Ucichła wrzawa - wszyscy zakotwiczeni w papierach. Okres stycznia to sprawozdania i inne elaboraty merytoryczne, finansowe i diabli wiedzą jeszcze jakie. Przez pomyłkę złożyłam sprawozdanie dwa tygodnie wcześniej, mam luz. Ale nic nie jest do końca oczywiste, dzisiaj skoro świt, jak zawsze otwieram pocztę z nadzieją, że nic makabrycznego tam nie znajdę. Jakże się myliłam, jest - kolejne sprawozdanie, chyba ze 40 stron i do tego jeszcze ful załączników. Wkurzyłam się totalnie.
Spokojnie Gloria - dystans, bez ekscesów, dasz radę, rzekłam na głos.
Wkładam do komputera płytkę z moją ulubiona muzą i niech leci w podsufitowe przestworza, zamykam oczy, też odlatuję, chociaż pod skórą krew buzuje jak wodospad Niagara, nie poddaję się, nie i nie.
Z ekstazy wyrywa mnie spokojny męski głos - nie otwieram oczu, przez zwoje mózgowe przemyka chaotyczna myśl - nie i nie, proszę nie teraz.
Że też petenci nie potrafią czytać myśli urzędników, byłoby ciekawie, mogłabym sobie jeszcze kilka minut medytować.
Otwieram powoli oczy, przede mną stoi wysoki, lekko wyszpakowany brunet, hm, nawet ładny, przebiegło mi po głowie. Szybko jednak opuszczam kosmos
- słucham pana
- bo ja proszę pani przyszedłem
- to widzę, przyszedł pan
- a w czym temat, pytam z uśmiechem
- bo ja proszę pani przyszedłem
- już miałam na końcu języka poprzednią odpowiedź, kiedy rzekł:
- pani mi obiecała
- a co ja mogłam panu obiecać?
- serduszko
- taaaaaaak?
- pewnie obiecałam
- proszę nazwisko pana, dokumenty, sprawdzę i zobaczymy,
- i... zapytał po chwili
- w porządku, nie powinno być problemów, jednak na efekt trzeba poczekać do jesieni
- wiem, odrzekł mój rozmówca, czas nie gra większej roli, ważne, że dostanę
- bądźmy dobrej myśli - odrzekłam.
- dziękuję pani, posłał mi ładny uśmiech i wyszedł, a ja stałam jak wryta, nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy obiecałam facetowi serduszko, a jednak, chyba tak było. Od razu mnie poniosło, lawiranci im tylko serduszka w głowie, a tu człowiek musi pracować i tworzyć epopeję na potrzeby innych urzędasów.
Zagubiony ten nasz świat.
Przez okno dostrzegłam mojego rozmówcę, stał i otrzepywał kurtkę, pomyślałam, ale gość wywinął orła, całe plecy kurtki były białe. Patrzyłam i nie mogłam uwierzyć, pomimo intensywnych uderzeń kurtka nadal była biała. Co za licho?
Chwila zastanowienia - wiem, on wyniósl na plecach moją ścianę, niedowierzałam,
co będzie jeśli wszyscy zaczną wynosić farbę z mojego biura, przyjdzie mi na śniegu przyjmować petentów. Podeszłam do ściany, delikatnie przeciągnęłam palcem po białej prawie śnieżnej powierzchni i krzyknęłam - eureka.
Jak wynieść ścianę
- EdwardSkwarcan
- Posty: 2660
- Rejestracja: 23 gru 2013, 20:43
Re: Jak wynieść ścianę
ogonek uciekł.Gajka pisze:z moją ulubiona muzą
Nie za dużo tego "nie" hehGajka pisze:pod skórą krew buzuje jak wodospad Niagara, nie poddaję się, nie i nie.
Z ekstazy wyrywa mnie spokojny męski głos - nie otwieram oczu, przez zwoje mózgowe przemyka chaotyczna myśl - nie i nie, proszę nie teraz.
Rozumiem, że chciałaś podkreślić niechęć, jednak nuży.
Niezbyt trafne porównanie i wolałbym słynną Etnę, bo jest ogień i temperatura.Gajka pisze:pod skórą krew buzuje jak wodospad Niagara
Gajka pisze:Z ekstazy wyrywa mnie spokojny męski głos
No tak, najpierw sabotaż w celu niewypełnienia swoich obowiązków, z zamiarem wywołania dezorganizacji, strat i szkód, czyli remontu i laby.Gajka pisze: Podeszłam do ściany, delikatnie przeciągnęłam palcem po białej prawie śnieżnej powierzchni i krzyknęłam - eureka.
Pomysłowość kobiet jest wielka i domyślne zakończenie też.
Dialog też ok.