Potem albo pomoc publiczna

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Gruszka

Potem albo pomoc publiczna

#1 Post autor: Gruszka » 16 mar 2017, 17:58

Paulina zachęcała: kasa Smak Ride’a jest jedynym siedzącym stanowiskiem. Da więc radę. Ale czy nie boi się kasy, finansowej odpowiedzialności i klientów (sorry: gości! Gości restauracji!), którzy potrafią nieźle dokopać, gdy są wkurwieni.
Bać się!? Całe życie zjadała zęby na obsłudze, na handlu. A kasa? Pikuś!
Niepełnosprawność gwarantowała jej półgodzinną przerwę w ciągu dnia, więc spokojnie zażyje przeciwbólowe i poradzi. Nie takie wyzwania brała na klatę. Pięć dni w tygodniu - po osiem godzin, dwa dni odpoczynku, bez godzin nocnych i na poziomie zero, czyli bez musu włażenia na drabiny w magazynach, podesty itp... Bez dźwigania.
I co z tego, że lekarka medycyny pracy nie chciała podpisać stanowiska? Twierdziła: „Nie da pani rady!”. Po przekonującej perswazji podpisała. Potem inspektorka – też: „Nie dasz rady....”
Niepełnosprawność to pełen etat, kolejny okres składkowy potrzebny do renty, w przypadku, gdyby utraciła całkowicie zdolność do pracy. Pewnie, że poradzi.
Dwa pierwsze dni – szkolenie. Uśmiechy manager'ów i wrogie zerkania pracownic, które zaczynały od mopa, zmywania, garnierowania. A tu nowa, od razu na kasę Ride'a?!
Skąd miały wiedzieć, że ten zaszczyt zawdzięcza dofinansowaniom z PFRON?
Trzeci dzień. Postawili już na osiem godzin w cassroom'ie. Bez nadzoru. Na głęboką wodę, bez obeznania z panelem. Chwalili i poklepywali. I kazali w międzyczasie myć tacki – coraz prędzej. Szefowa pouczała: „Na początek, licząc do pięciu – trzy ruchy ręką po stronie wierzchniej, dwa po spodzie tacy. Potem, licząc do trzech.”
Najbardziej bolało podczas wychylania się przez małe okienko w kierunku ręki klienta (sorry - gościa), który zatrzymywał się w znacznej odległości. Dosięgała, ale rozciąganie mięśni wywoływało ostry ból karku i prawego ramienia. Połykała leki, myła tace, biegła do okna, bo podjeżdżał samochód, inkasowała, wracała do tac. Krzesełko przeszkadzało – ciasno, więc plątało się pod nogami.
W słuchawkach wybrzmiewały składane zamówienia i krótkie polecenia: „popraw zamówienie, bo gość chce coś jeszcze, przyjmij zamówienie bo przejechał...!” Rzucała tace i mokrymi rękami przyjmowała pieniądze, zmieniała zamówienia, szukała na panelu odpowiednich pozycji, czasami była zmuszona prosić o pomoc, gdy nie znajdowała tych właściwych. Już trzeciego dnia stanowcze poganiania, irytacja, dlaczego tak powoli. Jedenaście sekund na obsługę gościa, na operację kasową. Tace - szybciej, bo wycieczka i brakuje. „Szybciej, szybciej, bo...!”
„Bo” nurtowało – nigdy niedokończone, nigdy nie doprecyzowane.
Miejsce na kamerę w przeszklonej klitce świeciło pustką. Kamery były właściwie wszędzie, ale w kasie nie było...
Wpadali z kartonami i pojemnikami: „Układaj cukier, układaj ketchup, składaj domki...!” Po chwili: „Myj tacki, czemu nie myjesz?!” Odruchowo zatrzaskiwała szufladę kasy w jej obronie, gdy za plecami trzaskały drzwi. Szlag...! Szybko wołać manager'a, bo nie wydała gościowi! Znowu menagerski wrzask, albo wściekłe: O Jezu! Szybki ruch kartą, otwarcie szuflady i foch, że opóźnia pracę.
Histeryczne myśli: ”Nie da rady, kurwa, nie da rady...” Pieprznie drzwiami i pójdzie precz, byle dalej! Byle prędzej!
Potem do tac, ketchupów i domków dołożyli mycie sprzętów ze śniadań. Inkasuje, pędem do tac, do zlewu, do domków... Grafik straszył dziewięcioma roboczymi dniami non-stop - "Równoważny system czasu pracy", psia mać! Nie da rady, kurwa! Nie da rady!!!
Tabletki i domki, inkasowanie, tace... Niedziela – zapierdol! Przez cztery godziny kilkuset gości do odprawienia od okna z paragonami, resztą; tace, cukry, zmywanie... Rozwrzeszczana Alina i uszczypliwa Ewka, której miała ochotę dać w zęby, żeby choć na chwilę przestała dogryzać przez te cholerne słuchawki.
W końcu spięcie z Aliną: „Chyba porozmawiam o tobie z szefową!!!” Odpowiedź przez zęby - cicha i stanowcza: „Porozmawiaj...! Porozmawiaj...!” Zaskoczenie w oczach manager'ki i błysk zaniepokojenia. W przerwie podczas zliczania stanu pieniędzy chciała jej wmówić manko – siedemdziesiąt złotych. „Alina, sprawdzaj – w kasie gra. Co do grosza. Odjęłaś błędną kwotę z dyspensera. Sprawdzamy.” Zagrało. Alina straciła rezon, szczególnie w momencie, gdy usłyszała: „Obiecuję ci, że nie pozwolę! Obiecuję!” Manager'ka odpuściła, przeobrażając się w przyjaznego, życzliwego duszka. Już wiedziała...
Odliczanie kolejnych dni. Nareszcie wolne! Za nią dziewięć - pod wezwaniem tyrania, łajania i postawienia kilku popędliwych manager'ek do pionu, czyli do postawy odbiegającej od pojęcia „mobbing”. Zorientowały się, że nowa nie da sobie w kaszę dmuchać. Kierowniczka spoglądała z dozą czegoś w rodzaju zdziwienia i niepewności.
Dowiedzieli się też, że nowa mówi po angielsku. Kierowali obcojęzycznych gości od okna zamówień do jej stanowiska. Nie wiedzieli co z nimi zrobić. Nowa wiedziała. Niedobrze. Nie można było zbesztać.
Pojawiło się kilka przyjaznych duchów – dotąd cichych. Jeden z nich płakał, gdy manager'ka ze stoickim spokojem rzuciła odwracając się plecami: „Bez czarnych butów nie wejdziesz do kuchni. Takie są standardy. Twoje wyrzucone, bo wbrew regułom zostawiłaś je w szatni.” Nowa dała jej swoje – te nierobocze – akurat czarne i we właściwym rozmiarze. Nie będzie więc nieusprawiedliwionej nieobecności w robocie. Manager'ka zła.
Inny duszek wyszedł ze łzami w oczach do obsługi gości w jednym (regulaminowo czarnym) bucie. Drugi „zgubił” w trakcie pracy podeszwę. Kazali więc zafoliować go na nodze razem z tą oderwaną podeszwą. W „scalonym” spożywczą folią, musiał duszek kontynuować pracę. Koleżanki rzucały rozbawione: „Ciekawe co ludzie na to?” Nowa syknęła: „Nooooo, jeśli trafi się człowiek, to zdejmie własne obuwie i podaruje...” Odesłali duszka do domu, aby odzyskał godność, bo właśnie awansował na manager'a, a manager musi mieć godność.
Wciąż zerkała na miejsce na kamerkę w kasie. Co, jeśli wyjdzie myć tace, a jakiś gość włoży rękę przez niezabezpieczone okienko? Co jeśli włoży przez okienko straszak, albo...?! Co z jej podpisaną finansową odpowiedzialnością? Wiedziała, na pewno: nigdy nie dowiedzie, że zmuszano ją do pozostawiania kasy bez opieki, do wykonywania czynności, których nie ma prawa wykonywać kasjer, że to ją mogą potem obarczyć winą za niedopełnienie obowiązku trwania na stanowisku, za narażenie firmowych pieniędzy. Wiedziała. Bez nagrań z kamery nie udowodni.
Póki co, jakoś leci, póki co, pracuje. Póki co ma wolne. Potem...
Ostatnio zmieniony 18 mar 2017, 20:31 przez Gruszka, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Re: Potem albo pomoc publiczna

#2 Post autor: alchemik » 16 mar 2017, 18:37

Nie wiem, co powiedzieć.
Bo i smuteczek paskudnych realiów i parskanie śmiechem na ujmowanie tego w słowach.
Żywiołowośc na kasie.
Ten utwór jest błyskotliwie żywiołowy, opowiadając o koniecznym poświęceniu z rentą inwalidzką na garbie. Przez pośrednie odniesienia smutek przechodzi na politykę rządową, pomoc społeczną.
Duma z samozaparcia bohaterki, choć wciąż brak pewności. A jednak niedopowiedzenia, stanowczy błysk w oku swoje robią. Kto wie jakie ma plecy ta nowa?
I te duszki, które kojarzą mi się z posiadłościa o takiej czy innej ilości dusz.
Niewolnictwo ujęte w korporacyjne uładzenia. Stosunki miedzyludzkie, a może międzyduszne.
Świetne
Gruszko :ok:
Jerzy.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Re: Potem albo pomoc publiczna

#3 Post autor: Gorgiasz » 16 mar 2017, 19:55

Dobre; przeczytałem jednym tchem. Stanowczo za mało spotyka się takich współczesnych, realistycznych (po części nawet naturalistycznych) historii. Tylko tak jakoś urwane, bez zakończenia.
Paulina zachęcała: Kasa Smak Ride’a jest jedynym siedzącym stanowiskiem.
„kasa” chyba małą.
W przerwie podczas zliczania stanu pieniędzy chciała jej wmówić manko – siedemdziesiąt zł.
„złotych.”
Dowiedziały się, że nowa nie da sobie w kaszę dmuchać. Kierowniczka spoglądała z dozą czegoś w rodzaju zdziwienia i niepewności. Też już chyba wiedziała.
Dowiedzieli się też, że nowa mówi po angielsku. Kierowali obcojęzycznych gości od okna zamówień do jej stanowiska. Nie wiedzieli co z nimi zrobić. Nowa wiedziała. Niedobrze. Nie można było zbesztać.
„Dowiedziały – wiedziała – Dowiedzieli – wiedzieli – wiedziała”

Gruszka

Re: Potem albo pomoc publiczna

#4 Post autor: Gruszka » 16 mar 2017, 22:50

Jurek, ano korporacyjność. Niestety. Dzięki za czytanie i skomentowanie. :kwiat:


Gorgiaszu, dziękuję za wskazania miejsc kulawych - jutro poprawię. :kwiat:
Co do tego zakończenia - istotnie urywa się - miały byc kolejne części, stąd tak jest jak jest. Albo znajdę sposób na zakończenie inne, niż to urwane, albo nie ma wyjścia - dopiszę kontynuację.

Gajka
Posty: 1917
Rejestracja: 21 gru 2011, 16:10

Re: Potem albo pomoc publiczna

#5 Post autor: Gajka » 16 mar 2017, 23:36

Fajnie napisane. Nawet nie podejrzewałam, że taki horror może mieć miejsce w pracy.

Pozdrawiam :) :rosa:

Gruszka

Re: Potem albo pomoc publiczna

#6 Post autor: Gruszka » 16 mar 2017, 23:54

Pozdrawiam Gajka i dziękuje za czytanie :) :kwiat:

Dodano -- 18 mar 2017, 20:33 --

Gorgiasz, dziękuję za wskazanie mi potknięć - poprawiłam, nadal brak mi konceptu na sensowne zakończenie, ale coś wykombinuję. :myśli:

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”