Bracia mniejsi (fragment większej całości)

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#1 Post autor: Ewa Włodek » 24 cze 2016, 19:30

Dom, w którym mieszkała pani Łucja, babcia Kuku, dzielił od posesji pana Siejki prastary, ceglany mur, nasiąknięty jak gąbka wodą z podskórnego cieku i obrośnięty króciutkim, ciemnozielonym, wiecznie mokrym mchem. Po pani-Lucinej stronie muru rósł okazały krzak bzu, zaś po stronie pana-Siejkowej – ogromna czereśnia, której pień, mniej więcej na wysokości dwu metrów, dzielił się na trzy grube konary. Jeden sięgał ponad mur, zaś ich rozwidlenie tworzyło coś w rodzaju wygodnego siodełka. Strona z czereśnią była domeną Grety, przyjaznego, wesołego owczarka alzackiego, należącego do pana Siejki. Zaś cały teren, w promieniu mniej więcej dwu kilometrów, znajdował się we władaniu Rezy.

Reza, złośliwie zwany Czarkiem, był pół krwi persem. Jego ciemne, ziemistobrązowe futro miało platynowy nalot, przez co przypominał srebrnego lisa. Kuku poznała go, gdy - wizytując z mamą jedną z ciotek - wyjrzała z jej balkonu i na podworcu zobaczyła srebrzystą angorę, której boku trzymał się ciemny, posrebrzany pomponik. Jako znana kociara pognała na podworzec, by wytłamsić i matkę i kociątko. W trakcie najserdeczniejszych karesów została zdybana przez właściciela kotów, i - od słowa do słowa - stała się posiadaczką puszystej maskotki. Dumna i blada wniosła kotka do mieszkania ciotki i zaczęła intensywnie namawiać matkę do natychmiastowego powrotu do domu.
Mama Lena, spośród kotów najbardziej poważająca pekińczyki, uznała jednakowoż, że dziecięce transakcje należy zweryfikować na poziomie dorosłych, więc zabrawszy w jedną rękę - kotka, w drugą - Kuku, udała się do matki szczodrego rozdawcy niedorosłych zwierząt, by sprawę jednoznacznie wyjaśnić, z cichą nadzieją, że kotek wróci do kociej mamy. Niestety, mama chłopca stwierdziła, że kocica jest jego, a kociątko, nabyte przez nią podczas jednej w wypraw do piwnicy - automatycznie również, więc orzekła, że skoro synek zechciał kotka podarować dziewczynce - to sprawa jest załatwiona. Tak też uznała Kuku, i odebrawszy kotka mamie pomaszerowała z nim do najbliższego postoju taksówek. Pani Lenie nie zostało nic innego, jak potuptać za nią.

Reza, po wylądowaniu w nowym domu, zaraz się poczuł jak u siebie. Wszystko metodycznie sprawdził, następnie udrapał braciszka Kuku, Pępucha, który niebacznie chciał się z nim bliżej zapoznać. Pokazawszy, że tutaj to on dyktuje warunki, zameldował się do łóżka Kuku, gdzie przespał grzecznie do rana. Niestety, rano mama Lena otworzyła okno, no i Reza poszedł w długą. Starannie spenetrował balkon, później - sąsiednie balkony, następnie te mieszkania, w których zastał otwarte okna, zaś na koniec przespacerował się po gzymsie na czwartym piętrze, by wrócić w domowe pielesze po barierze balkonu. Kuku i mama Lena, zniósłszy jako-tako bijące na nie zimne poty i herzklekoty rozsadzające im klatki piersiowe, porwały wycieczkowicza i zapowiedziały, że więcej jego noga na balkonie nie postanie! Jednakże zapowiedź okazała się zwyczajnym austriackim gadaniem i Reza utrzymał swój rewir.

Do babci Luci Reza trafił, gdy nadeszły wakacje. Rodzina Kuku wyjeżdżała na wczasy, i wiadomo było, że pensjonat, do którego się udają, przyjmuje dorosłych jak najbardziej, dziatwę - ostatecznie, ale zwierząt - pod żadnym pozorem. Stanęło więc, że Reza zostanie zawieziony do babci, gdzie grzecznie poczeka, aż jego Kuku wróci z wojaży. Kuku, zostawiając pupila w babcinych rękach, zaklinała ją na wszystkie świętości, żeby pod żadnym pozorem nie wypuściła Rezy na pole. Po czym - pełna niepokoju - wyjechała z rodzicami do wód.
W nowym miejscu Reza wytrzymał w zamknięciu do pierwszego uchylenia lufcika, przez który tylko się mignął. A znalazłszy się za swobodzie - starannie obszedł podworzec, spenetrował zakamarki, po czym pomaszerował poznawać świat. Minęło popołudnie, zrobił się wieczór, z pobliskich chaszczy dał się słyszeć jeden i drugi wrzask wściekłego kocura, potem była cisza, a potem - noc. A potem wrócił Reza, ofuczał panią Łucję, skrobnął Kukowego wuja Marka pazurem w rękę, zjadł porcję wołowego serca, popił wodą i poszedł spać. A wedle południa - wybył. W ciągu kilkunastu dni w okolicy rozlegały się wściekłe wrzaski walczących kocurów, Reza wracał coraz bardziej utytłany w suchych trawach, z futrem pozlepianym krwią i uszami w strzępach, ale dotychczasowi władcy okolicy zniknęli jak sen, między domami przemykały tylko łaciate, bure i czarne damy, które Reza łaskawie od czasu do czasu zaszczycał względami. Gdy więc Kuku po powrocie z wakacji przyjechała do babci by odebrać swoją zabawkę, pani Łucja zdecydowanie się sprzeciwiła, dowodząc, że w kamienicy, na czwartym piętrze, kot nie będzie mieć tej swobody, jaką ma w małej kamieniczce z podworcem i ogrodem na tyłach oraz zielenią w sąsiedztwie. Kuku zbyt przekonana nie była, ale z babcią nie dyskutowała.



Wojna między Gretą a Rezą zaczęła się w chwili, gdy trzymiesięczna, tłuściutka, ruchliwa i wciąż merdająca ogonkiem alzatka znalazła się w domu pana Siejki i pierwszy raz wybiegła na podworzec. Przez chwilę stała, zachwycona, a później zaczęła, sapiąc, popiskując i poszczekując, uganiać po terenie. Hałas, jaki robiła, uaktywnił Rezę, który - wróciwszy z nocnej wycieczki - odpoczywał na parapecie kuchennego okna. Zaintrygowany dziwnymi, nie znanymi mu wcześniej dźwiękami, postawił uszy, następnie usiadł, fuknął, warknął, zeskoczył z parapetu, wspiął się na bez, z bzu wszedł na dzielący posesje mur, a stamtąd jak jastrząb zeskoczył na biegające szczenię. W momencie radosne poszczekiwanie zamieniło się w rozpaczliwe skomlenie, po czym Reza, uznawszy, że pokazał przybyszowi, kto tutaj decyduje o losie wszystkiego, co żywe, wrócił na parapet i zabrał się do usuwania ze swojego futra zapachu tego czegoś, co ośmieliło się zakłócić jego spokój.

Dopóki Greta była malutka, Reza dominował fizycznie. Jednakże w miarę dorastania alzatka zaczęła brać sprawy we własne łapy i coraz bardziej zdecydowanie odpierała ataki Rezy. Aż pewnego dnia - zbyt zadufanego, by zachować pełną ostrożność - kłańcnęła solidnie, i wściekły pers, uszczerbiony na honorze watażki i inszego samca alfa, musiał się tego dnia wycofać na z góry upatrzone pozycje. Ale ponieważ każdy średnio inteligentny kot jest o niebo inteligentniejszy od najinteligentniejszego psa - opracował metodę nękania przeciwnika bez narażania się na odwet z jego strony. Od tej pory, gdy tylko dostrzegł, że Greta wyszła na swoje podwórko, natychmiast sadowił się w rozwidleniu konarów czereśni. Był oczywiście doskonale widoczny, natomiast siedział zbyt wysoko, by alzatka mogła go dosięgnąć. Tkwił tam więc najdłużej, jak mógł, a suka biegała wokół drzewa, drapała pazurami pień i szczekała do zachrypnięcia. Po jakimś czasie jęzor miała fioletowy, pianę na pysku, w oczach - obłęd, a z gardła dobywała ni to szloch, ni to bulgotanie, ni to zgrzyt. Harmider, który czyniła, stawał się nie do wytrzymania, więc jej właściciel, pan Siejka, niestety poruszający się z ogromnym trudem, otwierał okno i próbował przywołać Gretę do domu, jednakże zatokowana suka nie zwracała na niego uwagi, całkowicie pochłonięta próbami dostania Rezy.
- Grecia, Grecia, wracaj do domu – wołał pan Siejka. – No, wracaj do domu, albo się ucisz – nie ustępował. – Zamknij się wreszcie – zmieniał po chwili repertuar. - Obyś, zakichana suko, własnym językiem się udławiła – dopowiadał w akcie rozpaczy.
Po czym próbował z innej mańki: - Spieprzaj stąd, ty francowaty huncwocie – wykrzykiwał w kierunku Rezy. – Żeby cię, skurczykocie, pchły oblazły i zeżarły! Żeby ci się w tym futrzysku mole zalęgły! Żebyś łapy połamał, jak będziesz skakał z muru! – Wygrażał, ciskając w jego kierunku a to szczapkami do podpałki, a to kapciami, a raz nawet - talerzem.
Wreszcie, widząc, że ze zwierzętami nie uradzi, wychylał się z okna: - Pani Łucjo, niech pani zabiera stąd tego sakramenckiego pchlarza, bo nie ręczę za siebie! Przecież to hyzia można dostać od tych awantur – wołał w kierunku okien pani Luci.
- Panie Ludwiku, czy pan sobie wyobraża, że ja będę po drzewach za kotem chodzić? Niechże pan będzie poważny – odpowiadała babcia Lucia.
I gdy Kuku była pod ręką, posyłała ją, żeby zdjęła Rezę z czereśni. Kuku, jak przystało na grzeczną dziewczynkę, szła do pana Siejki, ale przejście z jednej bramy do drugiej zabierało jej około kwadransa, a pokonanie sieni pana Siejki - mniej więcej tyle samo. Gdy wreszcie docierała do czereśni, zawsze udało jej się tak zadziałać, żeby Reza nie dał się wziąć na ręce, tylko żeby po konarze przechodził na mur, na którym siadał, spuszczając ogon na stronę Grety. Ale wtedy zwykle wkraczała pani Lucia i nastawał upragniony spokój, bo Reza miał koszarniaka w domu, a Greta też w końcu trafiała w pielesze. Do następnego razu.



Konflikt na linii Greta-Reza rozwijał się przez kilka miesięcy, dopóki zdesperowany pan Siejka nie podjął decyzji ostatecznej i nie zlecił wycięcia czereśni. Niezadowolony z takiego rozwiązania Reza próbował jeszcze drażnić Gretę siadając na murze, stąd jednakowoż bywał bezpardonowo i skutecznie zabierany przez panią Łucję. I wszystko wskazywało na to, że wreszcie nastał błogi spokój.

Ta noc z soboty na niedzielę zapowiadała się zwyczajnie, wszyscy byli w domu, nawet wuj Marek wcześniej wrócił z kawalerskich ląfrów. Wedle dziesiątej pani Łucja zarządziła pójście do spania i nawet jej nie zdziwiło, gdy Kuku zapowiedziała, że na chwilę wyjdzie, żeby poszukać Rezy i ewentualnie zabrać go do domu na noc. Nie było jej dość długo i wróciła bez birbanta, po czym umyła się grzecznie i ułożyła w łóżku. W domu zapanowała cisza.
Trudno powiedzieć, która była godzina, gdy czujnie śpiącą panią Łucję postawił na nogi dziwny dźwięk, ni to płacz dziecka, ni to miauczenie, ni to nie wiadomo, co. Usiadła na łóżku i słuchała, by ze zdziwieniem skonstatować, że do tego dźwięku doszlusował kolejny, a później zza okien zabrzmiał chór przedziwnych głosów. Sięgnęła po szlafrok i zamierzała wyjść, żeby sprawdzić, co się stało, ale summa summarum nie wyszła sama, tylko w towarzystwie Marka w szlafroku i Kuku w pidżamie. W sieni spotkała sąsiadów w strojach niedbałych, którzy, mocno zaniepokojeni, też zmierzali w kierunku drzwi na podwórko. Na zewnątrz chór był oczywiście znacznie donośniejszy, czasem wybijał się ponad niego jakiś solista, następnie znów dominował chór, by ucichnąć, ustępując pola komuś, kto akurat postanowił podjąć partię na exosodos. Potępieńcze pienia i zawodzenia płynęły skądś z góry, jakby z dachu domu pana Siejki, przed którym stała grupka jego mieszkańców, z głowami zadartymi do nieba:
- Co? Co cholery?!
- Jaka zaraza wegnała te koty na ten dach? Przyszły tu wszystkie, z całej okolicy?
- Ile ich tam jest, do nagłej krwi, i jak długo będą się tak drzeć?
- Nie, no zróbcież coś, żeby je stamtąd przegnać!
Rozbudzeni w środku nocy, odziani w szlafroki, bonżurki czy na prędce zarzucone okrycia dzienne, debatowali nad sposobami zakończenia koncertu na głosy, w końcu ktoś wpadł na pomysł, że trzeba wyjść na dach i koty zwyczajnie stamtąd pozabierać. Niestety, grupa uderzeniowa, która zaatakowała klapę od włazu przeciwpożarowego w domu pana Siejki, wróciła jak niepyszna, gdyż mimo otwarcia kłódki klapa nie dała się podnieść, nawet uderzana kilkoma zdeterminowanymi barkami. Opracowano więc na gorąco plan B, którego, niestety, nie udało się zrealizować, a to z powodu niemożności znalezienia jak na złość zawieruszonego gdzieś klucza od klapy, prowadzącej na dach domu pani Łucji, po którym można by było dotrzeć na dach domu pana Siejki. Zdegustowani aktywiści debatowali jeszcze, czy nie byłoby dobrze przejść się po sąsiednich domach i stamtąd ewentualnie dotrzeć na miejsce tego dziwnego katzenbalu, ale w konsekwencji zrezygnowano, tym bardziej, że pienia, zawodzenia i pojękiwania zaczynały powoli cichnąć. Gdy zrobiło się znośnie, ludziska wrócili do domów, obiecując sobie, że wyjaśnią to dziwne zdarzenie w świetle dnia.

Kuku położyła się do łóżka, ale nie spała, czekając, aż babcia i wuj Marek usną. Gdy już wiedziała, że śpią, wymknęła się na paluszkach, wyjęła z ukrycia klucz do „ich” klapy od włazu, po czym przyświecając sobie latarką, po „ich” dachu przemknęła na dach domu pana Siejki i do specjalnie zostawionej tam dużej, papierowej torby spakowała kilka płaskich, szklanych przykrywek od „wecków”, do których wcześniej wlała ładnych parę butelek kropli walerianowych. Nie zapomniała też zdjąć żelaznego pręta, którym zablokowała klapę od włazu na pana-Siejkowym dachu. Na koniec zlustrowała miejsce akcji gospodarskim okiem, a stwierdziwszy, że wszystko jest na tip-top oraz ef-ef, wróciła do łóżka, by godziwie wypocząć po rzetelnie wykonanej pracy.


- Ewusiu – powiedział wuj Marek jakieś trzy dekady później podczas „wieczoru wspomnień" – ja jednakowoż założyłbym się o gruuubą forsę, że wtedy te koty na dachu Siejki, to była twoja robota!
- Moja? Czemu wujek myśli, że moja? – Zapytała niewinnie.
Wuj spojrzał na nią kosym okiem unosząc brew, na co Kuku posłała mu dyskretne perskie z wielce chochlikowatym spojrzeniem.
Ostatnio zmieniony 21 wrz 2016, 15:16 przez Ewa Włodek, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
refluks
Posty: 714
Rejestracja: 28 lut 2016, 11:49

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#2 Post autor: refluks » 24 cze 2016, 20:16

Już w połowie pierwszego akapitu zakręciło mi się w głowie od przecinków i zrezygnowałem z dalszej lektury.

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#3 Post autor: Gorgiasz » 24 cze 2016, 20:45

Bardzo przyjemna opowieść; czyta się lekko i płynnie. :)
Niestety, mama chłopca stwierdziła, że kocica jest jego, a kociątko, nabyte przez nią podczas jednej w wypraw do piwnicy - automatycznie również, więc orzekła, że koro synek zechciał kotka podarować dziewczynce - to sprawa jest załatwiona
„skoro” - literówka

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#4 Post autor: Ewa Włodek » 25 cze 2016, 13:31

refluks pisze: Już w połowie pierwszego akapitu zakręciło mi się w głowie od przecinków i zrezygnowałem z dalszej lektury.
Ano...

Gorgiasz pisze: Bardzo przyjemna opowieść; czyta się lekko i płynnie.
i dobrze, Gorgiaszu, bo taki i zamysł miałam - lekko i s perskim oczkiem.
A względem literówki - dzięki, dzięki, uwzględnię...


Panowie, dziękuję Wam za odwiedziny, za dany mi czas i za słowa.
Pozdrawiam serdecznie, z uśmiechem
Ewa

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#5 Post autor: skaranie boskie » 10 lip 2016, 14:46

Ewa Włodek pisze: kłańcęła
Ewa Włodek pisze:ląfrów
Poproszę o jakiś podręczny słowniczek, Ewo :)

Tam jeszcze kilka literówek się zaplątało, ale w sumie to niezły Katzenbal Ci wyszedł. :)
:rosa: :rosa: :rosa:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#6 Post autor: Ewa Włodek » 13 lip 2016, 16:05

skaranie boskie pisze: Ewa Włodek pisze:
kłańcęła
no, i byk jak byk, bo powinno być "kłańcnęła" - od nieco archaicznego już dzisiaj słowa "kłańce" (obecnego chyba jeszcze w mowie myśliwych), określającego wilcze kły; tutaj pozwoliłam sobie na użycie tego słowa w odniesieniu do owczarka alzackiego, w końcu - prawie wilka ;)
skaranie boskie pisze: Ewa Włodek pisze:
ląfrów

aaa, to tez takie starawe, krakowskie (a może nawet galicyjskie?) określenie na birbantkę, imprezowanie, hulankę, czyli - ogólnie - same przyjemności ;)

:beer: :beer:
ciesząc się, Skaranie, że Ci się Katzenbal spodobał, pięknościowo dziękuję za wizytkę, rzut okiem i dobrym słowem
samo serdeczne posyłam
Ewa

Henryk VIII
Posty: 1739
Rejestracja: 01 paź 2013, 17:40

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#7 Post autor: Henryk VIII » 04 wrz 2016, 23:53

Witaj,
fajne, świetne - jak o kotach, to dla mnie. Wreszcie coś oryginalnego - o futrzakach mało kto pisze ( chyba Koń który pisze ostatnio pisał) Jest gdzieś dalszy ciąg? Szperam , ale nie widzę - bardzo chętnie przeczytam całość :)
" że koro synek" --- to gwara, czy zjedzenie litery?
Wiwat koty!
:bravo: :bravo: :bravo:
:rosa: :rosa: :rosa:
h8
p.s.
a masz wydanie książkowe całości?

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#8 Post autor: Ewa Włodek » 21 wrz 2016, 15:26

Witaj, Wasza Wysokość
Henryk VIII pisze:"
że koro synek" --- to gwara, czy zjedzenie litery?
nie, nie gwara, tylko "zjadłoś". Dzięki za zwrócenie uwagi, już poprawiłam!!!

Bardzo mnie cieszy kolejny fan kotów - ja wszak jestem kociarą ze ho-ho, choc i inne stworzenia Boskie też szanuję, jak najbardziej.
Książkowego, ani żadnego wydania tych moich historyjek nie mam; to taka fanaberia, ot, jakiś czas temu postraszyłam moją Rodzinkę, ze opiszę całe towarzystwo w trochę krzywym zwierciadle, na co Oni stwierdzili, że zarządzą składkę, której efekty powinny mi pomoc w takim spędzeniu czasu, że nie będzie już ani chwili na pisanie! No, i nie rozpisali składki, więc ja od czasu do czasu skrobię jakieś opowiadanko z serii. Tutaj, na Forum, jest parę odcinków, zawsze z dopiskiem "Fragment większej całości" (na przykład: "Zwykły bandzior", "Wieczór świętojański", "Skaranie męskie", Bohater', "Mordobicie", "Chłop pod presją").
:) :)
ślicznie dziękuję za odwiedzinki, za dobre słowo, szczególnie o kotach
pozdrawiam mocno, serdecznie
Ewa

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#9 Post autor: eka » 22 wrz 2016, 20:22

Reza (Pahlavi) :jez:

Z ogromną przyjemnością poczytałam o kocie alfa i biednej Grecie.
Kukince pogratulowałam konceptu.

Kapitalny wyimek.
:kofe:

Awatar użytkownika
Ewa Włodek
Posty: 5107
Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59

Re: Bracia mniejsi (fragment większej całości)

#10 Post autor: Ewa Włodek » 11 lis 2016, 17:57

eka pisze: Reza (Pahlavi)
no, pewnie, w końcu - pers (w połowie, ale zawszeć)!!!
eka pisze: Kukince pogratulowałam konceptu.
ooo, Eko, Kukowe koncepty - cóż, wielu przyprawiały o herzklekoty, wrzody żołądka, czy inszą szewską pasję! Ale nikt się przy niej nie nudził. Ostatnim jej pomysłem (na starość) był pomysł napisania książki, takiej z przymrużeniem oka. Ale szacowna familia na tę wieść miała pełne portki strachu, więc ogłosiła składkę na Kuku, żeby zajęła się czymś innym, niż pisanie. Składki jeszcze nie rozpoczęto, więc...
;)
Przepraszam, Eko, że tak późno odpowiadam, ale że z moimi oczkami jest, jak jest, więc i mniej mnie na Forum.
Dziękuję Ci najpiękniej, że kuknęłaś, poczytałaś i powiedziałaś dobre słowo...
Pozdróweczki posyłam
Ewa

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”