Liście jesiennych drzew tańczyły powoli z gałęźmi do rytmu pieśni wyśpiewywanej przez wiatr. Wiolin był tego dnia jak ówczesna pogoda; spokojny i szczęśliwy. Zbiory wełny dały mu porządne zyski, więc młody pasterz na razie nie musiał się martwić o pieniądze. W Wemie, małym miasteczku opodal sierocińca zwanego Magiczną Przystanią, raczej wszyscy żyli dostatnio, szczęście Wiolina opierało się na tym, że zarobił dzięki swojej pracy. Dzięki swojej pasji. Cieszył nią siebie i innych. Lubił wyprowadzać swoje owieczki niedaleko Magicznej Przystani, ponieważ puszyste zwierzaki sprawiały niezwykłą radość dzieciom. W sumie nie był to tylko dom dla sierot. Był to dom dla każdego.
Mężczyzna urodził się jako lif ziemi, czemu wyraz dawała jego zielona skóra. Nie miał nadzwyczajnych magicznych mocy, urodził się z miłości swojej matki i ojca. Nie wyłonił się z drzewa, nie spadł z nieba, nie wyszedł z wody... Powstał w zupełnie prozaiczny sposób. Ale posiadał naturalnych rodziców. To go cieszyło.
Siedząc tak w białym parku – nazwanym tak najpewniej z powodu białych ławek; ta nazwa towarzyszyła temu miejscu od dawien dawna – rozmyślał nad życiem. Lifom zrodzonym magią przyrody zazdrościł długowieczności. Mogli poświęcić więcej czasu na dokonywanie życiowych wyborów. Ale pasterzowi i tak zostało dane więcej czasu niż ludziom, więc może to i dobrze. Koniec końców, dwudzieste urodziny Wiolina dawno pochłonęła przeszłość.
Mniej więcej wszyscy lubią zachód słońca. Z tą myślą i o tej porze mężczyzna wyszedł na spotkanie przeznaczeniu. Przeczesał swą czarną czuprynę, ubrał białą koszulę z guzikami i granatowe spodnie. Czarne buty aż lśniły. Brakowało mu pojęcia na temat tego, czy to dobry strój. I trochę pewności siebie. Obiecał tym razem dać sobie radę.
Na ławce przy jednym ze zwisających na ścianie lampionów przysiadła młoda niewiasta. Miała na sobie brązową sukienkę, takież buty i słomkowy kapelusz. Od czasu do czasu wpatrywała się w gwiazdy, lecz zaraz spuszczała wzrok.
Pastuch siedział zdezorientowany. Olśniła go. A to już poderwał się, by ruszyć jej na powitanie, a to znów siadał speszony. Stresowała go możliwość odtrącenia. Czasem przychodziła nadzieja, że dziewczyna wyrazi zainteresowanie choćby krótką pogawędką, jednakże odchodziła równie prędko. Dzielił go krok od piękna, jednak niewidzialna bariera zabraniała cokolwiek zrobić. Dodatkowo w świetle lampionu ujrzał, że piękność ma czerwony kolor skóry.
Poczuł się jak powalony na glebę wojownik w ciężkiej zbroi. Lifowie ognia i ziemi mogliby się zjednoczyć? Jednak zjawiskowy owoc zakazany zaczął się oddalać. Wstała z ławki i ruszyła w głąb parku. On też. Ot tak. Nie wiedział, dlaczego.
Tak naprawdę poderwany został przez silne pragnienie poznania jej. Okazja mogłaby przeminąć i zostać na zawsze w czasie przeszłym. Czuł, że nie może do tego dopuścić. Szli... raczej szedł za nią, a ciemności zaczęły opanowywać Ysanaar, zieloną wyspę, która zawsze jest jednakowo piękna. Po przeciwnych stronach świata pojawiły się już dwa księżyce: rogal i kula. Bogini Artima wymalowała gwiazdami calutkie niebo. Wszystkie kroki zwolniły. Nadchodziła noc. A oni wciąż szli, śmiało i bez skrępowania, aż ognista – jak nazwał ją w swych myślach pasterz – przystanęła. Zaskoczony prawie na nią wpadł.
- Czy pan mnie śledzi? - zapytała bez ogródek.
- Ja... - wyjąkał. - Znaczy... Chciałem mieć na panią oko, bo, wie pani, ciemno się robi, niebezpiecznie...
Uśmiechnęła się.
- To pan jest tym pastuszkiem, który przychodzi co dzień pod Magiczną Przystań z owcami? - wyraziła entuzjastycznie, widocznie zadowolona z odkrycia.
- Tak. Wypasam owce od lat, to moja pasja. Przy okazji daje trochę zarobić - pokazał zęby w uśmiechu. Mam na Imię Wiolin, mieszkam tu, niedaleko. A, pani?...
- Irina. Jestem wychowanką Przystani. Teraz tam pracuję. Jestem lifką ognia, więc mogę palić w kominku i takie tam - zażartowała, po czym oboje zaśmiali się wesoło.
Po chwili milczenia zapytała.
- Jesteś lifem ziemi, jak widzę?
- Tak - westchnął. - Nie mam jakiejś wielkiej mocy magicznej, ale dość wygodnie gada mi się ze zwierzętami - rozweselił rozmówczynię.
Znów na chwilę zamilkli, po czym dziewczyna powiedziała niepewnie.
- Kiedy to mówiłeś, brzmiałeś, jakbyś był zrezygnowany, czy coś...
- Nie, nie, wszystko w porządku - pośpieszył z wyjaśnieniem.
- A jednak coś wyczułam.
Wlepił wzrok w ścieżkę. Mierzył i ważył mnóstwo słów, nie potrafiąc wybrać właściwych. W końcu zdecydował się na kilka:
- Otóż. Chciałbym cię bliżej poznać, ale... ty jesteś żywiołem ognia, ja ziemi, drzew, traw, rozumiesz? Ogień z trawą chyba słabo by się zgrał...
Zastanowiła się przez chwilę.
- Oboje jesteśmy lifami. Kolorowymi ludźmi, jak to mówią - jej uśmiech pocieszył pasterza. - Tylko że innego podgatunku. Ludzie też mają różne charaktery. Czasem podobno pasują do siebie ogień i woda. Równoważą się. Moim zdaniem to nic, że są między nami małe różnice.
- W sumie ogniści i ziemni nie są ze sobą skłóceni - wywnioskował Wiolin.
- A wszystkim lifom nie wolno wszczynać wojen. Tako rzecze bogini - dokończyła uroczyście Irina.
W sumie, skoro nie mają niczego przeciwko sobie, co miałoby im przeszkodzić w znajomości? Zaproponował, że odprowadzi ją do domu. Rozstali się tam. Do rychłego zobaczenia.
Nadal co rano dzieci z Magicznej Przystani wychodziły pobawić się z owcami, a Irina ruszała wraz z nimi.
Po poprawce:
Harfa i Miecz
„Pasterz i żywy ogień.”
Liście jesiennych drzew tańczyły powoli z gałęźmi do rytmu pieśni wyśpiewywanej przez wiatr. Wiolin był tego dnia jak ówczesna pogoda; spokojny i szczęśliwy. Zbiory wełny dały mu porządne zyski, więc młody pasterz na razie nie musiał się martwić o pieniądze. W Wemie, małym miasteczku opodal sierocińca zwanego Magiczną Przystanią, raczej wszyscy żyli dostatnio, szczęście Wiolina opierało się na tym, że zarobił dzięki swojej pracy. Dzięki swojej pasji. Lubił wyprowadzać owieczki niedaleko Magicznej Przystani, ponieważ puszyste zwierzaki sprawiały niezwykłą radość dzieciom. W sumie nie był to tylko dom dla sierot. Był to dom dla każdego.
Mężczyzna urodził się jako lif ziemi, czemu wyraz dawała jego zielona skóra. Nie miał nadzwyczajnych magicznych mocy, urodził się z miłości swojej matki i ojca. Nie wyłonił się z drzewa, nie spadł z nieba, nie wyszedł z wody... Powstał w zupełnie prozaiczny sposób. Ale posiadał naturalnych rodziców. To go cieszyło.
Siedząc tak w białym parku – nazwanym tak najpewniej z powodu białych ławek; ta nazwa towarzyszyła temu miejscu od dawien dawna – rozmyślał nad życiem. Lifom zrodzonym magią przyrody zazdrościł długowieczności. Mogli poświęcić więcej czasu na dokonywanie życiowych wyborów. Ale pasterzowi i tak zostało dane więcej czasu niż ludziom, więc może to i dobrze. Koniec końców, dwudzieste urodziny Wiolina dawno pochłonęła przeszłość.
Wszyscy lubią zachód słońca. Z tą myślą i o tej porze mężczyzna wyszedł na spotkanie przeznaczeniu. Przeczesał swą czarną czuprynę, ubrał białą koszulę z guzikami i granatowe spodnie. Czarne buty aż lśniły. nie miał pojęcia, czy to dobry strój. I w ogóle brakowało mu pewności siebie. Obiecał tym razem dać sobie radę.
Na ławce przy jednym ze zwisających ze ściany lampionów przysiadła młoda niewiasta. Miała na sobie brązową sukienkę, takież buty i słomkowy kapelusz. Od czasu do czasu wpatrywała się w gwiazdy, lecz zaraz spuszczała wzrok.
Pastuch siedział zdezorientowany. Olśniła go. A to już poderwał się, by ruszyć jej na powitanie, a to znów siadał speszony. Stresowała go możliwość odtrącenia. Czasem przychodziła nadzieja, że dziewczyna wyrazi zainteresowanie choćby krótką pogawędką, jednakże odchodziła równie prędko. Dzielił go krok od piękna, jednak niewidzialna bariera zabraniała cokolwiek zrobić. Dodatkowo w świetle lampionu ujrzał, że piękność ma czerwony kolor skóry.
Poczuł się jak powalony na glebę wojownik w ciężkiej zbroi. Lifowie ognia i ziemi mogliby się zjednoczyć? Jednak zjawiskowy owoc zakazany zaczął się oddalać. Wstała z ławki i ruszyła w głąb parku. On też. Ot tak. Nie wiedział, dlaczego.
Tak naprawdę poderwany został przez silne pragnienie poznania jej. Okazja mogłaby przeminąć i zostać na zawsze stracona. Czuł, że nie może do tego dopuścić. Szli... raczej szedł za nią, a ciemności zaczęły opanowywać Ysanaar, zieloną wyspę, która zawsze jest jednakowo piękna. Po przeciwnych stronach świata pojawiły się już dwa księżyce: rogal i kula. Bogini Artima wymalowała gwiazdami calutkie niebo. Wszystkie kroki zwolniły. Nadchodziła noc. A oni wciąż szli, śmiało i bez skrępowania, aż ognista – jak nazwał ją w swych myślach pasterz – przystanęła. Zaskoczony prawie na nią wpadł.
- Czy pan mnie śledzi? - zapytała bez ogródek.
- Ja... - wyjąkał. - Znaczy... Chciałem mieć na panią oko, bo, wie pani, ciemno się robi, niebezpiecznie...
Uśmiechnęła się.
- To pan jest tym pastuszkiem, który przychodzi co dzień pod Magiczną Przystań z owcami? - wyraziła entuzjastycznie, widocznie zadowolona z odkrycia.
- Tak. Wypasam owce od lat, to moja pasja. Przy okazji daje trochę zarobić - pokazał zęby w uśmiechu. Mam na Imię Wiolin, mieszkam tu, niedaleko. A, pani?...
- Irina. Jestem wychowanką Przystani. Teraz tam pracuję. Jestem lifką ognia, więc mogę palić w kominku i takie tam - zażartowała, po czym oboje zaśmiali się wesoło.
Po chwili milczenia zapytała.
- Jesteś lifem ziemi, jak widzę?
- Tak - westchnął. - Nie mam jakiejś wielkiej mocy magicznej, ale dość wygodnie gada mi się ze zwierzętami - rozweselił rozmówczynię.
Znów na chwilę zamilkli, po czym dziewczyna powiedziała niepewnie.
- Kiedy to mówiłeś, brzmiałeś, jakbyś był zrezygnowany, czy coś...
- Nie, nie, wszystko w porządku - pośpieszył z wyjaśnieniem.
- A jednak coś wyczułam.
Wlepił wzrok w ścieżkę. Mierzył i ważył mnóstwo słów, nie potrafiąc wybrać właściwych. W końcu zdecydował się na kilka:
- Otóż. Chciałbym cię bliżej poznać, ale... ty jesteś żywiołem ognia, ja ziemi, drzew, traw, rozumiesz? Ogień z trawą chyba słabo by się zgrał...
Zastanowiła się przez chwilę.
- Oboje jesteśmy lifami. Kolorowymi ludźmi, jak to mówią - jej uśmiech pocieszył pasterza. - Tylko że innego podgatunku. Ludzie też mają różne charaktery. Czasem podobno pasują do siebie ogień i woda. Równoważą się. Moim zdaniem to nic, że są między nami małe różnice.
- W sumie ogniści i ziemni nie są ze sobą skłóceni - wywnioskował Wiolin.
- A wszystkim lifom nie wolno wszczynać wojen. Tako rzecze bogini - dokończyła uroczyście Irina.
W sumie, skoro nie mają niczego przeciwko sobie, co miałoby im przeszkodzić w znajomości? Zaproponował, że odprowadzi ją do domu. Rozstali się tam. Do rychłego zobaczenia.
Nadal co rano dzieci z Magicznej Przystani wychodziły pobawić się z owcami, a Irina ruszała wraz z nimi.
Harfa i Miecz - Pasterz i żywy ogień
-
- Posty: 492
- Rejestracja: 06 sty 2013, 10:12
- Lokalizacja: Rudnik nad Sanem
- Kontakt:
Harfa i Miecz - Pasterz i żywy ogień
Ostatnio zmieniony 21 gru 2013, 13:17 przez Bonsai(Tomasz Socha), łącznie zmieniany 3 razy.
- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Harfa i Miecz - Pasterz i żywy ogień
Fun fiction.
Gatunek, który nie trafia do mnie specjalnie, choć zapewne ma swoje zalety.
Pozwala na większą dowolność w realizowaniu literackich wizji.I byłoby nawet całkiem fajnie, gdybyś przynajmniej sposobu zapisu nie umieszczał w krainie fantazji. Pomimo niechęci do korekty, spróbuję (w dobrej wierze) wytknąć Ci kilka błędów.
Po drugie: mniej więcej wszyscy, czy mniej więcej lubią?
Po trzecie: w zupełności wystarczyłoby stwierdzenie, że wszyscy lubią zachód słońca, a jeśli chciałeś wyrazić tu niepewność, czy rzeczywiście wszyscy, bez wyjątku, wystarczyło napisać, że chyba wszyscy.
I tak by można, krok po kroku, wyłuskiwać wszystkie niedociągnięcia. Tylko po co?
Wybacz szczerość, Bonsai. Masz interesujące pomysły literackie. Mógłbyś pisać naprawdę dobrze, gdybyś... więcej czytał. Czytanie, zwłaszcza dobrych tekstów, wyzwala własny styl, powoduje nabywanie umiejętności stosowania logiki gramatycznej. A tego właśnie Ci brakuje. Chyba stąd bierze się znikoma ilość, lub wręcz brak komentarzy pod twoimi opowiadaniami. Ludzie po prostu wolą pominąć milczeniem, niż w jakikolwiek sposób Cię zdołować.

Gatunek, który nie trafia do mnie specjalnie, choć zapewne ma swoje zalety.
Pozwala na większą dowolność w realizowaniu literackich wizji.I byłoby nawet całkiem fajnie, gdybyś przynajmniej sposobu zapisu nie umieszczał w krainie fantazji. Pomimo niechęci do korekty, spróbuję (w dobrej wierze) wytknąć Ci kilka błędów.
Trochę niefortunne sformułowanie "jesienne drzewa" sprawia wrażenie, że to jakaś odmiana drzew. Poza tym liście tańczyły chyba z gałęziami.Bonsai(Tomasz Socha) pisze:Liście jesiennych drzew tańczyły powoli z gałęźmi
Po pierwsze: mniej, czy więcej?Bonsai(Tomasz Socha) pisze:Mniej więcej wszyscy lubią zachód słońca.
Po drugie: mniej więcej wszyscy, czy mniej więcej lubią?
Po trzecie: w zupełności wystarczyłoby stwierdzenie, że wszyscy lubią zachód słońca, a jeśli chciałeś wyrazić tu niepewność, czy rzeczywiście wszyscy, bez wyjątku, wystarczyło napisać, że chyba wszyscy.
Nie rozumiem dlaczego starasz się za wszelką cenę udziwniać wypowiedzi. To taka współczesna maniera, właściwa szczególnie młodemu pokoleniu. To zdanie miałoby znacznie więcej sensu, gdyby brzmiało: nie miał pojęcia, czy to dobry strój. A potem można było napisać o braku pewności siebie.Bonsai(Tomasz Socha) pisze:Brakowało mu pojęcia na temat tego, czy to dobry strój.
Ze ścianyBonsai(Tomasz Socha) pisze:zwisających na ścianie lampionów
Czas przeszły to jest forma gramatyczna. Już lepiej byłoby, gdybyś napisał, że mogłaby zostać na zawsze stracona.Bonsai(Tomasz Socha) pisze:Okazja mogłaby przeminąć i zostać na zawsze w czasie przeszłym.
I tak by można, krok po kroku, wyłuskiwać wszystkie niedociągnięcia. Tylko po co?
Wybacz szczerość, Bonsai. Masz interesujące pomysły literackie. Mógłbyś pisać naprawdę dobrze, gdybyś... więcej czytał. Czytanie, zwłaszcza dobrych tekstów, wyzwala własny styl, powoduje nabywanie umiejętności stosowania logiki gramatycznej. A tego właśnie Ci brakuje. Chyba stąd bierze się znikoma ilość, lub wręcz brak komentarzy pod twoimi opowiadaniami. Ludzie po prostu wolą pominąć milczeniem, niż w jakikolwiek sposób Cię zdołować.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
-
- Posty: 492
- Rejestracja: 06 sty 2013, 10:12
- Lokalizacja: Rudnik nad Sanem
- Kontakt:
Re: Harfa i Miecz - Pasterz i żywy ogień
Dzięki, Skarańku, że wpadłeś
.
.
Ciężko się wszystkiego nauczyć, nadrobić różne jakoś niedouczone rzeczy. Ale ciekawe pomysły to coś, co się przyda. A z techniką może mi się jeszcze uda dogadać.
Ty mnie nie zdołowałeś, a podbudowałeś, więc jeśli inni będą wystawiać mi opinię podobne do Twoich, to ciężko się będzie zdołować
.

O, i to jest najlepsze pocieszenieskaranie boskie pisze:Masz interesujące pomysły literackie.

Ciężko się wszystkiego nauczyć, nadrobić różne jakoś niedouczone rzeczy. Ale ciekawe pomysły to coś, co się przyda. A z techniką może mi się jeszcze uda dogadać.
Ty mnie nie zdołowałeś, a podbudowałeś, więc jeśli inni będą wystawiać mi opinię podobne do Twoich, to ciężko się będzie zdołować

- zdzichu
- Posty: 565
- Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
- Lokalizacja: parking pod supermarketem
Re: Harfa i Miecz - Pasterz i żywy ogień
Panie Tomaszu!
Słuchaj pan Administracji, bo rację ma niechybnie. Masz pan coś w tym swoim pisaniu, ale czegoś Ci, dla odmiany, brakuje. I pan Skaranie wyłuskał to z właściwą sobie precyzją. Chętnie poczytam kolejne, już chyba lepsze, pańskie utwory.
Słuchaj pan Administracji, bo rację ma niechybnie. Masz pan coś w tym swoim pisaniu, ale czegoś Ci, dla odmiany, brakuje. I pan Skaranie wyłuskał to z właściwą sobie precyzją. Chętnie poczytam kolejne, już chyba lepsze, pańskie utwory.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie
-
- Posty: 492
- Rejestracja: 06 sty 2013, 10:12
- Lokalizacja: Rudnik nad Sanem
- Kontakt:
Re: Harfa i Miecz - Pasterz i żywy ogień
I ja mam taką nadziejęzdzichu pisze:już chyba lepsze

To super, że mam fajne pomysły do przekazania, dzięki

A technika szwankuje, to wiem. Obiecuję nad tym pracować
