Świeże powietrze przecinało bezradnie zapach końskiego łajna. Tłusta wysiadła z autobusu linii pięćdziesiąt dwa i dziarskim krokiem powędrowała w stronę rozwalających się budynków. Na plecach dźwigała ciężki stelażowy pojemnik na żarcie. Dwa bochenki chleba z obłożeniem na pierwszą przerwę. Dwa kilogramy ugotowanych ziemniaków na lunch i dziesięciolitrowy, termiczny garnek z dobrze przyprawioną grochówką. W ogrodzie fauny polskiej pracowała już ponad dziesięć lat. Uwielbiała kontakt z przyrodą w szczególności gdy były to zwierzęta.
Słońce wschodziło powoli rozświetlając wstydliwie pożółkłymi promieniami poczerniałe królestwo schodzącego księżyca.
– Jaki ten plecak jest ciężki – pomyślała poprawiając zsuwające się ramię śniadaniowego nosidła
– Ale przecież, coś trzeba jeść. Jak to tak bez posiłku?
Od przystanku do bramy wejściowej parku było około trzystu metrów. Czterdziestoletni dukt wyłożony poranionym asfaltem stawał się dla Tłustej specyficzną drogą na Golgotę. Przyczepiony do krzyża wieczny Chrystus i zespolone z plecakiem obleśne, śmierdzące trzydniowym potem ciało stanowili historyczny pomost łączący jęk czasów minionych z współczesnym kwasem niedomycia. Zawsze miała z tym problem. Wchodziła do wanny przystosowanej specjalnie na jej olbrzymie potrzeby i zaczynała godzinną walkę o dotarcie do każdej części sfałdowanego ciała.
– znów za dużo wody – myślała
– te przeklęte prawa fizyki – klęła pod nosem, kiedy woda przelewała się poza i tak wysokie ściany domowego zbiornika wodnego.
Podróż po piekielnych górach i dolinach zaczynała się od wygarniania złuszczonej skóry z ciemnych szczelin ogrzewających nabrzmiałą wątrobę. Następnie w górę. Obtarte piersi skażone czerwonymi rumieniami, na widok mydlin wstawały łapczywie. Ramiona i twarz chłonęły życiodajny płyn z tęsknotą piaszczystej pustyni. W następnej kolejności miejsce zapomniane przez podróżników płci męskiej. Od tygodnia ze strachu przed piekącym bólem starała się być delikatna.
– naturalnej roślinności nie powinno się brutalnie niszczyć – przypominała sobie słowa przeczytane w gazecie ekologicznej
– chciałam zniszczyć kwitnącą trawę i mam za swoje
Gładkość i estetyka to dwa słowa w męskim słowniku doznań wzrokowych. Wzięła maszynkę do golenia i spróbowała dotrzeć do miejsc niedostrzegania. Skończyło się tragicznie. Spękana ziemia zapłakała wylewając na poczerniała trawę łzy w kolorze rdzy. Z nogami już nie próbowała. Siedziała w zamarłym morzu jak Posejdon unoszący się nad falami. Przeklęte miejsce domagało się czasami podniecającego ogrzania. Brała do ręki prysznic i raz zimnym raz gorącym strumieniem wykonywała kojący masaż wodny. Monstrualne ciało drżało drażniąc tym samym sąsiada z dołu.
– znów wiercisz w ścianach tłuściochu – krzyczał przez drzwi
– przestań już bo mi całe ściany pękają
Zbliżała się do znajomej bramy wejściowej
– to znowu ty Tłusta – komentował niezadowolony ochroniarz
– przez ciebie muszę otwierać całą bramę. Byś się kurwa wzięła za siebie to byś kurwa przechodziła przez furtkę kurwa – dodawał.
Tłuścioch jak pieszczotliwie nazywali ją koledzy z pracy posunął naprzód. Ochroniarz zamknął bramę i krzyknął na odchodne
– kurwa co za słoń. Ciebie powinno wystawiać się kurwa na widok publiczny kurwa razem z żubrami kurwa.
Szatnia pracowników ogrodu zoologicznego znajdowała się tuż obok budynków administracyjnych. Świeżo wyremontowane pomieszczenia przyjmowały codziennie ponad dwudziestu ośmiogodzinnych pensjonariuszy.
– Tłuściochu zamiast tego plecaka byś sobie taczkę kupiła – z troską zwracali się do dziewczyny życzliwi koledzy
– Ślicznie dziś wyglądasz. Nie przejmuj się nimi – zagadywał dobiegający trzydziestki współpracownik
– Naprawdę? Podobam ci się? – dopytywała lekko zawstydzona
– Hej patrzcie temu monstrum stanęły gigantyczne suty – krzyczał uradowany adorator
Tłusta nie miała własnej szafki. Zresztą nie byłaby jej potrzebna. Ciężki plecak codziennie uderzał o podłogę wywołując niebezpieczne drgania.
– muszę coś zjeść przed pracą – skomentowała w duchu nadchodzące uczucie żołądkowego ssania
Wyciągnęła ugotowane wcześniej ziemniaki po czym wystawiła garnek z grochówką.
– ach i jeszcze bochenek chleba. Zupkę zawsze trzeba zagryźć spieczonym pieczywkiem – przypominała sobie słowa matki.
Inni pracownicy przyglądali się tej czynności, a ona odpływała na dalekie oceany uniesień kulinarnych. Jej ostrzyżona na krótko głowa trzęsła się z podniecenia, a świńskie oczy popadały w jeszcze większe przymrużenie.
– przynajmniej w jednej dziedzinie mam sukcesy – myślała
– dwa lata temu setka. Miesiąc i szybki przyrost o dziesięć. Kolejne dwa i już sto pięćdziesiąt, a dziś upragnione prawie dwieście – dumnie wyliczała osiągnięcia
– ach tatko! Miałeś rację. Muszę być najlepsza – wspominała słowa zmarłego ojca
Zasiadła na podłodze z obawy przed połamaniem plastikowych krzeseł.
– od czego tu zacząć? – miarkowała
– A niech będą pyry
Paszcza rozstąpiła się dokładnie tak samo szybko jak kiedyś wzburzone morze przed zatroskanym Mojżeszem. Pierwsza chochla trafiła do jamy.
– nic nie czuje. Czy rzeczywiście trafiłam? – stwierdziła z przerażeniem
– Szybko. Muszę coraz szybciej – rytm zapychania dyktował otłuszczony mięsień sercowy.
Druga chochla. Potem trzecia, czwarta i piąta. Policzki wypełniły swą przestrzeń do połowy maksymalnych możliwości.
– Może chlebem się dopcham – pomyślała
Wzięła do lewej dłoni pajdę przekrojonego na pół chrystusowego ciała. Rozdziawiła gębę niczym sprytny wąż połykający upolowaną mysz. Przełyk zatkał się jak nieczyszczony od dawna kran. Odłożyła chochlę i dwoma rękoma zaczęła dopychać wystającą końcówkę piekarnianego wypieku.
– szybciej żryj – kibicowali koledzy
– Jedz!Jedz! Jedz! – skandowali głośno niczym kibice drużyny narodowej
– Stawiam stówę, że zeżre na raz wszystko co przyniosła w plecaku – krzyknął jeden
– Dobra zakład stoi – odpowiedział drugi
Tłuścioch zaczęła przeżuwać upchnięte jedzenie. Ślina rozpuszczała życiodajne przedmioty kulinarne. Im szybciej przerobiony pokarm spadał przez rozdymany przełyk do kwilącego żołądka, tym bardziej odczuwała nadchodzącą przyjemność.
– To lepsze niż prysznicowe bicze wodne – myślała. Co tam bicze. Wspanialsze niż miłowanie, pożądanie i matczyna opieka. Potęga przeżartego świata, który staje się krwistą bryłą surowego mięsa.
Zbliżała się chwila wyjścia na spotkanie z fauną. Miłośnicy zabaw hazardowych stąpali nerwowo z nogi na nogę.
– muszę coś zrobić bo przegram zakład – zatrwożył się pierwszy
Podszedł do Tłustej i zapytał:
– może ci pomóc
– Jakbyś był tak miły – odpowiedziała z radością
– Dobra. Zróbmy to razem. Zgadzasz się?
– Oczywiście – zalotnie zwróciła się do kolegi
Mężczyzna w pośpiechu podbiegł do ciężkiego plecaka. Nachylił się i wyciągnął ostatni bochenek chleba. Z podłogi podniósł rozgrzany dom grochowej rodziny. Spojrzał do środka. Rozanielona matka Wędzonka tańczyła z boczkowym ojcem tango Argentino. Syn kiełbasa przyglądał się misterium z nieukrywaną zazdrością. Mężczyzna w zaciekawieniu patrzył na rodzinną sielankę. Następnie złapał dziewczynę za włosy i odchylił jej głowę do tyłu.
– Ryj! Otwórz ryj świnio! – krzyczał z pogardą w oczach
– Mocniej do cholery! Rozdziaw tą przebrzydłą japę
Dziewczyna poczuła paniczny lęk pomieszany z nieodgadnioną tęsknotą za pełnym wypełnieniem.
– może dziś? Może teraz nastąpi to czego zawsze pragnęłam. Przelewanie za którym podświadomie łkała od niemowlęcych czasów
– Szybko zawołajcie ochroniarza – oznajmił jeden z pracowników
– Osz kurwa, Ale cyrk kurwa – uradował się nadbiegający pracownik wartowni
– Patrzcie kurwa. Znów stają jej sutki. – dodał
Pomocnik chwycił garnek z zupą i zaczął wlewać jego zawartość do pulsującego z radości gardła.
– jeszcze ten pieprzony chleb – pomyślał
Uniósł bochenek. Włożył do bulgoczącego otworu i docisnął tak, jakby zamykał podwodny krater pochłaniający z lubością uciekające fale słonej wody morskiej.
– haha! Wygrałem! Stówa dla mnie – uradowany podszedł do kolegi po fachu
– ach! Niech będzie. Moja strata
Dzień pracy zaczynał się od obrządzenia zwierząt. Uprzątnięcia klatek i innych czynności niezbędnych dla potrzymania wizerunku najlepszego ZOO w regionie. Tłusta zajmowała się karmieniem. Tego dnia miała wyśmienity humor. Poranne pożywianie wprowadziło ją w stan rajskich uniesień. Z uwielbienia wyrwała ją na moment myśl zaniepokojenia
– co ja zjem na lunch? – pomyślała
– ach tam. Będę myślała o tym później
Dokarmianie zaczynała od wybiegu z dzikami. Na taczkę ładowała podgotowane żołędzie wymieszane z mączką dla tuczników. Podjechała do koryta i zmęczoną łopatą zaczęła nakładać umiłowany pokarm. Dzicy bracia świń domowych zlecieli się do biesiadnego stołu.
– jak one pałaszują? Aż miło patrzeć – rozmarzyła się
Chwyciła oburącz taczkowe lejce i z tęsknotą za niezapomnianym widokiem konsumpcyjnej orgii poczęła oddalenie. Nagle się zatrzymała.
– A może tak? – obłędna myśl przelatywała przez otłuszczone trzewia
– Raz się żyje! Spróbuję
Rozejrzała się dookoła.
– Nikt nie idzie. Kamery najpewniej wyłączone. Więc do dzieła.
Podeszła do klatki z dzikami. Weszła do środka i nachyliła się nad korytem.
– bracia moim. Podzielcie się – odezwała się do owłosionych mieszkańców chlewa z prośbą w głosie
Uklęknęła przed drewnianym talerzem niczym poddany przed obliczem ukochanego władcy. Włożyła spragnione czułości usta do pociągającej papki i zaczęła łapczywie połykać żołędzie. Jak nachalny atak ciężkiej kawalerii litewskiej w bitwie pod Grunwaldem, tak i jej połykanie miało ostateczny charakter.
– o cholera. Nie mogę złapać powietrza – zdenerwowała się gdy dębowe owoce wpadły w nieostrożne nozdrza.
– Boże. Tego właśnie pragnęłam – jęczała w zachwycie
Czas zatrzymał się w miejscu, a podniosły Helios ogrzewał wypięty zad. Ze szczytów przyjemności wyrwał ją głos zbliżającego się pracownika gospodarczego
– Tłuścioch natychmiast do dyrekcji – oznajmił tonem rozkazującym
– Już! Już! – jeszcze ostanie dotknięcie upragnionej cieczy
Weszła do gabinetu przełożonego z lekką obawą.
– czego on może chcieć? – myślała zdenerwowana
Niezastąpiony król zoologicznego państwa siedział za swoim biurkiem i z lubością oddawał się pochłanianiu fasolki przyrządzonej na sposób bretoński
– co to ma być Tłusta? – zapytał zdenerwowany wskazują na monitor komputera
– Czyś ty zwariowała? Wpieprzać żarcie dla świń? Nie wiesz że mamy deficyt budżetowy? Kto zapłaci za to co zjadłaś? I czemu tak przeraźliwie cuchniesz? – grad pytań wypłynął z ust dyrektora
– No bo ja byłam głodna – odpowiedziała z rozbrajającą szczerością.
– Słuchaj jesteś zwolniona. A jak jesteś głodna to poznaj moją litość – zaśmiał się jednocześnie wylewając zawartość talerza na drewnianą podłogę
Tłuścioch uklękła. Jej oczy zaświeciły tak samo, jak błyszczą rozmarzone źrenice oblubieńca na widok umiłowanej. Drżący łopot serca podsunął rozumowi niezawodny plan wyciągania mokrego jęzora. Zlizała wszystko do końca i kierując się w stronę śmietnika dziarskim krokiem przekroczyła po raz ostatni znienawidzoną bramę ogrodu fauny polskiej.
Ogród fauny polskiej (+21)
- barteczekm
- Posty: 478
- Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
- Kontakt:
Ogród fauny polskiej (+21)
" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"
Z. Herbert
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"
Z. Herbert
- refluks
- Posty: 714
- Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49
Re: Ogród fauny polskiej (+21)
A to z kolei ciekawe opowiadanie.
I mniej grafomani.
I mniej grafomani.
- barteczekm
- Posty: 478
- Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
- Kontakt:
Re: Ogród fauny polskiej (+21)
A no widzisz. Jeszcze raz piszę - nie czuję się prozaikiem a te opowiadania to luźny dodatek do poezji. Jak plastikowa, chińska łopatka dodawana do proszku do praniarefluks pisze:A to z kolei ciekawe opowiadanie.
I mniej grafomani.


" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"
Z. Herbert
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"
Z. Herbert
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Re: Ogród fauny polskiej (+21)
Tyle się w poprzednim komentarzu napracowałam, a Kolega i tak wkleił tekst z błędami:) Ja się tak nie bawię
Ale poczytałam sobie wszyściutko z uśmiechem na twarzy:)

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- barteczekm
- Posty: 478
- Rejestracja: 08 kwie 2016, 22:55
- Kontakt:
Re: Ogród fauny polskiej (+21)
Poprawię i ten i poprzednie.Alicja Jonasz pisze:Tyle się w poprzednim komentarzu napracowałam, a Kolega i tak wkleił tekst z błędami:) Ja się tak nie bawięAle poczytałam sobie wszyściutko z uśmiechem na twarzy:)

" a Gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"
Z. Herbert
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych
niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę"
Z. Herbert