O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale do życia nie było potrzebne
Trudno było powiedzieć, która to mogła być godzina. Wszystkie zegary, i tu trzeba podkreślić, że na całym świecie, ot tak sobie po prostu, jakby się namówiły, stanęły. Zatrzymał się czas. Nawet atomowy zegar, co podobno nigdy i przenigdy, po moim trupie i w ogóle, on także nie tykał.
- I co teraz? – Pytanie było ciche, ale stanowczo zadane i w samą porę. - Stanęły zegary, nie ma sposobu na odmierzanie czasu, trzeba wymyślić coś nowego, jakiś nowy sposób najlepiej.
Pytanie i myśli należały do zielonego żuka, który jeszcze niedawno spał pod przyschniętą kępką mchu. Było mu tam i ciepło i wygodnie i miękko i wyjątkowo spokojnie. Ciekawość świata, tego większego, poza kępką, dręczyła czasem, więc zielony żuk wychodził ze swojego ukrycia, czyli żukowego domku i się rozglądał.
A było na co patrzeć. Kępka rosła, chociaż trochę przysychała, ale to tylko ostatnio, więc kępka rosła między trawami. To prawda, że od czasu do czasu przez trawy toczyło się trzęsienie ziemi, koniec świata bywał bliski – dla żuka – gdy kosiarka z hałasem i spalinami przejeżdżała w tę i we w tę przez trawnik. Żuk wciskał się wtedy w najgłębszy dołek i modlił się do żukowego boga, żeby przestało hałasować, trząść, spalinować, żeby odjechało to, co jechało, jeździło i nie dało żyć. Bo życie żuka, prawdę powiedziawszy, było spokojne poza tym, odmierzane porami dnia i roku, poukładane, jak to życie żuka.
I jak to zwykły żuk i ten nie znał się na wielu rzeczach, był - jakby to określili ludzie - ignorantem i nieukiem, niewykształconym zielonym żukiem, który niby ładny, ale po co właściwie jest? I jest tak do pięciu lat, po roku bycia larwą, czyli razem sześć. Znał się jednak na zegarze. Nie wiedział skąd się to wzięło, ale się znał. Może dlatego, że koło trawnika, w którym zadomowiła się jego kępka, stał ludzki dom, a na ścianie domu wisiał zegar. Zegar był pogodoodporny, wodoszczelny, nic się go nie imało, kurz spływał z deszczem, robaki – inne niż żuki – nie mogły sobie z nim dać rady, poza tym był niesmaczny, próbowały. Czasem jedynie kawki robiły, co chciały i z zadowolonym kawkaniem odlatywały w swoje podniebne strony.
Zielony żuk znał się na czasie, wiedział, która godzina przychodzi po poprzedniej, wiedział, o której wzejdzie słońce. Tak mniej więcej wiedział, nigdy nie całkiem dokładnie.
Poza tym życie zielonego żuka było nieciekawe, można rzec nudne, przewidywalne, ale on się specjalnie tym nie przejmował tylko żył.
Od czasu do czasu wylegiwał się na kępce i obserwował wskazówki. Najczęściej na brzuchu leżał, bo tak było wygodnie. Bywało, że gdy przez jakiś niefortunny zbieg okoliczności, przewracał się, lub był przewracany na plecy, obserwacja świata poza kępką była niebezpieczna. Nie tak łatwo bowiem żukowi, i do tego zielonemu, błyskawicznie przewrócić się z pleców na brzuszek.
A tego dnia, kiedy zegary stanęły, zielony żuk zupełnie nie wiedział, co o tym myśleć. Jedyna rzecz, na której się znał, niestety przestała działać. Co prawda znał się jeszcze na polowaniu na mrówki i pająki, ale to się nie liczyło jako prawdziwe znanie, to się liczyło jako genetyczne znanie.
Zielony żuk pomyślał, że z tym zegarem to chwilowy przestój, że zegar ruszy, bo przecież każda historia, nawet małego zielonego żuka, tego wymaga. Czas musi się przesuwać, a na pewno krążyć.
Poleżał trochę na brzuchu na kępce, poskubał trawę poza kępką, znalazł trochę rosy i popił. Porozglądał się po okolicy. Szukał czegoś na śniadanie, jakichś mrówek, pająków, ale niczego nie znalazł. Zauważył, że w trawie niedaleko jego kępki leżało kilka zupełnie nieruchomych much. Odwrócił się od tego widoku z wyraźnym obrzydzeniem, ponieważ much nie jadał i pokręcił głową.
Jeszcze chwilę wpatrywał się w zegar z nadzieją, że ruszy, albo że z ludzkiego domu ktoś wyjdzie i naprawi wskazówki, że je popchnie, albo co. Nic jednak się nie wydarzyło. Zmęczony czekaniem, bo zielone żuki szybko się męczą, gdy czekają, wsunął się z powrotem do swojego żukowego domku i usnął, żeby nabrać sił przed śniadaniowym polowaniem.
Przyśnił mu się zegar ze ściany domu. Zupełnie jak prawdziwy, z takimi samymi namalowanymi motylami w kolorze niebieskim z żółtymi plamkami i białymi też. Ładny był ten sen i ładny był zegar. Jednak długo ta ładność nie trwała, bo nagle nie wiadomo skąd i ni z tego ni z owego, zaczęło się trząść, wyjechała ogromna maszyna do trawy, spaliny zasłoniły krajobraz, słońce zrobiło się czarne, a jak odjechała i zielony żuk mógł spojrzeć na zegar, żeby się upewnić, która była godzina, to się okazało, że zegar stanął a co gorsza odleciały z niego motyle. Żuk zmartwił się w swoim śnie i aż odkopał się spod kołderki i obudził.
Zamiast kępki nie było nic, nawet kołderki nie było. On tylko śnił tę kołderkę. Nie było nic, poza snem, który się skończył, nie było ludzkiego domu, ani zegara z motylami, albo bez, na ścianie, bo ściany przecież też nie było. Była pustka, gorąca, wypełniona dziwnymi płatkami.
Zielony żuk płynął w powietrzu, które wirowało, tańczyło płatkami i syczało. Pomyślał, że właściwie jak nie ma domu, ani ściany nie ma, to po co ten zegar, po co miałby odmierzać czas, dla kogo? Teraz na niczym nie trzeba się znać, bo nic nie ma.
- A może trzeba się znać na niczym, bo jest nic? – zastanowił się zielony żuk bezwolnie płynąc w stronę czarnego słońca.
iTuiTam
któregoś kwietnia pewnego roku
O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...
- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...
Ostatnio zmieniony 29 cze 2016, 16:16 przez iTuiTam, łącznie zmieniany 1 raz.
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...
Niesamowicie ciekawe, Elu.
Czyli brak czasu, po wcześniejszym "zaśnięciu", oznacza śmierć, tak? Dobrze rozumiem?
Pointa z tych prześwietnych:
Wrócę jeszcze, na pewno.

Czyli brak czasu, po wcześniejszym "zaśnięciu", oznacza śmierć, tak? Dobrze rozumiem?
Pointa z tych prześwietnych:
Ile tu różnych, możliwych interpretacji... a poza tym to i opowiadanie, i mądra powiastka filozoficzna.iTuiTam pisze:- A może trzeba się znać na niczym, bo jest nic? – zastanowił się zielony żuk bezwolnie płynąc w stronę czarnego słońca.
Wrócę jeszcze, na pewno.

- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...
Każde rozumienie jest dobreeka pisze:Niesamowicie ciekawe, Elu.
Czyli brak czasu, po wcześniejszym "zaśnięciu", oznacza śmierć, tak? Dobrze rozumiem?
Pointa z tych prześwietnych:Ile tu różnych, możliwych interpretacji... a poza tym to i opowiadanie, i mądra powiastka filozoficzna.iTuiTam pisze:- A może trzeba się znać na niczym, bo jest nic? – zastanowił się zielony żuk bezwolnie płynąc w stronę czarnego słońca.
Wrócę jeszcze, na pewno.

Dziękuję za czytanie i komentarz, Ewo.
- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Re: O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...
Piękne opko! Nieszablonowe, napisane specyficznie lekkim, żartobliwym i wciągającym językiem, z uwzględnieniem głębszych podtekstów.

„określić – pokreślić”: powtórzenie. I chyba miało być „podkreślić”.Trudno było określić, która to mogła być godzina. Wszystkie zegary, i tu trzeba pokreślić,
I co teraz? – Pytanie było ciche, ale stanowczo zadane i w samą porę.- I co teraz? – pytanie było ciche, ale stanowczo zadane i w samą porę.
„przewracał”Bywało, że gdy przez jakiś niefortunny zbieg okoliczności, przewracal się, lub był przewracany na plecy, obserwacja świata poza kępką była niebezpieczna.
Napisałbym: „nieruchomych much”.Zauważył, że w trawie niedaleko jego kępki leżało kilka zupełnie nie ruszających się much.
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...
jak dla mnie - bardzo interesujące! Takie rozważanie o życiu, o jego sensie i o tym, co nim jest, a co się nam wydaje, że jest. Piękne myśli gdzieniegdzie, np:
"...ale on się tym nie przejmował, tylko żył". I może to własnie jest clou!
pozdrawiam z uśmiechem
Ewa
"...ale on się tym nie przejmował, tylko żył". I może to własnie jest clou!

pozdrawiam z uśmiechem
Ewa
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...

W zderzeniu z końcowym: bo jest nic - niemal wzrusza.iTuiTam pisze:Zielony żuk pomyślał, że z tym zegarem to chwilowy przestój, że zegar ruszy, bo przecież każda historia, nawet małego zielonego żuka, tego wymaga. Czas musi się przesuwać, a na pewno krążyć.

- iTuiTam
- Posty: 2280
- Rejestracja: 18 lut 2012, 5:35
Re: O tym, jak zielony żuk znał się na czymś, co mu wcale...
Dziękuję za wnikliwości i za miłe słówko.Gorgiasz pisze:Piękne opko! Nieszablonowe, napisane specyficznie lekkim, żartobliwym i wciągającym językiem, z uwzględnieniem głębszych podtekstów.![]()
„określić – pokreślić”: powtórzenie. I chyba miało być „podkreślić”.Trudno było określić, która to mogła być godzina. Wszystkie zegary, i tu trzeba pokreślić,
I co teraz? – Pytanie było ciche, ale stanowczo zadane i w samą porę.- I co teraz? – pytanie było ciche, ale stanowczo zadane i w samą porę.
„przewracał”Bywało, że gdy przez jakiś niefortunny zbieg okoliczności, przewracal się, lub był przewracany na plecy, obserwacja świata poza kępką była niebezpieczna.
Napisałbym: „nieruchomych much”.Zauważył, że w trawie niedaleko jego kępki leżało kilka zupełnie nie ruszających się much.
Skorzystam z poprawek.
Rzeczywiście powinno było być: podkreślić i dodatkowo nastąpi zmiana w poprzedzającym zdaniu. Dziękuję.
Zmiana w przewracal jest winą mojego przeskakiwania z klawiatury na klawiaturę. W jednym języku są pewne 'robaczki diakrytyczne' a w drugim ich nie ma. Dziękuję.
„Zażółć gęślą jaźń” wygląda: „Zazolc gesla jazn”

Z nieruchomych much skorzystam, bo podoba mi się melodyka frazy.
serdecznie
iTuiTam