Jabłkowy sad (+18)

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
barteczekm
Posty: 478
Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
Kontakt:

Jabłkowy sad (+18)

#1 Post autor: barteczekm » 26 kwie 2016, 11:15

JABŁKOWY SAD
– Panie weź Pan jeszcze jabłuszko. – zachęcał łysawy mężczyzna stojący za ladą wiejskiego sklepiku – Dobre panie. Ze sadu mojego. Niepryskane.
– Nie chcę. – odburknął niski brunet o zielonych oczach – Nie lubię jabłek.
– Chociaż spróbuj chłopie. – wtrąciła staruszka przeglądająca poranną prasę wystawioną tuż przy wejściu do pomieszczenia – Marcińskie sady słynne na całą okolicę.
– Ale ja nie jadam jabłek. – odburknął chłopak – Mówiłem już.
– Ech tam nie jadam. – sprzedawca zignorował odmowę – Darmo dam.
– Aleś dziś Marcin hojny. – podsumowała kobieta – Mi też dasz darmo.
– Ty Zocha nie szukaj okazji. – syknął Marcin – Młodemu dam, bo nowy. Zresztą emeryturę masz wysoką to cię stać.
– A Tobie co do mojej emerytury stary złodzieju!!! – krzyknęła babulka – Robiłam całe życie przy świniach to mam. Nie jak ty, tylko dupą do góry. A teraz za kapitalizmu to wielkie panisko.
– Dobra daj Pan to jabłko. – przerwał kłótnie chłopak – Naprawdę takie dobre?
– Lepiej niż dobre. – zachwalał łysy – Zobacz tam na zaplecze. Córka moja siedzi. Jaka rumiana i zdrowa. Na tych jabłkach wychowana.
– Uważaj chłopie. – przestrzegł bruneta mężczyzna wchodzący do sklepu – Wszystkim nowym tę córeczkę podtyka.
– Ty się lepiej przymknij Walewski. – rozkazał zdenerwowany sadownik – Tobie nie podtykałem. Boś pijak i dureń.
– Całe szczęście tatulku. – zaśmiał się Walewski – Taka to by i po ślubie dać nie chciała. W czystości by żyła. I już nie wspomnę o innych „zaletach”.
– Dobra. Dajcie spokój. – uspokajała Zocha – Chłopaka wystraszycie. Tak mało ludzi kupuje tu gospodarstwa. Do miasta jadą. A ten widać dobry jest. Na ziemię ojców wrócił. Pole uprawiać chce.
– No właśnie chłopcze. A co chcesz uprawiać? – zapytał Marcin – Masz jakiś pomysł?
– Myślałem o zielarstwie. No wie Pan. Rumianek, mięta…Teraz na to popyt.
– Acha!!! – krzyknął sprzedawca – Wiesz co zawołam córkę. Nałoży ci w siateczkę więcej jabłek. Mleka też da i chlebek swojskiej roboty.
– Dziękuję. Nie trzeba. – odparł zafrasowany chłopak – Czemu tak?
– Nowy jesteś. – tłumaczył siwy – Jak to mówią u nas, czym chata bogata. Chlebem i solą. Postaw się a zastaw się…A może odwrotnie. Nieważne.
– Marcia! – zawołał do córki.
– Co!!!! – piskliwy głos popłyną z zaplecza. Co znowu ojciec chcesz?
– Chodź tu szybko. – poinstruował – Nowego gospodarza poznasz. Zioła będzie uprawiał. Zioła to przyszłość….

Walewski i stara Zocha pospiesznie opuścili sklep. Zza bordowej, zaczepionej na gwoździe kotary dolatywały dźwięki nerwowego krzątania. Po minucie zasłona opadła, a w przejściu stanęła wysoka, krótko ścięta blondynka z czerwonymi pasemkami na głowie. Zbyt duże okulary „musztardówy” opadały na niekształtny, garbaty nos zakrywając tym samym małe, zielone oczy dziewczyny. Koślawe palce upiększone srebrnym pierścionkiem dodawanym kiedyś do „balonówek” muskały niepewnie popękane wargi.

– Coś ty znów zrobiła! – syknął ojciec – Mówiłem ci delikatniej z tą kotarą. Ile razy mam powtarzać. Przesuwać! Nie ciągnąć!
– Pan na nią nie krzyczy. – zareagował przyszły zielarz – Każdemu może się zdarzyć.
– Dziękuję Panu – odpowiedziała zalotnie dziewczyna – Pan zawsze taki rycerski?
– No…- wydukał zawstydzony – Staram się….
– A może by Pan dziś wpadł na kolację? – zapytał ojciec – Marcia świetnie gotuje. Nawet proboszcz chwali. Chłop taki jak Pan to musi zjeść.
– Tatko….Przestań. – skomentowała Marcia – Wcale nie tak dobrze. Taki przystojny Pan to już pewnie ma kogoś co mu gotuje.
– A jaka skromna. – zachwalał siwy – Dziewczę jak ta lala. Same zalety. Bogobojna, grzeczna i nietknięta… Wiem Pan o czym mówię – Wypalił jednocześnie mrugając prawym okiem.
– W sumie to nie mam. – oznajmił chłopak – Sam taki na świecie jestem.
– Wie Pan co? – radośnie zagadał ojciec Marty – Może brudzia chlapniemy? Mam tutaj gorzałeczkę własnej roboty.
– No czemu nie…Można się napić.
– A ty Marcia też się napijesz. – siwy powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu – No już, już. Na jednej nóżce.

Marcin wyciągnął spod lady napoczętą butelkę samogonu. Zza sklepowej lodówki wyjął duże, pękate kieliszki do wódki.
– no to chlup w ten głupi dziób! – wypalił unosząc naczynie do góry – Marcin jestem. Dla znajomych tatulek.
– Zenobiusz – krótko odpowiedział chłopak – Po prostu Zenek.
– No a ty dziewczyno nie strzelisz brudzia z Panem…Przepraszam Zenkiem. Tak po staremu. Z buziaczkiem.
– Zenek – powtórzył przyszły zielarz – Daj pyska.
– Marcia – zaszczebiotała dziewczyna zbliżając swoje usta do ust chłopaka.

Mężczyzna poczuł jak spocone dłonie Marci spoczywają na jego szyi, a długi, krowi język nachalnie zmierza w kierunku gardła. Do delikatnych, wrażliwych nozdrzy napłynął zapach gnijącego mięsa.

– Puść mnie słyszysz! – wycedził – To jest obrzydliwe.
– Ale co? – dopytywała speszona kobieta – Co masz na myśli?
– No nie mów, że nie wiesz. Czy ty sama tego nie czujesz?
– Przestańcie dzieciaki. – przerwał rozmowę sklepikarz – Pierwsze koty za płoty.
– Tatulku – kontynuował chłopak – Czemu ona tak…?

Twarz starego przyjęła paniczny, nerwowy grymas.

– Pozwól tu na bok chłopcze. – poprosił Zenka na zaplecze – Zaraz ci wszystko wyjaśnię.
– Mam nadzieję tatulku. – skomentował chłopak – Co to do cholery ma w ogóle znaczyć?
– Spokojnie. Bez nerwów. – rozpoczął opowieść stary – Tak to już chłopcze w życiu jest. Nie można mieć wszystkiego. Wiem.. Wiem.. co teraz myślisz.
– Ja też jestem przekonany że wiesz.
– No śmierdzi. – podsumował stary – Co tu dużo gadać. Nie chce myć zębów. Uparła się i koniec. Tłumaczyłem. Krzyczałem. Straszyłem. Wszystko na nic.
– I czego Pan ode mnie teraz oczekuje? – zapytał zielarz – Że niby co? Wcisnąć chcesz mi ją Pan za żonę?
– Oj tam znów Pan. – strofował stary – Przecież piliśmy brudzia. Do wszystkiego można się przyzwyczaić chłopcze. A myślisz że jej matka inna? Też tak samo. Wręcz jeszcze gorzej. Nie musisz z nią wcale spać. Parę razy tylko, żeby zapylić. O wnuki mi chodzi, a jak będziesz chciał pociupciać to tu jest we wsi taka jedna. Lubi ten sport…Przyjdź na kolację. Popijemy, pogadamy i zobaczysz, że będzie dobrze.

Dom starego Marcina stał na niewielkim, malowniczym wzgórzu. Dwupiętrowa, betonowa kostka obłożona kawałkami stłuczonych naczyń kuchennych stanowiących specyficzną, peerelowską elewację. Duże, upierzone niezliczoną ilością kwiatów podwórko po którym raz po raz przebiegały wiecznie nienasycone kury. Śpiący przy budzie pies, leniwy kot, porozrzucane gdzieniegdzie gnijące warzywa i wielohektarowy sad rozciągający się tuż za domem.

– Dzień dobry! – krzyknął Zenek podchodząc do skrzypiącej, wiecznie nienaoliwionej furtki. – Panie Marcinie przyszedłem!.
– A witamy!!! Witamy!!! – zawołał stary – Szczęść ci panie boże chłopcze. Wejdźże szybko. Poznasz moją ukochaną małżonkę.

W progu stanęła przygaszona, zaniedbana kobieta z wypisanym na twarzy wiecznym niezadowoleniem.

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. – zagadnęła na powitanie.
– Na wieki. Amen.
– Chyba na wieki wieków Amen. – poprawiła
– Jadzia przestań!!! – wrzasnął Marcin – Marsz do kuchni. Bo chłopaka wystraszysz.
– Co przestań? – odburknęła – Bez boga ani proga. Uparłeś się stary idioto, żeby za chłopa wydać. Panu Bogu służyć przecież przeznaczona. Karmelitanką zostać miała. Przysięgłam Matce Jasnogórskiej. Zobaczysz to się źle skończy. Kara boska za złamanie danej obietnicy na pewno nas dosięgnie.
– Zamilcz już lepiej głupia babo. Rób co do Ciebie należy, a Zenka zapraszam do środka.

Przez drewniane, obdrapane u dołu drzwi wszedł do przestrzennego pokoju. Na zabytkowym, ręcznie żłobionym stole stały porcelanowe naczynia. Srebrne, wypolerowane sztućce jak rybie łuski świeciły zachęcająco, a otwarty na oścież, zabytkowy barek wypełniały butelki wypełnione samogonem.

– Siadaj chłopcze. – zachęcał Marcin – Nie krępuj się.
– A gdzie mam usiąść?
– Jak to gdzie? Na honorowym miejscu oczywiście. No to co może chlapniemy przed obiadkiem? – zapytał
– No nie wiem. Tak na pustaka…
– Pij chłopcze. Dobrze ci radzę…Bez wódki ten swąd jest nie do zniesienia.
– No to lej staruszku!!! – krzyknął zielarz – Od razu daj w szklanice.

Z kuchni dobiegały odgłosy krzątaniny. Marcia podśpiewywała pod nosem sprośne, wulgarne piosenki, a matka doprawiała wrzący rosół.

– Matka powiedz mi. – zagadała dziewczyna – Jak to jest. No wiesz. W łóżku z mężczyzną. Przyjemnie?
– Dziecko!!! O co ty się pytasz?!!! – wrzeszczała – Przecież tyle razy ci mówiłam, że ta czynność służy tylko do rozmnażania. Nie można z tego czerpać przyjemności.
– A dlaczego nie? – dopytywała Marcia – Mi się śni.. no wiesz… seks i wtedy jest przyjemnie.
– Za mało się modlisz paskudna dziewucho!!! – matka wpadła w furię – Co ty sobie myślisz do cholery. A jak przyszedł na świat nasz Pan Jezus Chrystus? Jak myślisz czy gdyby Bóg chciał aby Święta Dziewica czuła przyjemność to byłaby niepokalana?
– No chyba nie – odpowiedziała zmieszana, młoda kobieta – Ale ludzie przecież muszą uprawiać seks żeby się rozmnożyć.
– No niestety tak. Więc przynajmniej powinniśmy starać się zbliżyć do ideału kobiety, matki i nie czerpać z tego radości.

Marcin i Zenek dopijali trzecią butelkę wódki. Łagodne do tej pory oczy sklepikarza spłynęły nienawistnym gniewem.

– Mówię ci chłopaku!!! – wybełkotał obejmując Zenka – Ta kurwa Jadźka to stara dewota. Loda nie chce robić. Nawet jak się wypina to ściska różaniec. Chociaż bywa to zabawne.
– To chujowo masz tatulku. – dodał zielarz jeszcze mocniej ściskając Marcina – Jak ty to wytrzymujesz?
– Normalnie kurwa mać!!! – wrzeszczał – Muszę. Ale wyobraź sobie jaki mam ubaw. Pieprze ją a ona zdrowaśki. Ja ją wtedy mocniej, a ona chóry anielskie…
– Dobre!!! – chichotał chłopak – Niby taki bogobojny jesteś, a swoje robisz. Naprawdę godne podziwu.
– Życie na tym polega syneczku. Ale cóż jeszcze się nauczysz.
– A gdzieś ty ją kurwa znalazł? – dopytywał Zenek – Potrzebna ci taka była?
– Co ty myślisz, że mi się podobała? Ojca ma księdza.
– Jak to księdza?
– Normalnie księdza. Figura jakaś w kurii. Wiesz jak to jest. Służąc Bogu nie można zakładać rodziny. Służba ważniejsza niż sprawy doczesne, a że się czasem zdarza…Zapłacił dobrze to wziąłem. Myślisz, że skąd to wszystko….
– Nie zastanawiałem się nawet.
– Płacił!!!! Stary chuj w sutannie!!! – rechotał – Kiedy dają to brać więc wziąłem paszteta i dobrze mam.

Jadzia wyciągnęła mięso z piekarnika, a Marcia, ubrana w biały, dziergany sweterek nalała do wazy gorący rosół. Tak jak pijana, upadła dziwka czeka na upragnionego klienta, tak i ona od lat wyczekiwała rozmodlonego, skromnego gospodarza.

– Idziemy już!!! – wołała dziewczyna – Obiadek pyszny niesiemy.!!!
– A co tu się dzieje!!! – krzyknęła matka widząc pijanych mężczyzn – Znów chlejesz zbereźniku.!!!
– Zamknij ryj dewoto i słuchaj! – odburknął Marcin – Teraz coś ci powiem. Chcesz?
– No mów. Szybko mów. Chce wiedzieć co tak naprawdę myślałeś przez te wszystkie lata. – płakała histerycznie – Słucham?
– Wszystko bym zniósł, ale ten zapach. Po prostu śmierdzisz. Zresztą tak jak nasza, zidiociała córeczka.
– No i co z tego? – wtrąciła Marcia – To przecież nie jest najważniejsze.
– A no jest. – dodał Zenek – Tatulek ma racje. Delikatnie mówiąc nie pachniecie ładnie.

Kobiety stały w milczeniu patrząc jak wściekli, rozjuszeni mężczyźni dopijają kolejną flaszkę.
– Zenuś. Syneczku – czule wyszeptał Marcin – Mam pomysł.
– No mów tatulku jaki?
– A wpierdolimy śmierdzielom!!! – wydusił rubasznie – Masz pasa?
– A no mam. – odpowiedział zielarz – Zawsze noszę.
– No już baby!!! – krzyknął sklepikarz – Wypinać dupska!!! Lanie będzie!!!
– Nie bij tatko proszę… – błagała Marcia – Nie rób tego…
– To nie ma sensu – szepnęła do córki Jadźka – Zamknij oczy i módl się aby mniej bolało.

Poranne, niedzielne słońce nieśmiało wpadało przez szyby dwupiętrowego domu. Sklepikarz podszedł do zabytkowej, wysokiej szafy wyciągając z niej wyjściowy garnitur. W łazience Zenek brał odświeżającą kąpiel, a Marcia prasowała plisowaną, czarną spódniczkę. Jadźka, jak przystało na wzorową parafiankę pakowała do podniszczonej, skromnej torebki kopertę z pieniędzmi na jałmużnę.

– No już ruszać się kochani. – wesoło zawołał Marcin – Trzeba jechać do kościoła.
– Jestem już gotowa. – wrzasnęła Marcia – To znaczy jesteśmy.
– Jak to jesteśmy? – zapytała matka
– No od dziś już tak będzie. Zenek i Ja.
– To mi się podoba. – zaświergotał uradowany sklepikarz – Ach i pamiętajcie o jabłkach z naszego sadu. Są najlepsze w okolicy, a proboszcz dobrodziej bardzo je lubi. Nie można go przecież rozczarować.
" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"

Z. Herbert

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Jabłkowy sad (+18)

#2 Post autor: refluks » 27 kwie 2016, 14:31

Grafomania.
Dialogi – jakby dziecko bez talentu, ale po trzystu pięćdziesięciu lekcjach opłacanych przez upartego rodzica przeciągało smyczkiem po strunach.
Opisy sytuacji – katastrofalne.
Żeby oddać prymitywizm autor rażąco nadużywa wulgaryzmów (przy okazji: kurwa trzeba umieć tak napisać, jak i powiedzieć, w przeciwnym razie wypada się jako obsmarkany niedorostek, który na siłę chce być twardy, czyli żenująco).

Ale przede wszystkim najbardziej przeszkadza mi niechlujstwo.
Nie będę teraz autora punktował, ale choćby to e zamiast ę w odmianie czasownika w pierwszej osobie liczby pojedynczej, to jakby podać gościowi obiad na niedomytym talerzu.

Jak dla mnie autorowi bardziej liryczne klimaty są przeznaczone.

Awatar użytkownika
barteczekm
Posty: 478
Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
Kontakt:

Re: Jabłkowy sad (+18)

#3 Post autor: barteczekm » 27 kwie 2016, 14:43

refluks pisze:
Jak dla mnie autorowi bardziej liryczne klimaty są przeznaczone.
Zdecydowanie o tym wiem i zgadzam się z tą opinią. Dziękuję Refluks za komentarz.
" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"

Z. Herbert

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Jabłkowy sad (+18)

#4 Post autor: zdzichu » 30 kwie 2016, 21:55

Ja to nie znam lirycznych klimatów autora, ale powyższy (u)twór świadzczy, że z epiką nie bardzo mu po drodze. Najbardziej mnie razi fatalna interpunkcja w dialogach. Tak się nie zapisuje.
Sama fauła przeciętna, widać, że chciałeś pan oddać klimat pewnej patologii, ale chyba zbyt slabo ją znasz, dlatego wyszła sztucznie. Mnie się nie spodobła. To zresztą pół biedy, ale problem jest, bo po takich scenach, wisienka ni chuj nie smakuje. A tego to już Waćpanu nie wybaczę, o!
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
barteczekm
Posty: 478
Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
Kontakt:

Re: Jabłkowy sad (+18)

#5 Post autor: barteczekm » 30 kwie 2016, 22:02

zdzichu pisze:Ja to nie znam lirycznych klimatów autora, ale powyższy (u)twór świadzczy, że z epiką nie bardzo mu po drodze. Najbardziej mnie razi fatalna interpunkcja w dialogach. Tak się nie zapisuje.
Sama fauła przeciętna, widać, że chciałeś pan oddać klimat pewnej patologii, ale chyba zbyt slabo ją znasz, dlatego wyszła sztucznie. Mnie się nie spodobła. To zresztą pół biedy, ale problem jest, bo po takich scenach, wisienka ni chuj nie smakuje. A tego to już Waćpanu nie wybaczę, o!
Panie Zdzichu serdecznie przepraszam za zepsucie smaku wisienki. Proszę wybaczyć to jedno z moich pierwszych prób w zakresie prozy. Panie Zdzichu każdy nawet ten co bimber robi, na samym początku musiał wykonać go słabo. :beer: :beer:
" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"

Z. Herbert

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Jabłkowy sad (+18)

#6 Post autor: skaranie boskie » 01 maja 2016, 22:27

Zdzichu ma rację.
Naszpikowałeś tekst błędami, Bartku, jak dobrą kaszę skwarkami.
Najwięcej błędów jest w zapisie dialogów. Niżej wskażę najczęściej powtarzany.
barteczekm pisze:– Panie weź Pan jeszcze jabłuszko. – zachęcał łysawy mężczyzna stojący za ladą wiejskiego sklepiku (...)
Powinno to wyglądać tak:

- Panie, weź pan jeszcze jabłuszko - zachęcał łysawy mężczyzna (...)

1. Zbędna wielka litera w słowie "pan"
2. kropka powinna znaleźć się tam, gdzie ją postawiłem. Twój zapis byłby słuszny, gdyby wypowiedź narratora nie odnosiła się bezpośrednio do wypowiedzi bohatera, np.

- Panie, weź pan jabłuszko. - Łysawy mężczyzna wyjął jabłko ze skrzynki.

3. po pierwszym panie konieczny przecinek.
Trzy błędy w części zdania zaledwie, to sporo, a dalej jest tak samo.

Poruszasz sprawę pewnej patologii, zapewne dość powszechnej, ale nie opisujesz jej zbyt przekonująco. Myślę, że w założeniu miało być zabawnie, wyszło żałośnie.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
barteczekm
Posty: 478
Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
Kontakt:

Re: Jabłkowy sad (+18)

#7 Post autor: barteczekm » 01 maja 2016, 22:36

Żałośnie to chyba zbyt mocne słowo ale skoro tak odczułeś Skaranie to masz do tego prawo. Owszem tak jak pisałem wcześniej, zgadzam się całkowicie, że tekst nie jest najwyższych lotów. Jeden z pierwszych moich w ogóle. Jeszcze przed poezją. Ale warto się zawsze cofnąć do takich tekstów, spojrzeć z dystansem i też nie należy takich tekstów ukrywać. Po prostu są i oznaczają jedno - literatura wszelka (jak większość innych działań twórczych) to czas, praca i jeszcze raz praca, otwartość na sugestie i krytykę. Dlatego dziękuję. :ok:
" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"

Z. Herbert

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”