących się bezkarnie margrabiów, rycerzy – rabusiów, bankowców, krzyżowców, akwizytorów cudownych relikwi oraz żarłocznych, jak pijawki, feudalnych komorników. Wiatr i nieludzki fiskalizm chciwego państwa, hulały po pustawych uliczkach miasteczek, których mieszkańcy, w większości, wynieśli się do ciepłych krajów, gdzie klimat był łagodniejszy, podatki niższe, zapomogi wyższe, a i zbójców mniej na drogach, po lasach i w urzędach. W jednej z takich mieścin zamieszkał knecht Rupert po latach wojennej tułaczki.
Zwolniony ze służby, bowiem szczęśliwie trafił na wojnę trzynasto, a nie, stuletnią, postanowił się ustatkować.
Przepędził włóczącą się za nim od dłuższego czasu markietankę, spłacił długi w zamtuzach i zaczął się rozglądać za jakąś spokojną oraz ładną okolicą.
Wreszcie uznał, że znalazł odpowiednie miejsce.
Za grosiwo, pracowicie zrabowane w czasie wojowania, nabył nieduży domek przy podupadłym rynku i zamierzał spokojnie żyć, a przede wszystkim, długo. Pieniążków z czasem jednak zaczęło ubywać coraz szybciej, gdyż miłościwie panujący książę Baldwin zdecydował,
że najwyższy czas postawić sobie mauzoleum na wieczną pamiątkę oraz w celu złożenia w nim doczesnych szczątków, kiedy przyjdzie właściwa pora, na którą niecierpliwie od lat czekali jego poddani. Parlament wszystkich stanów, z wielką ochotą, uchwalił nowe podatki, które zaczęto ściągać z niesłychaną energią oraz wprawą.
Trudno nam w to dzisiaj uwierzyć, ale po ciężkich czasach, przychodziły jeszcze cięższe, a powozy poborców podatków, bystro śmigały po kraju, jak jaskółki przed deszczem.
Knecht Ruprecht, coraz bardziej markotny, wieczorami rachował srebrne grosze i denary w szkatule, ale ubywało ich, jak topniejącego śniegu na wiosnę. Rad nierad, postanowił zająć się zarobkowaniem. Łupienie wieśniaków i miejskich łyków, w czym był najlepszy, nie wchodziło w grę, ponieważ w okolicy akurat nie było wojen, a nie zamierzał już podejmować pracy za granicą. W końcu, będąc posiadaczem kawałka ziemi i ogrodu za domem, zajął się uprawianiem poezji. Nie szło mu z początku. Trzynastozgłoskowce były nieregularne i chropowate, na dodatek poprzerastały ośmiozgłoskowcami, a średniówki zupełnie sparszywiały i się pogubiły .Sadzonki akrostychów okazały się kiepskiej jakości, ziarno limeryków nie wzeszło, bo niewłaściwie nawoził albo nie dopilnował podlewania, zaś cały zagon włoskich sonetów usechł na słońcu.
Wreszcie doszedł do jakiej takiej wprawy i mógł kosze dorodnych wierszy sprzedawać na rynku. Zarobek okazał się jednak lichy. Ludziska były biedne i wybredne, a poza tym, pojawiało się coraz więcej analfabetów, którzy nie odróżniali w smaku villanelli od dojrzałych tercyn. Najlepiej szły fraszki, lecz to drobnica, sprzedawana na wagę i za marne pieniądze. Mizerne dochody wystarczały Ruprechtowi jeno na zimowy opał, podatki i przaśne jadło. W spiżarni wprawdzie, trzymał tłuste wierszyki, których nie sprzedawał, ale ogólnie, coraz ciężej mu się żyło. Zaczął nawet częściej pić nalewkę na heksametrach, zalewając tęgimi wersami swoje ubóstwo. Przemyśliwał też, czy by nie powrócić do knechtowego fachu, bowiem dowiedział się krwawej wojnie w Senegalu, kiedy nadszedł pamiętny poranek, który wszystko odmienił.
Tego dnia, jak zawsze, udał się do ogrodu. Grządki mieniły się wesoło żywymi kolorami. Nawet czarne treny, wydawały się pogodniejsze w słonecznych promieniach. Szedł powoli ścieżką, kiedy dojrzał coś nowego. To, co wyrosło pod płotem, na pierwszy rzut oka, wyglądało jak chwast, ale było ładne. Smukłe i gibkie, pozbawione słów, z cyframi w wianuszku drobnych listków.
- A to ci dopiero! - wykrzyknął Ruprecht, który doskonale wiedział, z czym ma do czynienia
– sześciocyfrowiec!
- Tak, moi mili – Dziadunio zaplótł pomarszczone ręce na brzuchu – knecht Ruprecht dochował się sześciu szczęśliwych cyferek, z którymi zaraz pobiegł do gmachu książęcej Lotteryji, by odebrać główną wygraną.
I jaki z tego morał?
To przecież jasne.
Nigdy się nie dorobisz na uprawianiu poezji.
I po drugie.
Uczciwie pracując, dojdziesz do bogactwa tylko wówczas, kiedy wygrasz na loterii. Tak właśnie mi się przydarzyło. Oto, Opatrzność nagrodziła moją bezgrzeszność czterema trafieniami
w loterii państwowej – Dziadunio wyjął z kieszeni zmiętą stówę i podał ją panu Jankowi.
- Biegaj do sklepu. Dzisiaj pijemy zdrowie knechta Ruprechta.
Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie
-
- Posty: 1263
- Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
- Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
- Kontakt:
Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie
Ostatnio zmieniony 28 sie 2013, 19:49 przez misza, łącznie zmieniany 1 raz.
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie

Witaj miszo, dawno Cie nie bylo w tej czesci "budynku".
Przeczytalam z usmiechem i z usmiechem pozostalam. Absolutnie kapitalny pomysl (ale to juz wiadomo, ze u Ciebie ciekawie i inaczej) i sprawnie napisane.
Co do technicznej strony.
Zdecydowanie za duzo przecinków i ze dwa razy "spadl" niepotrzebnie enterek. Jak to ostatnie mozna przelknac, tak przecinki wybijaja z rytmu, wkurzaja nawet momentami. Sama je lubie, pewnie tez nadmiernie, ale Ty mnie bijesz na glowe (tym razem)...

A poza tym sympatycznie i wesolo. I tego mi wlasnie bylo trzeba.
Klaniam sie wciaz usmiechnieta, J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 1263
- Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
- Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
- Kontakt:
Re: Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie
411
Z przecinkami będę tradycyjnie już, walczył. Pewnie wyrzucę za dużo, ale - kicha!
Wkurza mnie interpunkcja. Naprawdę mam kłopoty z przecinkami.
Pewnie cierpię na "przecinkowca"


Z przecinkami będę tradycyjnie już, walczył. Pewnie wyrzucę za dużo, ale - kicha!
Wkurza mnie interpunkcja. Naprawdę mam kłopoty z przecinkami.
Pewnie cierpię na "przecinkowca"


Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /
-
- Posty: 79
- Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15
Re: Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie
Misza, a tego "przecinkowca" to da się wyleczyć? Bo cierpię tak jak Ty. Może jakie nalewki?
Tekst bardzo dobry, ciekawa stylizacja, super. Dziadunio gawędziarz świetnie opowiada:)
Oj, jak ja bym chciała tę księżną Loteryję z sześciocyfrowcem nawiedzić...
Na przecinki nie patrzyłam, bom sama na nie chora, ale jedno mi wyskoczyło, zwykła literówka:
Pozdrawiam
Tekst bardzo dobry, ciekawa stylizacja, super. Dziadunio gawędziarz świetnie opowiada:)
Oj, jak ja bym chciała tę księżną Loteryję z sześciocyfrowcem nawiedzić...
Na przecinki nie patrzyłam, bom sama na nie chora, ale jedno mi wyskoczyło, zwykła literówka:
Ruprecht był chłop jowialny i knecht, a Rupert też ładnie, tylko tak tajemniczo, romansowo...Knecht Rupert, coraz bardziej markotny,
Pozdrawiam

-
- Posty: 1263
- Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
- Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
- Kontakt:
Re: Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie
Dzięki, Smaku Imbiru
Nie zauważyłem, że przechrzciłem poczciwego knechta
W sprawie przecinków zostałem nieco pocieszony.
Pozdrawiam serdecznie


Nie zauważyłem, że przechrzciłem poczciwego knechta

W sprawie przecinków zostałem nieco pocieszony.
Pozdrawiam serdecznie


Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /
- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie
Ja protestuję!misza pisze:- Oj, tak! - ciężko westchnął pan Janek poprawiając się na murku – nawet na artykuły pierwszej potrzeby nie mamy. Znowu przyjdzie łoić skażony denaturat do upadłego. Samozapłon i eksplozja wątroby, murowane.
Pan Janek jest poważnym restauratorem, ma własną budę z hotdogami na lewo od wyjścia z galerii i to bardzo dobry człowiek jest. Czasami skosztuje naszej wisienki, ale żeby od razu posądzać go o chlanie dykty? W życiu! Żadam przeprosin w jego imieniu!
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
-
- Posty: 1263
- Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
- Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
- Kontakt:
Re: Opowiadanie Dziadunia o knechcie Ruprechcie
To na pewno nie ten Pan Janek.
Mój nie jest restauratorem, lecz konsumentem
i rencistą. Żyje z renty mamusi, która
nie żyje od dwóch lat

Mój nie jest restauratorem, lecz konsumentem
i rencistą. Żyje z renty mamusi, która
nie żyje od dwóch lat




Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /