Ja też raz jeszcze
Inaczej dzisiaj, bo przyglądając się słowom dokładnie, a poprzednio raczej skupiałam się na pięknych, surrealistycznych obrazach i odnotowując (znany mi z innych Twoich utworów) pogląd o istnieniu światów równoległych.
W
Maskaradzie drążysz ową możliwość, nie tracąc nic z urody przedstawiania światów na rzecz filozoficznego wywodu. Chociaż fabuła jest pretekstem, wciąga świat przedstawiony, jego zmiany w wielu odsłonach.
A te różne światy powstają w jednym punkcie, w pokoju z którego narrator nie wychodzi, a jedynie ogranicza do minimum swój intelekt na rzecz dopuszczenia do głosu świadomości rzeczy i roślin, owadów - cudna ta personifikacja (choć to nieodpowiednie słowo) w pierwszym akapicie, ale i w kolejnych. Malarskość dopieszcza zmysły czytelnika.
Kaloryfery chłodzą, płyty chodnikowe mądrzejsze od ludzi, bo w wielu światach naraz dumają o braku stóp na nich... czyli bardzo udanie wciskasz odbiorcę w inny świat, Autorze. Brawo.
A później ten fajny zabieg z
kopnięciem rzeczywistości, aby ową niby normalność poprawiła, ale ona starając się za bardzo surrealizm tylko powiększa (muchomory i krokodyle), następuje bardzo znacząca zmiana dekoracji, maskarada się uwydatnia, to już nie zabiegi rodem z lirycznych chwytów, ale pokazywanie groteski.
Pojawia się myśl o atrapie realnego świata, niechęć do tego co jest
teraz światem, zaczyna się podróż, niby taka realna (szosa, samochód), ale tak naprawdę bohater nie rusza się z domu. Nie kopie już rzeczywistości, on sam zaczyna kreować świat, ustaliwszy w miarę rozsądny porządek krajobrazu. Pojawia się znany dylemat rzeczywistość a jej prawdopodobieństwo.

I tu narrator (który jest bohaterem) używa zwrotu kojarzącego się przewrotem kopernikańskim: zawróciłem Słońce, fajne, bo wiele zapowiada. Kopernik ruszył Ziemię, Twój bohater zawraca Słońce.
Niezależny od obserwatora wszechświat - staje się nagle od niego zależny. Oczywiście inspiracja jest z fizyki kwantowej, lirycznie pięknie zobrazowana.
Cały czas w tle i na pierwszym planie pytanie: Czym jest realny świat?
Jazda w samochodzie... jakby na pół etatu zatrudnia się bohater w powstawaniu tego realnego świata. Wniosek? Myślenie powoduje powstawanie obiektów rzeczywistości. Znika to, co zapomniane. Fundamentalne, egzystencjalne pytania: Co ja tutaj robię? Dokąd jadę? Po co?
I: Kim jestem?
Wraca problem świadomości, jej nadrzędnej funkcji.
Oraz rozumu i inteligencji, które ubierają atrapy w maskaradowe maski, złudzenia. Rozum nie jest w stanie zobaczyć nic więcej niż to, co jest mu znane - to wniosek narratora.
Spotkanie z Proustem przede wszystkim ciekawe ze względu na kolejny ważny aspekt opowiadania, czyli próbę odpowiedzi - czym jest sztuka, literatura. Przywoływany epizod z kurą. Radość tworzenia, to opuszczenie swojej świadomości, wejście w inną, np. kreatora świata równoległego.
Słowa dotyczą tylko umysłu, ale są w stanie ukrywać inną rzeczywistość. Pisarz tworzy Kosmos, jeśli nie jest szalbierzem.
No i rozważania nad Tym bez imienia, i nad tym co na pewno musiało być na początku.
Jego wzrok na ekranie...
Różnie stwarzane światy. Po to by w końcu zziębnięte chłodzeniem kaloryfery, zaczęły grzać, żeby powstał świat sprzed pierwszego akapitu, narrator wraca do rzeczywistości, w której nie dopuszcza się myśli o możliwości wejścia w inne. Ale jej elementy zaczynają zaczynają powoli uzyskiwać samodzielność...

Koło.
---------------
Mnóstwo czytelniczych refleksji i wrażeń w tym pięknie skomponowanym i niesamowicie atrakcyjnym treściowo utworze.
Po jego lekturze - chęć powrotu. Ale do jakiej rzeczywistości? Kreacja to odpowiedzialne zadanie.
---------------------------
Sorry za chaos w poście, wrażenia spisywane na gorąco.
Pozdrawiam.