Tilfelle Casus

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Tilfelle Casus

#1 Post autor: Miladora » 03 lis 2011, 2:06

Ex nihilo nihil.

Tilfelle Casus

Zbliżał się koniec roku. Normalka. Zawsze prędzej czy później nadchodził i nie znałam na to żadnego innego sposobu, tylko przetrzymanie go jakoś. Ale z tym nieuchronnym „końcem świata” związany był zbliżający się równie nieuchronnie remanent.
– Szlag! – powiedziałam.

Z zegara wyskoczyła kukułka, spojrzała na mnie spode łba i zamiauczała ochryple dwanaście razy.
– Och, zamknij się – mruknęłam znudzona. – Wiem, idiotko, że właśnie zaczął się ten cholerny, ostatni dzień roku… – przerwałam nagle, patrząc nieufnie na śpiącego pod stołem kota.

Następnie schyliłam się, najpierw lekko, a potem coraz niżej, tak że prawie dotykałam policzkiem jego wąsów i dmuchnęłam mu niespodziewanie w pyszczek. Kot ani drgnął.
„Albo rzeczywiście śpi, albo tak się zakamuflował, że nawet go nie ma w tej idiotycznej kociej skórze” – pomyślałam, gryząc go lekko w ucho.
– Ku-ku… – wystękał przez sen i odwrócił się do mnie pręgowanym tyłkiem.

W tym momencie odezwał się następny zegar.
– Szlag! – mruknęłam pod nosem.
– Kur-wa-kur-wa-kur-wa-kur-wa… – wyskandowała kukułka i zadowolona zatrzasnęła za sobą drewniane drzwiczki.
Na mojej twarzy pojawił się nieoczekiwanie kpiący uśmieszek, a potem westchnąwszy, postanowiłam przeczekać kolejny czasomierz. Bogom dzięki, niedługo…

– Och-och-och-och-och-och-och… – zaczęła drzeć się po chwili ta trzecia.
Zatkałam uszy, licząc w myślach. Po dwunastym, jak mi się wydawało „ochu”, poprawiłam włosy, podniosłam się i uchylając lekko drzwi do sypialni, zajrzałam ciekawie w jej ciemność.

Spali. I to zdawać by się mogło całkiem mocno, na szczęście. Zresztą nie zamierzałam nikogo gryźć w ucho, by się o tym przekonać. Wreszcie mogłam usiąść spokojnie i rozłożyć papiery.

Właściwie nie musiałam tego robić, nie dziś w nocy, ale cóż, Tyche była moją ulubienicą i sprawienie jej niespodzianki stało się dla mnie czymś w rodzaju priorytetu. Tak to jest, mieć do kogoś słabość. Zależało mi, by przyjęcie, na które wybierała się z Fobosem, swoim kochankiem, było zwyczajnie udane. Co do Fobosa, to trzymała go przy sobie już od roku, mogłam więc sądzić, że znalazła wreszcie ową, tak długo wyczekiwaną podnietę, nie wiem zresztą… wiem tylko, że dźwięki, jakie dobiegały co noc z jej sypialni wyraźnie świadczyły o tym, że związek ten zadowalał oboje. Na razie spali jednak smacznie, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na wspomnienie jej głosu. Zachichotałam i kot natychmiast zareagował nadstawieniem ucha.

– Ale heca, Casus – szepnęłam. – Kto by przypuszczał, że nasza Tyche tak się rozochoci… Kot łypnął na mnie jednym okiem, ziewnął i powtórnie zwinął się w kłębek. Z westchnieniem sięgnęłam po papiery.

Przez następne parę godzin stawałam na głowie, aby po wyprowadzeniu bilansu Tyche nie musiała do niczego dopłacać. Lawirowałam wśród plusów i minusów, sumowałam przypadki i zdarzenia, likwidowałam prawdopodobieństwa, żonglowałam nimi – a wszystko po to, żeby zminimalizować konieczność dorzucenia jeszcze czegokolwiek na koniec roku. Koniec, czyli na dziś właściwie, bo jak mówiłam, chciałam zapewnić swojej ulubienicy spokojny wieczór sylwestrowy.

Liczby jednak były nieubłagane i żadne moje machinacje, ba, machlojki nawet, nie mogły ukryć faktu, że coś się jeszcze komuś należało – in minus, niestety.

W pewnym momencie z sypialni wyłoniła się zaspana, półprzytomna Tyche i spojrzawszy na mnie błędnym wzrokiem, zniknęła w łazience. Westchnęłam znacząco.
– Ku-ku-ku – mruknęła wracając, po czym drzwi cicho zamknęły się za nią.

– No i co mam robić, Casus? – spytałam retorycznie, lecz kot ku mojemu zdziwieniu zareagował uniesieniem łebka i odemknięciem tym razem obydwojga ślepi. Patrzyliśmy na siebie przez dość długą chwilę i w końcu zmuszona byłam się uśmiechnąć, gdy on, zadowolony widać z rezultatu, potrącił mnie łapką.
– Rzeczywiście – przytaknęłam z ulgą. – To chyba niezłe rozwiązanie.
I schyliłam ponownie głowę nad liczydłem.

Późnym rankiem protokół był gotowy.
Sprawdzałam właśnie ostatnie obliczenia, gdy na progu pojawiła się rozczochrana, lecz wyraźnie uśmiechnięta Tyche.
– I jak tam, ciociu? – ziewnęła, prostując ramiona. – Wyszło coś z tego?

Casus podniósł się powoli, otarł o jej nogi i dystyngowanym krokiem ruszył w stronę drzwi. Tyche popatrzyła na niego kątem oka i zachichotała.
– A co mi tam – stwierdziła radośnie. – Niech się wkurza, jak ma ochotę.

Nadstawiłyśmy uszu.
– Kurwa! – rozległo się w pokoju, coś trzasnęło, potem dobiegł nas tupot bosych stóp, jakieś szuranie, przez szparę w drzwiach najpierw wyfrunął kanarek, a potem ukazał się kot i z zadowoloną miną przemknął w ślad za nim do kuchni. Drzwi sypialni zatrzasnęły się z hukiem.

– No więc jak? – podjęła rozbawionym głosem Tyche, przeczesując palcami poskręcane włosy. – Udało się w końcu? – I spojrzała na mnie z uśmiechem.
Niespodziewanie rozczuliła mnie ta jej beztroska wesołość. Z cichym westchnieniem, nie wiem nawet którym już z rzędu, sięgnęłam po arkusz. Tyche spojrzała na niego z nadzieją.
– Właściwie… – zaczęłam…

I w tym momencie z kuchni dobiegł głośny łoskot, jakiś trzask, podłoga zatrzęsła się lekko, a jednocześnie kaskadą dźwięków runęła lawina tłuczonego szkła.
– No, nie! – powiedziała Tyche w osłupieniu i rzuciła się w stronę kuchni.
Za nią popędził Fobos, materializując się nagle za moimi plecami. Odsunęłam krzesło, żeby zrobić mu przejście, po czym usiadłam spokojnie na biurku. W końcu nie byłam znowu aż taka ciekawska i mogłam zaczekać…

– O, kurwa! – usłyszałam, o dziwo, głos Tyche.
Fobosa zamurowało w drzwiach.
– Och! – powiedział z ogłupiałą miną i ta nagła zmiana ról przyprawiła mnie o atak śmiechu. Fobos odwrócił się, wściekły.
– Jak cię tak bawi, to sama zobacz – rzucił obrażony i wypadł z pokoju.

Podeszłam do Tyche i opiekuńczo otwarłam ramiona. Odwróciła się z nieszczęśliwą miną i wtuliła we mnie. Spojrzałam znad jej głowy.

Kuchnia przedstawiała istny obraz nędzy i rozpaczy. W ścianie widniały bowiem trzy ogromne dziury po wyrwanych kołkach, wymownie świadczące o tym, że do niedawna jeszcze coś musiało tam wisieć. Mówiąc ściślej – wisiała duża szafka na szkło i porcelanę - duma i radość Tyche - pełna eksponatów, na które lubiła patrzeć podczas gotowania. Teraz jednak rumowisko na podłodze bynajmniej szafki nie przypominało. Sterta połamanych deszczułek leżących w nieładzie wśród odłamków szkła nikomu bowiem nie mogłaby nasunąć podobnych skojarzeń. A nad tym wszystkim w niesłychanie malowniczej pozie siedział kot i równie malowniczo, ze stoickim spokojem, czyścił sobie łapki.

Ramiona Tyche zadrgały.
– A gdzie kanarek? – zapytała szeptem.
Rozejrzałam się uważnie i odetchnęłam z ulgą.
– Nie martw się. – Pogłaskałam ją uspokajająco. – Wlazł do słoja. Tego na ogórki…
Tyche podniosła głowę.
– To wszystko? – spytała z nadzieją.
– Właściwie tak – odparłam. – To była ostatnia pozycja.

Sięgnęłam po ołówek i nie wypuszczając jej z objęć, wykreśliłam zaistniały incydent. Wreszcie miałam czyste sumienie. Bilans został zamknięty.
– Ale czy to musiała być moja najlepsza porcelana? – rzuciła Tyche z pretensją w głosie.
– Cóż… – zaczęłam. – Mieliście zamiar jechać na skróty…
W oczach Tyche pojawił się błysk zrozumienia.
– … i przez ten most… – dokończyła powoli.
Skinęłam głową.

Niespodziewanie Tyche wybuchnęła śmiechem.
– Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem „kurwa” – stwierdziła, rozbawiona.
– I że Fobos powie „och” – dodałam i obie zaczęłyśmy chichotać.
Kot zeskoczył z kuchennego blatu i miauknął, jakby domagając się naszej uwagi.
– Ech, Tilfelle – powiedziała ze śmiechem Tyche.
– Dobra robota, Casus – uznałam.

Tyche schyliła się i głaszcząc go, zadała mi to samo zresztą co zawsze pytanie: – Ciociu Fate, czemu on ma aż dwa imiona? – Podrapała kota za uchem i spojrzała na mnie wyczekująco.
Rozłożyłam ręce.
– Bo przypadki chodzą parami… – odparłam niedbale.
Ostatnio zmieniony 04 lis 2011, 0:42 przez Miladora, łącznie zmieniany 1 raz.

Julka
Posty: 998
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:10

Re: Tilfelle Casus

#2 Post autor: Julka » 03 lis 2011, 20:19

Przeczytałam calutkie.
Ocena to nie moja działka, bo ty sama wiesz, że ja się na tym nie znam.
Mogę tylko powiedzieć, że dziwiłam się podczas czytania, jak drobiazgowo opisałaś tę sytuację
i dlaczego właśnie taką.
Co Cię zainspirowało. No właśnie, te imiona, jakby rzecz działa się poza miejscem Twojego pobytu.

Może to jest urywek powieści, a może...ale czytałam z zainteresowaniem, czyli nawet jako laik, powiedzieć mogę, że stworzyłaś klimat odpowiedni do zaciekawienia czytelnika.
Nasza Gloinnen będzie tu niezastąpioną cenzorką, tylko ona nam się zaharuje na tym forum. :)
Buziak

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Tilfelle Casus

#3 Post autor: Miladora » 03 lis 2011, 20:53

Dziękuję, że Ci się chciało przeczytać, Aleg. :lol:

To zabawa imionami. One są kluczem do opowiadania. Zwłaszcza imiona kota. ;)
Poza tym swoisty bilans na koniec roku w ramach pewnej fantastyki.
Tak mnie jakoś napadło. :sza:

Buźka :rosa:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Jabrzemski
Posty: 185
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:32
Kontakt:

Re: Tilfelle Casus

#4 Post autor: Jabrzemski » 03 lis 2011, 23:23

– Dobra robota, Miluś – uznałem.
Podczas głębokiego snu słowa nabierają mocy

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Tilfelle Casus

#5 Post autor: Miladora » 04 lis 2011, 0:38

O, jak miło, drogi JJ. :tan:

No, skoro znasz norweski... ;)

Buziak, jak zwykle. :vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Jabrzemski
Posty: 185
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:32
Kontakt:

Re: Tilfelle Casus

#6 Post autor: Jabrzemski » 05 lis 2011, 18:06

"The Facts in the Case of M. Valdemar"
Synonimy budzą strach.
Podczas głębokiego snu słowa nabierają mocy

Jabrzemski
Posty: 185
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:32
Kontakt:

Re: Tilfelle Casus

#7 Post autor: Jabrzemski » 05 lis 2011, 18:10

Potrafią też bawić:
Major Major Major (Catch-22)
Podczas głębokiego snu słowa nabierają mocy

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Tilfelle Casus

#8 Post autor: skaranie boskie » 05 lis 2011, 21:51

Bardzo interesujące opowiadanie. I w moim guście.
Lubię takie tajemnicze historie.

Napisane sprawnie, zatrzymuje czytelnika.
Więcej nie napiszę bo musiałbym użyć w nadmiarze wazeliny.

Pozdrawiam cieplutko :)
:kwiat: :kwiat: :kwiat:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Tilfelle Casus

#9 Post autor: Miladora » 05 lis 2011, 23:40

Jabrzemski pisze:Potrafią też bawić:
Potrafią i można się nimi bawić, niekoniecznie wzbudzając strach. Najlepiej śmiech. :vino:

skaranie boskie pisze:Więcej nie napiszę bo musiałbym użyć w nadmiarze wazeliny.
Skaranie boskie, nie rób tego, jeszcze się poślizgnę i na straty mnie będziecie musieli spisać. :wow:
Ale przyznam się po cichu, że jestem prozatorką, nie poetką, więc mam więcej takich cudaczków.

Buziaki, Panowie. I w ogóle. :vino: :vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Jabrzemski
Posty: 185
Rejestracja: 01 lis 2011, 23:32
Kontakt:

Re: Tilfelle Casus

#10 Post autor: Jabrzemski » 06 lis 2011, 8:03

:vino:
Heller bawi homonimami :((
Podczas głębokiego snu słowa nabierają mocy

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”