Chodźmy na spacer

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Adela
Posty: 833
Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41

Chodźmy na spacer

#1 Post autor: Adela » 03 mar 2017, 20:25

„Dzisiaj nie wieje wiatr, kochanie"
Zuzana Navarová

„Jutro jest święto państwowe. Gdzie kupisz melona?”.
W drodze powrotnej z kąpieliska czytam SMS-a od Franciszka. Jest czwarty lipca, sobota, trzydzieści pięć stopni Celsjusza.
Człapię w klapeczkach, strój kąpielowy wysycha w mgnieniu oka, a biały, wielki kapelusz chroni mnie przed udarem słonecznym. Martin z Lucką obawiają się, że w samochodzie, pozostawionym na słońcu, będzie gorąco jak w piekle. Przytakuję, odpisując Franciszkowi, żeby się nie martwił; Czechy to nie Polska – tutaj w święta sklepy są otwarte.

Chwilę później powtarzam w myśli, aby jutro nie zapomnieć wziąć nożyczek, w celu przycięcia wąsów, z których mój przyjaciel jest bardzo dumny i uśmiecham się do siebie, bo doskonale znam scenariusz tej wizyty.
Przyjadę zieloną linią metra na ostatni przystanek: szpital Motol. Kiedy wyjdę z podziemia skręcę w lewo i pójdę pod górkę w kierunku szarego budynku, z którego opada tynk. Za recepcją pomaszeruję w stronę wąskiego korytarza z niskim sufitem, a na jego końcu zadzwonię dzwonkiem do drzwi.
Drzwi zabrzęczą, otworzę je i udam się do pokoju numer pięć. Franciszek będzie spał. Łysego pana, leżącego w łóżku naprzeciwko okna, odwiedzi rodzina: przygarbiona staruszka ze srebrnym kokiem, przystojny syn po czterdziestce i jego nastoletnia córka, ubrana w przykrótkie spodenki, z których będą wystawać dwa smaczne kawałki pupy.
Zapach melona szybko obudzi Franciszka, który powoli podniesie się, a następnie poprosi, abym zaniosła owoc do kuchni i powiedziała Wierze, że jest jego. Wiera łamanym czeskim odpowie: „nie ma sprawy” i, wkładając melona do lodówki, wyszczerzy zęby.
Franciszek ma niesprawną lewą rękę, ale poradzi sobie z ubraniem szlafroka, dzięki motywacji pod postacią możliwości wyjścia za tydzień ze szpitala.
Pójdziemy do cukierni na lody i gorącą czekoladę. Mój przyjaciel rozsiądzie się w pluszowym fotelu, przemilczając fakt, że oprócz problemów z oddychaniem, martwicy i kilku innych chorób, ma cukrzycę. I kiedy parę kropel czekolady spłynie mu po brodzie, zamruczy jak stary niedźwiedź.
Następnie zapłacimy rachunek i pójdziemy, każdy w swoją stronę.

W samochodzie jest gorąco jak w rozgrzanym piekarniku, a na dodatek nie działa klimatyzacja. Martin denerwuje się, Lucka go uspokaja, a ja ukradkiem sprawdzam wyniki przebywania na słońcu. Brązowy brzuch, lekko zaczerwieniony dekolt – nie jest źle, myślę, zakładam słuchawki i włączam mp3. Odkąd Franciszek polecił mi muzykę Zuzany Navarovej słucham jej, gdy tylko mam czas. Patrzę z okna samochodu, jak przybywa coraz to więcej budynków i delektuję się łagodnym głosem Zuzany, śpiewającej o dziewczynie ostrej jak czubki nożyczek. Zbliża się wieczór.

Po powrocie do domu wieszam wilgotny ręcznik na balkonie, a następnie szybko zasypiam.
Śni mi się śmierć Franciszka, jak upada na ulicy, gdzieś w centrum miasta i nie wstaje. I już nie wstanie o własnych siłach. Otoczy go tłum gapiów, ktoś zadzwoni na pogotowie, a ja będę patrzyła w jego nieruchome oczy, bezradna i niezdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Nigdy wcześniej nie umarł mi przyjaciel i czuję, że za chwilę zemdleję. Elegancka brunetka zbada Franciszkowi puls, a jej zrezygnowany wyraz twarzy odbierze mi resztę nadziei. Osuszę policzki z czarnych strużek i obudzę się.

***
Zamawiamy drugiego Kozla. Pavla, niziutka anorektyczka, stawia pełne kufle przed nami. Za oknem wieje silny wiatr, a Franciszka boli ucho. Być może przez ten wiatr. Tego nie wie, ale na szczęście nie ma daleko do domu. Zipo – osiedlowa knajpa znajduje się naprzeciwko bloku, w którym mieszka.
Tutaj każdy zna mojego przyjaciela, wie, że jest emerytowanym nauczycielem historii, piszącym filozoficzne eseje. Żadnemu stałemu bywalcowi baru nie umknął fakt, jak tuż po swych sześćdziesiątych piątych urodzinach zadzwonił na pogotowie, ponieważ nagle zaczął się dusić.
Od tamtego telefonu do zamawiania drugiego Kozla minęło pół roku, toteż Pavla ze szczerą radością obsługuje Franciszka, udzielając informacji na temat zmian, jakie miały miejsce przez czas jego nieobecności: Szczepan zostanie ojcem, Jozef się rozwodzi, a Honza przestał pić.

Ściemnia się. Dopijamy piwo i wychodzimy, zaczerpując świeżego powietrza, a po pięciu minutach mój przyjaciel otwiera drzwi mieszkania. Załamuję ręce.
Wczoraj umyłam stertę naczyń, wysypałam niedopałki z popielniczki do kosza, pozbierałam brudne ubrania z podłogi, a dziś wygląda na to, że operacja - sprzątanie, była tylko snem.
- Staram się jak mogę – głos Franciszka dociera do mnie jakby z zaświatów. Robię mu wyrzuty, bo jaki jest stary, taki jest niechluj, po czym siadam na wypłowiałej kanapie. Długo rozmawiamy, paląc papierosy, a gdy zegar wybija północ, wychodzę na dwór.
Z nieba ukradziono gwiazdy. Ulice są puste i tylko dwóch bezdomnych grzebie w śmietniku. W oknach gasną światła, a w koronach kasztanów tańczy wiatr. Czuję jego zapach we włosach i zastanawiam się, jak go opisać. Niestety nic konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy, przekręcam klucz w zamku i znikam z ulicy. Na klatce schodowej śmierdzi olejem po frytkach. Jestem głodna, ale wytrzymuję do śniadania, bo chcę dbać o figurę. Nie zawsze jednak mi to wychodzi.

***
Jestem na obiedzie z klientem. Nie znoszę tych klimatów. Pijemy bardzo drogie wino, które wcale mi nie smakuje. Klient, czyli dwie długowłose Szwedki, zamawia krewetki i risotto z kawałkami ananasa. Opowiadam o planie szkolenia pracowników naszej firmy. Straszne nudy, ale po minie szefa wnioskuję, że jest zadowolony. Wracając do biura, czuję jak ulatnia się ze mnie energia. Na szczęście jest piątek, a po pracy pójdę z Franciszkiem na spacer.

Od dnia, w którym wrócił ze szpitala spędzam z nim coraz więcej czasu. Pewnie dlatego, że oboje jesteśmy bardzo samotni, choć każde z nas inaczej.
Jego samotność przeszła parę operacji, moja dopiero raczkuje. Jego samotność pozwala mu być spokojnym, moja – drażni mnie, ponieważ chcę być komuś potrzebna.
Wysiadam z metra. Franciszek wymachuje laską, jakbym była ślepa i go nie widziała. Idziemy powoli, rozmawiając o błahostkach, a kiedy dochodzimy do parku siadamy na ławce. Cisza. Tego potrzebuję – najzwyczajniej odpocząć. Spoglądam na przyjaciela i zauważam dziwny smutek, który nagle zagościł na jego twarzy. Nie zdążę zapytać, a on sam odpowie, że mnie kocha. Kocha, od chwili, kiedy mnie zobaczył pierwszy raz, a było to kilka lat temu. Nie mogłam dogadać się ze sprzedawczynią w sklepie. Stał w kolejce za mną i wytłumaczył kasjerce, o co mi chodziło.
Kochał i wtedy, kiedy był z prawniczką, mieszkająca za Pragą. Kochał, kiedy miał krótki romans z szefową swojego bratanka. Kochał i nadal kocha.

Jestem sparaliżowana. Nie potrafię mu spojrzeć w oczy. On to widzi i pewnie teraz żałuje tego, co powiedział.
Siedzimy na ławce, milcząc pięć, może dziesięć minut i dopiero w drodze powrotnej dochodzimy do porozumienia: o żadnej miłości nie może być mowy.
Cisza, bo co jeszcze można powiedzieć. Mogłabym być jego córką. Jest schorowany, potrzebuje opiekunki, a nie kochanki. Potrzebuje przyjaciela, którym jestem i którym chcę pozostać.
Jednak przez następne dwa dni nie dostaję żadnej wiadomości od Franciszka. Dzwonię, ale telefon milczy. Piszę SMS–y, na które nikt nie odpowiada. Jestem zaniepokojona i, jedyne co przychodzi mi do głowy, to Zipo.

Wchodzę. Pavla wcina zielonego ogórka: śniadanie, obiad i kolację w jednym. Siedzący przed telewizorem Ukraińcy oglądają się za mną. Siadam za barem. Pavla nerwowo połyka ogórka, a z jej wąskich ust wypływa kilka słów:
Nie żyje. Zawał. Pogrzeb gdzieś w centrum u znajomego księdza.

Zamawiam kieliszek wódki, tępo wbijając wzrok w lodówkę z napojami.
Nigdy wcześniej nie umarł mi przyjaciel.
Pavli trzęsą się ręce.
Więc to już koniec? Innego końca nie będzie?


https://www.youtube.com/watch?v=L-YcvQRdXGE
https://www.youtube.com/watch?v=uIXvy_9GN_o

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Chodźmy na spacer

#2 Post autor: eka » 06 mar 2017, 18:08

Jak w Oknie z ładnym widokiem ma się wrażenie autentyczności fabuły. To zaleta.
Inne problemy narratorki, bo inny czas.
Bolesna, dobrze poprowadzona historia wyjątkowej znajomości.
:kofe:

Adela
Posty: 833
Rejestracja: 11 mar 2012, 12:41

Re: Chodźmy na spacer

#3 Post autor: Adela » 06 mar 2017, 20:26

Eko, bardzo mi miło, że i ten tekst odebrany pozytywnie. Dziękuję. Czy znalazłaś czas na posłuchanie piosenek w linkach na końcu?
Kłaniam się,
A.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: Chodźmy na spacer

#4 Post autor: eka » 07 mar 2017, 18:01

Wydaje mi się, że najtrudniej zmierzyć się z gatunkiem prozy psychologiczno - obyczajowej. Drążyć prawdę, która wciąż wymyka się słowom. Rzeczywistość. Jej przekładalność na symbole desygnatów. Zazwyczaj ślizgamy się po powierzchni odczuć jednostki (narratora-bohatera) albo jesteśmy okiem dwuwymiarowej kamery rejestrującej maksymalnie dużo z chwili. Ta druga opcja (również Twoja) jakby mniej zakłamuje.

Nie, jeszcze nie odsłuchałam, obiecuję poprawę : )

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”