Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#1 Post autor: misza » 25 maja 2013, 19:34

- A cóż to za pniska stare, a olbrzymie, drzemią przytulone nieopodal, pod borem, dziaduniu?
Pacholęta przygasiły „jointy” i spojrzały swymi jasnymi, jak piwo o brzasku, oczami,
na pomarszczoną twarz dostojnego starca, hojnego i uczonego.
Ten, pogładził długą, siwą brodę i uśmiechnął się rozczulony. Spacer po lesie z małoletnimi prostytutami, był długi i wyczerpujący, dlatego rad by teraz odpocząć. A skoro dziatwa ciekawa opowieści, to krótki popas nie zawadzi.
- Przystańmy zatem – rzekł dobrotliwie – zasiądźmy pod tą, oto, wierzbą wiekową, przez czas porytą i jurne korniki, a ja wam, historię przedziwną opowiem.
Zasiadł w cieniu, oparłszy się strudzonymi plecami o rosochaty pień, a dzieciątka, zajęły półkolem miejsca na soczystej trawie, wśród której, bieliły się dzikie lilie i zużyte prezerwatywy.
Dziadunio, przymknąwszy sterane oczy, zaczął snuć opowieść.

Było to w czasach, kiedy jeszcze nie było automobilów, ani aeroplanów, a lokaty inwestycyjne były gwarancją godziwej dywidendy. Wiatr hulał po rżyskach i domach z wielkiej płyty, a leśna zwierzyna, nie tak płocha, jak w dzisiejszych czasach, licznie odwiedzała teatry, muzea i chodziła na koncerty do filharmonii. W borze, za dębiną, przy cienistym, leśnym dukcie, stała chata leśniczego Cycaka.
Mieszkał tam ze swoją piękną żoną o prasłowiańskim imieniu Dżesika. Była ona niczym rozbuchany kwiat buraczany, rozkwitły na rżyskach erotycznych nizin, gdzie hulają gwałtowne wichry męskiej chuci. Jej cudne lica mlecznej urody oraz piersi, budziły zapiekłą zawiść u krów, które pasała na leśnych polanach i parkingach. Kibić miała wiotką i poręczną, a kiedy szła ścieżką, roztrącała swymi krągłymi biodrami kępy pokrzyw, a niekiedy, także perzu. W płomienistych włosach Dżesiki iskrzył się ogień niespełnionej miłości, tęsknicy do lepszego jutra, dotyku wybranka i pieszczot z „Kamasutry”; nie zaznała ich jednak, będąc żoną leśniczego Cycaka, którego nie kochała, oprócz sobót i pierwszych niedziel każdego miesiąca. Nieszczęsna, pochodziła bowiem z chciwej, fornalskiej rodziny, w młodym wieku wydała ją za mąż, w zamian za prawo do zbierania w borze, kleszczy i purchawek. Biedne dziewczątko, któremu dopiero co, cztery dziesiątki lat minęły, poddała się pokornie woli ojca i braci, choć ze łzami traumatycznego poniżenia, w ślicznych, karmazynowych oczach.
Teraz jednak odżyła, bowiem na swej drodze napotkała prawdziwą miłość.
Już od roku, kiedy tylko leśniczy Cycak brał drugie śniadanie, laptopa i z hakownicą na ramieniu, wychodził pośpiesznie do pracy, żeby zdążyć na autobus do ścisłego rezerwatu, Dżesika zakładała odświętne stringi, wrzucała do swego koszyczka kajdanki i wybór wierszy współczesnych, polskich poetów, bowiem lubiła igraszki sado - maso, i wybiegała na schadzkę z lubym, pod umówionym jaworem. Umiłowany Dżesiki, krzepki drwal Tańczos, co to od małego rąbał i rżnął po lasach, z błyskiem pożądania w oku, niecierpliwie wyglądał kochanki, bezskutecznie powstrzymując chorobliwy ślinotok. A kiedy oboje poczuli swoje rozpłomienione organizmy w optymalnej bliskości, ona szeptała.
- Tańcuj, tańcuj, mój Tańczosie! Wypuszczaj dzikie sznaucery swego pożądania w puszczę mego, domniemanego dziewictwa! Targaj mię i wytargaj, luby okrutniku!
On, pełen chutliwej namiętności, zdzierając z niej szaleńczo stringi i glany, wyznawał.
- Och, zerżnę i okoruję dzisiaj, moją wiotką sekwoję! Potnę szponami rozkoszy i wyuzdania!
Niechaj sypią się wióry słodkich chwil, pod ciosami potężnych siekier naszej wielkiej miłości.
Ona wtedy jęczała – och! Koruj mnie i hebluj, do samego rdzenia, luby!
A korony drzew nad ich głowami spoglądały czule na wijące się wśród ostów, złączone w menuecie instynktów, ciała.
Tak oto, Dżesika z drwalem Tańczosem, hodowali wielką miłość na ugorach jałowej egzystencji
i wydawało im się, że cudowny czas hedonistycznych doznań, oraz rozkwitania zespolonych namiętnością dusz, nie będzie miał kresu. Z czasem, zaczęli się spotykać w leśniczówce, przebywając głównie na kuchennym stole.
Ale życie jest okrutne.
Chociaż Dżesika ukrywała starannie wszelkie, najdrobniejsze nawet ślady spotkań z ukochanym, to jednak leśniczy Cycak, będąc człekiem nad wyraz spostrzegawczym, jął z czasem coś podejrzewać. A to znalazł wielką siekierę pod łóżkiem, a to znowu, zauważył w łazience trzy szczoteczki do zębów i o trzy numery za duże kalosze, a to znowu, Dżesika przywitała go od progu w szlafroku z wielkim napisem: LZS PORĘBA, w szafie zaś, coś jakby kichnęło. Początkowo, okrutny zazdrośnik dawał się zwodzić, ulegając szerokiemu, jak Amazonka w czasie powodzi, uśmiechowi połowicy, ale stał się bardziej czujny. Kiedy jednak, w drewutni pojawiło się nagle pięćset pięknych, dębowych okrąglaków, a na stole w kuchni zastał pewnego popołudnia, dziwnego listonosza w negliżu, który rzekomo cucił jego omdlałą żoną, wówczas chytrze wydedukował, że małżonce mógł jednak przyjść na myśl grzech niewierności. Na razie nie dał poznać nic po sobie i postanowił zdybać przestępczynię, w sytuacji niedwuznacznie niemoralnej i tak wszetecznej, by tym sprawiedliwiej mógł ją ukarać, rzucając zdrajczynię na pożarcie swojej matce i prasie brukowej. Tymczasem, kochankowie stawali się coraz mniej ostrożni, w miarę jak szaleńcza miłość pochłaniała ich rozpłomienione dusze i ciała, ogniem permanentnej rozkoszy regularnych zbliżeń intelektualnych.
Wreszcie, wytropił ich zły Cycak na leśnych ścieżkach.
Chadzał za nimi i podglądał na wyrębie, co wprawdzie sprawiało mu niejaką perwersyjną przyjemność, niemniej rogaczy w puszczy było już, aż nadto. Zmówił się ze swoim pomocnikiem, młodym, jak na swój wiek, Oraczkiem i zaczaili się w krzewach chryzantem, tu właśnie, na skraju lasu. Wiedzieli, że tędy przechadzają się zakochani napoiwszy się z rozpalonych czaszy swych ciał, upojnym napitkiem namiętnego uczucia. Kiedy tylko dojrzeli przytulonych do siebie zakochanych, zbliżających się w rytmie wolnego wiersza, wypadli z okrutnym krzykiem.
- Mam ci ja was, oczajdusze! - Wrzasnął Cycak.
- Płazy niewierne! - dorzucił Oraczek i wyjął z torby potężny aparat fotograficzny z obiektywem.
Cycak natomiast sięgnął po hakownicę i wycelował w kochanków.
- O, podła meduzo! Twoja teściowa i dziennikarze ze szmatławców już czekają na ciebie! Niewierna Dżesiko!
Zdybani i zaskoczeni, lecz tym bardziej utrwaleni w gorącym uczuciu, Dżesika i Tańczos, jeszcze mocniej przywarli do siebie, o ile to było możliwe.
- Nikt i nic, nie odbierze mi , Dżesiki – drwal dumnie uniósł głowę – moja to, rębna sosna strzelista. Mój jej pień i odrosty.
- Tak, Tańczosie - wyszeptała zbladłymi usty Dżesika – pragnę tylko twego topora i piły, Tylko dla ciebie wzrastam i szczytuję, i nikt, i nic mi tego nie odbierze.
- Skoro tak – zawarczał złowróżbnie zdradzony mąż – to niech się dzieje. Już po was.
I jął się zbliżać ciężkim krokiem, pobrzękując łańcuchami, którymi zamierzał spętać oboje.
Ale wtedy, niebo nagle pojaśniało i rozbłysło. Zaszumiał groźnie odwieczny bór.
Pradawny Duch Lasu, świadek dramatu i licznych orgazmów, zbudziwszy się, uczynił czar.
Oto, Cycak i Oraczek ze zdumieniem spostrzegli, jak porastają świeżą korą drzewną, jak ich kamasze wypuszczają pędy i wnikają
w ziemię, jak rozrastają się ku górze oraz na boki. Zzielenieli i zaczęli szumieć.
Zabłysło ponownie.
Zahuczał potężny głos serca puszczy.
Oniemieli z wrażenia, wciąż przytuleni do siebie, Dżesika i Tańczos, ujrzeli dwa nowe drzewa, które wyrosły w miejscu, gdzie przedtem stał leśniczy ze swoim pomocnikiem.
Ochłonąwszy, powrócili radośnie do leśniczówki, gdzie czekał już na nich znajomy, kuchenny stół.
I żyli długo, i szczęśliwie - piękna Dżesika z drwalem Tańczosem.
Taki czar uczynił las.
Taką moc posiada prawdziwa, wielka miłość, która jest szlachetna i bezinteresowna.
Nie to, co wy, paskudne sępy.

Dziadunio zakończył opowieść i z ciężkim westchnieniem wyjął swój portfel.
Dziatwa wyciągnęła chciwe ręce po należność.
Ostatnio zmieniony 05 cze 2013, 19:33 przez misza, łącznie zmieniany 4 razy.
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#2 Post autor: 411 » 27 maja 2013, 10:24

:)
Az sie prosi, by odpowiedzio-komentarz w tym samym tonie gwarowym utrzymac...
Witaj, miszo.

Pare zbednych przecinków, pare nadmiernych enterów i kapitalna strawa literacka (ze az sie pokusze o taki komplement).
Przezabawny jezyk - barwny i soczysty, wymieszanie czasoprzestrzeni i lekkosc godna Lema (choc pewnie wielu sie ze mna nie zgodzi, to dla mnie Lem jest jak wiosenny wietrzyk i juz).
Brawo.
Ubawilam sie niezle, szczególnie przy zakonczeniu, gdzie na 99% pewna bylam, ze to unowoczesniona opowiesc o Laurze i Filonie. Figa z makiem. I slusznie.

Nie znam Cie od tej strony, miszo, ale jesli pokusisz sie o wiecej takiego grafomanstwa, obiecuje - bede czestym gosciem w Twych progach.
Bardzo na tak.

Klaniam sie milego zyczac,
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Re: Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#3 Post autor: misza » 27 maja 2013, 15:28

Piękne dzięki za miłe słowa pod adresem tego kawałeczka.
Bardzo rzadko "wrzucam" prozę na portalowe stronice,
bo paskudnie się to czyta na ekranie.
Ale, przecież pisząc prozą, także świetnie się bawię.

Na dowód:http://www.alter.blogx.pl

Serdecznie pozdrawiam :rosa: :rosa: :rosa: :vino:
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#4 Post autor: skaranie boskie » 02 cze 2013, 0:01

A toś małpę ubawił, Miszo.
Piękne to musiały być czasy, o których prawił dziadunio.
A w ogóle to się chyba z włóczęgi na drwala przekwalifikuję...
:beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#5 Post autor: Gloinnen » 02 cze 2013, 0:13

Rzadko zaglądam do prozy (chroniczny brak czasu), ale dla tego opowiadania warto było...

Mam tylko dwa zastrzeżenia:
misza pisze:W płomienistych włosach Dżesiki iskrzył się ogień niespełnionej miłości, tęsknicy do lepszego jutra, dotyku wybranka i pieszczot z „Kamasutry”, których nie zaznała, będąc żoną leśniczego Cycaka, którego nie kochała, oprócz sobót i pierwszych niedziel każdego miesiąca. Nieszczęsna, pochodziła bowiem z chciwej, fornalskiej rodziny, która w młodym wieku wydała ją za mąż, w zamian za prawo do zbierania w borze, kleszczy i purchawek. Biedne dziewczątko, któremu dopiero co, cztery dziesiątki lat minęły, poddała się pokornie woli ojca i braci,
W tym fragmencie cztery razy "który" - to trochę za dużo grzybków w barszczu...

Drugie dotyczy tytułu - "grafomańskie"?
Po pierwsze - protestuję! - nie jest grafomańskie.
Po drugie - jeżeli nawet - to taka informacja podana jeszcze przed aperitifem - zniechęca do czytania. Nie stosuj takich chwytów, bo czytelnik już na wstępie może być poirytowany podobną manipulacją. Niech on sam oceni jakość zaprezentowanej mu twórczości.

Dalej - ogólne wrażenie -bardzo pozytywne. Lubię taki absurdalny humor, melanż stylistyczny, widać, że bawisz się różnymi konwencjami, odniesieniami kulturowymi - i doskonale Ci to wychodzi. :ok:

Zamiast zamieszczać linka do blogu, dawaj tu, do KN., swoje kolejne teksty!
"Ludzie się domagają!"

Pozdrawiam,
:kwiat:

Glo.
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Re: Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#6 Post autor: misza » 04 cze 2013, 8:31

Fioletowa Małpo :)
Drwale mają klawe życie. Szczególnie w bajkach :beer: :beer: :beer:

Elfico :rosa:

Cytowany przez Ciebie fragmencik "wyktóruję" jeszcze dzisiaj.
Na pewno coś "podrzucę" z prozy, chociaż z czasem kruchutko.
W kolejnym utworze nie użyję słowa "grafomańskie", skoro, Twoim zdaniem,
taki zabieg jest zbędny.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za uwagi (i uwagę) :rosa: :rosa: :rosa:
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#7 Post autor: eka » 23 lip 2016, 21:39

:lol:
Na chandrę, ale przede wszystkim na biedne, zmanipulowane wiadomym trendem jednostki - idealna odtrutka.
Pozdrawiam.

misza
Posty: 1263
Rejestracja: 31 paź 2011, 9:58
Lokalizacja: Wielkie Księstwo Poznańskie
Kontakt:

Re: Dwa drzewa (grafomańskie opowiadanie o miłości)

#8 Post autor: misza » 25 lip 2016, 6:31

Uśmiech leczy,
a śmiech to najpewniejsza tarcza
w zwariowanym świecie :)
Z pozdrowieniami :) :rosa: :rosa: :rosa:
Dwóch dobrych ludzi nigdy nie będzie wrogami,
dwóch głupich ludzi nigdy nie będzie przyjaciółmi
/ przysłowie kirgiskie /

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”