Zielone kamasze
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Zielone kamasze
Piątkowe popołudnie nie zapowiadało się ciekawie. Alicja postanowiła spędzić je w akademiku. Chciała wreszcie się wyspać, co w trakcie tygodnia graniczyło z cudem. Cały budynek tętnił wtedy nieposkromionym życiem, a cienkie ściany akademikowych pokojów z łatwością przepuszczały wszelkie jego przejawy. Ludzie uczyli się, bawili, winda chodziła nieprzerwanie - z dołu do góry, z góry na dół, telefony dzwoniły, muzyka grała, ciekła woda pod prysznicem, gwizdał czajnik w kuchni, krople deszczu dudniły o parapet. Deszcz padał od tygodnia, znacząc pusty parking brudnymi kałużami, między którymi od czasu do czasu przemykał jakiś człowiek uzbrojony w parasol. Kałuże oglądane z wysoka zdawały się tworzyć na płaszczyźnie asfaltu rodzaj mapy. Ciekawe, czy jest to układ przypadkowy, czy może z góry przez kogoś zaplanowany, zastanawiała się Alicja, rozrysowując na kartce papieru ułożenie brunatnych plam. Łączyła je na różne sposoby, przyglądając się z zaciekawieniem powstałym kształtom. Tym kimś mógł być Bóg, jednak Alicja przestała wierzyć w jego istnienie przed rokiem, w dniu, kiedy po długiej chorobie zmarła jej matka, albo mieszkańcy innej planety - obcy, którzy podobno od wieków kierują ziemskim życiem niczym marionetkarz lalką. Czy ktokolwiek się nad tym w ogóle zastanawia?
- Jesteś wariatką! - powtarzał ojciec, ilekroć pojawiała się w domu na weekendy. Po pogrzebie matki przestała więc tam bywać, a ojciec nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić, co się z nią dzieje. Szybko pocieszył się w objęciach innej kobiety. Może nigdy nie kochał żony, a może po prostu przestraszył się, że nieboszczka pociągnie go - samotnego wdowca, za sobą na drugą stronę? Zawsze był tchórzem, pomyślała Alicja, kreśląc na papierze kolejny kształt. Nigdy też nie akceptował jej wyborów. Filozofia to najgorsze co mogła, jego zdaniem, wybrać. Gdyby poszła śladem ojca (znanego w środowisku medycznym profesora nadzwyczajnego, kierownika katedry anatomii patologicznej) i zaczęła studiować medycynę, zapewne byłby szczęśliwy. Mogłaby się teraz pławić w rodzinnej fortunie bez obaw, że następnego dnia zabraknie jej grosza na obiad. Nie musiałaby reklamować tej tandetnej bielizny ani w weekendy sprzątać w biurowcach. Tego rodzaju pytania byłyby też jej zapewne obce. Rozmieszczenie kałuż na parkingu nie może być przypadkowe!
Po połączeniu punktów zewnętrznych powstaje figura przypominająca but. Alicja roześmiała się. Był to śmiech szczery, prawdziwy, oczyszczający, taki, dzięki któremu człowiek zaczyna czuć się naprawdę dobrze. Dawno już się tak nie śmiała. Może powinna napisać rozprawę filozoficzną o tych kałużach? Sukces murowany! Jej promotor pewnie spadłby z krzesła na wieść o zmianie tematu magisterki. Temat ten, zapisany w kajecie profesora Laska przy jej nazwisku, nabierał wartości jak przechowywane w piwniczce wino. Alicja, mimo że na obecną chwilę powinna mieć pokaźną stertę materiałów, nie postąpiła w pracy ani na krok. Nurtowały ją zgoła inne zagadnienia, ciekawsze i ważniejsze, od których czuła przyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa.
But? Ostatnio dużo śniła o butach, konkretnie o zielonych kamaszach z filcu na stopach tajemniczej postaci fruwającej za akademikowym oknem. Sen wydawał się bardzo realistyczny i wracał kilka nocy z rzędu, za każdym razem przynosząc podobne doznania, zdziwienie, niedowierzanie, ekscytację i szczęście. Zielone buty z filcu! Alicja przejrzała sennik w poszukiwaniu znaczenia tego snu, nie znalazła nic o zielonych kamaszach. A on powracał.
- Powinnaś z tym iść do psychologa - mówiły koleżanki z akademikowego pokoju. - Twoja podświadomość próbuje ci coś ważnego przekazać.
Alicja nigdy nie należała do osób twardo stąpających po ziemi. Ucieczki w wyimaginowany świat, gdzie czuła się najlepiej, były na tyle częste, aby wyrobić jej opinię dziwadła wymagającego fachowej opieki lekarskiej. Przebywając w kokonie własnych myśli, potrafiła całkiem odgrodzić się od rzeczywistości, co nawet u najbardziej ekscentrycznych mieszkańców akademika uchodziło za skrajne dziwactwo, gdyż oni, folgując własnym słabościom, szukali kontaktu z innymi, ona zaś uchodziła za pustelnicę, która żyjąc wśród ludzi, pozostaje jednocześnie w izolacji.
Nic sobie nie robiła ze złośliwych uwag koleżanek, które wprost nie mogły znieść jej inności i na każdym kroku okazywały swoją wyższość. W czym były lepsze od niej? Chyba tylko w kupczeniu własnym ciałem. O ile Alicja nadal pozostawała dziewicą, one oddawały się każdemu mężczyźnie, który zaoferował drobną sumkę, prochy bądź kolację w jakiejś podrzędnej knajpie. Niektóre z nich seks traktowały jako rodzaj sportowego współzawodnictwa, stając się w tej sferze prawdziwymi mistrzyniami. Gdyby mężczyźni wręczali za to medale, pokoje tych dziewcząt byłyby pełne trofeów, dowodów rzeczowych ich niezaprzeczalnego triumfu, dominacji, popularności. Nic więc dziwnego, że traktowały Alicję jak kogoś innego sortu, szczególnego rodzaju wynaturzenie.
Deszcz nasilił się, z mżawki przeszedł w rzęsistą ulewę. Krople uderzające w parapet zagłuszały odgłos jadących po ulicy samochodów. Alicja lubiła szum deszczu, uspokajał, przywołując wspomnienia z dzieciństwa. Matka zabierała ją na długie spacery. Chodziły w ciepłych strugach deszczu wśród spieszących się przechodniów, rozmawiając do woli bez obaw, że ojciec im przeszkodzi, zarzuci knowania przeciwko niemu. Miał na tym punkcie jakąś manię. Ciągle wydawało mu się, że matka go zdradza i planuje rozwód. Na tym tle między rodzicami dochodziło do częstych kłótni, które kończyły się zazwyczaj wyzwiskami, ale nie tylko... bywało, że matka przez kilka dni nie mogła wyjść z domu, by nie narazić się na plotki ze strony sąsiadek. Ślady kłótni były nazbyt widoczne. Wspomnienie wspólnych spacerów pod parasolem będzie już zawsze budziło w Alicji rozczulenie.
Matka przestała się jej śnić przed miesiącem, to wtedy przyszły sny o zielonych kamaszach. Początkowo Alicja była zła z powodu tej niesamowitej odmiany, tęskniła za matką, wkrótce jednak po przebudzeniu, rozpamiętując treść sennych przeżyć, zaczęła odczuwać szczególny rodzaj przyjemności... Widok unoszącej się za oknem postaci, której twarzy nigdy nie mogła dojrzeć, intrygował coraz bardziej. Dałaby wiele, by móc ujrzeć tę twarz. Ilekroć jednak próbowała pokierować treścią snu, naciskała klamkę, aby uchylić okno, sen urywał się, pozostawiając obok odczucia przyjemności niedosyt. Teraz, siedząc na okiennym parapecie z kartką papieru, przyglądała się powstałemu z połączenia kałuż kształtowi.
- Zielone kamasze - szepnęła.
- Przepraszam - usłyszała w odpowiedzi. Zaskoczona drgnęła nerwowo i uniosła nieprzytomny wzrok. Na środku pokoju stała nieznajoma dziewczyna z wielką torbą śmieci w ręku. Uśmiechała się niepewnie.
- Cześć - powiedziała lekko speszona. - Pukałam i... i weszłam, choć nie słyszałam "proszę". Deszcz wszystko zagłusza...
- Cześć - wydusiła z siebie Alicja, gapiąc się na niespodziewanego gościa jak na niezidentyfikowany obiekt latający.
- Jestem tutaj nowa. Mieszkam w pokoju obok - ciągnęła tamta. - Możesz mnie oświecić, gdzie w tym kurniku jest zsyp?
Uniosła torbę ze śmieciami i znów się uśmiechnęła. Miała łagodne niebieskie oczy.
- Śmietnik jest na zewnątrz - odparła Alicja, z zaciekawieniem przyglądając się nowej sąsiadce.
Następne dziwadło, pomyślała, odpowiadając uśmiechem na zaskoczone spojrzenie właścicielki niebieskich oczu. Dziewczyna jakoś nie pasowała do wizerunku typowej mieszkanki akademika. Rude włosy rozjaśnione pasemkami były niedbale upięte w kok, na wydatnym nosie tkwiły okulary w grubej, w jednym miejscu sklejonej taśmą bezbarwną, oprawce. Szare, powyciągane na kolanach, spodnie dresowe czasy świetności miały już dawno za sobą. Na stopach...
- Boże, zielone kamasze! - krzyknęła nagle Alicja, o mało co nie zlatując z parapetu na podłogę. Z trudem złapała równowagę.
- Podobają ci się? - zapytała tamta, demonstrując obuwie. - Sama je zrobiłam - dodała z dumą.
(historia zainspirowana snem)
- Jesteś wariatką! - powtarzał ojciec, ilekroć pojawiała się w domu na weekendy. Po pogrzebie matki przestała więc tam bywać, a ojciec nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić, co się z nią dzieje. Szybko pocieszył się w objęciach innej kobiety. Może nigdy nie kochał żony, a może po prostu przestraszył się, że nieboszczka pociągnie go - samotnego wdowca, za sobą na drugą stronę? Zawsze był tchórzem, pomyślała Alicja, kreśląc na papierze kolejny kształt. Nigdy też nie akceptował jej wyborów. Filozofia to najgorsze co mogła, jego zdaniem, wybrać. Gdyby poszła śladem ojca (znanego w środowisku medycznym profesora nadzwyczajnego, kierownika katedry anatomii patologicznej) i zaczęła studiować medycynę, zapewne byłby szczęśliwy. Mogłaby się teraz pławić w rodzinnej fortunie bez obaw, że następnego dnia zabraknie jej grosza na obiad. Nie musiałaby reklamować tej tandetnej bielizny ani w weekendy sprzątać w biurowcach. Tego rodzaju pytania byłyby też jej zapewne obce. Rozmieszczenie kałuż na parkingu nie może być przypadkowe!
Po połączeniu punktów zewnętrznych powstaje figura przypominająca but. Alicja roześmiała się. Był to śmiech szczery, prawdziwy, oczyszczający, taki, dzięki któremu człowiek zaczyna czuć się naprawdę dobrze. Dawno już się tak nie śmiała. Może powinna napisać rozprawę filozoficzną o tych kałużach? Sukces murowany! Jej promotor pewnie spadłby z krzesła na wieść o zmianie tematu magisterki. Temat ten, zapisany w kajecie profesora Laska przy jej nazwisku, nabierał wartości jak przechowywane w piwniczce wino. Alicja, mimo że na obecną chwilę powinna mieć pokaźną stertę materiałów, nie postąpiła w pracy ani na krok. Nurtowały ją zgoła inne zagadnienia, ciekawsze i ważniejsze, od których czuła przyjemne mrowienie wzdłuż kręgosłupa.
But? Ostatnio dużo śniła o butach, konkretnie o zielonych kamaszach z filcu na stopach tajemniczej postaci fruwającej za akademikowym oknem. Sen wydawał się bardzo realistyczny i wracał kilka nocy z rzędu, za każdym razem przynosząc podobne doznania, zdziwienie, niedowierzanie, ekscytację i szczęście. Zielone buty z filcu! Alicja przejrzała sennik w poszukiwaniu znaczenia tego snu, nie znalazła nic o zielonych kamaszach. A on powracał.
- Powinnaś z tym iść do psychologa - mówiły koleżanki z akademikowego pokoju. - Twoja podświadomość próbuje ci coś ważnego przekazać.
Alicja nigdy nie należała do osób twardo stąpających po ziemi. Ucieczki w wyimaginowany świat, gdzie czuła się najlepiej, były na tyle częste, aby wyrobić jej opinię dziwadła wymagającego fachowej opieki lekarskiej. Przebywając w kokonie własnych myśli, potrafiła całkiem odgrodzić się od rzeczywistości, co nawet u najbardziej ekscentrycznych mieszkańców akademika uchodziło za skrajne dziwactwo, gdyż oni, folgując własnym słabościom, szukali kontaktu z innymi, ona zaś uchodziła za pustelnicę, która żyjąc wśród ludzi, pozostaje jednocześnie w izolacji.
Nic sobie nie robiła ze złośliwych uwag koleżanek, które wprost nie mogły znieść jej inności i na każdym kroku okazywały swoją wyższość. W czym były lepsze od niej? Chyba tylko w kupczeniu własnym ciałem. O ile Alicja nadal pozostawała dziewicą, one oddawały się każdemu mężczyźnie, który zaoferował drobną sumkę, prochy bądź kolację w jakiejś podrzędnej knajpie. Niektóre z nich seks traktowały jako rodzaj sportowego współzawodnictwa, stając się w tej sferze prawdziwymi mistrzyniami. Gdyby mężczyźni wręczali za to medale, pokoje tych dziewcząt byłyby pełne trofeów, dowodów rzeczowych ich niezaprzeczalnego triumfu, dominacji, popularności. Nic więc dziwnego, że traktowały Alicję jak kogoś innego sortu, szczególnego rodzaju wynaturzenie.
Deszcz nasilił się, z mżawki przeszedł w rzęsistą ulewę. Krople uderzające w parapet zagłuszały odgłos jadących po ulicy samochodów. Alicja lubiła szum deszczu, uspokajał, przywołując wspomnienia z dzieciństwa. Matka zabierała ją na długie spacery. Chodziły w ciepłych strugach deszczu wśród spieszących się przechodniów, rozmawiając do woli bez obaw, że ojciec im przeszkodzi, zarzuci knowania przeciwko niemu. Miał na tym punkcie jakąś manię. Ciągle wydawało mu się, że matka go zdradza i planuje rozwód. Na tym tle między rodzicami dochodziło do częstych kłótni, które kończyły się zazwyczaj wyzwiskami, ale nie tylko... bywało, że matka przez kilka dni nie mogła wyjść z domu, by nie narazić się na plotki ze strony sąsiadek. Ślady kłótni były nazbyt widoczne. Wspomnienie wspólnych spacerów pod parasolem będzie już zawsze budziło w Alicji rozczulenie.
Matka przestała się jej śnić przed miesiącem, to wtedy przyszły sny o zielonych kamaszach. Początkowo Alicja była zła z powodu tej niesamowitej odmiany, tęskniła za matką, wkrótce jednak po przebudzeniu, rozpamiętując treść sennych przeżyć, zaczęła odczuwać szczególny rodzaj przyjemności... Widok unoszącej się za oknem postaci, której twarzy nigdy nie mogła dojrzeć, intrygował coraz bardziej. Dałaby wiele, by móc ujrzeć tę twarz. Ilekroć jednak próbowała pokierować treścią snu, naciskała klamkę, aby uchylić okno, sen urywał się, pozostawiając obok odczucia przyjemności niedosyt. Teraz, siedząc na okiennym parapecie z kartką papieru, przyglądała się powstałemu z połączenia kałuż kształtowi.
- Zielone kamasze - szepnęła.
- Przepraszam - usłyszała w odpowiedzi. Zaskoczona drgnęła nerwowo i uniosła nieprzytomny wzrok. Na środku pokoju stała nieznajoma dziewczyna z wielką torbą śmieci w ręku. Uśmiechała się niepewnie.
- Cześć - powiedziała lekko speszona. - Pukałam i... i weszłam, choć nie słyszałam "proszę". Deszcz wszystko zagłusza...
- Cześć - wydusiła z siebie Alicja, gapiąc się na niespodziewanego gościa jak na niezidentyfikowany obiekt latający.
- Jestem tutaj nowa. Mieszkam w pokoju obok - ciągnęła tamta. - Możesz mnie oświecić, gdzie w tym kurniku jest zsyp?
Uniosła torbę ze śmieciami i znów się uśmiechnęła. Miała łagodne niebieskie oczy.
- Śmietnik jest na zewnątrz - odparła Alicja, z zaciekawieniem przyglądając się nowej sąsiadce.
Następne dziwadło, pomyślała, odpowiadając uśmiechem na zaskoczone spojrzenie właścicielki niebieskich oczu. Dziewczyna jakoś nie pasowała do wizerunku typowej mieszkanki akademika. Rude włosy rozjaśnione pasemkami były niedbale upięte w kok, na wydatnym nosie tkwiły okulary w grubej, w jednym miejscu sklejonej taśmą bezbarwną, oprawce. Szare, powyciągane na kolanach, spodnie dresowe czasy świetności miały już dawno za sobą. Na stopach...
- Boże, zielone kamasze! - krzyknęła nagle Alicja, o mało co nie zlatując z parapetu na podłogę. Z trudem złapała równowagę.
- Podobają ci się? - zapytała tamta, demonstrując obuwie. - Sama je zrobiłam - dodała z dumą.
(historia zainspirowana snem)
Ostatnio zmieniony 01 maja 2017, 17:18 przez Alicja Jonasz, łącznie zmieniany 1 raz.
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: Zielone kamasze
Zielone kamasze kojarzą mi się z Robinem H. , dlatego czekałam na pojawienie się tegoż w finale ; )
No cóż, bardzo takie 'literackie' pisanie, wiele zdań rozbiłabym na krótsze. Łączenie deszczowych spacerów z plamami, z Bogiem, z obcymi, z matką, snem i nieznajomą - oczywiście tworzy całkiem logiczny ciąg, ale jak na prozę obyczajową (chyba że się mylę z podporządkowaniem) to ciut dużo.
Pozdrawiam, Alicjo : )
No cóż, bardzo takie 'literackie' pisanie, wiele zdań rozbiłabym na krótsze. Łączenie deszczowych spacerów z plamami, z Bogiem, z obcymi, z matką, snem i nieznajomą - oczywiście tworzy całkiem logiczny ciąg, ale jak na prozę obyczajową (chyba że się mylę z podporządkowaniem) to ciut dużo.
Pozdrawiam, Alicjo : )
- Gorgiasz
- Moderator
- Posty: 1608
- Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51
Re: Zielone kamasze
Dobre. Pomysł z kałużami ciekawy i inspirujący.
Powtórzony „parking” trochę razi. Może w drugim zdaniu jakiś asfalt tam wylać albo kolorową kostkę ułożyć? Pod wpływem deszczu ożywają w nich kolory - można to dodatkowo wykorzystać.Deszcz padał od tygodnia, znacząc pusty parking brudnymi kałużami, między którymi od czasu do czasu przemykał jakiś człowiek uzbrojony w parasol. Kałuże oglądane z wysoka zdawały się tworzyć na płaszczyźnie parkingu rodzaj mapy.
Powtórzona „matka” (przed chwilą też była). Może zmienić na żonę?Po pogrzebie matki przestała więc tam bywać, a ojciec nie zadał sobie trudu, aby sprawdzić, co się z nią dzieje. Szybko pocieszył się w objęciach innej kobiety. Może nigdy nie kochał matki,
Napisałbym: Alicja przejrzała sennik w poszukiwaniu znaczenia tego snu, nie znalazła nic o zielonych kamaszach. A on powracał.Alicja przejrzała sennik w poszukiwaniu znaczenia tego snu, nie znalazła nic o zielonych kamaszach. Sen powracał.
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Re: Zielone kamasze
eko, zupełnie nie wiem, pod jaki rodzaj prozy podporządkować te moje teksty, hm...
Gorgiasz, dziękuję za cenne rady. Wprowadziłam je w życie
Pozdrawiam

Gorgiasz, dziękuję za cenne rady. Wprowadziłam je w życie

Pozdrawiam

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- eka
- Moderator
- Posty: 10470
- Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59
Re: Zielone kamasze
Alimagizm realistyczny : )
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Re: Zielone kamasze
Chi chi 

Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- Majka
- Posty: 34
- Rejestracja: 18 mar 2017, 11:11
- Lokalizacja: Podkarpacie
Re: Zielone kamasze
To Twoje opowiadanie jest jak woda w potoku, płynącym przez równinę - spokojnie, momentami leniwie. Nie wywołuje gwałtownych emocji, a jedynie szemrze łagodnie, uspokajająco, koi nerwy, łagodzi uczucia. I to mi się w nim podoba. Lubię takie teksty, bo pozwalają duszy odpoczywać. Bogactwo opisów urealnia obrazy, podobnie jak postać bohaterki.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać - odpowiada mi taki styl i tyle.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze napisać - odpowiada mi taki styl i tyle.
Pozdrawiam serdecznie.
"Jeżeli zwariowałem, nie mam nic przeciwko temu"...
Saul Bellow "Herzog".
Saul Bellow "Herzog".
Re: Zielone kamasze
Kolejna Twoja historia, która mnie oczarowała. Słucham sobie właśnie starych kawałków The Cure, tworzą niesamowity podkład muzyczny pod Twój sen.
A masz, posłuchaj sobie https://www.youtube.com/watch?v=hpgNx89B8Y4.
Według mnie Twoje opowiadania nie dają się sklasyfikować, zaszufladkować. Są po prostu Twoje.
Trafiłam tu dzięki Majce, cieszę się, że ją śledziłam :)
A masz, posłuchaj sobie https://www.youtube.com/watch?v=hpgNx89B8Y4.
Według mnie Twoje opowiadania nie dają się sklasyfikować, zaszufladkować. Są po prostu Twoje.
Trafiłam tu dzięki Majce, cieszę się, że ją śledziłam :)
- Alicja Jonasz
- Posty: 1044
- Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
- Płeć:
Re: Zielone kamasze
Halmar, piszmy dalej, po prostu...
Alicja Jonasz
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak
- Josef Hosek
- Posty: 108
- Rejestracja: 07 maja 2016, 15:14
Re: Zielone kamasze
Bardzo fajnie Ciebie poczytać, Alicjo. Tworzysz ciekawe, zakręcone, niebanalne opowieści. Jest git!
Już dawno był dzień, lecz wciąż jak gdyby było przed świtem.
Dostojewski
Dostojewski