Od potoka do potoka, czyli o dobrej radzie świętego Izydora

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
stary krab
Posty: 560
Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55

Od potoka do potoka, czyli o dobrej radzie świętego Izydora

#1 Post autor: stary krab » 16 sty 2012, 10:58

Praca i modlitwa. Jak woda i brzeg. Albo rola i ściana lasu. Praca wypełnia dzień jak ośrodek wnętrze chleba. Który jednak trzeba przeżegnać i rozkroić, odkroić piętkę i kromkę po kromce. Machnięcie nożem znaku krzyża nad bochnem nienapoczętym i jego krojenie ma znamiona modlitwy. Odkrojenie piętki to godzinki poranne. Ostatnie kromki to wieczorny Anioł Pański.

Antoni znajdywał satysfakcję w każdej modlitwie. Potrafił sam rozmawiać z Panem Bogiem, od dzieciństwa tymi samymi słowami. Jedne były oczywiste i skutkowały niezwłocznie. Odpuść nam nasze winy. Wypowiadał je i było mu „na zawsze” zapomniane śmignięcie brzozową witką kłapciatego prosiaka. Czuł, jak spada z niego wstyd, za zdzielenie cielnej jałówki biczyskiem między rogi. Jako i my odpuszczamy. Bardzo lubił ten właśnie fragment. Był wtedy ważny, wielki, niemal równy Bogu. Mógł Mu się przez mgnienie pochwalić, że wybaczył bydlęciu zżarcie kilku dopiero wetkniętych w rolę rozsad wczesnej kapusty. Wybaczył też starej Musiałowej wiązankę dosadnych określeń i osobliwych wyzwisk na tę okoliczność pod swym adresem.

Najgłębiej zanurzał się w modlitwy, medytacje i pieśni żałobne. Okazji ku temu w Wielkim Poście dostarczały Gorzkie Żale i stacje Męki Pańskiej. Był bardzo blisko przy każdym upadku Chrystusa, w myślach dźwigał krzyż z Szymonem Cyrenejczykiem, słyszał nawet echo wypowiedzianej sentencji Ecce Homo! Wpadał w trans uczestnicząc w chóralnym Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami!

Miał swoje ulubione miejsce w przedzie prawego rzędu ław. Można oprzeć prawy łokieć o drewniany szczyt, a czasem usiąść nawet, jeśli nie wszystkie miejsca były zajęte przez starszych. Nade wszystko zaś miał doskonały wgląd na wszystkie trzy ołtarze, obrazy na ścianach i malowidło na suficie. Mógł wiele minut wpatrywać się w sylwetkę klęczącego pod figurką majowej Maryi świętego Izydora. Z niego brał przykład, jak należy trzymać ręce przy modlitwie i bez cienia grymasu znosić dolę, jaka mu była przeznaczona. Na ogół nie krzywdował sobie zresztą. To raczej jemu zazdrościli losu plebańskiego parobka. Przyodzianie miał skromne, lecz schludne, wikt urozmaicony, tylko w poście nieco ograniczony i jałowy. Kościół blisko.

Te najbliższe mu przestrzenie i osoby stały się ostatnio większe, ważniejsze niż dotąd i nieco straszne. Od samego początku Wielkiego Tygodnia doniosłe fakty zwaliły się na niego dwoma klocami. Nie wiedział czy z nich dziękczynną figurkę patronowi, świętemu Antoniemu wystrugać, czy one krzyżem go do ziemi przygniotą. Julia była nieco starsza od niego, służyła na plebanii chyba siódmy rok. Była już w ciąży z pierwszym dzieckiem, kiedy proboszcz przyjął go do pracy. Mówiło się, a właściwie się nie mówiło, że mała Wiktusia jest córką księdza kanonika. Teraz kucharka znowu jest przy nadziei. Tego czy to z nim, Jantkiem od Sułkowskiej, wykluczyć nie mógł. Druga frapująca i tajemnicza wiadomość była o szlachetnym panu patriocie, co to uciekając przed Austriakami do Ameryki, zdążył prałatowi w Limanowej przekazać w depozyt sporą sumkę złotych reńskich, na wspieranie ubogich, głównie inwalidów wojennych z rodu Sułkowskich. Z tych środków Prałat ma wydzielić stosowną sumę, by kupić od pana w Bałażówce osiem mórg ziemi na lekkim stoku, między dwoma potokami. To ma być wiano dla Julii Róg z Mszany Mniejszej, którą niezadługo poślubić winien Antoni Sułkowski z Suchej Sowliny.

Miotał się Antoś z myślami ponad jego siły, ponad rozumienie plebańskiego parobka. Wzrokiem szukał oparcia, podpowiedzi jakiejś w obliczu Matki Boskiej z Dzieciątkiem, a to w figurze Serca Jezusowego, nawet u gołębicy Ducha Świętego na suficie. Krew uderzała mu w skronie, wydawało się, że głowę rozsadzi. Ożeni się, będzie miał osiem morgów gruntu, jak mało który gospodarz, nie mówiąc o zagrodnikach. Jodły i buki w brzegach potoków, rosłe jawory powyżej dworskiego źródełka. Widział to, bo powoził kanonikowi, kiedy ten jeździł obejrzeć wystawioną przez pana do sprzedania rolę. Wtedy nic oczywiście o przeznaczeniu tej ziemi nie wiedział. Teraz wie, że jodeł starczy na skromną chałupę i mały budynek gospodarczy. A w tej chacie on z Julią i dwójką dzieci. Otóż to, pobladł i poczuł krople zimnego potu na plecach, wyobrażając sobie znajomych kawalerów i chłopów żonatych, rozmawiających z ubawieniem i zerkających w jego stronę. Może nawet któryś wypowie to tępym gwoździem wciskające się w mózg słowo, a przemiłej Wiktusi dotyczące - księżowski najduch.

Kiedy już znieść nijak nie mógł tych rozważań, rozbieżnych racji i nie racji, pomyślał nawet, żeby wybiec z kościoła i uciec gdzieś daleko, może nawet na Śląsk, i tam szukać jakiej służby, wtedy zawiesił wzrok na klęczącym w spokoju i modlitewnej pewności przed figurką świętym Izydorze. Dosięgło go olśnienie. Bezsprzecznie za sprawą Świętego w lnianych portkach i niebieskim kubraku Lachów Limanowskich, gdyż głowa Antosia nie śmiałaby pod groźbą wiecznego potępienia sformułować podobnego argumentu. A tu myśl zjawiła się nagle i z pełną jasnością. O tym, jak to Józef Święty stał się oblubieńcem Marii Dziewicy, nigdy na swój los nie narzekał, chronił dzielnie boską wybrankę, Jezuska wychowywał najlepiej jak umiał i z godnością wykonywał swój zawód cieśli. A po stuleciach ogłoszony został patronem rodziny.

Tak, potwierdzi księdzu wolę poślubienia Julii i poprosi, iżby wkrótce po Wielkanocy ogłosił ich zapowiedzi.


22 marca 2005 roku.
Ostatnio zmieniony 19 sty 2012, 17:43 przez stary krab, łącznie zmieniany 4 razy.

czochrata

Re: Od potoka do potoka, czyli o dobrej radzie świętego Izyd

#2 Post autor: czochrata » 16 sty 2012, 15:09

Bardzo mi się spodobało...interesujący jest klimat tej opowieści :ok:

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Od potoka do potoka, czyli o dobrej radzie świętego Izyd

#3 Post autor: Miladora » 17 sty 2012, 16:13

Dobra opowieść, Krabuniu. :)
Ciekawa i z polotem. Malowniczo opisane postacie. I przede wszystkim klimat jest.

Parę drobiazgów: ;)
- Mógł minutami wpatrywać się – „mógł w nieskończoność” brzmi lepiej.
- z których nie wiedzieć - dziękczynną figurkę patronowi, świętemu Antoniemu wystrugać, czy krzyżem go do ziemi przygniotą. – nie wiedział.
- którą za niedługo – wiem, że się tak mówi, ale takiego słowa nie ma. Jest „niezadługo”.
- przemiłej Wiktusi dotyczące księżowski najduch. - daj "przemiłej Wiktusi dotyczące – księżowski najduch".
Poza tym parę przecinków się zbuntowało, jakieś drobne powtórzenia są i to wszystko.

Dobrego :vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

stary krab
Posty: 560
Rejestracja: 01 lis 2011, 14:55

Re: Od potoka do potoka, czyli o dobrej radzie świętego Izyd

#4 Post autor: stary krab » 19 sty 2012, 17:49

Miladora pisze:Parę drobiazgów: ;)
Trochę poprawiłem. Mam też nadzieję, że niezadługo uporam się do końca. ;)

Dzięki Miladziu. :rosa:

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”