Dramatyczna historia pewnego wiersza

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Waldemar Kubas
Posty: 53
Rejestracja: 12 lis 2014, 16:19
Lokalizacja: Wrocław

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#1 Post autor: Waldemar Kubas » 10 lis 2017, 10:47

DRAMATYCZNA HISTORIA PEWNEGO WIERSZA



Autor nie bierze odpowiedzialności, gdy ktoś z czytelników rozpozna w tekście siebie, a następnie będzie miał pretensje do autora, że został źle sportretowany.


Słowo wstępne

Niniejszy tekst relacjonuje zdarzenia poprzedzające niefortunny wyrok, w wyniku którego jednego z użytkowników portalu o nazwie Wieża Babel skazano na karę doczesnego wykluczenia ze swojej społeczności, jako że miał to być okres sześciu miesięcy. Tekst powstał na wygnaniu, w pierwszych dwóch miesiącach przykrej i dolegliwej izolacji i został napisany przez owego użytkownika, którego dalej będziemy nazywać autorem. Po odbyciu kary rzeczony autor niezwłocznie przystąpił do opublikowania swojej opowieści.
Co się tyczy prawdziwości przedłożonej czytelnikowi historii, to istnieją dwie kanoniczne wykładnie. Pierwsza z nich, tak jak chciałby tego autor i zarazem niedawny skazaniec, orzeka, że opowieść jest wiernym i rzetelnym sprawozdaniem z zaistniałych przed półroczem, na portalach Fantazmaty oraz Wieża Babel, osobliwych i niezwykle bulwersujących opinię publiczną, wypadków, których konsekwencją była wspomniana kara sześciomiesięcznego odosobnienia. Druga natomiast z całą mocą podkreśla, że od początku do końca opowieść jest wytworem chorej wyobraźni autora i nie warto sobie nią zawracać głowy. Za tą ostatnią wykładnią przemawia niebagatelna okoliczność, że w zasadzie nie ma żadnego fizycznego śladu, który by dowodził, iż rzeczone wypadki istotnie miały miejsce. Stało się tak za sprawą administracji Wieży Babel, która w swoim czasie skasowała niewygodne treści i tym samym zadbała o to, by zlikwidować wszelki trefny ślad.
Jeśli natomiast chodzi o pierwszą wykładnię, godzi się wspomnieć, iż autor opowieści utrzymuje, że prawdopodobnie udałoby się jeszcze znaleźć paru świadków owych wydarzeń. Inna rzecz, czy zechcieliby oni stanąć przed niezawisłym sądem i potwierdzić autentyczność tyleż niewiarygodnej, co i prawdziwej historii. Z pewnością czysty koniunkturalizm oraz przynależność do nieformalnych grup, powiązanych wzajemnymi interesami, stanęłyby im na przeszkodzie. Dziś trudno oczekiwać od kogoś uczciwości, zwłaszcza gdy to nie popłaca.
Tak czy owak, postronny czytelnik sam zdecyduje, która z kanonicznych wykładni jest jego zdaniem bliższa prawdy i bardziej mu będzie odpowiadać.




Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.
Możesz go zabić – narodzi się nowy.
Spisane będą czyny i rozmowy.

Czesław Miłosz




Część pierwsza

Na portal literacki Fantazmaty powrócił 6 kwietnia 2017 r. po pięciu latach nieobecności. Jeden rzut oka wystarczył, by zauważyć, że całkowicie wymienił się skład użytkowników. Tamci dawni, których zapamiętał, jeśli nawet nadal byli zarejestrowani na portalu, to zupełnie zniknęli z pierwszych stron forum i ich aktywność przeszła w stan uśpienia. Oczywiście nie wiadomo, na jak długo. Prawdopodobnie duża część z nich już się nie odezwie. Może nawet zdecydowana większość. Tak to na ogół bywa, takie są doświadczenia w tej materii. Jednak sama Administratorka, szefowa owej placówki pozostała i niezmiennie zarządzała portalem. Z tego faktu wyraźnie się ucieszył. Przed laty był w dobrych stosunkach z Administratorką i miał nadzieję, że nic się nie zmieni pod tym względem. Dopowiedzmy od razu, że jeśli padło określenie: „w dobrych stosunkach”, oznacza to jedynie tyle, że przy swej poprawności były także sympatyczne, miłe. I na tym koniec. Należał do szeregowych użytkowników forum, nigdy nie pełnił tam jakichś określonych funkcji, jak również nie był żadnym pupilkiem zarządzającej portalem, czy kimś w tym rodzaju. Zresztą dzieliła go od niej przepaść lat. Ona przed pięcioma laty była studentką chemii i przekroczyła półmetek, a może nawet kończyła już studia. Dokładnie nie pamiętał. Dziś więc nadal była osobą młodą, na pewno jeszcze przed trzydziestką. Funkcjonowała pod nickiem Oeone.
W czasie swojej pierwszej bytności na forum zamieścił parę opowiadań oraz kilkanaście wierszy. Jeden czy dwa z owych wierszy, które szczególnie spodobały się Oeone, pozwolił sobie zadedykować jej pamięci. Zrobił to całkowicie bezinteresownie. Wychodząc z propozycją dedykacji, podkreślił z całą mocą, że do niczego ją to nie zobowiązuje. I nie były to z jego strony puste słowa. Bardzo miło przyjęła ten jego gest, który nie był wyrazem jakichś głębszych uczuć w stosunku do niej, z czego też zapewne zdawała sobie sprawę. W przeciwnym wypadku mogłoby ją to krępować, czy nawet przejąć strachem. Ale nic takiego nie miało miejsca. Podobnie zresztą zadedykował dwa czy trzy utwory jej bliskim koleżankom (niektóre z nich były dopiero co po maturze), dla których skreślił wiersze, nie licząc na jakieś specjalne względy z ich strony. Miało to być jedynie wyrazem jego bezinteresownej sympatii czy przyjaźni wobec nich. Zrobił to po prostu z potrzeby serca, jeśli czytelnik rozumie, o czym mówimy. Portal w tamtym czasie był stosunkowo nowy i dopiero powoli nabierał rozpędu. Szczególnie dział poezji w owym okresie zaczynał nieśmiało raczkować.
Zniknięcie Waldemara Kubasa przed pięcioma laty, po raptem trzech miesiącach funkcjonowania na Fantazmatach, wiązało się z osobą studentki anglistyki. Była zaprzyjaźniona z Administratorką Oeone i wraz z innymi jej koleżankami, a przede wszystkim samą szefową, stanowiły na portalu Grupę Trzymającą Władzę. Same zresztą się tak nazwały. Pewnie pod wpływem modnego w owym czasie terminu, który funkcjonował w krajowej polityce. Grupa ta przetrwała do dziś, niemniej jednak prócz głównodowodzącej całkowicie wymienił się jej skład. Obecnie są w niej również przedstawiciele płci brzydszej. Krótko mówiąc, pięć lat temu popadł w konflikt z tamtą studentką. Dziś jej nie widać na forum. Drażnił go jej apodyktyczny ton i wyraźna protekcjonalność. Nieustannie czuł się pouczany. O dziwo nie puściły mu nerwy na tyle, by ją zwymyślał. Któregoś dnia z portalu sam się po prostu wyniósł. Nikt go nie wyrzucił. Można by powiedzieć – zniknął w angielskim stylu.
Na każdy nowy portal przychodził z nadzieją, że spotka tam uczciwych ludzi. Pewnie i tacy są, ale, jak by to obrazowo ująć, kryją się gdzieś po kątach. Z reguły nie są widoczni. Natomiast trzęsą forami prawdziwe zakały. Jakkolwiek Fantazmaty nie były jego nowym portalem, o czym już była wyżej mowa, to przecież po pięciu latach nieobecności powrócił tu z tą samą nadzieją, że jego stosunki z uczestnikami forum będą układać się co najmniej dobrze. Długo nie trzeba było czekać i okazało się inaczej. No ale po kolei.
Pierwszym jego tekstem, który zamieścił na Fantazmatach po swoim powrocie, był wiersz zatytułowany Jadźka. To wiersz rymowany. Wcześniej w prozie obyczajowej na portalu przeczytał fragment Szpitalnych Dzienników jednego z publikujących tam autorów. Na Fantazmatach jest od niedawna i zamieszcza swoją prozę pod pseudonimem Depakiniarz. Spodobał mu się ten tekst, a w szczególności króciutki jego fragment, który uznał za prawdziwy majstersztyk. Pozwolimy sobie go tutaj zacytować:

„Nic do ciebie nie dociera, ty tępy ignorancie? Byłeś zerem i zerem zostaniesz, niczego się w psychiatryku nie nauczyłeś. Otwieram się przed tobą, opowiadam o swoim pragnieniach, a ty jak zwykle traktujesz mnie jak szmatę. Daleko widzę u ciebie do wyzdrowienia, daleko. To w sobie najbardziej lubisz. Wściekłość i zemstę, za to, jaka dobra dla ciebie byłam i jak szeroko otworzyłam serce. Ciągle tylko negujesz wszystko, mam tego dosyć. Nie chcesz mojej miłości, mojego oddania, mojego uwielbienia. Układaj, tam w tym swoim wariackim szpitalu swoje chore teorie spiskowe, ale mi daj już spokój. KONIEC!!!!!!!!!!!”

Już na samym początku, kiedy WK po raz pierwszy czytał ten tekst, miał nieodparte wrażenie, że napisał kiedyś coś podobnego. Ale na odmianę wierszem. Jednak zarówno ten fragment, jak i jego wiersz stanowią, każdy w swoim rodzaju, komediodramat w pigułce. Ponieważ entuzjastycznie skomentował fragment dzienników Depakiniarza, był ciekaw, jak on, a może również inni czytelnicy odebraliby jego wierszowany tekst. I to właśnie sprawiło, że postanowił go zamieścić na Fantazmatach. Tekst poprzedził uwagą odautorską. Oto on:

Uwaga!

Tekst pisany z myślą i przeznaczony dla tych wyłącznie czytelników, którzy nie mają alergii na rymy dokładne. Wszyscy inni, a wśród nich również ci, którzy zamiast skupić się na treści tekstu, biorą do ręki liczydło i sprawdzają zgodność liczby sylab w poszczególnych wersach, by ku własnej satysfakcji wytropić miejsce czy ewentualnie miejsca, gdzie następuje zachwianie rytmu, niech sobie darują lekturę. Będzie to z korzyścią tak dla nich, jak i samego autora.

Jadźka

gdybyś Jadźka wtenczas – daj spokój nie warto wspominać
nigdyś mnie nie nie próbuj bo mam cię czym obwiniać
czyś mi kiedyś coś kupił popatrz na inne pary
choć nieważne zresztą nie nie to nie do wiary
najmarniejszego kwiatka nie mówiąc już o pierścionku
a nawet i pomadka jak cielę na postronku
ta twoja pokorna mina...
dopóki się cielę w byka rozjuszonego nie zmieni
nie zacznie bóść tratować i rozwłóczyć po ziemi
Boże gdzie miałam rozum młodeś mi lata zmarnował
jak pies za sukąś gonił ogier za klacząś cwałował
niewinnam była czysta jako ta lilia biała
zbrukałeś mnie spodliłeś oddałam ci się cała
sił nie szczędziłam nocy choć opadała powieka
by naprostować twe drogi zrobić z ciebie człowieka
zawszony byłeś brudny na dupę nie miałeś co włożyć
jam cię umyła ubrała już lepiej było nie dożyć
niż patrzeć jak marnotrawisz czas cenny i pieniądze
nos wsadzasz w książki w nich żyjesz rozpalasz wszystkie żądze
gdy inni w tym samym czasie stawiali wille dacze
tyś w stołek pierdział słuchając jak wrona w polu kracze
jaskółkiś liczył na drucie i wygrywałeś na drumli
szczęśliwy że niby to warty więcej niż stado wróbli
boś też to gdzieś wyczytał czy może usłyszał w kościele
i mnie z takim pomyleńcem Bóg złączył święty aniele
bodaj mnie czarci porwali bodaj się nie narodziłam
by nie oglądać sromoty wraz hańby szaławiła
za jakie grzechy winy za jakie przestąpienia
przyszło mi dziś zapłakać łzami wszystkiego cierpienia
które udźwignąć zdoła jedynie pierś kobiety
choć ciężko dyszy krwawi pławią się w niej sztylety
mężczyźniej niewdzięczności pychy męskiego próżniactwa
chutliwej zapalczywości świtu bladego pijaństwa
zresztą czy z cię mężczyzna gdy inni w tym samym czasie
sprawdzali się pięli w górę ty ciągle w tej samej klasie
jako ten leń śmierdzący na rok zatrzymany następny
przeklęta niech będzie godzina uczniu ty niepojętny
w której cię napotkałam spojrzałam litośnie na ciebie
odziałam nakarmiłam dom stworzyłam jak w niebie
byś miał w nim gdzie zamieszkać nieszczęsny ty idioto
coś sobie uroił ubrdał że będziesz sławnym poetą
podczas gdy niceś nie spłodził lataś mi młode zmarnował
z nadmiaru spermy i wódy rozum ci się zwichrował
gdy na wpół przytomnie patrząc konferujesz z wróblami
a czyż to epoka Franciszka co rozmawiał z ptakami
nie ptasi dziś świergot wyzwania czy też poety skowyt
owszem mąż co zdolny stworzyć kobiecie dobrobyt


Jak można się było spodziewać, tekst nie wywołał jakiegoś większego zainteresowania, a tym bardziej entuzjazmu. Skomentował go zaledwie Depakiniarz oraz jeszcze jeden z czytelników, który wyraził się o utworze, że jest „całkiem niezły”, co mu zaimponowało, zważywszy, że był to czytelnik młody wiekiem. Opinii samego Depakiniarza nie brał zbyt poważnie, sądząc, że tenże chciał mu się pewnie zrewanżować za dobrą ocenę pod jego tekstem. O wierszu Jadźka Depakiniarz powiedział, że jest „nieomal mistrzowski”.
Po czterech dniach od zamieszczenia Jadźki, WK w dziale prozy wkleił opowiadanie Tryumfalny powrót śmierci. Nie było to opowiadanie nowe, liczyło już parę lat. Nie cierpiał na brak świeższych tekstów. Jednak opowiadanie, które podejmuje taką właśnie tematykę, wydało mu się bardzo na czasie, ponieważ zbliżała się Wielkanoc. Nie mówiąc już o tym, że utwór sam w sobie jest wartościowy. Ale tematyka śmierci wcale nie okazała się jakimś dodatkowym magnesem na tę okoliczność. Zaledwie jeden z czytelników zainteresował się tekstem. Występuje pod nickiem Szczeszcz. Ponieważ sam też pisze, jak zresztą wszyscy ci tak zwani czytelnicy (z portali), więc jego gest nie mógł być bezinteresowny. Jeśli już podjął trud przeczytania, a następnie skomentowania tekstu, to musiał odnieść z tego jakieś wyraźne korzyści. Na wstępie więc zauważył, że tekst jest stary, wręcz archiwalny (w domyśle: a on wolałby przeczytać coś nowego). Bez wątpienia zatem już go kiedyś widział na innym portalu. Jednak z jakichś powodów nie skomentował. Kiedy WK odesłał go do swojej nowej powieści, zatytułowanej Strefa Q, którą opublikował na sąsiednim forum w połowie stycznia bieżącego roku, jak również do poprzedzającego ją dłuższego opowiadania pt. Nowy porządek, do tej pory nie odezwał się słowem na ten temat.
Jeśli natomiast chodzi o opowiadanie Tryumfalny powrót śmierci, to Szczeszcz ni w pięć, ni w dziewięć, porównał go do słynnych „Skiroławek” (Raz w roku w Skiroławkach), a następnie biadolił, że nie ma w nim tamtego charakterystycznego humoru i ironii. Wyszukał też coś, co akurat wedle autorskiego zamysłu WK było sprawą marginalną i nie stanowiło zasadniczego wątku opowiadania, gdy tymczasem krytykant zaczął ubolewać nad tym, że to by go najbardziej interesowało. A zatem zarzuty wyjątkowo perfidne. Stosując podobne metody, można nawet twórczość uznanych pisarzy podać w wątpliwość czy wręcz skrytykować.
Krótko mówiąc, poprzyczepiał się i ponarzekał, poszukał dziury w całym, by tym samym wyjść na wytrawnego rzeczoznawcę, zawołanego krytyka, ale nade wszystko wyśmienitego prozaika, któremu rzekome niedostatki, jak w tekście WK, się nie przytrafiają. Oczywiście usiłował przedstawić się w ten sposób przede wszystkim autorowi rzeczonego opowiadania, jako temu do pewnego stopnia nowemu na forum (i wcale nie mile widzianemu), bo w najlepszym przypadku ów „nowy” był przyjmowany dość chłodno. Natomiast jak chodzi o koleżanki i kolegów, z którymi krytykant czuł się związany, zamierzał co najwyżej potwierdzić i ugruntować swój już dawno wypracowany i zdobyty status jednego z niekwestionowanych liderów na portalu. Naturalnie WK nie mógł na wszystkie te jego zagrywki i przekręty, podyktowane złą wolą i podszyte fałszem, przymknąć oczu i pozostać obojętnym. Doszło do otwartej wojny.
Zainteresowanych szczegółowym jej przebiegiem odsyłamy do działu prozy na portalu Fantazmaty. Dodajmy tylko, że od tamtego momentu na portalu zaczęły się nad WK zbierać czarne chmury. Widomym tego znakiem było pierwsze ostrzeżenie, jakie otrzymał za złamanie regulaminu.
Po niespełna trzech tygodniach, dokładnie 29 kwietnia 2017, WK opublikował na Fantazmatach kolejny wiersz. Pisze nie tylko wiersze rymowane, ale ten znowu był taki właśnie. Mamy nadzieję, że zamieszczamy go tutaj ku uciesze czytelników. Utwór swój poprzedził stosownym przedsłowiem. Oto on:

Uwaga!

Poniższy wiersz nie jest przeznaczony dla wszystkich. Został napisany z myślą o garstce czytelników, którzy nie mają uczulenia na te tzw. rymy częstochowskie. Wbrew pozorom są jeszcze tacy! Autor wiersza na własny użytek przeprowadził skromne badania socjologiczno-literackie, z których wynika, że wciąż istnieje zapotrzebowanie na taką właśnie nie przynoszącą zaszczytu, mało ambitną, czy wręcz haniebną twórczość. Rymy częstochowskie, którymi autor szasta na lewo i prawo bez żadnych zahamowań, to z pewnością nie jedyny grzech, jakim obarczony jest jego utworek. Wychowani na internetowych poradnikach dzisiejsi adepci dobrego pisania mogliby bez trudu wskazać liczne inne grzechy, którym uległ w swoim wierszyku autor-grafoman. Jednak niniejsza Uwaga służy temu, by uczciwie przestrzec wszystkich czytelników o wyrafinowanych gustach, owych pięknoduchów i prawdziwych znawców poezji, by nie sięgali po produkt z gruntu nieudany, o tak niskiej wartości. Nie może zadowalać zarówno jego forma, jak i treść. Swoimi częstochowskimi rymami obraża uczucia artystyczne wspomnianych pięknoduchów i koneserów. Zwyczajnie szkoda na coś takiego czasu. Zwłaszcza jeśli się zważy, że na tutejszym forum nie brak poezji najwyższych lotów, nie bójmy się tego powiedzieć, po prostu utworów wybitnych. A poza tym są przecież inne fora czy portale, gdzie również aż roi się od prawdziwych poetów.


seks w przedpokoju


gdy wierny uczeń ze szkoły abbry
chce za przykładem iść swego mistrza
nęci świat samic pięknych jak chabry
gotowych przyjąć niejeden wystrzał

co swą energią napełni łono
zniweczy smutek rozproszy mroki
nóż sprężynowy goni za błoną
gdy ją dopadnie skończą się męki

błona dziewicza nie jest warunkiem
czasami lepsza przetarta droga
rasowy samiec z pełnym rynsztunkiem
gość pożądany gdy stanie w progach

nie zdoła nawet dojść do pokojów
samcza namiętność spala się gwałtem
nóż sprężynowy rżnie w przedpokoju
syta samica zwraca się tyłkiem


A oto jak wyglądała dyskusja pod wierszem. (W niniejszej opowieści, we wszystkich przytoczonych cytatach, będących komentarzami do tekstów WK, zaprezentowanych na ogółem dwóch forach tutaj funkcjonujących, podajemy oryginalną pisownię, to znaczy nie poprawiamy stylu, interpunkcji, literówek, itd.).

Pierwszy odezwał się Rebe Mac. Napisał:

„Na początek zajmę się wstępem. Przewrotny zapis o niższości rymów częstochowskich spowodowany pewnie dyskusją w innym wątku. Wątku, w którym to dodajmy dla uściślenia, komentarze wystawia "opiekun poezji". Czy to nie powinno być raczej tak, że "opiekun" z racji pełnionej funkcji doradza i wskazuje, uściśla i motywuje? Słowo "opiekun" zobowiązuje.
Sam wiersz wulgarny i dosadny, seks jak ostrze noża. Wyrafinowane to nie jest ale dobrze się czyta. Po za tym seks lubię, więc trafiony, zatopiony. Zastanawia mnie nadal ten wspomniany nóż, czy ktoś nie odbierze zbyt dosłownie, a może ja nie wyłapałem. To chyba nie jest o gwałcie, prawda?”

Zanim WK zdążył odpowiedzieć Rebe Macowi, pojawił się drugi komentator, z którym wdał się w dość ostrą polemikę. A później już nie było okazji czy też możliwości. W zastępstwie autora wiersza wyjaśnijmy, że jeśli chodzi o wyrafinowanie, czy może szczególną subtelność w podaniu tematu, których brak zdawał się odczuwać komentujący Rebe, mogło mu się to przytrafić właśnie dlatego, że nieopatrznie sięgnął nie po ten rodzaj poezji, po jaki należało, jeśli oczekiwał wyrafinowania i wykwintności.

Owym drugim komentatorem był niejaki Zgred. Zarejestrował się na Fantazmatach wkrótce po tym, jak WK powrócił po dłuższej przerwie. Już sam ten fakt jest wysoce zastanawiający i nie sposób go zignorować. Prowokator po prostu łazi za WK i nie odstępuje go na krok. WK zna go od jakichś dziesięciu lat, albo może nawet piętnastu, kiedy to zarejestrował się na portalu, na którym ten już od dawna był zadomowiony i należał do tamtejszego towarzystwa wzajemnej adoracji, skupionego wokół kobiety i mężczyzny zarządzających placówką. Zgred pisze wiersze satyryczne, które na wspomnianym forum cieszą się uznaniem i dużym wzięciem. Jeśli chodzi o inne dokonania, warto pamiętać, że wcale niemała jego zasługa, że WK z tamtego forum w końcu wyrzucono. Usunięto bez możliwości powrotu, a więc banicja dożywotnia. Międzyczasie WK napisał krótkie opowiadanie zatytułowane Plaża, w którym uwiecznił Zgreda prowokatora oraz paru jego przyjaciół. Zgred występuje tam w niechlubnej roli plażowego cwaniaka, drania i szui, który prowokuje i szuka guza. No ale to nie wina WK, że przypadła mu taka rola w udziale.

Zgred napisał:

„Instrukcja obsługi jest przydatna w przypadku pralki, lodówki etc. Wiersz powinien obyć sie bez tego.
Wiersz zupełnie nie w moim guście. Zresztą autor sam go sobie skomentował, czuję się zwolniony z tego obowiazku.
Co zaś do opiekuna poezji, to osobiście wolę już być sierotą.”

WK odpowiedział w następujących słowach:

„To nie sprawa komentatora, co w ramach wstępu do swojego utworu zamieszcza autor. Zresztą jako komentator mylisz pojęcia. To nie jest żadna „instrukcja obsługi” do wiersza, którą pozwoliłem sobie wkleić. Obiegowa „instrukcja obsługi”, jaką niekiedy dołącza autor, by ułatwić czytelnikowi „rozszyfrowanie” szczególnie trudnego wiersza. Gdyby taką była, musiałaby, przynajmniej w jakimś stopniu, wyjaśniać, jak należy rozumieć, interpretować rzeczony tekst. Tymczasem ani słowa na ten temat. No ale mylenie pojęć, brak precyzji w formułowaniu myśli i ogólna ich niespójność, to Twoja specjalność. Już zdaje się ktoś Ci to wytknął? Czy aby nie Opiekunka Poezji, spod której kurateli chciałbyś się wydostać? Jako sierota popełniałbyś jeszcze dużo więcej błędów. Zatem nie radzę.
Po co zatem zamieściłem wstęp, który nazwałeś „instrukcją obsługi”? Przeczytaj go ze zrozumieniem, a wtedy wszystko stanie się jasne. Dowiesz się wówczas, że jako niebywale wrażliwego estetę uczciwie Cię przestrzegałem, żebyś zostawił mój tekst w spokoju, bo nie jest napisany i przeznaczony dla Ciebie. Nie posłuchałeś i stąd cały ten ambaras.”

Zgred na to:

„Zasada jest taka, ze wiersz nie powinien być poprzedzany komentarzem odautorskim i stad moje okreslenie "instrukcja obsługi. Objaśnialstwo jest zbędne.
A poza tym mow o wierszu a nie o mnie.”

Odpowiedź WK:

„Kto ustalił takie zasady i gdzie? A jeśli nawet, to nie był to ktoś, kogo mógłbym uznać za swój autorytet.
Mówię o wierszu. Koniec, kropka.”

Po tej mojej odpowiedzi odezwała się Opiekunka Poezji, które to miano czyni z niej na Fantazmatach kogoś w rodzaju Euterpe. I na tym dyskusja pod wierszem się zakończyła. Opiekunka napisała:

„Rebe Mac pisze: Wątku, w którym to dodajmy dla uściślenia, komentarze wystawia "opiekun poezji". Czy to nie powinno być raczej tak, że "opiekun" z racji pełnionej funkcji doradza i wskazuje, uściśla i motywuje? Słowo "opiekun" zobowiązuje.

Rymy częstochowskie są powszechnie uznawane za gorsze. Nie jest to mój wymysł. Zatem nazywając je i krytykując doradzam i wskazuję. Nie wiem, jak wyobrażasz sobie rolę "opiekuna", bo na pewno nie jest to ktoś, kto potwierdza błędne spojrzenie np. na rymy częstochowskie byleby tylko ktoś nie poczuł się urażony. To nie na tym polega.

Waldemarze - wybacz. Jak napisałeś wiersz nie dla mnie.”

Zatem Opiekunka Poezji, cytując Rebe Maca, w obszerniejszej części swojego komentarza odniosła się do niego, natomiast WK, autorowi wiersza, poświęciła dwa krótkie zdania. Ponieważ spodziewał się z jej strony frontalnego ataku, dlatego ta jej lapidarna wypowiedź nie tylko mu się spodobała, ale go wręcz ujęła swoją ekwilibrystyką, podyktowaną niezwykłą delikatnością i taktem młodej osoby, która skreśliła tych parę słów. W rezultacie wszystko to sprawiło, że napisał nowy wiersz. Właśnie z jej inspiracji. Ale o tym w dalszej części tej opowieści.

Wcześniej uwikłał się w awanturę, chociaż nie związaną z żadnym jego utworem. Sam diabeł go podkusił, by stanąć w obronie kogoś, kogo wiersz został „poprawiony”, bez uprzedniego zapytania autora, czy w ogóle można majstrować z jego tekstem. WK nie znosi tego rodzaju praktyk. Już Mark Twain powiedział: „Jak ktoś umie coś robić, to po prostu to robi. A jak nie umie, to uczy innych”. Na portalach nie brak tego typu nauczycieli. W zdarzeniu, o którym mowa, przeróbki wiersza dokonał user o kryptonimie Mirek. WK ma uzasadnione powody, których jednak tutaj nie wyjawimy, by nazywać go Tajnym Agentem. Wcześniej zauważył, że ma się za Bóg wie jaki autorytet, lekceważy innych użytkowników i szarogęsi się na portalu. Ale nie o tym chcemy teraz mówić. Co do tamtego wystąpienia, które miało miejsce za sprawą WK, pomimo że wynikało ze szlachetnych pobudek, okazało się horrendalną pomyłką. Szkoda było jego czasu, nerwów, jak i też zdrowia. Wierszokleta, o którego autonomię i suwerenność walczył, był zupełnie niewart uważnego spojrzenia i angażowania się w jego małe sprawy. Nie wspominając już o tym, że nie raczył jednym słowem podziękować za poświęcony mu czas, to jeszcze w swoim komentarzu napisał: „Mirek przerobił wiersz po swojemu i miał do tego prawo. W sumie to jego wersja mi się nawet podoba.”
I tak w krótkim czasie na portalu WK zarobił dwa ostrzeżenia. Pierwsze za wojnę ze Szczeszczem pod swoim opowiadaniem Tryumfalny powrót śmierci, natomiast drugie za awanturę z Tajnym Agentem i jej reperkusje dotyczące samej Administracji. Awantura odbyła się pod wierszem autora, którego imię WK wolałby zapomnieć. Oba ostrzeżenia przyznał mu moderator globalny imieniem Tobiasz. Rozumie się samo przez się, że moderator Tobiasz jest wysokiej rangi funkcjonariuszem na Fantazmatach i z oczywistych względów należy do Grupy Trzymającej Władzę.
Trzecie ostrzeżenie, które poskutkowało już banicją, otrzymał za wymianę zdań pod jednym z wierszy Zgreda. Nawiasem mówiąc dostał je za tekst, który wkrótce potem Zgred wycofał z forum za zgodą Administracji. Zrozumiał, że tekst jest słaby i przynosi mu wstyd. Chociaż jego nagłe pojawienie się na portalu przed dwoma czy trzema tygodniami, mentorskie i pełne dezaprobaty dla aktywności WK, było swoistym wejściem smoka, to jednak wkrótce potem nie wiodło mu się najlepiej i miał poważne kłopoty ze swoimi rymowankami. Z pięciu czy sześciu wierszy, WK dokładnie już nie pamięta, wycofał wszystkie prócz jednego. Stało się to pod ostrzałem krytyki, jakkolwiek jego nie była brana pod uwagę. On za krytyczne uwagi zbierał tylko same ostrzeżenia. Zanim jednak to nastąpiło i tamten tekst Zgreda został wycofany, pierwszy zabrał pod nim głos Rebe Mac. Napisał:

„Myślę, że „krwiściąg" trafiony, "ostrożeń" nie do końca. Ten wiersz chyba był pisany za szybko, oczekiwałem czegoś więcej po poprzednich. Taki w sam raz do nie wydawanych już "Szpilek" bo humor jest ale artyzm niekoniecznie.

Zgred odpowiedział na to:

„Ostrożeń od ostrożności.
Lepiej będzie iść do lekarza.... itd.
Nie będę tłumaczył genezy wiersza. Nie zawsze musi być dużo, subtelnie czy jakos tam ambitnie, czasem piszę też krócej, prościej, ot dla zabawy.”

WK, odnosząc się do słów Rebe Maca: „Ten wiersz chyba był pisany za szybko, oczekiwałem czegoś więcej po poprzednich. Taki w sam raz do nie wydawanych już „Szpilek” bo humor jest ale artyzm niekoniecznie”, napisał:

„Humor może i jest, jednak to humor już zjełczały, z lat, kiedy jeszcze w radiu istniały „Podwieczorki przy mikrofonie”. Świętej pamięci Hanka Bielicka, gdyby jej przyszło do głowy, by któryś ze swoich monologów zrymować, to właśnie otrzymalibyśmy taki wiersz, jak powyżej. W tamtych zamierzchłych latach nawet by śmieszył. Dziś jednak już nie. Pomimo, że być może utwór wygrał jakiś konkurs poetycki w Psiej Wólce. Na pocieszenie autorowi dodam, że zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że wiersz go nadal śmieszy.”

Ta wypowiedź WK potraktowana została poniższym wpisem funkcjonariusza Tobiasza, co zarazem oznaczało trzecie ostrzeżenie skutkujące okresową banicją. Zauważmy, że nawet sam funkcjonariusz zdawał sobie sprawę, że wypowiedź WK pod wierszem Zgreda (nawiasem mówiąc jego dobrego kolegi z portalu, z którego WK został wyrzucony na amen) nie zasługuje na naganę, której konsekwencją będzie banicja, stąd grubo po czasie, kiedy wcześniej nic na to nie wskazywało, teraz sobie przypomniał, że Waldemar Kubas złamał również regulamin pod wierszem własnego autorstwa, zatytułowanym seks w przedpokoju. Rzuca się w oczy przejaw niechęci, by nie powiedzieć wrogość i kompletny brak obiektywizmu wysokiej rangi funkcjonariusza Tobiasza w stosunku do jego osoby. Ale nie tylko w tym aspekcie sprawy. Jako moderator niejednokrotnie komentuje teksty różnych autorów. Jest to poniekąd jego obowiązek. Jednak w przypadku utworów WK nabrał wody w usta. I podczas gdy komplementuje słabe teksy, jednocześnie omija te autorstwa WK. No ale jeśli miałby mądrzyć się i wybrzydzać przy nich, które akurat są wartościowe, to niech już lepiej siedzi cicho i się nie odzywa.
A oto Tobiaszowy wpis, którym przynajmniej na trzy długie miesiące pozbywa się niewygodnego usera z portalu. Funkcjonariusz sporządził go w czerwonym kolorze i użył specjalnej do tego celu czcionki. Atrybuty owe mają wskazywać na bezwzględną ważność dokumentu. Ale czy taki stan rzeczy, po dokonaniu owego wpisu, to ulga jedynie dla samego Tobiasza? Oczywiście nie. Wielu spadnie kamień z serca, nikt też nie będzie za płakał za szczególnie nielubianym userem:

Na podstawie Regulaminu Forum $2.1-3, udzielam Ci formalnego ostrzeżenia (obejmującego także Twoją odpowiedź w temacie "seks w przedpokoju").
Tobiasz




Od tego momentu jego wstęp na forum został zablokowany.
Każdy portal literacki jest prowadzony, zarządzany przez określony sztab ludzi. W skład sztabu, prócz właściciela czy też współwłaścicieli, wchodzą zazwyczaj również inne osoby. Oczywiście są to wszystko dobrzy znajomi, koledzy i koleżanki tych tak zwanych Administratorów, którzy są faktycznymi właścicielami owych placówek.
Wszyscy oni mają ambicje literackie i piszą jak jeden mąż. A w każdym razie próbują pisać. Ażeby odróżnić się od zwykłych użytkowników, poprzebierani są w kubraczki w różnym kolorze: brązowy, zielony, czerwony, purpurowy, fioletowy, niebieski, itd. Do dyspozycji mamy całą gamę barw, ponieważ bez liku jest różnych dziedzin, w których specjalizują się poszczególni funkcjonariusze. Co kubraczek to określona specjalizacja i zarazem ranga funkcjonariusza.
Wiemy już, że sztab ludzi poprzebieranych w kolorowe kubraczki i zarządzający Fantazmatami, to owa Grupa Trzymająca Władzę, której przewodniczy Oeone. Podobną placówką do Fantazmatów, z którą ta pierwsza jest zaprzyjaźniona, jawi się portal o nazwie Wieża Babel. Oczywiście Wieża Babel również posiada strukturę hierarchiczną. Na samej górze stoi Komendant. Podlegli mu ludzie, którymi zarządza, to chorągiew. Chorągiew zatem to ogół użytkowników portalu. Spośród ogółu użytkowników Komendant namaszcza wybrane przez siebie osoby i przeznacza do współrządzenia. Jego wybór jest w pełni suwerenny. Namaszczeni funkcjonariusze tym samym stają się liderami całego organizmu. Liderzy z nadania, w kulturalnej placówce o wdzięcznej nazwie Wieża Babel, cieszą się nie tylko wzajemnym szacunkiem, ale owej estymy każdy z nich doświadcza również ze strony szeregowych użytkowników całej chorągwi. Wzorem innych tego typu przybytków, wszyscy funkcjonariusze, włącznie z samym Komendantem, noszą kolorowe kubraczki.
Zdarza się, że jedna i ta sama osoba jest funkcjonariuszem wysokiej rangi w obu wymienionych placówkach. Taką osobą jest na przykład wspomniany już Tobiasz. To jednocześnie jeden z liderów obu tych przybytków. Podobnie jak wszyscy inni funkcjonariusze, lider z nadania. Czasem jednak bywa, że jedna i ta sama osoba jest funkcjonariuszem wysokiej rangi na więcej niż dwóch portalach. I znowu nasz Tobiasz jest tego dobrym przykładem. Jako osoba ze ścisłego kierownictwa udziela się w kilku tego typu miejscach. Sześciu, siedmiu, a może i więcej. Najwyraźniej nie ma tutaj jakichś obostrzeń. Czy ta liczba to swoisty rekord? – Nie wiadomo, nie chce nam się tego dokładnie sprawdzać. Myślałby kto, że nie ma w sieci, w całym Internecie większego autorytetu pisarskiego niż Tobiasz. W rzeczywistości jednak, na jakim portalu by nie był wysokiej rangi funkcjonariuszem, wszędzie pełni rolę swego rodzaju figuranta i wraz z innymi funkcjonariuszami współtworzy politykę kulturalną placówki w tym sensie, że sankcjonuje odgórne wytyczne i rozporządzenia suwerena stojącego na samym szczycie hierarchii. Właściwie to jego wieloletnie doświadczenie sprawia, że suweren tej czy innej placówki nie musi mu (podobnie zresztą jak i jego kolegom funkcjonariuszom) wydawać szczegółowych poleceń, bowiem tenże tak dokładnie wczytał się w literę i ducha prowadzonej tam od dawna polityki, że wychodząc naprzeciw oczekiwaniom suwerena-pracodawcy, realizuje ją w poczuciu, iż to on jest jej niezależnym i samorządnym twórcą.
Sztab ludzi, którzy do pewnego stopnia współzarządzają tym czy innym portalem literackim, a więc owi wysokiej rangi funkcjonariusze, na czele których stoi ten tzw. Administrator (w Fantazmatach jest to Oeone, natomiast w Wieży Babel – Komendant), stanowi jednocześnie Aparat Polityczny całego organizmu. W łonie Aparatu Politycznego wyszukuje się ludzi z odpowiednimi predyspozycjami, którzy tworzą komórkę służb specjalnych, zwanych też tajnymi. Owi ojcowie założyciele komórki służb do specjalnych zadań na danym forum, dla sprawniejszego i efektowniejsze działania tychże, werbują następnie spośród zwykłych użytkowników tajnych agentów. Materiału na donosicieli nigdy nie brakuje. I podczas gdy Aparat Polityczny wyznacza dalekosiężne cele, określa priorytety, kształtuje politykę kulturalną na forum, zadaniem tajnych służb jest prowadzenie inwigilacji podejrzanych osób z całej rzeszy użytkowników portalu. Inwigilacja pozwala zorientować się, jakie są poglądy polityczne poszczególnych obywateli, kto sprzyja naczelnym władzom portalu, a kto sieje zamęt, torpeduje rozporządzenia, podburza do buntu. Tym sposobem tworzy się czarne listy niepokornych osób. Są one następnie nękane, poniżane, marginalizowane, przymusowo wysyłane do tzw. Sanatoriów, które są w istocie koloniami karnymi na podobieństwo sowieckich psychuszek. Żeby ostatecznie złamać kręgosłup moralny dysydenta, co rusz karze się go paromiesięcznym zakazem wstępu na terytorium placówki. A jeśli to nie wystarcza, skazuje się recydywistę na dożywotnią banicję.
Podobnie jak szeroko pojęta informacja, którą bez przerwy (dwadzieścia cztery godziny na dobę) wytwarza i rozpowszechnia forum, jest poddawana manipulacji i wypaczeniom ze strony Aparatu Politycznego, tak obraz i interpretacja ogółu zdarzeń podlega nieustannemu zafałszowywaniu. W szczególności to, co zdarzyło się jednego dnia i wzbudziło powszechne zainteresowanie, na drugi dzień może zostać zdjęte z forum, jak to się mówi, zamiecione pod dywan i potraktowane jako niebyłe, czy wręcz takie, które nigdy nie zaistniało. A więc działa cenzura. I ma się znakomicie. Krótko mówiąc, Aparat Polityczny tego czy innego portalu nieustannie manipuluje ludźmi oraz informacją.


W przeważającej części portali literackich utrwaliła się tradycja plebiscytów na tak zwany tekst miesiąca. Dotyczy to zarówno poezji, jak i prozy. Jeśli chodzi o portal Fantazmaty, obowiązuje zasada, że spośród wszystkich utworów, opublikowanych na forum w danym miesiącu, Grupa Trzymająca Władzę wybiera jedynie niektóre. I te właśnie „niektóre” to są na daną chwilę teksty nominowane. Przy czym odpowiedni regulamin stanowi, że utworów nominowanych, jeśli chodzi o poezję w danym miesiącu, może być nie więcej niż trzydzieści. Natomiast w prozie – co najwyżej dwadzieścia. Chyba się nie mylę, nie chce mi się w tym momencie dokładnie tego sprawdzać. Tak więc utworzenie dwóch osobnych list, z utworami poetyckimi oraz prozatorskim, to pierwszy etap plebiscytu.
W drugim etapie ma miejsce głosowanie. Każdy zarejestrowany użytkownik, po zalogowaniu się na forum, może zagłosować na jeden, dwa lub trzy teksty na danej liście. Ma bowiem do dyspozycji maksymalnie trzy głosy. Trzy na liście poetyckiej i trzy na prozatorskiej. Tak w poezji, jak i prozie zwycięża oczywiście utwór, który zdobędzie największą liczbę głosów.
Trochę inaczej wygląda sprawa na Wieży Babel. Tam, dany utwór, zarówno w poezji, jak i prozie, może nominować każdy z zarejestrowanych użytkowników. I to jest pierwszy etap plebiscytu na utwór miesiąca na tym forum. Jak to dokładnie wygląda, nie pora i miejsce, by się szczegółowo o tym rozwodzić. Oczywiście każdy zainteresowany głębiej tematem może zajrzeć do odpowiedniego regulaminu na portalu, który kodyfikuje tę kwestię.
Z różnych powodów plebiscyty wcale nie cieszą się takim powodzeniem, jakby można było sądzić. Mamy tu na myśli ogół uczestniczących w nich osób. I tak na przykład na Fantazmatach w miesiącu kwietniu 2017, w przypadku poezji, gdzie miała miejsce dogrywka, w sumie oddanych zostało osiem głosów! W dogrywce brały udział oczywiście dwa wiersze. Każda z głosujących osób oddała jeden głos. Zatem liczba głosujących osób też wyniosła osiem. Natomiast w prozie było już znacznie więcej głosów, bowiem dwadzieścia dziewięć! Pamiętajmy jednak, że każdy z głosujących użytkowników miał do dyspozycji trzy głosy. Wydaje się zasadne, żeby przyjąć, iż średnio w prozie oddawano po dwa głosy. Oznacza to, że uczestniczyło w głosowaniu jakieś piętnaście osób. Mamy bowiem 29 / 2 = 14,5, co po zaokrągleniu w górę daje wynik 15!
We wszystkich głosowaniach uczestniczy zawsze cały Aparat Polityczny i forsuje swoje kandydatury. Rozumie się to samo przez się. Aparat Polityczny na Fantazmatach liczy jakieś pięć, sześć osób. Zatem w kwietniowym głosowaniu na wiersz miesiąca brały udział najwyżej trzy osoby spośród zwykłych użytkowników (8 – 5 = 3). Natomiast na prozę miesiąca głosowało: 15 – 5 = 10 osób spośród zwykłych userów. Też nie jest to liczba imponująca.
Zbadajmy, jak to wyglądało na Wieży Babel w miesiącu kwietniu 2017. Tam na wiersz miesiąca oddano ogółem 50 głosów. Na prozę natomiast 22. Jeśli przyjąć, że średnio oddawano po 2 głosy, dla poezji mamy wynik: 50 / 2 = 25 osób głosujących. Zaś w przypadku prozy: 22 / 2 = 11 osób głosujących.
Aparat Polityczny na Wieży Babel liczy jakieś dziewięć, dziesięć osób. Oczywiście też zawsze głosuje w stu procentach. Oznacza to, że w kwietniu 2017 w głosowaniu na wiersz miesiąca brało udział: 25 – 10 = 5 osób spośród zwykłych użytkowników. Natomiast w przypadku prozy: 11 – 10 = 1 osoba spośród zwykłych użytkowników. A zatem wyniki tutaj też nie są imponujące, by nie rzec katastrofalne.
Ewentualne porównania w tych samych kategoriach na obu portalach niech sobie zainteresowany czytelnik sam przeprowadzi.
Z innych wyliczeń, których tutaj nie przytoczę, żeby zbytnio nie przeciążać tekstu, wynika, iż ogólna liczba stałych czytelników w dziale poezji na Fantazmatach waha się pomiędzy 15 a 25, natomiast w dziale prozy pomiędzy 20 a 28. Dla Wieży Babel odpowiednie wartości wynoszą: 25 a 35 w przypadku poezji, oraz 22 a 30 w przypadku prozy.
Wszystkim wiadomo, że istnieje zależność pomiędzy liczbą odsłon danego tekstu, a liczbą komentarzy pod nim. Oczywiście im większa liczba komentarzy, tym większa liczba odsłon. Nie oznacza to jednak, że nagle przybyło Bóg wie ilu czytelników, gdy liczba odsłon jest wyjątkowo duża. Po prostu ci sami czytelnicy wielokrotnie (z każdym nowym komentarzem) zaglądają pod dany tekst. Często ma się wrażenie, że owi zagorzali czytelnicy bardziej lubują się w czytaniu komentarzy niż samych tekstów.
Pora zadać pytanie, co właściwie oznaczają wszystkie te plebiscyty, które się tak celebruje na portalach? Czym tak naprawdę są? Ktoś naiwny i niezorientowany mógłby się oburzyć i powiedzieć, jak to czym są? Są rankingami ustalającymi hierarchię tekstów pod względem wagi przekazu i pomieszczonych wartości artystycznych. Wierutna bzdura. Owszem, tak się zdarza, ale jedynie przypadkiem. Norma zaś jest taka, że utwory naprawdę wartościowe przegrywają z gorszymi, a nierzadko ze słabymi, miernymi. Jak pokazują powyższe wyliczenia, na końcowe wyniki plebiscytów istotny wpływ ma Aparat Polityczny portalu, na którym odbywa się głosowanie. Znaczący procent głosów pochodzi właśnie z Aparatu. A Aparat kształtuje politykę kulturalną. Po pierwsze wszyscy jego członkowie są czynnymi poetami i prozaikami i to ich teksty często trafiają na listy utworów nominowanych, a po drugie, jeśli już się tam znalazły teksty postronnych autorów, no to ewentualne głosy rozdzielane są według tego, jaki stosunek do kierowniczych władz portalu oraz szeregowych użytkowników ma dany autor. Po trzecie wreszcie, towarzystwo wzajemnej adoracji, które obejmuje cały Aparat Polityczny, wykracza poza niego, rozciąga się na inne zaprzyjaźnione osoby już spoza Aparatu, które tylko na pozór są szeregowymi użytkownikami. Wśród nich, oprócz zwykłych podlizywaczy, nie brak też tajnych agentów pracujących dla systemu. Jednych i drugich trzeba jakoś wynagrodzić, więc promuje się ich mierne utwory kosztem wartościowych tekstów niepokornych autorów. To promowanie na siłę jest nierzadko kpiną, szyderstwem ze zdrowego rozsądku i przyzwoitości, błazenadą wołającą o pomstę do nieba.
Zatem niech nikt nie mówi, że plebiscyty na portalach wyławiają utwory z gruntu wartościowe! Zdarza się tak jedynie w wyniku sprzyjającego zbiegu okoliczności, przypadkiem, co razem wziąwszy należy do rzadkości.
Plebiscyty co najwyżej wskazują na teksty najbardziej popularne. Tych, licząc z grubsza, dwudziestu, czy nawet dwudziestu pięciu, a choćby nawet trzydziestu stałych czytelników na danym portalu, jeśli weźmie udział w głosowaniach, no to zwycięski utwór staje się jednoczenie tekstem najbardziej popularnym. (Zauważmy, że na jakimś innym portalu wynik głosowania takiego samego zestawu utworów najprawdopodobniej byłby zupełnie inny). Ale nie zapominajmy też, że o naszym wyniku przesądziła wąska grupa zaledwie trzydziestu czytelników (w tym cały Aparat Polityczny danego portalu). Gdy wziąć pod uwagę, że Fantazmaty liczą mniej więcej tysiąc zarejestrowanych użytkowników, zaś chorągiew Wieży Babel opiewa na niecałe czterysta dusz, wówczas, jeśli nawet przyjmiemy górną granicę trzydziestu osób, które wzięły udział, czy też regularnie uczestniczą w plebiscytach, to w obu przypadkach jest to liczba znikomo mała i dość groteskowo brzmi teza, iż ten czy inny zwycięski utwór, comiesięcznego konkursu, jest tym najbardziej popularnym. Statystyka jest nauką ścisłą. Natomiast ta wąska grupka ludzi, która przesądziła o zwycięstwie danego tekstu, w dodatku w nazbyt dużym procencie zdominowana przez Aparat Polityczny, który prowadzi własną politykę kulturalną i lansuje określonych autorów, nie była próbką reprezentatywną wobec o wiele szerszego spektrum potencjalnych czytelników, którzy są użytkownikami tak na jednym, jak i drugim forum.
Podsumowując, portalowe plebiscyty najczęściej nie wyłaniają tekstów najwartościowszych, wskazują co najwyżej na utwory najpopularniejsze, chociaż widzieliśmy wyżej, jak wiele wad i ułomności posiada owo miano „najpopularniejszy”. Dla wierchuszki, z tego czy innego portalu, plebiscyty są nade wszystko okazją, czy też służą do promowania własnej twórczości i ewentualnie zaprzyjaźnionych autorów.
Jeśli chodzi o jego dwa wiersze, które figurują powyżej, Aparat Polityczny na Fantazmatach żadnego z nich nie nominował. Czytelnik zainteresowany bliżej tematem niech zechce zajrzeć do odpowiedniego działu na forum, by się dowiedzieć, jakimi to poetyckimi arcydziełami obrodziła na Fantazmatach wiosna, przy których dwa jego wiersze, Jadźka oraz seks w przedpokoju, wypadły nader blado i nawet nie znalazły się pośród trzydziestki wierszy nominowanych do udziału w kwietniowym plebiscycie. W przypadku prozy opowiadanie WK, zatytułowane Tryumfalny powrót śmierci, zostało wprawdzie nominowane, jednak w plebiscycie tekst uplasował się na szarym końcu, zyskując jeden głos, co zresztą było do przewidzenia. Nie wiemy tylko, kto go oddał. W rachubę wchodzą zaledwie dwie osoby, niestety nie ma pośród nich Oeone. Tego może być pewny.
Zanim ogłoszono wyniki plebiscytu, WK napisał wiersz zatytułowany Do L***. Kiedy chciał go zamieścić na Fantazmatach, w momencie logowania się na portalu wyświetlił mu się komunikat, że ma blokadę do 3 sierpnia bieżącego roku. Jednak później, po tygodniu, odpowiadając na jego pytanie dotyczące przewinień, głównodowodząca Oeone napisała mu w mailu, że banicja opiewa na około trzy miesiące. Podkreślamy: „około”. Najwyraźniej oznacza to, że w przypadku jego „złego sprawowania się” na wygnaniu zostanie przedłużona, lub nawet zostanie wyrzucony z portalu bez możliwości powrotu. Oczywiście o jego sprawowaniu się podczas wygnania, wszystkich bez wyjątku postępkach informować ją będą odpowiednie służby jej podległe. Jednym z tajnych agentów będzie donosiciel o kryptonimie Mirek.
Nie będziemy ukrywać, że ma żal do Oeone. Od początku, jak ją poznał, był dla niej życzliwy i darzył sympatią. Kiedy powrócił na portal po pięcioletniej nieobecności, również nie szczędził oznak swojej sympatii. I ona doskonale o tym wie. A jak mu się odpłaciła? Szkoda gadać. Kiedyś myślał, że studiowała chemię. Dziś już nie jest tego pewny. Bardziej mu wygląda na prawniczkę. Typowa przedstawicielka korporacji prawników. Spoza paragrafów nie widzi człowieka. W chwilach jego kłopotów żadnego odruchu serca z jej strony, jakiegoś ludzkiego słowa, życzliwego uśmiechu. Od kiedy powrócił na Fantazmaty, z jej ust słyszał jedynie formułki prawne, numery paragrafów, które przekroczył czy też złamał. Nigdy nie stanęła po jego stronie, temu czy innemu prowokatorowi, który bezpodstawnie czepiał się i atakował, nie powiedziała: „Daj spokój, szukasz dziury w całym”. Sama zresztą nie skomentowała w żaden sposób jego tekstów. Owszem, swoim znajomkom i przyjaciołom z Aparatu Politycznego potrafi prawić komplementy i entuzjastycznie wyrażać się o ich produkcjach, choć przy jego tekstach wypadają blado i nieciekawie. Nie zawsze taka była w stosunku do niego: zimna i pozbawiona uczuć. Dziś jawi się trochę jak te hybrydy, bioroboty, o których napisała w swoim najnowszym opowiadaniu z gatunku science fiction.
Ale przede wszystkim prezentuje się jako wzorowa prawniczka. Jedna z tych, którzy na swoim niedawnym kongresie krzyczą głośno: „Konstytucja!, Konstytucja!, Konstytucja!”. Są strasznie ważni, tworzą specjalną kastę ludzi, skodyfikowali życie do najmniejszego szczegółu i nie widzą świata poza swoimi paragrafami. Są strasznie odważni w czasach, kiedy to nic nie kosztuje. Ale gdzie byli, gdy za protesty i akty nieposłuszeństwa szło się do więzienia?! A ten ich wymiar sprawiedliwości, całe to sądownictwo funta kłaków warte?! Posyłanie ludzi za kratki z powodu ukradzionego w supermarkecie batonika i jednocześnie organiczna niemoc wobec prawdziwych gangsterów i aferzystów na niewyobrażalnie wysoką skalę! A wszystkie te przekręty z tzw. reprywatyzacją wołające o pomstę do nieba?! Nigdy się też nie oczyścili z ludzi, którzy w czasach stalinowskich i później ferowali haniebne polityczne wyroki! I teraz zgraja tych drani i popaprańców ma czelność protestować przeciwko legalnie wybranej władzy?! Przeciwko mądrym rządom Prawa i Sprawiedliwości?! Wstydu nie mają kanalie!
Niestety Oeone jako taka jawi się wśród nich, wszystkich tych niegodziwców. Ma się za przedstawicielkę nadzwyczajnej kasty, jest zakochana w paragrafach, modli się do nich i śpi wraz z nimi… Wychodzi później takie indywiduum za mąż i kompletnie nie umie rozmawiać ze swoim partnerem. Jakkolwiek by się nie odezwał, ona w odpowiedzi ma zawsze gotowy paragraf. Ale jak długo można tak żyć?! W końcu mężczyzna popełnia samobójstwo albo ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Niekiedy tragedia przybiera jeszcze większe rozmiary. Mąż morduje nie potrafiącą rozmawiać z nim żonę, po czym sam strzela sobie w łeb.
Bez wątpienia. Łatwo można sobie wyobrazić Oeone, pierwszego aparatczyka Fantazmatów, Generalissimusa w spódnicy, na mającym miejsce ostatnio kongresie prawników, gdzie wymachuje czerwoną książeczką i skanduje wraz z nimi: „Konstytucja!, Konstytucja!, Konstytucja!”
A może też uczestniczyła w niedawnym wiecu pożal się Boże artystów, którzy bojkotowali Festiwal Piosenki w Opolu?! Jest to bardzo prawdopodobne.



Część druga


Praktycznie nie posiadając innego wyboru (nie bardzo miał chęć rejestrować się na jakimś kolejnym portalu), po trzech miesiącach przerwy, dokładnie 2 maja 2017 r. powrócił na Wieżę Babel, żeby zamieścić tam swój najnowszy wiersz. Poprzedził go przedsłowiem. Oto on:

Wiersz nowy, zaledwie wczorajszy i zamierzałem go opublikować na Fantazmatach, gdzie 6 kwietna 2017 r. powróciłem po pięciu latach nieobecności. Krótki jednak był ten mój występ po returnie. Kiedy dziś chciałem się zalogować, by zamieścić swój najnowszy wiersz, okazało się, że mam blokadę na tamtym forum aż do sierpnia 2017 r. Ponieważ wiersz zainspirowany został zaistniałymi tam wypadkami i posiada dedykację, a nie chciałbym czekać tak długo, więc pozwalam sobie skorzystać z gościnności i opublikować go tutaj. Zauważyłem bowiem, że osoba, której utwór poświęciłem, jest również zarejestrowana na tym portalu.

Do L***


Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z „częstochową”!... nie… tego rozkazu
Dumny poeta nigdy nie posłucha.

Jak ból tym sroższy, gdy od przyjaciela,
A nawet z czasem udręka narasta,
Tak w moim sercu nie ma już wesela,
Bo cios od ciebie na zawsze pozostał.

Na próżno przyzywać ów czas szczęśliwy,
Gdy moje rymy koiły twą duszę,
Dzisiaj w jasnym głosie ton pogardliwy,
Że rymy częstochowskie to już passé.

Zatem nie pragniesz moich prostych wierszy,
Bo cię zniewolił duch nowoczesności.
Francuz wymyśli, Polak zawsze pierwszy
Pozwala nowinkom w kraju swym gościć.

Dwa francuskie słowa, których sens ten sam,
Powtarzasz bez końca i budzisz mój gniew.
Twoim słowom zadać muszę wreszcie kłam,
Poezji prawdziwej czując w sobie zew.

Ty zaś nieczuła na wysokie tony,
Dobyte z mojej poetyckiej harfy,
Z uśmiechem patrzysz, jakbym plótł androny,
Tak zdradzasz myśli i odsłaniasz karty.

Zgoła nieczuła na tony wysokie,
Masz już w pogotowiu słowo démodé,
A gdy tanecznym oddalasz się krokiem,
Nucisz starą śpiewkę, że rymy passé.

Słowa, co przesłałaś mi kiedyś listem,
Brzmią dziś całkiem obco i nieprawdziwie:
„Tam, gdzie moje myśli, ja z nimi jestem,
A myśli moje zawsze są przy tobie”.

Po cóż przyzywać tamten czas szczęśliwy,
Gdy moje rymy koiły twą duszę,
Dziś ranisz ostrzem słów niepowściągliwych,
Że rymy gramatyczne to już passé.

Żegnaj niedawna moja przyjaciółko,
Poezja wieszcza ma zbłądzić pod strzechy
(Wiem, ty nie wierzysz i pukasz się w czółko),
Choć obciążona tak licznymi grzechy.


Po krótkim czasie, bodaj niespełna godzinie, pod wierszem pojawił się pierwszy komentarz. Jego autorem był Eduard Squarcan. Oto co napisał:

„1.Rytm padł, bo Autor wysłał średniówkę na spacer, więc raz po piątej, raz po szóstej sylabie.
2.przyjaciela - wesela, szczęśliwy - pogardliwy,wierszy - pierwszy,tony - androny,przyjaciółko - czółko i strzechy - grzechy są niskich lotów.
W piątej strofie dajesz inne rymy i jest wściekła mieszanka, niczym sałata jarzynowa bałagan.”
Po czym przytaczając słowa zaczerpnięte z wiersza WK: „Poezja wieszcza ma zbłądzić pod strzechy”, znalazł doskonałą okazję do kpin z autora, jaki i wyzłośliwiania się i ubolewania nad marną jakością tekstu. Napisał:

„Wieszczu, nie podoba mi się wiersz, bo zawiera dużo mankamentów.
Prywatnie nieoczytanej, zakochanej damie można, bo nie zauważy częstochowskich rymów.
W treści też nuda i dodatkowo się powtarzasz.
Bez zachwytu.”

Odpowiedź WK była następująca:

„Ćwierćinteligencie, jakbyś miał trochę wyczucia, to widząc, że wiersz jest dedykowany, poczekałbyś ze swoim komentarzem mądrościowym do chwili, gdy może odezwie się adresatka. No ale po Tobie nie można się spodziewać rozumu, co widać również po tym, że zupełnie nie pojąłeś sensu i idei wiersza. Można się jedynie zastanawiać i dziwić, jak taki gruboskórny kretyn funkcjonuje jeszcze pośród ludzi, którzy uchodzą za poetów.”
Eka, wysokiej rangi funkcjonariuszka w dziale poezji, cytując jego słowa skierowane do Eduarda Squarcana, napisała:
„Uprzejmie proszę o wyciszenie negatywnych emocji i kulturę wypowiedzi.”
Apel Eki nie miał na celu przerwania samego spektaklu, ucięcia dyskusji, i głos zabierały kolejne osoby. W sumie było ich chyba z dziesięć. Eduard Squarcan nadal rozbierał wiersz na czynniki pierwsze, nie dotykając wszakże istoty rzeczy. Odbywał się swego rodzaju sąd nie tylko nad samym wierszem, ale i nad osobą WK. Jeden z wysokich funkcjonariuszy w czasie swojego wystąpienia powiedział: „Ponieważ nasze luksusowe Sanatorium okazało się zbyt mało skutecznym środkiem dyscyplinującym, wnoszę o usunięcie użytkownika Waldemara Kubasa z szeregów chorągwi”. A kiedy na mównicę wszedł sam Komendant, zażądał od winowajcy przeprosin Eduarda Squarcana, dając mu, jak to sam ujął, tydzień czasu na przemyślenie i naprawę krzywdy. I dodał: „Pamiętaj – tydzień, i ani minuty dłużej!”. WK przewidywał, czym to się może skończyć. Na dzień przed upływem terminu, wyznaczonego przez Komendanta chorągwi, ponownie wszedł na forum i przemówił. Wcześniejszy jazgot ustał i powstała cisza jak makiem zasiał. A oto jego mowa:

Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy…

W cywilizowanym świecie utrwalił się zwyczaj, że skazańcowi udziela się ostatniego słowa. Mam nadzieję, że w tym miejscu, na Wieży Babel, która słynie z tak wielu nadużyć, respektuje się przynajmniej to prawo, pozwalające skazanemu wygłosić swoją ostatnią mowę. I że tej mowie nie ukręci się głowy zaraz po tym, jak umilknie salwa plutonu egzekucyjnego, ale że ostatnie słowo skazańca pozostanie na portalu, by postronny obserwator mógł w dowolnej chwili zajrzeć do niego i wyrobić sobie własne zdanie o całej sprawie. To byłby przynajmniej mały przyczynek do raczkującej nieśmiało demokracji, nieco większych swobód obywatelskich i być może w odległej przyszłości mających nadejść rządów prawa na Wieży Babel. Półki co rządzi prawo silniejszego, prawo pięści i skorumpowana mafia. Przy czym „skorumpowanie” należy rozumieć szerzej i niekoniecznie ma ono bezpośredni wymiar ekonomiczny. Korzyści płynące z układów są niewymierne, wprost nie przeliczają się na złotówki i mają charakter nadbudowy. Sama zaś mafia nie ogranicza swej działalności do Wieży Babel i jej macki sięgają daleko poza to miejsce. W rezultacie włodarze Wieży Babel kroczą ręka w rękę z władzami zaprzyjaźnionego portalu o nazwie Fantazmaty, w którym działają podobne struktury mafijne. Zresztą często te same osoby piastują najwyższe stanowiska na obu portalach, innymi słowy nierzadko jedna i ta sama osoba jest funkcjonariuszem najwyższej rangi tak na tym portalu, jak i na zaprzyjaźnionym.
Jak już wspomniałem w przedsłowiu do mojego wiersza powyżej, na Fantazmaty powróciłem na początku kwietna bieżącego roku, po pięciu latach nieobecności. I chociaż nie żaden poważny konflikt był przyczyną mojego odejścia, to jednak okazało się, że kiedy powróciłem na stare miejsce, wnet stałem się personą non grata. I to bez widocznych przesłanek. A w każdym razie nie zaistniały obiektywne czy też wystarczające powody, by się mnie wkrótce pozbyć. Z jakichś jednak sobie tylko znanych przyczyn władze Fantazmatów postanowiły to zrobić. Zupełnie nie wiem, za co dostałem trzecie ostrzeżenie, które zaowocowało banicją na okres trzech miesięcy. Podobno obrażałem innych użytkowników. Tylko że wcześniej oni obrazili mnie. Zrobili to wyjątkowo perfidnie, bo w białych rękawiczkach. A wówczas jest to dopuszczalne i takie rzeczy mają miejsce na portalach codziennie i dzieją się w majestacie prawa.
Wszelkiej maści prowokatorzy panoszą się na portalach bezkarnie. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że włodarze portali po cichu im przyklaskują. To nie tylko wrażenie, to są fakty. Część z nich związana jest z służbami specjalnymi, a reszta są to prowokatorzy przynależni do miejscowych kółek wzajemnej adoracji i w ich interesie wykonują swoją podłą robotę. Do wspomnianej reszty można też zaliczyć tak zwanych wolnych strzelców, którzy prowokują na własny użytek.
Kiedy więc powstał plan pozbycia się niepożądanego gościa, rzekomo wichrzyciela, jednocześnie zreflektowano się, że na Fantazmatach, jako takich, nie ma właściwie tak dobrze wyszkolonych rottweilerów do rozszarpania potencjalnej ofiary, jak to ma miejsce w zaprzyjaźnionym wysokościowcu. Oj! Tutaj, na Wieży Babel, nie brak rasowych psów do rozszarpywania. Praktycznie cały Aparat Polityczny to rottweilery. Ale nie tylko. Ewentualne niedobory psów w innych tego typu placówkach zostaną powoli uzupełnione. O ile można przewidywać najbliższą przyszłość, już wkrótce się to zmieni. Systematyczna ekspansja funkcjonariuszy wysokiej rangi i zasiedlanie przez nich kolejnych portali sprawi, że tym samym Fantazmaty nie będą odczuwały chwilowego niedostatku, niezbędnych do prawidłowego funkcjonowaniu portalu, rottweilerów.
Ostatecznie włodarze obu portali zawarli tajne porozumienie. Wierchuszka Fantazmatów, która samą siebie nazywa Grupą Trzymającą Władzę, bez większego trudu znalazła powód, by mi zablokować wstęp na forum. Dla mnie już ten powód wcale nie był taki oczywisty. Jak kto chce psa uderzyć, kij się zawsze znajdzie. No więc znaleziono. Twórcy tajnego planu doskonale wiedzieli, że gdy zawiesi mi się działalność na Fantazmatach, rozpaczliwie będę poszukiwał jakiegoś nowego portalu. Przewidziano też, że tym nowym miejscem będzie właśnie Wieża Babel. Zresztą nietrudno było przewidzieć. Służby specjalne obu portali nie miały z tym większego kłopotu. Bo to i po sąsiedzku, i portal, na którym awanturnik już wcześniej coś publikował, wiec pewnie z braku innych możliwości będzie chciał powrócić. Nie mówiąc już o tym, że lubi powracać na stare miejsca, choćby i po dłuższym czasie. Krótko mówiąc, rozmyślnie i bez istotnych powodów zablokowano mi wstęp na Fantazmaty i tym samym rzucono na pożarcie nie zastąpionym w swym okrucieństwie rottweilerom z Wieży Babel. No i słowo stało się ciałem.
Tak, posłało mnie niebo, bym odsłonił waszą nikczemność, podłość i jawił się, niczym bicz boży na was łajdaków i nikczemników!
Właściwie prawie wszystkie rottweilery z pierwszego szeregu na Wieży Babel, żądne krwi, po kolei rzuciły się na mnie. Frontalny atak zainicjował jeden z dyżurnych rottweilerów. Napadnięty przez owego stróża zagrody poetyckiej, w obronie koniecznej zastosowałem adekwatne do brutalnej napaści środki. Nie zdołałem odeprzeć ataku, a już z odsieczą przybyły dwa inne psy, zwabione zapachem krwi, psy niewątpliwie rasowe, z zielonymi obrożami na szyjach, wskazującymi na wysoką rangę każdego z nich. Moja obrona, która była konieczna i w pełni adekwatna w sytuacji, gdy bez powodu rzucił się na mnie pierwszy rottweiler, wzbudziła niepohamowaną wściekłość psów przybyłych z odsieczą. Owe dwa zielone psy z nie mniejszą zajadłością niż dyżurny rottweiler, rzuciły mi się do gardła. Oceniwszy sytuację, że nie mam żadnych szans w starciu z trzema rottweilerami, brocząc krwią, cały w ranach wycofałem się z pola walki. Wcześniej przybył jeszcze jeden pies, z obrożą fioletową, będącą również oznaką wysokiej rangi. Tenże fioletowy rottweiler, postulując usunięcie mnie z szeregów chorągwi i wyrzucenie poza opłotki Wieży Babel, tym samym zdawał się przybliżać nieuchronny fakt, który miał już tylko zatwierdzić Komendant, przyznając mi dożywotnią banicję. A więc bezapelacyjne wydalenie wichrzyciela nie tylko poza zagrodę poetycką, ale wręcz poza granice całego państewka o nazwie Wieża Babel.
Że podjęta w pierwszej chwili obrona była z gruntu konieczna, jak również odpowiednia do przypuszczonego na mnie ataku, jest to zrozumiałe dla każdego normalnego człowieka. Zresztą samo państwo jako suweren w ostatnim czasie też idzie w tym kierunku, by przede wszystkim chronić obywatela, a karać napastnika. I stąd daje się obywatelowi odpowiednie środki dla obrony koniecznej. Napastnik musi liczyć się z tym, że bezprawny atak na spokojnego obywatela może kosztować przestępcę nawet życie. Rozumie to każdy zwykły człowiek, ale nie rozumie się tego w chorym i barbarzyńskim państewku, jakim jest Wieża Babel.
Odwraca się kota ogonem i mnie uznaje za winnego. Zresztą przyjrzyjmy się całemu zdarzeniu jeszcze z innej perspektywy. Oto ja, prawdziwy poeta z krwi i kości, w niesprzyjających dla siebie okolicznościach, kiedy to knebluje mi się usta na jednym z portali, przybywam na sąsiedni przybytek pod nazwą Wieża Babel, by móc zaprezentować swój najnowszy wiersz, powstały dwa, trzy dni wcześniej. Utwór ten dedykowałem pewnej młodej damie i jest to wyraźnie zaznaczone przy wierszu. Z osobą tą nie mam żadnego innego kontaktu i jedynie ta droga budzi nadzieję, że kiedy utwór zostanie na portalu opublikowany, wówczas adresatka będzie mogła go przeczytać. Zależy mi na tym bardzo. Że go przeczyta, wydaje się prawdopodobne tym bardziej, że jest zarejestrowana również na tym właśnie forum. Nie spodziewam się jednak, że kiedy przeczyta, w jakikolwiek sposób zareaguje. Mało tego. Jestem wręcz pewien, że się nie odezwie, a już na pewno nie pod tym wierszem. Pragnę jedynie mieć świadomość, że go przeczytała, zapoznała się z jego treścią. Wiersz jest przeznaczony dla niej i tylko dla niej. Rozumiem przez to, że wprawdzie będą go czytać inni użytkownicy portalu, ale jeśli się im nie spodoba i zobaczą w nim jakieś niedostatki, co bardziej zajadli same wady, to jednak przejdą nad tym do porządku dziennego i nie będą się wymądrzać, pastwić i nie skomentują ich zdaniem słabego utworu. Bo na tym polega kultura osobista, elementarne zasady współżycia, empatia dla drugiego człowieka. Niewątpliwie byłoby mi miło, gdyby ktoś z czytelników zechciał i wyraził się o wierszu pochlebnie. Tak to sobie wyobrażałem.
Tymczasem co pokazało życie? Jeden z komentatorów, podpisujący się imieniem Teo, miał dobrą intuicję. Wprawdzie mój utwór nie ma formy listu, jednak jest zadedykowany konkretnej osobie i przez swój nieomal intymny charakter, w dużym stopniu sprawia wrażenie przekazu właśnie listownego. Tak więc tą drogą, za pośrednictwem portalu Wieża Babel, młodej damie, z którą nie mam żadnego innego kontaktu, wysyłam list. I co się okazuje? Otóż jeden z asów działu poezji przejmuje pismo adresowane nie dla niego, otwiera list, rozbebesza zawartość i grzebie swoimi brudnymi łapami w cudzej własności. Nie odczekuje bodaj godziny, by adresatka jako pierwsza zajrzała do swojej korespondencji. Nie czeka nawet godziny, a przecież dla kogoś z wyobraźnią i wyczuciem poczekać dzień czy dwa, a nawet nic by się nie stało, świat by się nie zawalił, gdyby odczekać tydzień lub więcej. Pozwolić adresatce pierwszej otworzyć swój własny list i tym samym go niejako upublicznić. Dlaczego as nie czeka nawet godzimy? Ano dlatego, że tak bardzo się niecierpliwi, tak mu się strasznie spieszy, by już natychmiast wiersz przeznaczony nie dla niego sponiewierać, obrzydzić, zohydzić i na koniec opluć. Wieki temu czytał coś dla przyjemności, igraszki, dla bezinteresownej refleksji, zadumy. Dziś jako stróż w poetyckiej zagrodzie upaja się jedynie i zachwyca wersami własnej produkcji, no może jeszcze kolegów z towarzystwa wzajemnej adoracji, chociaż w tym przypadku sam najlepiej wie, na ile owe zachwyty są szczere.
Tak więc zajrzał do cudzej korespondencji, zobaczył tam wiersz i zaczął się nad nim pastwić. Jeszcze zanim przeczytał wiersz, już wiedział, że jest słaby i należy go skrytykować. Wziął do rąk liczydło, na biurku ustawił metronom i zaczął czytać. Jak doszedł do końca, przydatne gadżety pokazały czarno na białym, że wiersz jest grafomański. Metronom ujawnił zachwianie rytmu w jednym czy dwóch miejscach (nie był do końca pewny), natomiast liczydło pozwoliło stwierdzić, że szwankuje średniówka. Wreszcie uszy pracowitego asa, które przeszywał ból przy każdym częstochowskim rymie, nie pozostawiały wątpliwości, że wierszydło jest z gruntu nieudane, wyjątkowo kiepskie, nadające się do kosza. I gdyby się dało, najchętniej by to zrobił, ściągnął z ekranu monitora i wyrzucił do śmieci, by go produkt tak niskiej jakości nie irytował. Póki co przesłał na forum pierwszą partię swojego krytycznego komentarza.

Zrobiło się późno, kiedy Eduard Squarcan, stróż poetyckiej zagrody, ponownie zasiadł przed komputerem. Choć był zmęczony, już wiedział, że będzie miał nieprzespaną noc. Musi wyszukać wszystkie braki i niedostatki w wierszu Waldemara Kubasa. Podda go druzgocącej krytyce, jak na to zasługuje. Nie było z tym większego problemu. Wyjątkowo kiepski wiersz posiadał ułomności bez liku. Aż dziw bierze, że (w stosunkowo) krótkim utworze może zmieścić się tyle defektów. Pił którąś już tej nocy kawę, palił jednego papierosa po drugim, mimo że lekarz mu zabronił używek, i notował kolejne braki wierszydła. Oto na przykład zauważył, że w całym wierszu, jego ośmiu strofach, panoszą się aż dwadzieścia dwa zaimki osobowe. Zatem karygodna „zaimkoza”!
Eduard Squarcan skończył swoją pracę, gdy zaczynało już świtać. O efektach jego mozolnej pracy i wszystkim tym, co zdołał ustalić, opowiem w dalszej części tej mojej mowy. Tymczasem możliwie dokładnie zrelacjonuję sen, który mu się przyśnił, jak tylko strudzony zanurzył się w swoim głębokim fotelu, koło biurka z komputerem, i momentalnie zasnął. Nie miał siły ścielić łóżka, więc wybrał fotel i zasnął w ubraniu w pozycji na wpół siedzącej.

Pierwszy raz od wielu miesięcy miał koszmarny sen. Śniło mu się, że umarł, a po śmierci nie wiedzieć czemu trafił do piekła. Ale nie było to zwykłe piekło, o jakim się słyszy, ale piekło specyficzne, jakby specjalnie pomyślane i przygotowane dla niego, Eduarda Squarcana. W piekle tym chóry diabelskie niemal bez przerwy recytowały poezję, której Squarcan nie cierpi. Klasyka poezji polskiej nie schodziła z repertuaru owych chórów. W kółko Mickiewicz, Słowacki, Wyspiański, Norwid, itd. I tak miało być po wsze czasy, na wieki wieków! Krótko mówiąc, same rymy częstochowskie, tak znienawidzone przez Squarcana, obmierzłe rymy zarówno w poezji recytowanej, jak i śpiewanej. Ale hola, hola! Bo tego słowa nie można było używać w piekle zaprogramowanym dla naszego poety. Wszystko, co związane z Częstochową, w diabelskim przybytku było przeklęte, zakazane. Diabły jak jeden mąż nienawidziły Częstochowy ze względu na kult Maryjny tego szczególnego miejsca na Ziemi, na ziemi polskiej, w dawnej ojczyźnie Squarcana. Tylko że jaki dla niego pożytek z Ojczyzny, jak on nie cierpi poezji narodowych wieszczów. Ale to jego sprawa. W każdym razie diabły nie życzyły sobie, by w piekle ktokolwiek używał brzydkiego słowa Częstochowa, jak również wszystkich jego odmian. Squarcan miał więc zakneblowane usta. Była to dodatkowa niedogodność, by nie powiedzieć, tortura. Diabły o poezji, którą Squarcan częstochowską mógł nazywać jedynie w myślach, wyrażały się bardziej elegancko i mówiły, że zasadza się na rymach dokładnych oraz gramatycznych. Squarcan aż zgrzytał zębami, gdy to słyszał. Zgrzytał zębami – to tylko tak się mówi. W piekle siedział od Bóg wie jakiego czasu i zęby już dawno postradał.
Początkowo myślał, że jakoś pomału zrównoważy grafomańską poezję wieszczów własną poezją, piękniejszą i wartościowszą, opartą na rymach niedokładnych. Ale wkrótce się zorientował, że nic nie pamięta z dawnych swoich wierszy, napisanych na Ziemi. Bez tekstu ani rusz. Dodajmy, że za życia nikt nie wydał mu na papierze żadnego tomiku. No ale gdyby nawet wydał, to do piekła przyszedł przecież goły jak święty turecki. Zresztą do nieba czy piekła – wszyscy trafiają tak samo, bez ziemskich dóbr, goli i bosi. Pomyślał więc sobie, że czasu ma dużo, jest wytrawnym poetą, zatem w swoim nowym miejscu zacznie tworzyć wiekopomne dzieła. Napisze jeszcze lepsze wiersze. Minęło jakieś sto milinów lat albo i więcej, zanim od Administracji piekła wydębił kawałek papieru (papier w piekle jest potrzebny do palenia, a nie pisania wierszy) i niezatemperowany ołówek. Musiał go jakoś przystosować do pisania, nadpalając jeden z końców nad ogniem. Po jakichś stu tysiącach lat, a może i więcej, udało mu się napisać swój pierwszy wiersz w piekle. Dlaczego trwało to tak długo? Ano bo już ani nie ta inwencja, ani nie te emocje. Brak też prawdziwych inspiracji. No ale w końcu coś spłodził. We własnym mniemaniu – doskonały wiersz. Co jednak z tego? Gdy któregoś wieczoru wszedł na podwyższenie, które stanowiła skrzynka po piwie, i zaczął recytować, nikt nie był zainteresowany wierszydłem opartym na rymach niedokładnych. Nikomu się taki wiersz nie podobał. W piekle stworzonym dla Squarcana obowiązywała inna estetyka. I choć poeta podczas recytacji swojego wiersza dwoił się i troił, jeden diabeł sięgnął po piszczałkę, drugi po trąbkę, trzeci po klarnet, czwarty po puzon, piąty po saksofon, szósty po skrzypce, siódmy po gitarę, ósmy po cymbałki, dziewiąty usiadł przy pianoli, dziesiąty przy perkusji, jedenasty przy kotłach, dwunasty stanął przy kontrabasie. Wszelakich instrumentów nie brakowało. Muzykanci zaczęli wygrywać bez ładu i składu, brzdąkać, plimpać, pitolić, rzępolić, bębnić, trąbić, piszczeć, świstać, zgrzytać, swingować, trylować i jodłować, na dodatek zgoła nie zachowując rytmu, pohukiwać i zawodzić, zrobił się z tego istny kociokwik, jakaś wojna dźwięków, gdzie każdy grajek walczył z każdym o palmę pierwszeństwa, choć nie było zwycięzców, ani pokonanych, a jedynie nieustanna wojna, niemiłosierny jazgot, straszliwa wrzawa i jakby zgiełk bitewny, w którym nie dało się rozróżnić czy też usłyszeć ani jednego słowa z pięknego wiersza Squarcana. A co gorsza, miało tak być już zawsze, po wsze czasy, taka dla Squarcana rysowała się wieczność. Ile razy zapoznany poeta Eduard Squarcan, korzystając z chwilowej przerwy w recytacji poezji opartej na rymach dokładnych i gramatycznych, którą prowadziły diabelskie chóry, stanął na przydatnej skrzynce po piwie ze swoim nowym wierszem, natychmiast chwytali za instrumenty, stawali przy nich bądź też do nich zasiadali rozmiłowani w muzyce mieszkańcy podziemnej krainy. I rozpoczynali swój diabelski koncert. A natchnione słowa poety nikomu niepotrzebne, przez nikogo nie usłyszane, nikogo nie oklaskiwane, bezpowrotnie ginęły w kakofonii dźwięków i czeluściach piekła.

Dochodziła dziesiąta rano, kiedy Eduard Squarcan przebudził się z koszmarnych wizji. Był szczęśliwy, że żyje i że to, co go jeszcze przed momentem dręczyło, to był tylko zły sen. By odpędzić resztki koszmarnych rojeń, wyrzucić je z pamięci i myśli skierować w inną stronę, podniósł się z fotela, usiadł przy komputerze i podłączył go do sieci. Ale nie zamierzał uczestniczyć w dalszej wojnie. Grozą go przejmowała sama myśl o wierszu Waldemara Kubasa.
Podczas swojej nocnej pracy Squarcan w rzeczywistości się pomylił, co do liczby strof w moim wierszu. On sądził, że cały wiersz liczy osiem zwrotek, gdy tymczasem składa się z dziesięciu strof, podobnie zresztą jak pierwowzór, a więc wiersz Adama Mickiewicza. No ale nic dziwnego. Kto nie skupia się na treści utworu, tylko liczy strofy, zaimki oraz inne składniki tekstu, łatwo się pomyli nawet trzymając w ręce liczydło. Wydawać by się mogło, że to drobiazg: osiem czy dziesięć zwrotek. Jednak niezupełnie, co się niebawem okaże. Będziemy bowiem chcieli całkiem obiektywnie, wręcz naukowo zbadać, jak wygląda „zaimkoza” w obu wierszach: Waldemara Kubasa oraz Mistrza Adama. W tym celu wprowadzam i definiuję dwa pojęcia, za pomocą których będzie można absolutnie bezstronnie porównywać „zaimkozę” w dowolnych dwóch wierszach. Warto wiedzieć, że dwa kluczowe słowa, które wystąpią w definicjach poniżej, są tożsame i mają wartość synonimu. Można je więc używać zamiennie. Te słowa to: stężenie oraz nasycenie.

Definicja 1.:

Stężenie (nasycenie) zaimkowe typu A jest to stosunek liczby zaimków w całym wierszu do liczby strof wiersza.

Po co wprowadzać drugi rodzaj nasycenia zaimkowego? Otóż po to, że nie każdy wiersz składa się ze strof (zwrotek). Ponadto, jeśli już zbudowany jest ze strof, to nie każda strofa musi mieć tę samą liczbę wersów. Dlatego też w przypadku, gdy dwa wiersze są różne pod względem liczby wersów w poszczególnych zwrotkach (strofach), przy porównaniu stężeń zaimkowych typu A w każdym z obu wierszy, uzyskane wyniki źle obrazują analizowaną sytuację. De facto nie odzwierciedlają rzeczywistego stanu nasycenia zaimkowego w danych utworach.

Definicja 2.:

Stężenie (nasycenie) zaimkowe typu B jest to stosunek liczby zaimków w całym wierszu do liczby wersów danego wiersza.

W tej chwili, na bazie wprowadzonych definicji, określę i zdefiniuję dwie jednostki stężenia (nasycenia) zaimkowego. Ponieważ ja tylko rozwijam dziedzinę, której prekursorem jest Eduard Squarcan, na cześć pioniera owe dwie jednostki postanowiłem nazwać jego imieniem oraz nazwiskiem.

Definicja 1.(określająca jednostkę nasycenia zaimkowego typu A):

Stężenie (nasycenie) zaimkowe wiersza ma wartość 1 ed (jednego eda), jeśli średnio na 1 strofę przypada 1 zaimek.

Definicja 2. (określająca jednostkę nasycenia zaimkowego typu B):

Stężenie (nasycenie) zaimkowe wiersza ma wartość 1 squarcan (jednego squarcana), jeśli średnio na 1 wers przypada 1 zaimek.

Widać z tego, że 1 squarcan jest większą jednostką od 1 eda.
Nie trzeba dodawać, że im mniejsze stężenie (nasycenie) zaimkowe, tym wiersz lepszy. I odwrotnie, im większe stężenie, tym gorszy. Widomo, wszyscy grafomani nadużywają zaimków. Zresztą nie tylko osobowych.
Mając do dyspozycji naukowe narzędzia, przystępujemy do obiektywnego porównania „zaimkozy” w moim wierszu oraz w wierszu Adama Mickiewicza.
W Apendyksie poniżej załączam wiersz Mistrza Adama, by można było sprawdzić nasze obliczenia.

Jak to już wcześniej policzył Eduard Squarcan, w moim wierszu (dziesięć zwrotek) znajdują się w sumie dwadzieścia dwa zaimki.

I. Nasycenie (stężenie) zaimkowe typu A wynosi: 22 / 10 = 2,2 eda
II. Nasycenie (stężenie) zaimkowe typu B wynosi: 22 / 40 = 0,55 squarcana

Powyżej występuje liczba 40 oczywiście z tej racji, że dziesięciozwrotkowy wiersz, w którym każda strofa posiada cztery wersy, liczy razem 40 wersów.
Policzmy teraz, jak sprawa wygląda u Mickiewicza.
Wiersz Mickiewicza liczy dziesięć czterowersowych strof. W całym wierszu jest ogółem trzydzieści zaimków osobowych.

I. Stężenie (nasycenie) zaimkowe typu A wynosi: 30 / 10 = 3 edy
II. Stężenie (nasycenie) zaimkowe typu B wynosi: 30 / 40 = 0,75 squarcana

Wniosek: Liczby nie kłamią, okazuje się, że wieszcz Mickiewicz jest jeszcze większym grafomanem niż Waldemar Kubas! Zarówno nasycenie zaimkowe typu A, jak i typu B, gorzej przedstawia się u wieszcza, bowiem w obu przypadkach posiada większą wartość liczbową.

Na koniec policzmy stężenie (nasycenie) zaimków w pierwszej strofie wiersza zarówno u Mickiewicza, jak i u mnie.

Stężenie zaimkowe typu A u Mickiewicza wynosi:
5 / 1 = 5 edów
Stężenie zaimkowe typu A u mnie wynosi:
2 / 1 = 2 edy
Stężenie zaimkowe typu B u Mickiewicza ma wartość:
5 / 4 = 1,25 squarcana
Stężenie zaimkowe typu B u mnie ma wartość:
2 / 4 = 0,5 squarcana

Wniosek: I znowu, w obu przypadkach, ja jestem górą, tzn. jestem lepszy od samego Mickiewicza! Ta „zaimkoza” u Mistrza Adama jest doprawdy nieznośna! Zaczynam się zastanawiać: Może w ogóle jestem od niego lepszym poetą?!

Wprowadzone przez Eduarda Squarcana narzędzie do krytycznej analizy wiersza, które ja właśnie udoskonaliłem, przez co stało się w pełni rzetelne i zyskało rangę naukowego instrumentu badawczego, znajdzie odtąd zastosowanie do każdego wiersza, a w konsekwencji pozwoli Squarcanowi stworzyć listę, na której dany poeta będzie zajmował miejsce w zależności od tego, jaki wypadkowy wskaźnik stężenia (nasycenia) zaimkowego przypisze mu Squarcan. Ze swej strony proponujemy Squarcanowi, by wartość wypadkowego nasycenia zaimkowego znajdował jako średnią geometryczną stężeń dla poszczególnych wierszy określonego poety. Średnia geometryczna, choć nieco trudniejsza do wyliczenia, to jednak jest bardziej rzetelna niż średnia arytmetyczna. Oczywiście na liście Squarcana najwyżej figurował będzie poeta o najniższym wypadkowym wskaźniku nasycenia zaimkowego. A pod nim stopniowo ci z coraz wyższym wskaźnikiem. Naturalnie poeci na górze listy to będą ci poeci najlepsi.
Zauważmy ponadto, że wprowadzone przeze mnie wyżej definicje można łatwo zmodyfikować i wówczas dostaniemy kolejne narzędzie do obiektywnego oceniania jakiegokolwiek wiersza. Różnych wariantów rysuje się tu wiele. Można na przykład we wspomnianych definicjach zamiast liczby zaimków wprowadzić liczbę metafor dopełniaczowych. Albo liczbę inwersji, których też aspiranci nie cierpią. I wówczas mamy możliwość wartościowania danego wiersza pod tym kątem, czy też z tej perspektywy.
Idźmy dalej tropem asa Eduarda Squarcana i was wszystkich szczekaczy z zielnymi obrożami, którzy mu wtórujecie. Kolejną waszą pałką do bicia jest ta tak zwana wyliczanka. Och jak wy jej nie lubicie, jak ona was drażni, będąc jednocześnie w waszym pojęciu wyróżnikiem wiersza z gruntu słabego. Innymi słowy, w waszych rękach jest to jedno z absolutnych kryteriów pozwalających odróżnić dobry wiersz od złego. No to przyjrzyjmy się z tej perspektywy raz jeszcze utworowi Adama Mickiewicza. Weźmy na warsztat pierwszą strofę. I co tam widzimy? A no obmierzłą wyliczankę! Ale czy ta znienawidzona wyliczanka zadomowiła się tylko w pierwszej zwrotce? Bynajmniej! Począwszy od trzeciej zwrotki, poprzez sześć kolejnych, Mickiewicz znowu nas zamęcza grafomańską wyliczanką!
Można by brać pod lupę, ośmieszyć i rozprawić się ze wszystkimi waszymi „przykazaniami”, jakie znajdujecie w internetowych poradnikach dobrego pisania. Co szkodzi brać na warsztat kolejne wiersze Adama Mickiewicza, czy innych wielkich poetów, i pokazywać, że internetowe „przykazania” zawodzą i prowadzą do absurdu. To nie rzetelne kryteria badawcze, tylko zwykły chłam niewart funta kłaków!
Pracowity Squarcan podczas swojej nieprzespanej nocy nie omieszkał wytknąć załamania rytmicznego w moim wierszu. To prawda. W jednym z wersów wkradła się pewna nieregularność i ma miejsce zachwianie rytmiczne. Wyznaję prymat treści nad formą i za wszelką cenę nie staram się zlikwidować jakichś pojedynczych nieregularności rytmicznych. Ważniejszy jest dla mnie przekaz myśli oraz treści za pomocą takich a nie innych słów, niż uzyskanie efektu regularności rytmicznej kosztem właśnie zubożonej myśli. Załamania rytmicznego, o którym mowa, nie zlikwidowałem również dlatego, że w danym miejscu korzystnie wypunktowuje, podkreśla przekazywany sens. Jeśli chodzi o Mickiewicza, to w tym akurat utworze udało się Mistrzowi osiągnąć wzorową regularność rytmiczną na przestrzeni całego wiersza. Ale nie zawsze tak jest. Na przykład w balladzie Świteź już pojawiają się załamania rytmu. Przykłady można by mnożyć, uwzględniając inne utwory wieszcza. I Squarcan powinien o tym wiedzieć. Krótko mówiąc, robota, którą wykonał pod moim wierszem jeden z waszych niekwestionowanych liderów, była bezsensowna. To robota buchaltera, rachmistrza, może i poety, ale miernego, z klapkami na oczach, jak u dorożkarskiego konia. Niestety taki poeta, który ogranicza się do owych ubogich narzędzi w swoich krytycznych zapędach, nie potrafi dobrze ocenić cudzego wiersza.
Eduard Squarcan jest przede wszystkim rachmistrzem. To o takich uprzykrzonych rachmistrzach, buchalterach pisał nie tylko Mickiewicz, ale również Saint-Exupéry oraz inni.
Sam Squarcan jest wierszorobem, nie uwłaczając, zręcznym rzemieślnikiem, podobnie zresztą jak jego kolega po fachu, Leo Knechter. Obaj tworzą wiersze według sztancy. Każdy z nich dysponuje trzema, czterema formami i tłuką dziesiątkami sztampowe wiersze. Wszystko to utwory monotematyczne, podobne w klimacie, stosujące tę samą wytartą stylistykę, zużyte metafory i zjełczały język. Żadnej nowej idei, świeżej myśli, w swoich utworach kręcą się w kółko jak pies wokół własnego ogona. I tacy ludzie są na tyle bezczelni i bez wyobraźni, że ośmielają się mnie krytykować!
Eduard Squarcan czepiał się też innych rzeczy w moim wierszu. Czemu nie? Można by analizować mój wiersz pod kątem użycia w nim pojęć i wyrazów, których źródłosłów jest ten sam, badać odległość przestrzenną owych elementów, a następnie zrobić to samo z utworem Mistrza Adama. I co by się okazało? Ano to, że wcale na tym tle nie wypadam gorzej. Żeby nie przeciążać mojej mowy, nie będę tutaj szczegółowo roztrząsał tej kwestii.
Nie straciłem poczucia rzeczywistości. Oczywiście, że mój wiersz jest gorszy od przepięknego wiersza Mickiewicza, do którego nawiązuje i któremu nigdy nie dorówna. Nie w tym rzecz i moim celem nie było ściganie się z Mistrzem. Krzywdzące i niesprawiedliwe są zarzuty wzięte z arsenału, które gdyby skierować w stronę wieszcza, też należałoby uznać go za kiepskiego poetę, czy wręcz grafomana. W świetle owych kretyńskich zarzutów wypadam nawet korzystniej od samego Mistrza, co wyżej wykazałem ponad wszelką wątpliwość. Mój wiersz prezentuje się lepiej niż pierwowzór, innymi słowy jest lepszy od wiersza Mickiewicza. Widzicie do jakich absurdów prowadzą wasze mądrości?!
Zrozumcie to wreszcie! Mój wiersz jest dobry sam w sobie i bynajmniej nie gorszy od najlepszych wierszy, jakie są publikowane na tym forum. W swoim naturalnym, bezpośrednim przekazie utwór opisuje (prawdziwą?) historię dwojga ludzi, młodej kobiety i mężczyzny, których coś łączyło. I już sam ten temat mógłby być wdzięcznym polem do najróżniejszych interpretacji. No właśnie mógłby, gdyby nie… Ale w tak samo ważnej, a nawet jeszcze ważniejszej warstwie swojego przekazu, odnosi się i dotyka schizofrenii, w jaką popadł światek internetowy, na swoim poletku poetyckim, za sprawą Squarcanów, Knechterów, Jesów, by posłużyć się jedynie trzema nickami z pierwszego szeregu asów w tutejszym grajdole, wskazując jednocześnie na o wiele powszechniejsze zjawisko, bynajmniej nie ograniczające się do jednego portalu.
Z jednej strony, owym asom nie odebrało całkiem rozumu i zdają sobie sprawę, że absurdalne byłoby zaatakowanie samego Mickiewicza za jego rymy częstochowskie, jak to z pogardą nazywają, oraz napiętnowanie wszystkich innych grzechów (np. tąpnięcia rytmiczne), jakie wieszcz popełnił w swoich utworach, w świetle ich internetowych poradników dobrego pisania, a w konsekwencji skierowanie do Ministra Oświaty listu otwartego, w którym postuluje się usuniecie poezji Adama Mickiewicza z lektur szkolnych, jako tej twórczości nie spełniającej wysokich kryteriów i na wpół grafomańskiej, z drugiej zaś, z bezprzykładną konsekwencją i wściekłością napadają na wszystkich autorów, którzy nie widzą nic złego w tym, by nadal stosować, pogardzane i znienawidzone przez owych aspirantów, rymy. Litości! Same rymy, takie czy inne, nie przesądzają o wartości wiersza. Może być dobry wiersz z rymami dokładnymi i gramatycznymi, i słaby – z dokładnymi, czy ewentualnie zły utwór bezrymowy. A tak na marginesie. Nigdy nie widziałem ani nie słyszałem, by ktoś mówił, że mu się nie podobają rymy niedokładne i walczył z nimi. Dlaczego zatem owi ćwierćinteligenci zorganizowali taką świętą wojnę, istną krucjatę przeciwko rymom dokładnym i gramatycznym?! Pytanie godne co najmniej pracy habilitacyjnej.
Gloinnen, która rozpowszechniła na portalu piękny czterowers współczesnego poety Bogdana Zadury, być może chciała przez to powiedzieć, patrzcie niedouczeni aspiranci: Wiersz może ignorować i łamać niejedno z „przykazań”, zawartych w waszych internetowych poradnikach dobrego pisania, a mimo to być poezją najwyższego lotu i jednym z najpiękniejszych liryków!

Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

Mamy w nim przecież nie tylko dokładne rymy, ale również tę tak zwaną i znienawidzoną „wyliczankę”, mamy wreszcie nie tylko karygodny nadmiar zaimków osobowych, ale na domiar złego wśród nich tak obmierzłe formy, jak „twe” i „twym”. Nie mówiąc już o przestarzałym słowie „niechaj”, użytym aż czterokrotnie, które niemiłosiernie drażni ucho pretensjonalnego estetę i pięknoducha. Według niego powinno być „niech”.
Bogdan Zadura nie jest oczywiście jedynym poetą, który ma w pogardzie poradniki dobrego pisania, będące biblią internetowych wierszorobów. Taki sam stosunek mają do nich najwięksi poeci, by wymienić tylko Czesława Miłosza, Wisławę Szymborską, Jarosława Marka Rymkiewicza. Miłosz oraz Rymkiewicz stosują rymy dokładne oraz gramatyczne, a zatem „częstochowskie”, by użyć pogardliwego dla owych rymów określenia. Nieregularny rytm wiersza to również nie jest coś, czego by się owi poeci obawiali i unikali za wszelką cenę. Nawiasem mówiąc Rymkiewicz za swój tomik Zachód słońca w Milanówku otrzymał w roku 2003 Literacką Nagrodę Nike! A wiersze tam pomieszczone, wszystkie bez wyjątku, zbudowane są z rymów dokładnych i gramatycznych! A już największym grafomanem, łamiącym wszelkie reguły dobrego pisania, stworzone przez internetowych aspirantów, jest ubiegłoroczny laureat Literackiej Nagrody Nobla Bob Dylan. Ale internetowe szczury, które nie grzeszą ani rozumem, ani oczytaniem, najwidoczniej tego nie wiedzą. Polecam więc obszerny zbiór wierszy noblisty, wydany w naszym kraju w 2017 r., który nosi tytuł Duszny kraj.
Wisława Szymborska, która w zasadzie nie pisała poezji rymowanej, szczęśliwie uniknęła konfliktu z sieciowymi aspirantami i wierszorobami. Jednak nagminnie łamie inne przykazania z internetowych poradników. Często stosuje naganną wyliczankę, trafiają się jej metafory dopełniaczowe, a już w ogóle nie ma umiaru i prawie każdy jej wiersz ma budowę zdaniową. Podobnych utworów, których poszczególne wersy posiadają strukturę zdaniową, nie brak także u Miłosza. Na dobrą sprawę to proza pocięta enterami, jak by nie bez szczypty pogardy powiedzieli owi wybitni znawcy i smakosze współczesnej poezji, niestrudzenie pielgrzymujący ze swoimi arcydziełami od jednego portalu do drugiego. Od drugiego do trzeciego, itd., itd. Ich wiersze takie wybitne, nowoczesne i ponadczasowe, ale jakoś żaden z wydawców po nie nie sięga.
Wracając do mojego wiersza. Począwszy od Squarcana i Jesa, który sam siebie nazywa alchemistą, a skończywszy na Knechterze, nie znajdzie się u nich żadnej choćby próby analizy mojego utworu, a w konsekwencji jego interpretacji. Nie zająknęli się na ten temat ani jednym słowem. Czym zajmował się buchalter Squarcan, to już widzieliśmy. Jes natomiast w swoim komentarzu zaprezentował nadmiar słów i bełkot, z którego nic nie wynika. Nawiasem mówiąc, bełkot jest jego znakiem rozpoznawczym. Silenie się na oryginalność wypowiedzi, jakieś próby uogólnień i syntezy pewnych zjawisk – w sumie jednak nietrafione i rozmijające się z rzeczywistością. Na okrasę dorzucił insynuację mającą na celu zdyskredytowanie mnie i poniżenie, że jakoby tworzę w pocie czoła i w wielkim mozole. A kimże jest ów krytykant?! Największym osiągnięciem literackim Jesa jest zastęp wielbicielek, które kręcą się koło niego. No ale kobiety rzadko kiedy kierują się rozumem. Z pewnego punktu widzenia to jego powodzenie można nawet poczytać za sukces, zważywszy, że poeta nie jest już młody.
A Leo Knechter? Cóż może odkrywczego powiedzieć nam poczciwy stary Knechter, skoro nie popisał się nawet taki czołowy poeta i intelektualista na portalu, jak JES. Powtórzył zużyte komunały, ponarzekał, dodając, że go „drażni przedsłowie do wiersza”, „a jak czyta, że to utwór do dostaje gęsiej skórki”. Na koniec wreszcie podrwił z autora, doradzając, że „można by ten utwór mailem do tego do kogo jest dedykowany i w ogóle żadnej sprawy nie będzie”. Podobnie jak Zgreda, Lea Knechtera już też kiedyś uwieczniłem. We wspomnianym opowiadaniu Plaża występuje w roli plażowego żandarma, policjanta.
Skoro nikt z poetyckich asów, którzy zabrali głos pod moim wierszem, ani też nikt z całej reszty (może poza Teo) czytelników-poetów nie pokusił się o choćby jakąś namiastkę rzetelnego odczytania wiersza, pozostaje mi zabrać do grobu dogłębną analizę poszczególnych jego segmentów, pozwalającą na stworzenie spójnego obrazu i całościowego zinterpretowania utworu. Będzie to swoista zemsta na niemrawych ziomkach, którzy milczącą postawą niejako zatwierdzili opinię swoich liderów na temat mojego wiersza.
Reasumując, krytyka mojego wiersza nie była merytoryczna i nie miała nic wspólnego z rzetelnością i uczciwością. Owszem, przyniosła mi niepowetowane straty i wyrządziła krzywdę. Mało który z czytelników zada sobie trud zapoznania się z moją obszerną odpowiedzią, w której odpieram wszystkie zarzuty. Uzna się mnie za zwykłego oszołoma, lub jeszcze gorzej, i w rezultacie pokutować będzie pogląd, że wiersz jest zły, skoro skrytykowali go tacy wybitni poeci, jak Eduard Squarcan, Leo Knechter oraz Jes.
Zmierzam powoli do finału. Użytkownikowi z nickiem Teo chcę podziękować za słowa, że „szkoda wiersza dla kłótni”. Userce o nicku Tetu, że zgadza się ze słowami Teo. Ece przekazuję tą drogą wyrazy szacunku, że łatwo mogła skorzystać z okazji i przyłączyć się do chóru szczekaczy, a jednak nie zniżyła się do ich poziomu.
Na koniec parę słów chciałbym też skierować do Napoleona Northa. Na portal zaglądam sporadycznie i nie śledzę dokładnie niczyjej twórczości. Drogi Napoleonie, pragnę Ci jednak powiedzieć, że już od dawna bardzo cenię sobie Twoją poezję. Należysz do ścisłej czołówki poetów z Wieży Babel i stoisz pośród trzech, no, może czterech z nich. Owszem, trafiają się w pisowni Twoich tekstów błędy ortograficzne, jakieś uchybienia w gramatyce i stylu, nie do końca udane neologizmy. Ale są to wszystko drobiazgi wobec ciężaru gatunkowego Twoich wierszy. Los nie poskąpił Ci cierpienia i samotności, ale obdarzył za to wielkim sercem i prawdziwym talentem poetyckim. To prawda, jesteś w tym środowisku nie tylko niedoceniany, ale nieomal pogardzany i z pewnością marginalizowany. Tylko jak gdyby z łaski spojrzy czasem ktoś na Twój ten czy inny wiersz i od niechcenia coś bąknie. Co najwyżej zwróci uwagę na jakiś pojedynczy wers, no, od święta na nieco dłuższy fragment. Tymczasem znakomita większość Twoich wierszy zasługuje na pochylenie się nad nimi, głębszą analizę i refleksję. Paradoksalnie Twoja poezja łatwo trafia do wyobraźni i jest o wiele bardziej czytelna niż sztuczne i wydumane konstrukcje niejednego dzisiejszego, internetowego poety.
Dostałeś od Boga rzadko spotykany dar słowa. Ze zdumiewającą łatwością tworzysz ciekawe metafory i piękne poetyckie obrazy. Metafory są celne i sugestywne, zaś obrazy żywe i plastyczne. Jednocześnie dramatycznie poszukujesz drugiego człowieka, jego ciepła i bliskości. W Twojej poezji jest jakaś niebywała lekkość, pomimo że naznaczona cierpieniem i przesiąknięta samotnością. Przedmioty i rzeczy lewitują niczym w obrazach Marca Chagalla. Bo jesteś właśnie takim Markiem Chagallem wysokiej poezji. Nie zrażaj się przeciwnościami losu, żyj długo i twórz dalej, drogi przyjacielu! Znam Cię trochę jedynie z Wieży Babel, jednak nie mam żadnych wątpliwości, że jesteś niezwykle wrażliwym, szlachetnym młodym człowiekiem, o gołębim sercu, łatwowiernym i po dziecięcemu niewinnym.
Zanim pod jednym z Twoich wierszy zobaczyłem to wyznanie:

„Ja nie pielgrzymuję bo Bóg jest wszędzie . Nie mam świątyń i czuję się wolny .Zwłaszcza gdy skosztuję raju patrząc na szczęście innych. Jestem katarem (kwakrem) .Modlę się po swojemu za każdego czasem niemal co chwilę”

wiedziałem, że tak jest i że to prawda. Nie miałem wątpliwości. Mam oczywiście na myśli Twoje zawsze życzliwe podejście do ludzi, bez względu na to, kim są, ponieważ tego, że jesteś katarem (kwakrem) nie mogłem wiedzieć. Z ciekawości zajrzałem do jednej ze swoich książek i przeczytałem, że obecnie na świecie żyje około 200 tys. kwakrów. Ciekaw jestem, ilu w Polsce.
Dziękuję Ci za modlitwę za mnie, ja też modlę się o Twoje zdrowie, siły i wszelką pomyślność!
(Jakiegoś uczciwego człowieka z portalu uprzejmie proszę, by zechciał te moje słowa przekazać Napoleonowi. Ponieważ bardzo wątpliwe, by zajrzał jeszcze kiedyś pod mój wiersz. A jeśli nawet, to nie sądzę, by miał siły przeczytać całą moją mowę i w ten sposób wyłowić z niej słowa skierowane do niego.)

Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo pomimo że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany. Być może jest to najważniejsze zdanie, jakie zostało kiedykolwiek napisane. Wiemy, czym się to aresztowanie Józefa K. skończyło dla niego. I dopóki będzie istniała ludzkość, poruszająca prawda i okrucieństwo podobnego zdarzenia będą aktualne. Wciąż na nowo gdzieś ktoś kogoś aresztuje, a następnie skaże prawomocnym wyrokiem sądu, pomimo że oskarżony nic złego nie uczynił.


A tak w ogóle to słychać już pojedyncze wystrzały zbliżającej się nieuchronnie III wojny światowej. I chwała Bogu! Ludzie i tak nie są nic warci. A że wraz z niegodziwcami zginie też garstka sprawiedliwych? Trudno – takie są koszty przemian. Najważniejsze, że puści się z dymem i zmiecie z powierzchni Ziemi wszystkie te niewydarzone fora i portale literackie, będące wylęgarniami i przechowalniami szczurów. Zawierucha wojenna wstrząśnie sumieniami wszystkich. Po wojnie przyjdą inni ludzie, zacznie się tworzyć nowy porządek, na jakiś czas zapanuje sprawiedliwość…
Teraz podchodzę do ściany, staję do niej plecami i czekam na salwę plutonu egzekucyjnego.

Niech żyje L***!!!
Niech żyje wiersz napisany dla niej!!!



Część trzecia


Godzina egzekucji wciąż nie nadchodziła. W dniu, w którym upływał termin wyznaczony Waldemarowi Kubasowi przez Komendanta na przeproszenie Eduarda Squarcana, miał miejsce prawdziwy festiwal pogardy nie tylko wobec Bogu ducha winnego wiersza, ale i jego autora. W festiwalu czynny udział wzięła czwórka asów. Swego rodzaju „banda czworga”. Podobnie jak tamtych, ich także spotka kiedyś zasłużona kara. Nie przypadkiem pod wierszem ujadały te akurat psy. Czują się mocni jedynie w stadzie, dlatego tak chętnie występują razem. Niekoniecznie w tej samej konfiguracji, sfora jest liczna, więc możliwych kombinacji jest bez liku, jednak zawsze w stadzie. Stado daje siłę.
Szczególną aktywnością wykazali się Tajny Agent, Jes oraz Komendant chorągwi. As o nicku No dopiero terminuje u swoich doświadczonych przewodników i mistrzów, więc bardziej im asystował niż się udzielał. Choć i on nie omieszkał wygłosić swojej kwestii.
Tajny Agent powrócił na Wieżę Babel po dłuższej przerwie. Dokładnie nie wiemy, jak długiej. Kiedy przyklęknął na progu wysokościowca, Komendant pochylił się nad nim z czułością, jego głowę lekko przyprószoną szronem przycisnął do piersi i wyrzekł znamienne słowa: „Witaj synu marnotrawny w domu!”. Następnie stary ojciec powiódł swym spojrzeniem po gromadce tłoczących się gapiów i oznajmił wszem wobec: „Ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. Jednocześnie po jednym z policzków starego ojca spłynęła gorąca łza. Jako żywo byliśmy zatem świadkami sceny z ewangelicznej przypowieści, którą uwiecznił Rembrandt na swoim arcydziele.
W najbliższych dniach, po owym radosnym zdarzeniu, Komendant ojciec wydał ucztę na okoliczność cudownie odnalezionego syna, na której nie brakowało wszelakiego jadła i napitków. Zwłaszcza trunki lały się strumieniami. Goszczono się, pito i bawiono przez trzy dni i trzy noce. Do tańca przygrywała cygańska kapela, którą na prośbę Komendanta sprowadziła na wysokościowiec niejaka Zingara, jedna z poetek przelotnie goszczących na Wieży Babel. W czasie ognistych tańców widoczni byli przede wszystkim poeci i poetki wystrojeni w barwne kubraczki, których poszczególne kolory, jak już to wiemy, wskazują zarówno na rangę, jak i pełnioną funkcję. No ale to naturalne, że rzucali się w oczy przede wszystkim oni, owi wysokiej rangi funkcjonariusze, ponieważ powszednia szarość pospolitych userów zawsze się gubi w orgii barw, potwierdzając tym samym ich mdłą nijakość i pośledniość. Syn, na którego cześć ucztowano i tańczono, wprawdzie nie miał na sobie barwnego kubraczka, ale w blasku Komendanta, swojego prominentnego ojca świecił na kolorowo. I on to właśnie wraz ze swoim przyjacielem Jesem, wysokiej rangi funkcjonariuszem, pośród wszystkich prominentnych gości brylował w tańcu nad wyraz imponująco. Jego przyjaciel miał wówczas jeszcze sprawną nogę i dopiero później przyplątała mu się jakaś gangrena. Ba! Miał na tyle sprawne obie nogi, że kiedy pod koniec tańców wybierano Króla Balu, trochę nieoczekiwanie został nim właśnie on, Jes we własnej osobie, późniejszy kuternoga, a nie, jak się wielu spodziewało i jak by się godziło, syn Komendanta, najwyższej próby salonowiec, obieżyświat i globtroter. Królową Balu okrzyknięto natomiast jedną z wziętych poetek oraz prozaiczek Wieży Babel, o dziwo nie pełniącą w owym monumentalnym przybytku jakiejś określonej funkcji. Nawiasem mówiąc, jest atrakcyjną kobietą i już wcześniej smalił do niej cholewki ów Jes, ale jak się zdaje bez powodzenia. Chodziły też słuchy, że najpierw Jes bałamucił młodą żonę Komendanta. Było to grubo przed jego awansami czynionymi tamtej poetce i niedawnym balem. Jednak na ile skutecznie zbałamucił połowicę Komendanta, zdania są podzielone. Ci, którzy z całą mocą twierdzą, że ją uwiódł, jednocześnie utrzymują, że Komendant dla ratowania małżeństwa przymknął oczy na zdradę małżeńską swojej wiarołomnej żony i, póki trwał romans kochanków, stał się ślepy i głuchy.
Jak chodzi o bal, wygląda na to, że wszystkie głosowania, ustalające taki a nie inny werdykt konkursu, wymknęły się spod kontroli Aparatu Politycznego i służb specjalnych Wieży Babel. Być może nadmiar trunków odegrał w tym jakąś niebagatelną rolę. W każdym razie plotkowano później, że nie tylko syn znamienitego ojca był zawiedziony takim obrotem sprawy, ale i sam Komendant, który miał rzekomo wydać stosowne dyrektywy, by się podobny incydent w przyszłości już nie powtórzył.
To tyle, co się tyczy tamtej pamiętnej uczty oraz balu.
Syn marnotrawny roztrwonił w świecie skromne zasoby talentu, jaki posiadał, jednak kiedy po latach przybył do ojcowskiej przystani, dawni przyjaciele zadbali o to, by wskrzesić jego minioną chwałę. Już na otwarcie jedna z czołowych poetek i prozaików Wieży Babel, najwyraźniej bliska przyjaciółka, którą wszelako na pamiętnym balu obtańcowywał Jes, reklamowała głośno i szeroko opowiadanie przybysza, które właśnie był zamieścił na forum. Jedno ze starszych opowiadań, które gdzieś tam w świecie święciło ponoć tryumfy. Tu akurat nie znalazło specjalnego uznania, ale nic nie szkodzi, już następne teksty na nowo ugruntowały dawną chwałę poety i prozaika, w ostatnich latach niestrudzonego obieżyświata, zdobywcy serc niewieścich. I tak z dnia na dzień stał się jednym z czołowych poetów i prozaików na Wieży Babel. Przynajmniej w mniemaniu własnym oraz zaprzyjaźnionych koleżanek i kolegów.
Jeśli chodzi o wiersz WK i trwający właśnie festiwal pogardy, warto pamiętać, że nie było nawet jakieś próby konstruktywnej krytyki ze strony agresorów. Komentator o nicku No nic w tym względzie nie miał do powiedzenia, natomiast syn marnotrawny i Tajny Agent w jednej osobie, pomimo że biegał jak kot z pęcherzem i kilka razy pojawił się pod wierszem, nazwał go tylko „gniotem” i na tym się wyczerpała jego zdolność analityczna. Ale i as Jes niewiele zdołał z siebie wykrzesać w tej materii. Autorytatywnie zadekretował, że „jest dobry w odczytywaniu i interpretacjach i że to słaby utwór”. Dodał, że „treść emocjonalna, ale wtórna przez ujęcie niezbyt oryginalne”. Bałwan nie był w stanie pojąć, że to, co nazwał „ujęciem niezbyt oryginalnym”, było konsekwencją pomysłu, na jakim zasadza się wiersz WK, wprost nawiązując do pierwowzoru, czyli znanego wiersza Adama Mickiewicza. Na koniec wspomniał, że „o strukturze i budowie wypowiedzieli się przedmówcy”. Uznał więc nędzne uwagi Squarcana i Knechtera za obowiązujące. No ale czy mogło być inaczej? I tak tych parę bzdur, które wygłosił ów as „w odczytywaniu i interpretacjach”, to była cała mądrość, na jaką go było stać.
Komendant wprawdzie dużo mówił, zwłaszcza że pojawił się pod wierszem dwukrotnie i pozostawił dość obszerne komentarze, przez co stworzył pozory orientowania się w całej sytuacji, w rzeczywistości jednak nie dotknął istoty rzeczy. Idea i przesłanie wiersza były nadal nietknięte.
I podczas gdy wciąż czyniono wrzawę, rozmyślnie i chytrze całą uwagę skierowano w inne rejony. Mianowicie bezpośrednio na autora, Waldemara Kubasa. Tym samym znaleziono temat zastępczy. (Skąd my to znamy?). Przyzwolenie do niewybrednego ataku na osobę WK wyszło od samego Komendanta w momencie, w którym autora wiersza nazwał paranoikiem. I rozwijając swoją myśl, dodał: „Mamy w naszym kraju, w sferach rządowych, nie w jakichś portalowych mafiach, pewnego ministra, który lubuje się w podobnych teoriach spiskowych o wysoce podejrzanej proweniencji, które niejeden psychiatra zakwalifikowałby do klasyki gatunku. Widzę, że wyjątkowo Ci z nim po drodze.”
Tak, Komendancie chorągwi, jest mu bardzo po drodze z Ministrem Oborny Narodowej naszego kraju. I jest z tego dumny. Jak kiedyś zmądrzejesz i zmienisz zdanie, to daj znać. WK wystąpi do Ministra z wnioskiem, by Twój skromny oddziałek z Wieży Babel włączył do Cywilnej Formacji Zbrojnej wspierającej regularne wojska, naszą niezwyciężoną armię.
Komendantowi wtórował Tajny Agent. Niewiele był w stanie sam wymyślić i tylko nieco innymi słowami powtórzył to, co już wcześniej powiedział Komendant. Oznajmił więc: „Czytam i ze zdumienia wyjść nie mogę. Gdzie są granice dewiacji psychicznych, kabotyństwa i paranoi? To czysty genotyp ministra wojny i sztuki walki wszelakiej! Zmień leki i idź się wypłakać na portal Roksa.pl”. WK nie wie, co to za portal, i nie zamierza korzystać z rad donosiciela.
Powtórzmy to jeszcze raz. Tajny Agent biegał jak kot z pęcherzem i zwracając się wprost do WK obrażał go swoimi kretyńskimi wypowiedziami, albo dialogował ze swoim przyjacielem Jesem i w na wpół zawoalowanej formie obaj obrażali autora wiersza do woli. Prym wiódł ten pierwszy, popisywał się i stawiał diagnozy, jakby był lekarzem psychiatrą WK i w nieskrępowanej rozmowie dzielił się z kolegą swoją dobrze sprawdzoną wiedzą. Tylko że robił to publicznie i nie ukrywał pogardy, jaką żywi do swojego pacjenta. WK przez ten czas nie odezwał się jednym słowem. Czekał, kiedy zareaguje Komendant, by powściągnąć swoje psy. Jednocześnie się zastanawiał, czy w ogóle mocodawca będzie interweniował. Chciał go przetestować pod tym względem. Niestety test nie wypadł dla Komendanta korzystnie. Oczywiście patrząc z punktu widzenia WK.
Tajny Agent rozgłasza to na lewo i prawo, zatem wie już chyba cały Internet, że Jes to jego mistrz w poezji i właśnie u niego terminował. No ale w tym przypadku, czy warto się chwalić? Bo przecież wiadomo: jaki mistrz, taki uczeń. Uczniowi zaś najlepiej wychodzi prowokowanie i przesyłanie tajnych raportów. Jest agentem globalnym, oblatuje wiele różnych miejsc, forów i portali, i raportuje. Z każdego miejsca, gdzie aktualnie przebywa, przesyła służbowe raporty do wszystkich innych ośrodków. Jako jeden z pierwszych zjawia się też zawsze na miejscu, gdzie banda opryszków napadła na jakiegoś porządnego człowieka. Pospiesznie przybywa, ale bynajmniej nie po to, by bronić ofiary, lecz by jej jeszcze dołożyć z podkutego buta.
W festiwalu pogardy, zorganizowanym pod patronatem Komendanta, gdzie można było zaprezentować wszystko, byleby tylko rzeczowo nie odnieść się do wiersza, aspirant No napisał (cytujemy bez jakichkolwiek poprawek czy zmian):

„To najepsze political fiction jakie kiedykololwiek pojawiło się na tej wyspie.

Waldemarze. Wieża Babel to Tortuga, wyspa piratów. Awanturników oraz grafomanów. W tutejszych tawernach chleje się rum, gra w kości, strzela w plecy bez ostrzeżenia. Siedzi tu pirat Długi John Silver, dwa razy widziałem Bartholomew Robertsa (barteczekm), raz Czarnobrodego, trzy razy refluksa, a w pobliżu portu co chwila pojawia się Czarna Perła. Wszyscy umierają.

Ale nawet tutaj trzeba czasami dopilnować porządku. Szczególnie, gdy ktoś próbuje wprowadzić Nowy Porządek Świata w świecie bez jakiegokolwiek porządku, jakkolwiek to brzmi.

A TERAZ PRZEBIJĘ CIĘ SZPADĄ, CHUJU!
(słowa skierowane do mojego pluszowego misia).

Komendant płaci mi jeden bitcoin miesięcznie za gryzienie Illuminatów.”
Jeśli chodzi o autora powyższego wpisu, to pewnikiem siedział w tawernie na wyspie piratów i po pijanemu sporządzał swoją notatkę. Wiele wskazuje na to, że na Wieży Babel jest kandydatem na tajnego współpracownika. Ale najwyraźniej spisuje się dobrze, ponieważ niedawno Komendant polecił jego tekst czytelnikom, jako ten wyróżniający się spośród innych i zasługujący na najwyższą uwagę. Tekścik niewielkich rozmiarów, porównywalny z drabblem, może zaledwie na jedną czwartą strony A4. Przy tym nie nowy, dokładnie nie pamiętamy, chyba z 2016, a może nawet 2015 roku. Kandydat na tajnego współpracownika nie należy do autorów szczególnie płodnych, więc Komendant chcąc go wynagrodzić za jakieś bardzo dobrze wykonane zadanie, musiał sięgnąć do archiwum forum i wyjąć z szuflady to starocie. Jednak z całą pewnością tekścik się Komendantowi spodobał, gdyż jest bluźnierczy i szydzi z Męki Jezusa Chrystusa. Autor owego tekstu zdaje się pozować, kreować na kogoś w rodzaju nihilisty czy wręcz satanisty.
Mniejsza już o to, że przez owych asów wielokrotnie został obrażony WK. Ale że takie zera mają czelność obrażać nawet samego Antoniego Macierewicza?! Człowieka ze wszech miar godnego szacunku! Wybitnego Polaka i prawdziwego patriotę zasłużonego w walce o niepodległość Ojczyzny! To już lekka przesada. No bo kim jest Komendant Wieży Babel czy ewentualnie jego Tajny Agent?! Kim są wobec Ministra Obrony Narodowej dumnego suwerennego państwa, z którym muszą się liczyć inne i które nie dopuszcza i nie zgadza się nawet na dyktat Brukseli?! Są dokładnie niczym! Przecież nie będziemy poważnie traktować tego, że Komendant chorągwi oraz jego syn agent mają takie hobby, że piszą wiersze. Wiersze piszą wszyscy. Rzymski cesarz Neron też miał ambicje poetyckie.
Tak więc doborowa czwórka asów nie popisała się pod wierszem WK. Nie popisali się pod żadnym względem. Ale czy inaczej było ze Squarcanem i Knechterem? Też nie zdołali powiedzieć nic mądrego. Kiedy festiwal pogardy trwał w najlepsze, WK myślał o całej rzeszy swoich wrogów nie tylko na Wieży Babel i Fantazmatach, ale również na kilku innych portalach, na których przyszło mu dłużej bądź krócej zagościć. Wszędzie przybywał z nową nadzieją, że spotka przyjaznych i uczciwych ludzi. Do nikogo z góry źle się nie nastawiał i nie miał uprzedzeń. A co przynosiła rzeczywistość? Zawód i jedno wielkie rozczarowanie. Wrogowie znajdowali się sami, nie trzeba było ich szukać. Zawsze chętni i gotowi, by wbić szpilę, tekst obrzydzić, zohydzić, podeptać i sponiewierać. Wychodzili ze swoich śmierdzących nor niczym szczury, apatyczni, wygłodniali i bezduszni. I wbijali zęby we wszystko, co wyszło spod jego pióra, chcąc zaspokoić swój dojmujący głód i chęć niszczenia.
Tak to wyglądało.
Zawiódł się nawet na ludziach, których darzył szczególną sympatią. Dziś był przekonany, że gdy w przyszłości zgaśnie gwiazda Oeone i historycy otworzą tajne archiwa Fantazmatów, dowiemy się, jak głównodowodząca chroniła prowokatorów i donosicieli, a kasowała jego posty, w których podjął obronę konieczną. W szczególności wyjdzie wtedy na jaw, jak rozprawił się z Tajnym Agentem, wyjątkowym podlecem i kanalią. Wypruł mu wszystkie flaki. Po czym ostrzegł, że jak nie zacznie zachowywać się przyzwoicie, to niech się nie łudzi, bo będzie permanentna wojna. Tamten odrzekł mu na to, że nie będzie wojny, bo on się poddaje. Cieszę się – odpowiedział WK – ponieważ też nie tęsknię za wojną. I dorzucił, że w takim razie proponuje zawarcie bezwarunkowego pokoju. I prawdopodobnie na tamtym etapie i w tamtej chwili konflikt by wygasł. Że rozgorzał na nowo, to zasługa Szczeszcza, który nie czekając, co postanowi zaprzysięgły wróg WK, przybył z odsieczą. Ten sam Szczeszcz, do którego wcześniej WK wyciągnął rękę ze znakiem pokoju, bo akurat zbliżały się Święta Wielkiej Nocy. Darował mu winy po tym, jak napadł na niego pod tekstem Tryumfalny powrót śmierci. A teraz ten wiarołomca rozpoczął na nowo wojnę z WK w imię solidarności z koleżką. Wszystko to wyjdzie kiedyś na światło dzienne. WK był o tym święcie przekonany. Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej Oeone nie zrobi czystki w swoich archiwach. Skoro wycinała niepoprawne politycznie komentarze, ukazujące się na forum na bieżąco, to co jej szkodzi, odpowiednio wcześniej, zrobić również porządek w archiwach. Miał tego świadomość i wiedział, że winien się także liczyć z tym, że z zemsty skasuje wszystkie jego teksty, jakie kiedykolwiek opublikował na Fantazmatach. Jednak pocieszające było to, że prawdy ostatecznie nie zwycięży i nie utopi w bagnie swoich krętactw, przeinaczeń i manipulacji.
Od kiedy sporo lat temu na paru portalach literackich rozpoczął swoją przygodę z pisaniem, komentował jedynie te teksty, które mu się podobały i uważał za wartościowe. I tak zostało po dziś dzień. Na palcach jednej ręki można by policzyć wszystkie te przypadki, kiedy w ramach rewanżu skrytykował tekst autora, który mu się wcześniej naraził. A już bodaj nigdy się nie zdarzyło, by pierwszy kogoś krytykował, to znaczy źle się obszedł z jakimś cudzym utworem. Oczywiście zawsze było więcej tekstów godnych uwagi, niż zdołał skomentować. Opiniował zaledwie niewielki ułamek wartościowych utworów. Nawzajem oczekiwał tego samego. To znaczy, żeby pod jego tekstami wypowiadali się tylko ci, lub dokładniej, jakiś tam jedynie promil z tych, którym dany tekst akurat się spodobał i uznali go za wartościowy. Jeśli nie będzie ani jednego takiego czytelnika, trudno. Nie będzie z tego powodu płakał. Jakoś to przeżyje. Zdawać by się mogło – zasada prosta i uczciwa. Jednak nie dla internetowych szczurów. I do czarnej rozpaczy doprowadzali go i doprowadzają wszelkiej maści malkontenci, krwiopijcy i prowokatorzy z owego szczurzego miotu, którzy gwałcą uczciwe zasady i pod jego tekstami urządzają sobie festiwale pogardy. Owe nędzne kreatury to z małymi wyjątkami wysokiej rangi funkcjonariusze, tego czy innego portalu, oraz zaprzyjaźnieni z nimi aspiranci i podlizywacze.
Są to wszystko ludzie podli, ludzie mali, dysponujący skromnym talentem, jeśli w ogóle jakiś posiadają, których największym literackim osiągnięciem będzie to, że uwieczni ich w swoich utworach. Sami zaś na kartach historii literatury zapiszą się jako nędzne karły, które obszczekiwały i opluwały prawdziwego poetę i pisarza Waldemara Kubasa.
Takie myśli i emocje mu towarzyszyły, gdy na Wieży Babel trwał w najlepsze festiwal pogardy pod jego wierszem. Festiwal, który swoim patronatem objął sam Komendant chorągwi. W ostatnim dniu festiwalu, na zmasowane, bezzasadne i perfidne ataki, skierowane w stronę WK, obszczekiwany nie miał już ani sił, ani chęci odpowiadać. Swoją odpowiedzią zaszczycił jedynie Komendanta i może jeszcze bywalca tawern, podchmielonego pirata z ksywką No. Odbyło się to w tej części festiwalu, kiedy Tajny Agent miał już za sobą pierwszy wytęp, natomiast Jes dopiero się do niego przygotowywał i sposobił, pragnąc zaśpiewać w chórze wiernych kompanów od kieliszka. WK napisał:

„Komendancie chorągwi, możliwie najkrócej odniosę się do niektórych spraw poruszonych w Twoich dwóch komentarzach.

Jeśli chodzi o sprawy tyczące historii literatury, to napisałeś parę dobrze znanych rzeczy, by nie powiedzieć truizmów, a zachowujesz się, jakbyś odkrył Amerykę. Przecież ja nie jestem jakimś epigonem Mickiewicza. To jedyny mój utwór, który nawiązując do twórczości wieszcza (zresztą dość przewrotnie), odnosi się wprost do jednego z jego wierszy i czerpie ze stylistyki. Oczywiście nie uważam swojego utworu za arcydzieło. Dałem zresztą temu wyraz w swojej mowie. Po Twojej jednak odpowiedzi widzę, że albo udajesz, albo faktycznie niewiele zrozumiałeś z tego mojego przemówienia. Tak czy owak pozostanę przy opinii, że utwór zatytułowany Do L*** to dobry wiersz. Mało tego. Nie gorszy od najlepszych wierszy na Wieży Babel. Wiem, brzmi to strasznie obrazoburczo i uzurpatorsko. Nic na to nie poradzę. Naturalnie Ty masz swoje zdanie. Jak mogłoby być inaczej?! No ale to niczego nie rozstrzyga. Mamy słowo przeciwko słowu.
Wciąż jesteśmy na początku i nadal nie wiemy, jakie właściwie jest przesłanie wiersza? No bo nie chodzi przecież wyłącznie o bezpośredni przekaz, w którym opowiedziana jest jakaś historia, nawiasem mówiąc, sama w sobie interesująca. Więc jak można rzetelnie ocenić utwór, jeśli już na starcie pomija się i bagatelizuje całą jego nadbudowę i mówi co najwyżej o strukturze wiersza. Tymczasem ta właśnie struktura jest taka a nie inna z racji owej nadbudowy. Śmiem twierdzić, że mój wiersz w ogóle nie został zrozumiany. Nie tylko przez Ciebie. Nic więcej nie powiem.
Jeśli nie wiesz, dlaczego nie skorzystałem z opcji „prywatne wiadomości”, to Cię informuję:
Ponieważ miałem poważne obawy, że któryś z hakerów Wieży Babel mógłby włamać się do mojej poczty i bezprawnie przeczytać wiadomość przesłaną L***. W dodatku taki drań mógłby bez skrupułów podzielić się nią z innymi. Kpiny, jakie towarzyszą tej konkretnej sprawie, obrażają nie tylko mnie, ale i Bogu ducha winną adresatkę. Nie świadczy to dobrze o Tobie.
[Z odnalezionej notatki WK: W prowadzonym pod moim wierszem dialogu kpili sobie również z tej mojej ostrożności Jes i Tajny Agent. Tak jakby nie wiedzieli, że hakerzy łamią szyfry i wkradają się do materiałów Pentagonu. A co mówić o mizernych zabezpieczeniach na Wieży Babel?]
Publicznie pozwoliłeś sobie nazwać mnie paranoikiem, a to już przestępstwo podpadające pod paragrafy kodeksu karnego. Ścigasz mnie za obrazę Eduarda Squarcana, gdy tymczasem sam nie przebierasz w środkach i obrażasz. To jakaś paranoja w Twoim wydaniu! Swoim niestosownym zachowaniem dałeś przykład, z którego natychmiast skorzystał, przesyłający swoje służbowe raporty w obie strony, donosiciel o kryptonimie Mirek. Inteligencją nie grzeszy, więc nie wymyślił nic nowego, a tylko w nieco zmienionej formie powtórzył Twoje wcześniejsze wyzwiska i insynuacje pod moim adresem. Symptomatyczne, że w żaden sposób nie zareagowałeś na jego niegodne zachowanie. A przybłęda przywlókł się nieproszony, po czym bez zdania racji i prostacko napadł na mnie. Jemu wolno?! Czyżby obowiązywały podwójne standardy?!
Nie wiem, jak można by wyjść z tego impasu. Może zastosować opcję zerową. Eduard Squarcan obraził mnie, ja obraziłem jego. I rachunki się wyrównały. W jego ostatnim komentarzu dostrzegam pojednawczy ton i szanuję to. Nie zamierzam też w przyszłości traktować go inaczej, jak tylko z należnym szacunkiem.
[Z odnalezionej notatki WK: Na tym etapie wojny jeszcze sądziłem, że pokój jest możliwy. Jednak kolejny wpis Eduarda Squarcana, na który ja już nie odpowiedziałem, przyniósł wiadomość, że tenże uważa, iż „wymyśliłem sobie” ów „pojednawczy ton”, bo on „nie zamierza rozmawiać z takim człowiekiem jak ja”, czy coś w tym rodzaju.]
Komendancie, do artykułu Gloinnen, zatytułowanego O stylizacji słów kilka, chętnie zajrzę, jak tylko się pozbieram i znajdę trochę czasu. Na razie mi tego nie ułatwiasz.
Zasmuciła mnie wiadomość dotycząca Napoleona Northa, który, jak piszesz, nagle odszedł z portalu. Oby nie było to związane z gwałtownym pogorszeniem się jego zdrowia. Trochę martwię się o niego, ale chcę wierzyć, że wszystko będzie dobrze…”

Po czym dwa słowa WK skierował do No: „Twój obrazek z wyspy piratów nieomal mi się spodobał. Natomiast będę udawał, że nie rozumiem, co chciałeś powiedzieć w związku ze swoim pluszowym misiem.
A że pracujesz dla Komendanta, nigdy nie miałem co do tego cienia wątpliwości. Za tę pracę zostałeś ostatnio nagrodzony promocją Twojego tekstu na portalu. Jak widzisz, nie uszło to mojej uwagi.”



Niekiedy bieg spraw powszednich z gruntu zaskakuje. Zdarza się, że pozytywnie. To wręcz niewiarygodne, że są jeszcze na Wieży Babel osoby, których światopogląd jest zgoła różny od tego, jaki prezentuje hałaśliwa czwórka asów z rozdania „Gazety Wyborczej”. Z pewnością jest takich osób więcej, jednak w tej chwili myślimy o samej Gloinnen. I pragniemy tutaj przytoczyć jej słowa, które napisała pod jednym z wierszy Zingary. Oto one:
„Szacun za wybór tematyki, ponieważ coraz częściej słyszy się zewsząd głosy obśmiewające Polaków za pamięć dla dramatycznych wydarzeń z naszej historii. Kpi się z przywiązania do tradycji, korzeni, szacunku zarówno wobec bohaterów, jak i bezimiennych ofiar minionego wieku, naznaczonego dwiema wojnami światowymi.
W polskojęzycznych ośrodkach opiniotwórczych mówi się o swoistej nekrofilii, pielęgnowaniu kultu martyrologiczno-funeralnego, zarzuca zaściankowość, anty-postępowość, zafiksowanie na uwsteczniających mentalnie i społecznie mitach. Polska historia i związane z nią rozmaite formy upamiętniania oraz oddawania czci, zajmują zatem drugie miejsce po Kościele Katolickim, jeśli chodzi o cel tej powszechnej szydery.
Dlatego cieszy mnie, że znajdują się jeszcze Autorzy, którzy nie ulegają tej tendencji. A wiersz napisany został w sposób bardzo dobry. Oszczędny, wyważony, operuje szczegółem i autentyzmem. Nie ma w nim patosu, dydaktyki, pomnikowości, nachalnego wciskania emocji. Właśnie dzięki temu te wersy brzmią wyjątkowo przekonująco i poruszają czytelnika. Staje się on niejako mimowolnym świadkiem tamtych wydarzeń, które, choć poetycko przetworzone, wciąż nie tracą swojego realizmu.”

Podobne słowa na krótko przywracają wiarę w człowieka. Gdyby nie wiedzieć, że ich Autorką jest Gloinnen, można by zasadnie sądzić, że wypowiedział je czy też napisał na łamach „Naszego Dziennika” ktoś z Radia Maryja. Oczywiście nie chcemy przez to powiedzieć, że Gloinnen jota w jotę wyznaje te same poglądy, co ludzie skupieni wokół toruńskiej rozgłośni. Aż tak to nie jest. Pewnie nie ze wszystkim mogłaby się utożsamić…
Niemniej jednak głęboki ukłon w stronę Gloinnen i wyrazy szacunku za te piękne i mądre słowa!



EPILOG

Komendant, polecając WK artykuł Gloinnen pt. O stylizacji słów kilka, albo sam niedokładnie go przeczytał, albo sądził, że WK przeoczy miejsce, które pasuje jak ulał zarówno do jego wiersza, zatytułowanego Do L***, jak i ogólnej sytuacji jako autora. Chodzi mianowicie o zdanie: „Stylizacja jednakże wcale nie musi ograniczać się jedynie do biernego przerysowywania wzorów. Poeta, który osiągnie już pewien poziom swobody w pisaniu i oderwie się od szablonów, potraktuje bowiem stylizację jako punkt wyjścia do zabawy z konwencją.”
Weźmy najpierw inny utwór WK, pt. W pamiętniku Zofii B. Otóż gdyby młody Juliusz Słowacki żył w naszych czasach, mógłby napisać taki właśnie wiersz, jak poniżej:


W pamiętniku Zofii B.


Niechaj mnie Zośka o wiersze nie prosi,
gdzie krew, szaleństwo i śmiertelna groza,
gdzie się z ciał ludzkich przykry odór wznosi,
na niebie zgasłym nie jaśnieje zorza.

Gdzie ptak nie przeleci, kwiat nie zakwitnie,
z nastaniem wiosny nadzieja nie zbudzi,
gdzie krwiste morze w bezruchu zastygnie,
świat jawi sceną oszalałych ludzi.

Niechaj mnie Zośka o wiersze nie prosi,
gdzie krew, szaleństwo i śmiertelna groza,
wiersz serca Zosi strachem nie porazi,
w tym celu lepsza Stefka Kinga proza.


Wiersz WK, nawiązując do znanego utworu Juliusza Słowackiego już poprzez samą dedykację, nie stosuje jednak tej samej stylistyki, co pierwowzór, również jego przesłanie oraz wymowa są inne. Tym niemniej stylistyka jest tradycyjna. Generalnie natomiast jest to ta sytuacja i ten przypadek, o których pisze wyżej Gloinnen.
Podobnie jest z drugim wierszem autorstwa WK, opatrzonym dedykacją Do L*** i odwołującym się do tradycji, który na Wieży Babel wzbudził tyle niechęci i pogardy. Gdyby wczesna młodość Adama Mickiewicza przypadła na początek XX wieku, wówczas genialny nastolatek, zakochany w młodej, powiedzmy trzydziestoletniej kobiecie, rozpoznając w sobie ogromny talent i potencjał twórczy, mógłby napisać taki właśnie wiersz, jak ten, którego Autorem jest WK. Utwór, w którym natchniony poeta odniósłby się do wiszących w powietrzu, nowych trendów w poezji, gdzie modne stają się rymy niedokładne oraz wiersz biały. Nieszczęśliwie dla siebie, jedną z emisariuszek owych mód, przychodzących do Ojczyzny z Paryża, poeta widzi w osobie swojej ukochanej, tytułowej L***, która jeszcze niedawno nie krzywiła się na poezję opartą na rymach dokładnych i gramatycznych i zachwycała wierszami słanymi jej przez młodocianego twórcę. Teraz jednak odwraca się do niego plecami. Młody geniusz doświadcza podwójnego rozdarcia. Wymyka mu się obiekt miłości, a jednocześnie inna poezja staje się powoli modna. Czuje jednak w sobie ogromne pokłady talentu i niewyobrażalnie wielki potencjał twórczy i przewidując przyszłość wie, że to właśnie on stanie się narodowym wieszczem i niebywałym rozmachem wysokiej, ponadczasowej poezji przyćmi całą chmarę nowoczesnych poetów. Zarówno tych żyjących współcześnie, jak i takich, którzy przyjdą po nim i tworzyć będą w przyszłości.
W tym wierszu WK czerpie ze stylistyki pierwowzoru, jak również tworzy jedenastozgłoskowiec, jak to uczynił Mistrz. Zachowuje również tę samą liczbę zwrotek, a więc dokładnie dziesięć.
I to w zasadzie wszystko. Jednak nikt z tych tak zwanych poetów i intelektualistów Wieży Babel nie poznał się na wierszu i nie potrafił go zinterpretować.
Oczywiście nic się wielkiego nie stało, życie toczy się dalej.



Postscriptum

Kiedy upłynął termin wyznaczony Waldemarowi Kubasowi przez Komendanta na przeproszenie EduardaSquarcana, a podsądny tego nie uczynił, suweren zdjął z forum wiersz niepoprawnego autora pt. Do L***. Jednocześnie wykasował wszystkie komentarze, jakie się wcześniej pojawiły pod wierszem. Na tym jednak nie koniec. Na podstawie swojej suwerennej decyzji Komendant zablokował Waldemarowi Kubasowi dostęp na forum Wieży Babel do 9 listopada 2017 r.
Tym samym wszelki ślad po wierszu zaginął i stało się tak, jakby nigdy nie istniał i nie wzbudził tak wiele emocji.

Jak już powiedziano wyżej, kiedy po napisaniu wiersza pt. Do L***, chciał się zalogować na portalu Fantazmaty, by umieścić tam swój najnowszy utwór, wyświetlił mu się komunikat, że ma blokadę do 3 sierpnia 2017. Jednak później, po tygodniu, odpowiadając na pytanie dotyczące jego przewinień, zarządzająca portalem napisała mu w mailu, że dostał blokadę (zakaz wstępu) na około trzy miesiące. Podkreślmy słowo „około”, które jest tu dość wymowne.
Ostatecznie jednak, gdy już upłynęły owe „około trzy miesiące” i 10 sierpnia br. zajrzał na Fantazmaty, chcąc wkleić niniejszą opowieść, wyraźnie zaskoczony zobaczył, że został „zbanowany”. Dwa znamienne słowa: „użytkownik zbanowany” widnieją w jego awatarze po dziś dzień i głoszą chwałę portalu Fantazmaty. Dodajmy, że ani sama zarządzająca portalem, ani nikt z jej funkcjonariuszy nie pofatygował się, by poinformować go o tej decyzji w osobnym mailu. Oczywiście nie otrzymał też żadnego „dokumentu” zawierającego uzasadnienie nałożonej na niego nowej kary, którą pracowicie przygotowano w czasie, kiedy odsiadywał wcześniejszy wyrok.



Apendyks

DO M***

Precz z moich oczu!... posłucham od razu,
Precz z mego serca!... i serce posłucha,
Precz z mej pamięci!... nie… tego rozkazu
Moja i twoja pamięć nie posłucha.

Jak cień tym dłuższy, gdy padnie z daleka,
Tym szerzej koło żałobne zatoczy…
Tak moja postać, im dalej ucieka,
Tym grubszym kirem twą pamięć pomroczy.

Na każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.

Czy zadumana w samotnej komorze
Do arfy zbliżysz nieumyślną rękę,
Przypomnisz sobie: właśnie o tej porze
Śpiewałam jemu tę samą piosenkę.

Czy grając w szachy, gdy pierwszymi ściegi
Śmiertelna złowi króla twego matnia,
Pomyślisz sobie: tak stały szeregi,
Gdy się skończyła nasza gra ostatnia.

Czy to na balu w chwilach odpoczynku
Siędziesz, nim muzyk tańce zapowiedział,
Obaczysz próżne miejsce przy kominku,
Pomyślisz sobie: on tam ze mną siedział.

Czy książkę weźmiesz, gdzie smutnym wyrokiem
Stargane ujrzysz kochanków nadzieje,
Złożywszy książkę z westchnieniem głębokiem
Pomyślisz sobie: ach! to nasze dzieje…

A jeśli autor po zawiłej probie
Parę miłośną na ostatek złączył,
Zagasisz świecę i pomyślisz sobie:
Czemu nasz romans tak się nie zakończył?...

Wtem błyskawica nocna zamigoce:
Sucha w ogrodzie zaszeleści grusza
I puszczyk z jękiem w okno zatrzepioce…
Pomyślisz sobie, że to moja dusza.

Tak w każdym miejscu i o każdej dobie,
Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,
Wszędzie i zawsze będę jak przy tobie,
Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił.
Ostatnio zmieniony 11 lis 2017, 16:06 przez Waldemar Kubas, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#2 Post autor: eka » 10 lis 2017, 15:46

Waldemar Kubas pisze:
10 lis 2017, 10:47
Druga natomiast z całą mocą podkreśla, że od początku do końca opowieść jest wytworem chorej wyobraźni autora i nie warto sobie nią zawracać głowy. Za tą ostatnią wykładnią przemawia niebagatelna okoliczność, że w zasadzie nie ma żadnego fizycznego śladu, który by dowodził, iż rzeczone wypadki istotnie miały miejsce. Stało się tak za sprawą administracji Wieży Babel, która w swoim czasie skasowała niewygodne treści i tym samym zadbała o to, by zlikwidować wszelki trefny ślad.
Uprzejmie informuję Autora i Czytelników niniejszego opowiadania, że po zalogowaniu się tutaj:
dowody-zbrodni-f47/topic-t24717.html
znajdą tytułowy wiersz i komentarze pod nim.

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#3 Post autor: skaranie boskie » 16 lis 2017, 18:17

No i proszę.
Wrócił Waldek i wróciły teorie rodem z "Nowego porządku".
Przyznam, że nie dałem rady doczytać do końca tych bredni. Może to i dobrze, bo podobno znów szkalujesz, a może nawet i obrażasz. Zastanawiam się, czy nie założyć nowego działu pt "Portalikal fiction", w którym mógłbyś snuć te swoje fantasmagorie i wyżalać się nad ogólnoświatowym spiskiem wymierzonym w twoją osobę. Ciekaw jestem, kiedy zaangażujesz w śledzenie siebie najtajniejsze wydziały najpoważniejszych wywiadów świata, z prezydentami USA, Rosji i Chin na czele. Wszystko przed Tobą, Waldemarze. Tylko błagam - nie pisz tego tak nudnie. Wymyśl jakąś sensowną fabułę, może kilka wątków, parę trupów itp. A najlepiej pisz to wszystko sympatycznym atramentem.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Waldemar Kubas
Posty: 53
Rejestracja: 12 lis 2014, 16:19
Lokalizacja: Wrocław

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#4 Post autor: Waldemar Kubas » 17 lis 2017, 13:01

No i proszę. Zaszczycił mnie swoim komentarzem sam Skaranie boskie. Na wstępie bez żenady przyznaje, że nie zdołał przeczytać opowiadania do końca, a odnośną opinię wyrobił sobie na podstawie tego, co zasłyszał na ten temat od osób trzecich.

Tak czy owak cieszę się, Skaranie, że się pokazałeś, inna rzecz, czy napisałeś coś mądrego. Przyświecał Ci wszak cel łatwy do przejrzenia. Całkowicie zdyskredytować tekst autora, a jego samego sprowokować. (Zabezpieczając się, wziąłem podwójną dawkę leków). W każdym razie za sprawą Twojego komentarza moja oglądalność wzrośnie, a już myślałem, że te czterdzieści parę odsłon to szczyty moich możliwości w tym względzie. Tymczasem zanosi się sześćdziesiąt parę. Z twojego wpisu, ze zrozumiałych względów, nie jestem do końca zadowolony, zwłaszcza że zanim go zamieściłeś nachodziła mnie idiotyczna myśl, że może zgłosisz ten mój tekst do prozy miesiąca, albo też w jakiś inny sposób zechcesz go wypromować. Na przykład za pomocą tej sympatycznej, staroświeckiej tuby, która pojawiła się na Wieży Babel w czasie mojej odsiadki jako nowy i miły dla oka i ucha nabytek. Niestety po tym Twoim komentarzu moje nadzieje zostały pogrzebane.

Żałuję, że w Twojej osobie nie pozyskałem dla siebie czytelnika, co więcej, jak już wyżej wspomniano, mojego nudnego opowiadania, w którym nie ma ani jednego trupa, nie dałeś rady doczytać do końca. No ale tak się zwykle dzieje, gdy miłośnik kryminałów przypadkowo trafi na literaturę z gruntu ambitną. Szkoda, że nie dobrnąłeś do końca, ponieważ tekst zasługuje na to. Jest wielowymiarowy i stanowi prawdziwą kopalnię wątków i problemów. Między innymi rozprawiłem się w nim ostatecznie z bzdurami, mitami i bredniami, które w majestacie prawa funkcjonują na Wieży Babel (i kilku podobnych placówkach), tworząc razem wypaczony obraz rzeczywistości. Stworzenie interesującej fabuły i obalenie wszystkich tych bredni i farmazonów to taki mój skromny wkład w rozwój polskiej poezji i prozy internetowej. Zdaję sobie sprawę, że oficjalnie ani Ty, ani nikt inny z Wieży Babel nie przyzna mi racji w czymkolwiek, jednak stopniowo i poniekąd cichcem będziecie w swoich wierszach wdrażać to, co z taką zaciekłością tępiliście w mojej poezji i o co ja z niemałym poświęceniem walczyłem od samego początku. Zresztą już są pierwsze oznaki tego nowego podejścia i chcąc nie chcąc będę miał niejaką satysfakcję, że mogliście się czegoś ode mnie nauczyć.

To miłe, że chociaż nie jesteś moim fanem, zachęcasz mnie do dalszego pisania, a nawet zastanawiasz się nad założeniem nowego działu, który byłby poświęcony mojej twórczości i nosił tytuł „Portalikal fiction”. Jak nie być wdzięcznym za okazaną mi wspaniałomyślność! Tylko czy nie chodzi Ci przypadkiem o to, aby tę moją twórczość zmarginalizować i zepchnąć na peryferie Wieży Babel, a może wręcz zatopić w najgłębszych jej czeluściach?! Pytanie retoryczne i nie oczekuję na nie odpowiedzi. Jednak gdy się zdecydujesz i zepchniesz mnie na peryferie swojego poletka, czy wręcz strącisz do piekieł, którego adres Eka była uprzejma podać wyżej, ja będę się musiał zastanowić, czy nie poszukać jakiegoś innego miejsca, gdzie moja twórczość nie będzie dyskryminowana. Ty zaś przyjacielu rozważ, czy w takim przypadku, kiedy by to się stało i znalazłbym przyjazne dla siebie miejsce, czy wówczas nie poniesiesz z tego tytułu większych szkód.

Naturalnie mam świadomość, że ewentualne znalezienie przyjaznego miejsca wcale nie będzie łatwe. Zwłaszcza że odejdę z portalu, który się nim mieni. A więc właśnie przyjaznym. Poza tym, uprzedzając te moje ewentualne poszukiwania wystosujesz do swoich kolegów właścicieli podobnych placówek list przewodni, w którym ich poinformujesz o stwarzającym kłopoty osobniku, który właśnie udał się w podróż z myślą znalezienia portalu, na którym mógłby obrażać i siać zamęt. Aby temu zapobiec zawrzecie tajne Porozumienie Właścicieli Portali Literackich i Mediów Społecznościowych, w wyniku którego udaremni mi się wstęp na którykolwiek z tych przybytków. Ale może nie pójdzie wam tak gładko. Pozostaje mi wierzyć, że pomimo ogólnej nagonki któryś z rzeczonych właścicieli wyłamie się, nie podpisze haniebnego aktu i tym samym udzieli mi gościny.

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#5 Post autor: Alicja Jonasz » 18 lis 2017, 13:00

Zawikłana historia :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Waldemar Kubas
Posty: 53
Rejestracja: 12 lis 2014, 16:19
Lokalizacja: Wrocław

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#6 Post autor: Waldemar Kubas » 18 lis 2017, 16:58

Trochę jestem zaskoczony, że odebrałaś tę historię jako „zawikłaną”. Zwłaszcza że moim zamiarem nie było, żeby ją sztucznie zawikłać. Mało tego, w moim głębokim przekonaniu jest klarowna, a ewentualne meandry są rezultatem trudnej materii, z jaką musiałem się zmierzyć, inaczej mówiąc, są pochodną skomplikowanej rzeczywistości, którą należało przybliżyć, opisać i zobrazować. Nie ma w niej zatem zbędnych, niepotrzebnych zawiłości czynionych jedynie sztuka dla sztuki.

Odpowiadam Ci z należną uwagą, ponieważ w tej chwili zakładam, że Twoja opinia nie ma zabarwienia pejoratywnego i nie napisałaś jej po to, żeby psuć mi krew. Owszem, nie wszystko w moim opowiadaniu jawi się dla Ciebie jako jasne, klarowne i przejrzyste, są pewne epizody, sformułowania czy ujęcia, których do końca nie rozumiesz. Tak to więc widzisz i czujesz, jeśli wejść na moment w Twoją skórę.

Ale co zrobić z tym fantem? Sprawa nie jest prosta i łatwa do rozwiązania. Z różnych względów nie chciałbym publicznie wdawać się w szczegółową analizę mojego utworu. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i mi to wybaczysz.

Dziękuję za zainteresowanie moim tekstem (uśmiech).

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#7 Post autor: Alicja Jonasz » 18 lis 2017, 21:12

Nie bądź zaskoczony! Ja po prostu inaczej traktuję to, co tutaj się dzieje - to przecież nie jest prawdziwy świat, nie dotyka mnie aż tak bardzo, nie porusza tak mocno strun we mnie, nie wyzwala tak silnych emocji. Zbananują - trudno, skrytykują - a może coś na tym zyskam, wyrzucą - pięknie, czytam... a przede wszystkim piszę, do nikogo nie mam pretensji...
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Waldemar Kubas
Posty: 53
Rejestracja: 12 lis 2014, 16:19
Lokalizacja: Wrocław

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#8 Post autor: Waldemar Kubas » 19 lis 2017, 13:27

Chyba początkowo źle Cię zrozumiałem. Wydawało mi się, że pisząc „zawikłana historia” masz na myśli, że moja opowieść jest dla Ciebie mało czytelna. Przynajmniej miejscami trudna do rozwikłania. Tymczasem z tego drugiego wpisu wnioskuję, że może bardziej chodziło Ci o to, że mocno zapętliły się moje relacje z Administracją oraz niektórymi użytkownikami portalu, relacje, które mają miejsce w rzeczywistości, i właściwie nie ma widoków na jakąś poprawę stosunków i pozytywny finał. Masz rację. W rezultacie wszystko zdaje się zmierzać do ostatecznego wyrzucenia mnie z portalu. No bo nie wiem za co mieliby zbanować Ciebie?! Jesteś zdystansowana, spokojna i jest Ci to obojętne, ponieważ w żadnym stopniu nie dotyczy Twojej osoby. I dobrze, że nie dotyczy. Tak trzymać! I nie przejmować się niczym.

Piszesz, że do nikogo nie masz pretensji. Fajne uczucie. Też bym tak chciał…

Dobrej niedzieli (uśmiech).

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#9 Post autor: Alicja Jonasz » 19 lis 2017, 13:45

Po prostu pisz, Waldemarze, a na pewno i ja przy tym skorzystam, czytając Twoje opowieści, które mam nadzieję pójdą w innym kierunku niż ta powyżej. Wyrzuciłeś z siebie "pocisk" emocji (żalu, gniewu, niezgody). Mam nadzieję, że Ci lżej. Wyczuwam w Twoim pisaniu ogromny ładunek możliwości - po co marnotrawić czas na wirtualną walkę z wiatrakami? Przejmuję się wieloma sprawami, no ale na pewno nie tym, że ktoś pominął mój tekst, nie skomentował go albo skomentował bardzo krytycznie. W końcu upubliczniam go właśnie w tym celu, by ktoś wypowiedział się szczerze, co o nim sądzi. I wcale nie spodziewam się, że pisząc opinię pod czyimś tekstem, autor owego tekstu mi się zrewanżuje. Dobrze jest, gdy ludzie czytają to, co tutaj publikujemy. Dla mnie Twój tekst jest zawikłany. Piszesz, że na portalach społecznościowych grasują zbójnicy - szajki mające na celu wyeliminowanie konkurencji (w tym prawdziwe talenty). Nic na to nie poradzę, dobra literatura się obroni, prawdziwy twórca rozwinie, nic go nie stłamsi, będzie pisał niezależnie od sytuacji... Pozdrawiam, Waldemarze :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Waldemar Kubas
Posty: 53
Rejestracja: 12 lis 2014, 16:19
Lokalizacja: Wrocław

Dramatyczna historia pewnego wiersza

#10 Post autor: Waldemar Kubas » 19 lis 2017, 16:50

Tym razem wyjaśniło się, co tak naprawdę rozumiesz pod słowami „zawikłana historia”. I powtórzyłaś to raz jeszcze mówiąc, że dla Ciebie tekst jest zawikłany. A owo „zawikłanie” w odniesieniu do tekstu czy też opowiedzianej w nim historii wiążesz z wizją opisanej tam rzeczywistości, która Ci nie odpowiada i z którą się nie zgadzasz. W szczególności nie do zaakceptowania są przez Ciebie owi „grasujący na portalach społecznościowych zbójcy”, o których ja jako autor często piszę w swoich opowieściach. Innymi słowy nie tylko nie zgadzasz się z takim podejściem do sprawy, ale czynisz autorowi zarzut w postaci błędnego, Twoim zdaniem, opisywania rzeczywistości. No i tutaj już się zagalopowałaś. Nie oceniasz bowiem samej literatury, tylko przedstawioną tam wizję rzeczywistości, a że ta wizja Ci się nie podoba, nie odpowiada Ci, to tym samym swój zarzut, w formie nieco zawoalowanej, kierujesz w stronę właśnie literatury. Tymczasem sprawa jest bardziej skomplikowana. Po pierwsze, kto powiedział, że nie jest prawdą to, co ja piszę, a po drugie, jeśli nawet nie jest to prawda, to jako autor mam prawo tak widzieć rzeczy i tak je opisywać. Nie mówiąc już o tym, że narrator w literackim tekście ma prawo mówić, co mu się żywnie podoba. Czytelnik natomiast może się z tym czy innym, co wygaduje narrator, zgadzać lub nie, natomiast nie wolno mu przez pryzmat „światopoglądu” owego narratora oceniać danego utworu literackiego.

Skro już przywołaliśmy rolę narratora, należy przypomnieć, że pomimo iż w moich tekstach często narrator nosi moje imię i nazwisko, to jednak pozostaje narratorem i w pełni nie powinno się mnie utożsamiać z nim. Moje teksty chociaż są przesycone wątkami autobiograficznymi, jak również własnym spojrzeniem i światopoglądem, to przecież nie są pełną i wyłączną emanacją mojej osoby. To nie są pamiętniki czy też dziennik, który życzeniem autora zostanie otwarty dopiero sto lat po jego śmierci. Krótko mówiąc, rzeczy pisane przeze mnie i ta tak zwana rzeczywistość to trochę dwie różne dziedziny i moje pisanie nie odwzorowuje owej rzeczywistości w stosunku jeden do jednego.

Na wstępie swojego komentarza wyrażasz nadzieję, że w przyszłości „moje opowieści pójdą w innym kierunku niż ta powyżej”. Niestety, Alicjo, nie mogę Ci tego obiecać. W Twoim oczekiwaniu kryje się chęć przemeblowania mnie od środka, przetasowania mojego światopoglądu oraz mojej wizji rzeczywistości. W tym aspekcie zachowujesz się jak typowa kobieta. Jak tylko pozwoliłem Ci cokolwiek zbliżyć się do siebie, od razu chcesz mnie zmieniać. Tymczasem ja chciałbym, abyś mnie zaakceptowała w pełni i przyjęła z całym dobrodziejstwem inwentarza albo wcale.

Pewnie zagmatwałem Ci wszystko jeszcze bardziej. Ale trudno. Nie wyjaśnię już nic więcej.

Nawzajem pozdrawiam (uśmiech).

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”