Czerwona torebka
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Czerwona torebka
Czerwona torebka
W parku nikogo nie było. Jeśli oczywiście nie liczyć tłumnie zgromadzonych drzew i ich cieni, a także jednej, niewyraźnej, wolno poruszającej się białej plamy rozlanego światła. Upalne powietrze wplatało się w gałęzie, wchodziło pod palce liści, samo przed sobą uciekało, wycieńczone południowym żarem. Park spał pod jasno-pomarańczowym słońcem, jak zmęczony ogrodnik z głową przykrytą zielonym kapeluszem, którym od czasu do czasu poruszał słaby wiatr.
Aurelia - szczupła, niewysoka dziewczyna o krótkich ciemno-brązowych włosach na pazia - szła powoli. W białej sukience wyglądała na obłok zabłąkany w gęstwinie drzew. Z torebką w lewej ręce, palcami prawej od czasu do czasu poprawiała kosmyki włosów, uparcie przyklejające się do szyi. Nie miała powodu do pośpiechu. Spacer nie miał określonego celu, mogła iść w którąkolwiek stronę, każda dokądś prowadziła. Najbardziej kusił ją tańczący cień, zapraszając w rzeczywistość, która zmieniała się z każdym nowym pas. Aurelia nie myślała o sobie, myślała o niczym, patrzyła na drzewa, na zielone koronki liści, które z powiewem wiatru ożywały na krótko, jakby tam w górze potrącał je łapką kapryśny, pijany od upału kot. Ruch zamierał szybko, bo znudzony kot co trochę zapadał w drzemkę, a zielone koronki układały się w nową kombinację połączeń na wysokim niebie. Aurelia szła, lecz komuś, kto patrzył z daleka, mogło wydawać się, że płynęła - w zielonym akwarium, biały podwodny motyl, meduza, której cień tańczył i zmieniał się pod plecionką fal poruszanych gałęzi.
~~~~~~~
Siedziałam na ławce, pod moim ulubionym, jeszcze niewysokim, ale rozłożystym jesionem. Było południe, czas niesprzyjający spacerom.
O takiej porze wprasza się drzemka, leniwy przystanek czasu pod drzewem. Płaski teren parku rozkładał się jak żyjąca wciąż rosnąca scena z ławką w roli amfiteatru. Siedziałam i po prostu patrzyłam wokoło. Hałas z niedalekich ulic dochodził nieregularnymi falami, ale nie przeszkadzał, przypominał jedynie, że poza moją sceną były jeszcze inne, tymczasowo ukryte i nieważne.
Przed jakimś kwadransem ze środkowej polany, z placyku zabaw z huśtawkami, zjeżdżalniami i dużą piaskownicą, odeszła gromadka przedszkolaków z opiekunkami. Znikły, trzymając się nylonowej linki, rządkiem, wydając z siebie radosne odgłosy, otrzepując się z piasku, po drodze zbierały skarby do przepastnych kieszonek w ogrodniczkach. Ogrodniczki dziewczynek były zielone, chłopców granatowe. Szły, za opiekunkami, jak stado kaczuszek w spodenkach. Gdybym miała przy sobie aparat, zrobiłabym kilka zdjęć, nie miałam, mogłam liczyć tylko na fotografię z pamięci.
Samotność była mi bardzo potrzebna. Muszę w końcu poukładać plan na najbliższe tygodnie. Wciąż to odsuwam od siebie, jakby odkładanie decyzji, niemyślenie, mogło w czymś pomóc.
~~~~~~~
- Proszę spojrzeć na lewo - mówiła przewodniczka. - W gablotce widzicie państwo czerwoną torebkę. To jest właśnie torebka, którą namalowała autorka. A teraz proszę zwrócić uwagę na szczegóły przedstawione na obrazie, na zamki, sprzączki, klamerki, paski, szycia, kieszenie, na sam kolor. Ten kolor wyraźnie odcina się od zieleni tła. Przy intensywnym kontraście bieli plamy sukni, kolor torebki krzyczy do widza. Zauważcie państwo, że natężenie pigmentu czerwieni do tej pory nie straciło swej siły. Znamy dokładną datę powstania obrazu, ponieważ jest podpisany odręcznie, w prawym dolnym rogu widnieją inicjały i data. Z listów autorki do rodziny wiemy, że obraz został namalowany w prezencie urodzinowym. Była to niespodzianka, której adresat dowiedział się dopiero w dniu swojego święta. Autorka prawdopodobnie dosyć długo pracowała nad płótnem. Nie zachowały się dokładne informacje, jak długo, ale o tym, że obraz wymagał czasu świadczą choćby poszczególne elementy obrazu, misternie nakładane na płótno setki listków, równie misternie namalowane gałązki. Podobnie drobiazgową uwagę poświęcono kwiatom, motylom a także dmuchawcom o nietypowym rozmiarze.
Przyjrzyjmy się teraz postaci siedzącej pod drzewem. Jest to postać dziewczyny namalowana zupełnie inną techniką, niż pozostałe fragmenty obrazu. Przede wszystkim nie widzimy jej twarzy, pozostaje dla nas anonimowa. Należy dodać, że krytycy najczęściej zadają pytanie: czemu dziewczyna jest od nas odwrócona? Autorka prawdopodobnie chciała przedstawić złudzenie przynależności do sceny, w której brała statyczny udział. Ktoś, kto patrzy na obraz ma wrażenie, że jest obok dziewczyny, razem z nią obserwuje to, co się dzieje przy niej. Warto podkreślić również fakt, że krajobraz, wszystkie rekwizyty, łącznie, albo szczególnie torebka, są namalowane z ogromną pieczołowitością, wyjątkową dbałością o szczegóły, hiperrealistycznie, podczas gdy dziewczyna jest reprezentowana przez pośpiesznie naniesioną na płótno, nieregularną, białą plamę sukni. Dziewczyna siedzi, oparta plecami o pień drzewa, w dłoniach trzyma niebieską kulę, lub piłkę. Wszystko jednak wydaje się nieistotne, gdy zwrócimy uwagę na najważniejszy element obrazu, czerwoną torebkę, która niczym magnes przyciąga nasz wzrok. Przejdźmy teraz na prawo, do następnej sali. Widzimy tu...
~~~~~~~
Edyta wróciła do domu tuż przed powrotem męża z pracy. Szybko poukładała zakupy w lodówce, w szafkach. Naczynia z wczorajszym obiadem ustawiła na kuchence. Miała jeszcze przygotować szpinak i pomidory, włączyć czajnik, żeby zagotować wodę na popołudniową, słabą kawę. Ostatnią, nierozpakowaną reklamówkę zaniosła do pokoju telewizyjnego. Wyjęła z niej pokaźne zawiniątko, rozwinęła je, rozrywając szybkimi ruchami kilka warstw różowej bibuły. Czerwona torebka. Edyta położyła torebkę przed sobą. Po raz nie wiadomo który, dokładnie obejrzała okucia, klamerki, porównała czerwień...
- Wyglądają tak samo. Proporcje, nawet te nieco przesadzone proporcje są do złudzenia... Identyczny kolor, paski, kieszonki. Wszystko tak, jakby było.
Usłyszała otwierające się drzwi od garażu. Mąż wrócił do domu.
- Wiesz, kupiłam sobie torebkę! - to było jej pierwsze zdanie do Mateusza, wchodzącego do kuchni.
- Torebkę? A gdzie dzień dobry? - Mateusz spojrzał na żonę z lekkim niedowirzaniem. - Przecież niedawno mówiłaś, że masz za dużo torebek? Zmieniłaś zdanie?
- Tak, mówiłam, ale... popatrz... - Edyta pokazała torebkę, którą do tej pory trzymała za plecami.
Czekała na reakcję męża. Miał to być test, czy dobrze zapamiętał swój prezent urodzinowy sprzed dwóch lat, czy naprawdę przyjrzał się temu, co było na obrazie.
- Przecież...? - odezwał się Mateusz. - To ta namalowana torebka. Jak to zrobiłaś? Zamówiłaś? - pytał, zdziwiony, patrząc to na torebkę, to na obraz.
- Nie, nie zamawiałam. Weszłam do sklepu, bez celu, tak się porozglądać i... Zobaczyłam... nie mogłam się oprzeć... Musiałam, po prostu musiałam ją kupić.
- Musiałaś no i masz - powiedział i nie pamiętając już o zapomnianym dzień dobry, lekko pocałował Edytę w usta. - Co na obiad?
Edyta z rozczarowaniem zrozumiała, że zainteresowanie torebką z jej obrazu skończy się przy szpinaku i pomidorach. Chciała jeszcze przedłużyć rozmowę, opowiedzieć, co czuła, gdy zobaczyła - do dzisiaj jedynie wyobrażoną - torebkę na półce w sklepie, jak ją kupowała, jak się z niej ucieszyła i cieszy, i jednocześnie, jak bardzo zastanowiło ją, że ktoś, gdzieś zrobił torebkę, identyczną, jaką ona sobie kiedyś wymarzyła, i namalowała i jaka wisiała od dwóch lat, czekała namalowana, na obrazie w pokoju telewizyjnym. Zaczęła się zastanawiać, że jeżeli, tak tylko załóżmy, znalazła tę torebkę w rzeczywistości, to może spotka również i dziewczynę? i niebieską kulę? drzewo? kwiaty, motyle? ogromne dmuchawce? Przeżyje dzień, kiedy to wszystko było?
~~~~~~~
Aurelia stanęła pod niezbyt wysokim jesionem. W tej samej chwili, po prawej stronie, przysiadła chmara żółto-niebieskich motyli. Jak Aurelia, szukały cienia. Zatrzymały się na niskich trawach zwabione chłodem. Po lewej stronie rosły żółto-pomarańczowe kwiaty, cytrynowo pachnąca chmura na zielonych, cienkich łodyżkach. Dalej widać było kępkę dmuchawców, trzy gigantyczne, puchate kule w trawie, a nieco dalej jeszcze cztery, ale te już wirowały w powietrzu, wysyłając pojedyncze nasiona, eskadrę miniaturowych helikopterów z wiatrem na zwiady.
Aurelia usiadła, opierając się wygodnie o pień drzewa. Obok siebie na trawie położyła czerwoną torebkę. Torebka była ciężka, tyle rzeczy trzeba nosić ze sobą, nigdy nie wiadomo, co może się przydać, szczególnie, gdy nie ma się nic więcej.
Z torebki wyjęła niebieską kulę. Jeśli trzymało się ją przez chwilę w dłoniach, to wyrastały na niej góry, lasy, płynęły rzeki, szumiały oceany, pojawiały się kontynenty, wybuchały wulkany.
Aurelia przytulała sią do drzewa, obracając kulę w dłoniach.
Czas mijał obok. Nie zauważyła podchodzącego do niej snu.
Pień jesionu otworzył się, drzwi po cichu zamknęły się za Aurelią.
Czerwona torebka została na trawie.
~~~~~~~
Zapomniany mak.
© iTuiTam
2008-2015
poprawki, poprawki, poprawki
W parku nikogo nie było. Jeśli oczywiście nie liczyć tłumnie zgromadzonych drzew i ich cieni, a także jednej, niewyraźnej, wolno poruszającej się białej plamy rozlanego światła. Upalne powietrze wplatało się w gałęzie, wchodziło pod palce liści, samo przed sobą uciekało, wycieńczone południowym żarem. Park spał pod jasno-pomarańczowym słońcem, jak zmęczony ogrodnik z głową przykrytą zielonym kapeluszem, którym od czasu do czasu poruszał słaby wiatr.
Aurelia - szczupła, niewysoka dziewczyna o krótkich ciemno-brązowych włosach na pazia - szła powoli. W białej sukience wyglądała na obłok zabłąkany w gęstwinie drzew. Z torebką w lewej ręce, palcami prawej od czasu do czasu poprawiała kosmyki włosów, uparcie przyklejające się do szyi. Nie miała powodu do pośpiechu. Spacer nie miał określonego celu, mogła iść w którąkolwiek stronę, każda dokądś prowadziła. Najbardziej kusił ją tańczący cień, zapraszając w rzeczywistość, która zmieniała się z każdym nowym pas. Aurelia nie myślała o sobie, myślała o niczym, patrzyła na drzewa, na zielone koronki liści, które z powiewem wiatru ożywały na krótko, jakby tam w górze potrącał je łapką kapryśny, pijany od upału kot. Ruch zamierał szybko, bo znudzony kot co trochę zapadał w drzemkę, a zielone koronki układały się w nową kombinację połączeń na wysokim niebie. Aurelia szła, lecz komuś, kto patrzył z daleka, mogło wydawać się, że płynęła - w zielonym akwarium, biały podwodny motyl, meduza, której cień tańczył i zmieniał się pod plecionką fal poruszanych gałęzi.
~~~~~~~
Siedziałam na ławce, pod moim ulubionym, jeszcze niewysokim, ale rozłożystym jesionem. Było południe, czas niesprzyjający spacerom.
O takiej porze wprasza się drzemka, leniwy przystanek czasu pod drzewem. Płaski teren parku rozkładał się jak żyjąca wciąż rosnąca scena z ławką w roli amfiteatru. Siedziałam i po prostu patrzyłam wokoło. Hałas z niedalekich ulic dochodził nieregularnymi falami, ale nie przeszkadzał, przypominał jedynie, że poza moją sceną były jeszcze inne, tymczasowo ukryte i nieważne.
Przed jakimś kwadransem ze środkowej polany, z placyku zabaw z huśtawkami, zjeżdżalniami i dużą piaskownicą, odeszła gromadka przedszkolaków z opiekunkami. Znikły, trzymając się nylonowej linki, rządkiem, wydając z siebie radosne odgłosy, otrzepując się z piasku, po drodze zbierały skarby do przepastnych kieszonek w ogrodniczkach. Ogrodniczki dziewczynek były zielone, chłopców granatowe. Szły, za opiekunkami, jak stado kaczuszek w spodenkach. Gdybym miała przy sobie aparat, zrobiłabym kilka zdjęć, nie miałam, mogłam liczyć tylko na fotografię z pamięci.
Samotność była mi bardzo potrzebna. Muszę w końcu poukładać plan na najbliższe tygodnie. Wciąż to odsuwam od siebie, jakby odkładanie decyzji, niemyślenie, mogło w czymś pomóc.
~~~~~~~
- Proszę spojrzeć na lewo - mówiła przewodniczka. - W gablotce widzicie państwo czerwoną torebkę. To jest właśnie torebka, którą namalowała autorka. A teraz proszę zwrócić uwagę na szczegóły przedstawione na obrazie, na zamki, sprzączki, klamerki, paski, szycia, kieszenie, na sam kolor. Ten kolor wyraźnie odcina się od zieleni tła. Przy intensywnym kontraście bieli plamy sukni, kolor torebki krzyczy do widza. Zauważcie państwo, że natężenie pigmentu czerwieni do tej pory nie straciło swej siły. Znamy dokładną datę powstania obrazu, ponieważ jest podpisany odręcznie, w prawym dolnym rogu widnieją inicjały i data. Z listów autorki do rodziny wiemy, że obraz został namalowany w prezencie urodzinowym. Była to niespodzianka, której adresat dowiedział się dopiero w dniu swojego święta. Autorka prawdopodobnie dosyć długo pracowała nad płótnem. Nie zachowały się dokładne informacje, jak długo, ale o tym, że obraz wymagał czasu świadczą choćby poszczególne elementy obrazu, misternie nakładane na płótno setki listków, równie misternie namalowane gałązki. Podobnie drobiazgową uwagę poświęcono kwiatom, motylom a także dmuchawcom o nietypowym rozmiarze.
Przyjrzyjmy się teraz postaci siedzącej pod drzewem. Jest to postać dziewczyny namalowana zupełnie inną techniką, niż pozostałe fragmenty obrazu. Przede wszystkim nie widzimy jej twarzy, pozostaje dla nas anonimowa. Należy dodać, że krytycy najczęściej zadają pytanie: czemu dziewczyna jest od nas odwrócona? Autorka prawdopodobnie chciała przedstawić złudzenie przynależności do sceny, w której brała statyczny udział. Ktoś, kto patrzy na obraz ma wrażenie, że jest obok dziewczyny, razem z nią obserwuje to, co się dzieje przy niej. Warto podkreślić również fakt, że krajobraz, wszystkie rekwizyty, łącznie, albo szczególnie torebka, są namalowane z ogromną pieczołowitością, wyjątkową dbałością o szczegóły, hiperrealistycznie, podczas gdy dziewczyna jest reprezentowana przez pośpiesznie naniesioną na płótno, nieregularną, białą plamę sukni. Dziewczyna siedzi, oparta plecami o pień drzewa, w dłoniach trzyma niebieską kulę, lub piłkę. Wszystko jednak wydaje się nieistotne, gdy zwrócimy uwagę na najważniejszy element obrazu, czerwoną torebkę, która niczym magnes przyciąga nasz wzrok. Przejdźmy teraz na prawo, do następnej sali. Widzimy tu...
~~~~~~~
Edyta wróciła do domu tuż przed powrotem męża z pracy. Szybko poukładała zakupy w lodówce, w szafkach. Naczynia z wczorajszym obiadem ustawiła na kuchence. Miała jeszcze przygotować szpinak i pomidory, włączyć czajnik, żeby zagotować wodę na popołudniową, słabą kawę. Ostatnią, nierozpakowaną reklamówkę zaniosła do pokoju telewizyjnego. Wyjęła z niej pokaźne zawiniątko, rozwinęła je, rozrywając szybkimi ruchami kilka warstw różowej bibuły. Czerwona torebka. Edyta położyła torebkę przed sobą. Po raz nie wiadomo który, dokładnie obejrzała okucia, klamerki, porównała czerwień...
- Wyglądają tak samo. Proporcje, nawet te nieco przesadzone proporcje są do złudzenia... Identyczny kolor, paski, kieszonki. Wszystko tak, jakby było.
Usłyszała otwierające się drzwi od garażu. Mąż wrócił do domu.
- Wiesz, kupiłam sobie torebkę! - to było jej pierwsze zdanie do Mateusza, wchodzącego do kuchni.
- Torebkę? A gdzie dzień dobry? - Mateusz spojrzał na żonę z lekkim niedowirzaniem. - Przecież niedawno mówiłaś, że masz za dużo torebek? Zmieniłaś zdanie?
- Tak, mówiłam, ale... popatrz... - Edyta pokazała torebkę, którą do tej pory trzymała za plecami.
Czekała na reakcję męża. Miał to być test, czy dobrze zapamiętał swój prezent urodzinowy sprzed dwóch lat, czy naprawdę przyjrzał się temu, co było na obrazie.
- Przecież...? - odezwał się Mateusz. - To ta namalowana torebka. Jak to zrobiłaś? Zamówiłaś? - pytał, zdziwiony, patrząc to na torebkę, to na obraz.
- Nie, nie zamawiałam. Weszłam do sklepu, bez celu, tak się porozglądać i... Zobaczyłam... nie mogłam się oprzeć... Musiałam, po prostu musiałam ją kupić.
- Musiałaś no i masz - powiedział i nie pamiętając już o zapomnianym dzień dobry, lekko pocałował Edytę w usta. - Co na obiad?
Edyta z rozczarowaniem zrozumiała, że zainteresowanie torebką z jej obrazu skończy się przy szpinaku i pomidorach. Chciała jeszcze przedłużyć rozmowę, opowiedzieć, co czuła, gdy zobaczyła - do dzisiaj jedynie wyobrażoną - torebkę na półce w sklepie, jak ją kupowała, jak się z niej ucieszyła i cieszy, i jednocześnie, jak bardzo zastanowiło ją, że ktoś, gdzieś zrobił torebkę, identyczną, jaką ona sobie kiedyś wymarzyła, i namalowała i jaka wisiała od dwóch lat, czekała namalowana, na obrazie w pokoju telewizyjnym. Zaczęła się zastanawiać, że jeżeli, tak tylko załóżmy, znalazła tę torebkę w rzeczywistości, to może spotka również i dziewczynę? i niebieską kulę? drzewo? kwiaty, motyle? ogromne dmuchawce? Przeżyje dzień, kiedy to wszystko było?
~~~~~~~
Aurelia stanęła pod niezbyt wysokim jesionem. W tej samej chwili, po prawej stronie, przysiadła chmara żółto-niebieskich motyli. Jak Aurelia, szukały cienia. Zatrzymały się na niskich trawach zwabione chłodem. Po lewej stronie rosły żółto-pomarańczowe kwiaty, cytrynowo pachnąca chmura na zielonych, cienkich łodyżkach. Dalej widać było kępkę dmuchawców, trzy gigantyczne, puchate kule w trawie, a nieco dalej jeszcze cztery, ale te już wirowały w powietrzu, wysyłając pojedyncze nasiona, eskadrę miniaturowych helikopterów z wiatrem na zwiady.
Aurelia usiadła, opierając się wygodnie o pień drzewa. Obok siebie na trawie położyła czerwoną torebkę. Torebka była ciężka, tyle rzeczy trzeba nosić ze sobą, nigdy nie wiadomo, co może się przydać, szczególnie, gdy nie ma się nic więcej.
Z torebki wyjęła niebieską kulę. Jeśli trzymało się ją przez chwilę w dłoniach, to wyrastały na niej góry, lasy, płynęły rzeki, szumiały oceany, pojawiały się kontynenty, wybuchały wulkany.
Aurelia przytulała sią do drzewa, obracając kulę w dłoniach.
Czas mijał obok. Nie zauważyła podchodzącego do niej snu.
Pień jesionu otworzył się, drzwi po cichu zamknęły się za Aurelią.
Czerwona torebka została na trawie.
~~~~~~~
Zapomniany mak.
© iTuiTam
2008-2015
poprawki, poprawki, poprawki
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Czerwona torebka
przeczytałam z uwagą. W trzeciej części masz, Elżbieto, takie oto zdanie:
dobrze było przeczytać...
z uśmiechami...
Ewa
które - jak przeczytałam, to uderzyło mnie, że cząstki, mówiące o Aurelii, też napisałaś "techniką" inną, niż pozostałe części opowiadania. I to jest ciekawe. Ciekawy jest tez pomysł - te "światy równoległe", które "opowiedziałaś". Cóż, niektórzy sa zdania, ze jak o czymś bardzo intensywnie myślimy, to to się - staje...iTuiTam pisze: Jest to postać dziewczyny namalowana zupełnie inną techniką, niż pozostałe fragmenty obrazu.

dobrze było przeczytać...
z uśmiechami...
Ewa
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Czerwona torebka
Dziękuję Karolku za czytanie i komentarz.karolek pisze:iTuiTam pisze:gdy zwrócimy uwagę na najważniejszy element obrazu, czerwoną torebkę, która niczym magnes przyciąga nasz wzrokNie zrozumiał jej, no bo na męski rozum, bez torebki można żyć, a bez jedzenia już nie. A tym bardziej, jak ma się jeszcze dużo innych torebek. Dobrze, że broń Panie Boże nie skrytykował jej rozrzutności, miałby przechlapane.iTuiTam pisze:Edyta z rozczarowaniem zrozumiała, że zainteresowanie torebką z jej obrazu skończy się przy szpinaku i pomidorach
Ale może jak byś mu pokazała to opowiadanie, to zrozumiałby, że masz ogromną wyobraźnię i to ona Cię prowadzi i karmi
Tekst bardzo miły, malowniczy, podczas czytania w środku zimy na chwilę przyszło lato.
![]()
![]()
![]()
Nakreślony przez Ciebie psychologiczny szkic charakteru bohatera jest wielce prawdopodobny.
Dobrze, że poczułeś lato, o to też tutaj chodziło.

- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Czerwona torebka
Tak, te równoległe światy, o których wspomniała Ewa, to chyba klucz do opowiadania.
Łączący je element - czerwona torebka - musi być wyrazisty, umożliwiający "bezbolesne", a zarazem zauważalne przejście. Dobre opowiadanie.
Nie będę się czepiał, sama poszukaj literówek.

Łączący je element - czerwona torebka - musi być wyrazisty, umożliwiający "bezbolesne", a zarazem zauważalne przejście. Dobre opowiadanie.
Nie będę się czepiał, sama poszukaj literówek.



Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Czerwona torebka
Dziękuję za odwiedziny i słowa, Ewo - Uważna CzytelniczkoEwa Włodek pisze:przeczytałam z uwagą. W trzeciej części masz, Elżbieto, takie oto zdanie:które - jak przeczytałam, to uderzyło mnie, że cząstki, mówiące o Aurelii, też napisałaś "techniką" inną, niż pozostałe części opowiadania. I to jest ciekawe. Ciekawy jest tez pomysł - te "światy równoległe", które "opowiedziałaś". Cóż, niektórzy sa zdania, ze jak o czymś bardzo intensywnie myślimy, to to się - staje...iTuiTam pisze: Jest to postać dziewczyny namalowana zupełnie inną techniką, niż pozostałe fragmenty obrazu.
![]()
dobrze było przeczytać...
z uśmiechami...
Ewa

- Bernierdh
- Posty: 142
- Rejestracja: 22 sty 2015, 15:36
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czerwona torebka
Gdy czyta się takie opowiadanie, czuje się właśnie tak, jakby oglądało się obraz. W pierwszej chwili podziwia się wspaniałą technikę autora, zdolność do poruszenia naszych zmysłów, a dopiero znacznie później, gdy nasza rozszalała wyobraźnia nieco się uspokoi, zaczynamy się zastanawiać.
Z nieznanych mi powodów, gdy czytałem Twój tekst, widziałem w myślach dzieło sztuki malarskiej, jeszcze zanim pojawiło się w tekście
Zauważyłem, to o czym wspomniał Skaranie Boskie, podobieństwo przy stylu pisania i malowania Aurelii, wtedy właśnie pomyślałem, jak pozostali o światach równoległych. Może to jest odpowiedź, a może takie rozwiązanie jest zbyt logiczne na opowiadanie tworzące taką nić wyobraźni pomiędzy autorem i czytelnikiem. Jeśli tak jest, to nie chcę już się zastanawiać, niech liczy się pierwsze odczucie.
Jestem zachwycony obrazem, który stworzyłaś w mojej głowie.
Błędów nie szukam, bo nie umiem.
Ślicznie pozdrawiam
Z nieznanych mi powodów, gdy czytałem Twój tekst, widziałem w myślach dzieło sztuki malarskiej, jeszcze zanim pojawiło się w tekście

Zauważyłem, to o czym wspomniał Skaranie Boskie, podobieństwo przy stylu pisania i malowania Aurelii, wtedy właśnie pomyślałem, jak pozostali o światach równoległych. Może to jest odpowiedź, a może takie rozwiązanie jest zbyt logiczne na opowiadanie tworzące taką nić wyobraźni pomiędzy autorem i czytelnikiem. Jeśli tak jest, to nie chcę już się zastanawiać, niech liczy się pierwsze odczucie.
Jestem zachwycony obrazem, który stworzyłaś w mojej głowie.
Błędów nie szukam, bo nie umiem.
Ślicznie pozdrawiam

"Włóż siano do jabłka i zjedz jakąś świeczkę" - T.S
archiwum bełkotów
archiwum bełkotów
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: Czerwona torebka
Dziękuję, Skaranie za komentarz.skaranie boskie pisze:Tak, te równoległe światy, o których wspomniała Ewa, to chyba klucz do opowiadania.
Łączący je element - czerwona torebka - musi być wyrazisty, umożliwiający "bezbolesne", a zarazem zauważalne przejście. Dobre opowiadanie.
Nie będę się czepiał, sama poszukaj literówek.
![]()
![]()
![]()
Wiele jest światów, ale istota tylko jedna

Mówisz, literówki? Hmmm, ślepię i ślepię i 'no sea'
