Dżdżysta prowincja

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Adela
Posty: 833
Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41

Dżdżysta prowincja

#1 Post autor: Adela » 03 sie 2013, 10:12

Cztery ściany, cztery okna - idealne stanowisko obserwacji.
Przez lekko uchylone żaluzje wynurza się korek samochodów, a po drugiej stronie ulicy widnieją obrośnięte bluszczem drzwi Gingerbread Northern Ireland. Przed szarą kamienicą, naprzeciwko okien mojego domu, często zatrzymują się taksówki, z których wysiadają hałaśliwi ludzie. Kilka chwil później palą papierosy, siedząc na kanapie. Ich rozmowie towarzyszy wyraźna gestykulacja, kiedy to z ręki do ręki podają sobie pachnące świeżą farbą banknoty. Kosz na śmieci wymienia zawsze ta sama osoba – zgrabna brunetka, nosząca wisiorek w kształcie jajka. Jasna firanka, zdobiąca kuchenne okno, tańczy, odbijając się od szkła. Brunetka otwierając lodówkę, podciąga spodnie, wyciąga jogurt i znika.
Fatamorgana pięćset trzydziestego dnia pobytu w Belfaście. To miasto jest dzbanem, otoczonym przez szmaragdowe pasmo gór. Gdy zanurzy się w nim usta i zacznie pływać z twarzą wzniesioną w stronę nieba, nie zwraca się uwagi na wiejący w oczy piasek. Świat wokół to rozchylone skrzydła kamienic. Wychodząc na ulicę, z każdym krokiem uświadamiam sobie, że idę. Wbijam się w terytorium nie mojego miejsca i nagle po półtora roku, dotykając nagrzanego asfaltu, wyczuwam w powietrzu kurz. Rozpalona skorupa dzbana kruszy się, by ponownie przyjąć troskliwy dotyk deszczu.
Wczoraj słyszałam kruka. Skrzeczał jak moje płuca, a jego majestatyczne ciało przypominało korpus średniowiecznego rycerza. Głębokie, gardłowe krakanie wzbudziło we mnie lęk i nie bez przyczyny pomyślałam o mewach, które każdego ranka zlatują się na poddasze domu. One są czymś w rodzaju moich podniebnych nimf. Istniejemy zależne od siebie. Nie potrafiłabym wstać o świcie bez uprzedniego usłyszenia ich śpiewu, one natomiast nie miałyby możliwości zaprezentowania wybitnie osobliwego trelu, gdyby nie znalazły w mojej osobie wiernego słuchacza. Nauczyłam się naśladować ich głos i czasami wydzieram z zakamarków ciała mewie pomruki.
Moje mewy można spotkać jedynie na samym końcu nieba nad University Street, krzyżującej się z Ormeau Road. Tam wspomnienia są jak wybijany w autobusie rytm „We will, we will rock you”.
Co było dalej?... Zapłaciliśmy po funcie za przejażdżkę. Dudniąca skrzynia wypluła nas z siebie. Nas – niedbających o własny los tego wieczoru. Bez celu, a może właśnie wręcz przeciwnie, wtoczyliśmy się na miejsce, gdzie królowała głośna muzyka. Co jeszcze mogliśmy zrobić? Wsłuchaliśmy się w syk otwieranej puszki z piwem, a parę sekund później poczuliśmy przelotną pieszczotę w przełyku. Kim jesteśmy? Polską, Młodą Inteligencją zarabiającą funty na zachodzie? Impreza wyglądała na zjazd kelnerów, pomywaczy, kucharzy, obsługi lokalnych dyskotek, sprzątaczek i magazynierów. Jesteśmy dobrymi pracownikami, a jeszcze lepszymi pijakami. W naszym tłumie słyszy się tylko strzępy myśli. Jakbyśmy byli urwanym w połowie zdaniem. Połknęliśmy wielki, ciężki kamień i nie możemy ruszyć z miejsca. Ten kamień stał się dla nas swoistą kulą u nogi, którą ciągniemy za sobą z mozołem, jak źle wytresowanego rottweilera. Wśród wrzawy ktoś nagle powiedział, że czas zapierdala. Rozśmieszyło mnie to do głębi. Przyznając mu rację, poczułam, jak upływa ze mnie energia. Zaczęłam zastanawiać się, która z rzeczy dziejących się tu i teraz, będzie mieć wpływ na to, co wydarzy się w przyszłości. Najszybszą odpowiedzią, jaka przychodziła mi do głowy, był fakt, iż moim życiem rządzi przypadek. Jestem zwykłym kobiecym ciałem tułającym się bez żadnego logicznego wytłumaczenia. Rzucono mnie w wir kolejnych dni do przeżycia i jedyne, co mogę zrobić to nieustannie podejmować próbę bycia pokornym człowiekiem... i cieszyć się z tego, że oddycham.
Świst powietrza, taniec...Tyle pamiętam.
Zegar wybił piątą rano. Wskazówka jednego z najbardziej nieubłaganych bogów namawiała nas do powrotu, a taksówka tonęła w strugach ulewy.
Wybełkotaliśmy „University Street one, three, four, please” i popłynęliśmy w stronę wschodu słońca.
***
Dzisiejsze popołudnie rozpoczynam od życzenia:
- Stoliczku nakryj się! Poproszę trzy piwa i paczkę papierosów.
Dzień na kacu jest jak przerwana w połowie wstążka. Skleić ją może jedynie złocista ciecz piwa. A gdy już następuje scalenie, wraca się do punktu wyjścia - narodzin niechcianego ja, do którego czuje się niezrozumiałą miłość. Chyba zabraknie mi odwagi, żeby wyjść do miasta. Niebo przybrało kolor szkolnego mundurka, a przezroczyste krople deszczu, podobne do pcheł, podskakują w gęstej sierści powietrza. Tupot armii mokrych kul, wyraźnie daje mi do zrozumienia, że powinnam zostać w domu. Wszystko, co jest mi potrzebne do przeżycia tego dnia, znajduje się w zasięgu wzroku: puszka z piwem i 10 LM’ów Light.
Chyba właśnie wczoraj próbowałam prześcignąć słowa; tymczasem nawet nie dorównałam im kroku. Przycupnąwszy na moment w swojej wyobraźni, nieświadoma, iż to, co chcę uchwycić, jest poza mną, zobaczyłam mozaikę wyrazów, a mój cień stał się odbiciem mojego światła. I tak, siedząc w fotelu w obcym pokoju, skierowałam wzrok na półkę z książkami. Znalazłam na niej Norwida, Słowackiego, „Komu bije dzwon” Hemingwaya, „Sto lat samotności” Marqueza. Przeglądając „Jądro ciemności” natknęłam się na słownik polsko – angielski i z jeszcze nieznanym mi życiem, ale z ogromną nadzieją i ufnością w swój czas, przeczytałam list napisany na ostatniej stronie słownika.

„ Przyjacielu!
Pamiętasz chłopaka piszącego wiersze przy świeczce w Bieszczadach? Wtedy rozbiła się jedyna butelka wódki.
Ciągle zastanawiam się nad tym, który z nas najbardziej przykładał się do rąbania drewna?
Pamiętasz te wspaniałe sny o dziewczynach, które zawsze i wszędzie mają ochotę na seks z Tobą? Rankiem budziliśmy się w oparach przymrozku. Piec znużony naszym niedbalstwem przestał oddychać.
Wiem...Nic nie pamiętamy! Kiedyś, przyjacielski uścisk dłoni był dla nas magią.
Wszystko to, co zdarzyło się później...
Ciężko o tym pisać…To nie wina upływu czasu. Ten, dzięki swojej skondensowanej istocie, działa na naszą korzyść.
Gdy wrócę (na dwa tygodnie, nie dłużej), odbędzie się rytuał krótkiego spojrzenia sobie w twarz, od czoła do podbródka. A gdy już opadną emocje towarzyszące przywitaniu, porozmawiamy o naszych planach (rzec by można - politycznych: trzyletnich, pięcioletnich) i kolejny raz będziemy zapewniać się, że każdego dnia staramy się zostać wyborowymi snajperami, aby perfekcyjnie ustrzelić swój cel.
Słyszy się coraz głośniej świat, choć słuch już mamy nie ten sam, co kiedyś. A to, co było kiedyś, było i zawsze.
Mój drogi przyjacielu. Ja nie wspominam. Choć, być może, przydałaby się tłusta łza na otarcie łez.”.

Jestem złodziejem cudzych listów! Czuję się bezkarnie, a co za tym idzie, jak wolny człowiek.
Wyglądam przez okno. Mężczyzna w okularach zamyka drzwi Gingerbread Northern Ireland. Przypominam sobie listy do znajomych, które pisałam piętnaście lat temu. Papier przyjął wszystkie moje nastoletnie problemy; od złamanego paznokcia, po złamane serce. Listy zakopałam pod drzewem w sadzie rodziców mojej przyjaciółki, a ona zakopała swoje. Ten akt był czymś w rodzaju całkowitego spojenia się ze światem przyrody i świadectwem przygotowywania siebie do śmierci. Dziś powtórzę śmiercionośny rytuał.
Wybiegam na śliską ulicę. Nie wchodzi w rachubę spacer z popsutym parasolem pomiędzy pełzającymi po chodniku perłami deszczu i minięcie całego miasta: kobiet z pieskami, pijącą tanie piwo z Winemarku - młodzież i panów w ciemnych marynarkach. Nie zamierzam dotrzeć do portu, gdzie dumnie stoją dwa mocarne żurawie Tytanica. Wystarcza mi świadomość, że tak samo jak one, przyczyniam się do czyjejś śmierci.
Skręcam list w rulon, jak broszurkę otrzymaną na mieście i wrzucam go w otwór kanału ściekowego.
Nikt mnie nie widzi.

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Dżdżysta prowincja

#2 Post autor: 411 » 05 sie 2013, 7:19

Przepiekny obrazek - rozmazany, rozemglony, a zarazem czysty i kolorowy jakby wyszedl spod pedzla nadrealisty.
Nie znam Irlandii, nie znam takiego zycia, ale podoba mi sie ten smutek i niewiarygodny zmysl wrazliwosci peelki (i autorki). Caly utwór zachwyca normalnoscia i poezja. Spokojem, wrecz rezygnacja i... nadzieja.
Masz dar.

Nie szukalam bledów, skoro nic sie samo nie rzucilo w oczy - znaczy wszystko gra i buczy.

Bardzo na tak.
Klaniam sie, J.
:)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

smak imbiru
Posty: 79
Rejestracja: 31 lip 2013, 10:15

Re: Dżdżysta prowincja

#3 Post autor: smak imbiru » 05 sie 2013, 16:01

Zanurzyłam się i zapadłam w tym tekście. Ocieka nostalgią, płynie leniwie. Za drugim razem próbowałam czytać szybciej - nie da się, bo tekst wymusza tempo. Niezmiernie klimatyczna rzecz.
Pozdrawiam:-)

Adela
Posty: 833
Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41

Re: Dżdżysta prowincja

#4 Post autor: Adela » 10 wrz 2013, 22:13

411, Smak Imbiru - wdzięczna za lekturę kłaniam się:)

Życzę miłego wieczoru,
A.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Dżdżysta prowincja

#5 Post autor: skaranie boskie » 29 wrz 2013, 12:13

Adela pisze: pijącą tanie piwo z Winemarku - młodzież
Poza tym jednym, nikomu niepotrzebnym myślnikiem, wszystko jest ok.
Lubię czytać twoje opowiadania. Są takie łagodne, dobrze prowadzone, wciągają w swój niepowtarzalny klimat bez reszty.
:rosa: :kwiat: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Adela
Posty: 833
Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41

Re: Dżdżysta prowincja

#6 Post autor: Adela » 03 paź 2013, 22:17

Dziękuję za lekturę, reklamując Irlandię Północną. Warto odwiedzić:)
Pozdrawiam,
A.

Henryk VIII
Posty: 1739
Rejestracja: 01 paź 2013, 17:40

Re: Dżdżysta prowincja

#7 Post autor: Henryk VIII » 12 lis 2013, 20:59

Bardzo dobry tekst. Zakończenie " Wystarcza mi świadomość, że tak samo jak one, przyczyniam się do czyjejś śmierci.
Skręcam list w rulon, jak broszurkę otrzymaną na mieście i wrzucam go w otwór kanału ściekowego.
Nikt mnie nie widzi." - j.w. Gratulacje.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”