Dom na nawiedzonym wzgórzu

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#1 Post autor: Gunnar » 10 lis 2017, 16:08

DOM NA NAWIEDZONYM WZGÓRZU

Dom stał w dość osobliwym miejscu – na wzgórzu pod lasem, na skraju osiedla domków jednorodzinnych. Na każdym, kto widział go po raz pierwszy, sprawiał przytłaczające wrażenie. Trzy dolne kondygnacje zbudowane były z kamienia. Gzymsy ozdobione płaskorzeźbami i figurkami gargulców zdających się obserwować przybyszów przyprawiały o gęsią skórkę. Dwa najwyższe piętra zbudowano z drewna. Ściany i stropy były grube, a w środku zawsze panował chłód i wilgoć. Dzieci z osiedla opowiadały sobie o nim straszne historie i raczej nie zapuszczały się w jego pobliże. Powstał na początku XVIII wieku jako szlachecka posiadłość. Po wojnie zarówno dom, jak i należące do niego ziemie znacjonalizowano. Pozwolono jednak starym właścicielom zając kilka izb. Resztę podzielono na mieszkania i zakwaterowano bezrolnych chłopów. Teraz mieszkało w nim tylko dwoje potomków dawnych właścicieli – starsza pani Helenka i jej bratanek Rafał. Na parterze lokale zajmowała samotna kobieta z dzieckiem, stary alkoholik i rodzina Malickich z dwójką małych dzieci. Na piętrze starsze małżeństwo Nowaków i Rafał, trzecie mieszkanie zaś pozostawało puste. Na drugim piętrze studentka historii Jolka, starsza schorowana pani Stefania i ciotka Rafała, Helena, która jednocześnie opiekowała się budynkiem jako administratorka. Ostatnie drewniane piętra od dawna były niezamieszkałe. Dostępu do nich broniły potężne drzwi zamykane na rygiel i dwie ciężki, żelazne kłódki. Klucze posiadała jedynie pani Helenka, która i tak nigdy tam nie zaglądała. Nawet wśród mieszkańców domu krążyły legendy o tym, co może znajdować się na tych piętrach. Z pewnością mogły skrywać tajemnice szlacheckiego rodu, o ile wszystko nie zostało rozkradzione po wojnie. Wkrótce jednak dociekania te miały się stać bezcelowe.

Zbliżał się koniec października. Jesienne ocieplenie miało się ku końcowi. Rafał wracał późnym wieczorem po dniu spędzonym u kolegi z uczelni, Karola. Od ostatniego przystanku autobusowego był jeszcze spory kawałek drogi. Zbliżając się, zobaczył słup dymu unoszący się nad drzewami oddzielającymi osiedle od podwórka jego kamienicy. Choć jeszcze nie widział domu, przeczuwał, co mogło się wydarzyć. Szybko skojarzył wozy strażackie, które mijały go, gdy jechał autobusem. Potwierdziły się najgorsze przypuszczenia. Dwa ostatnie piętra dymiły osmolone od ognia. Było już po akcji gaśniczej. Przed domem stali ewakuowani mieszkańcy. Wokół migotały światła wozów strażackich i karetki pogotowia.
- Widziała pani moją ciocię? – spytał zaniepokojony Rafał, podchodząc do pani Stefanii.
- Widzisz, co to się Rafałku porobiło. – Drobna staruszka pokręciła głową nie odpowiadając na pytanie.
- Twojej cioci nie było w mieszkaniu, strażacy sprawdzili – poinformowała stojąca niedaleko pani Nowakowa. – Może poszła do sklepu.
Dopiero po chwili Rafał zdał sobie sprawę, jak niedorzeczne jest przypuszczenie sąsiadki. Ciotka zawsze chodziła na zakupy rano, z pewnością wieczorem nigdzie by się nie włóczyła. Kierujący akcją kapitan straży potwierdził tylko, że przeszukano cały budynek i pani Helenki w nim nie było.
- To na pewno zwarcie przedwojennej instalacji. A mówiłem, przecież mówiłem, ale nikt nie chciał słuchać – wściekał się pan Nowak, aż żyłka na czole mu drgała – ale miasto nic nie mogło zrobić, bo oczywiście ten przeklęty dom nie ma uregulowanej sytuacji prawnej. – Była to aluzja do ciotki Rafała i tego, że mogłaby się starać o zwrot całej kamienicy.
Łysiejący mężczyzna o przysadzistej budowie machał rękoma tak energicznie, że stojący nieopodal sąsiedzi odruchowo zwiększyli dystans.
- Kochanie, nie denerwuj się. – Żona pana Nowaka jak zwykle starała się go uspokajać.
- Czy będziemy mogli wrócić na noc do domu? – spytał inżynier Malicki, do którego tuliła się dwója wystraszonych dzieciaczków.
- Jak tylko zabezpieczymy pogorzelisko. Musimy ocenić, czy pożar nie zagroził konstrukcji budynku – zapewnił kapitan. – Jeśli będzie trzeba, wszystkim zostaną przydzielone lokale zastępcze.
Okazało się to jednak zbędne. Strażacy zabezpieczyli miejsce pożaru (co ograniczyło się do przyklejenia czerwonej taśmy na schodach prowadzących na ostatnie piętra) i pozwolili wszystkim wrócić do mieszkań. Oględziny pogorzeliska pozostawili sobie do kolejnego ranka. Rafał nie mógł zrozumieć, dlaczego tylko on zaniepokoił się zniknięciem ciotki. Zasnął z przekonaniem, że jutrzejszy dzień wszystko wyjaśni.

Obudziło go głośne stukanie do drzwi. Rzucił standardowe „chwileczkę”, wskoczył w spodenki i koszulkę, i poszedł otworzyć. Jego zdumienie nie miało granic, gdy w drzwiach zobaczył dwóch policjantów. W głębi korytarza stała grupka lokatorów, zawzięcie o czymś dyskutując.
- Czy pan jest bratankiem pani Heleny zarządzającej tą kamienicą?
- Tak. – Rafał dostrzegł, że w tym momencie wszyscy lokatorzy ucichli.
- Mamy dla pana przykrą wiadomość. Podczas przeszukiwania pogorzeliska znaleźliśmy ciało pańskiej ciotki.
Rafał otwarł na oścież drzwi, cofnął się do mieszkania. Czując w mięśniach nagłe osłabienie, usiadł na łóżku, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Wiemy, że to trudna sytuacja – dodał po chwili milczenia jeden z policjantów – ale musimy zadać panu, jak i wszystkim lokatorom kamienicy, parę pytań odnośnie wczorajszego dnia. Za chwilę podjadą samochody i zabierzemy państwa na komendę.

Przesłuchanie trwało kilka godzin. Każdy mieszkaniec domu musiał odpowiedzieć na szereg szczegółowych pytań odnośnie tego, co porabiał poprzedniego dnia. Oficjalnie sprawa dotyczyła ustalenia przyczyny pożaru. Wyniki sekcji zwłok nie były jeszcze znane. Na miejscu cały czas pracowali policyjni specjaliści, zbierając ślady. Rozważano trzy wersje – zwarcie instalacji elektrycznej, zaprószenie ognia przez kogoś z lokatorów lub celowe podpalenie. Stąd też mieszkańcy byli wypytywani, czy nie widzieli podejrzanych osobników kręcących się w okolicy. Około południa wszystkich odwieziono do domu.

Pogrzeb odbył się na miejskim cmentarzu w chłodzie październikowego poranka. Stawili się wszyscy mieszkańcy kamienicy, nawet alkoholik Zenek. Najbardziej rozpaczała pani Stefania, najbliższa koleżanka zmarłej. Trumna skryła się pod kobiercem kwiatów i wieńców. Mieszkańcy kamienicy nie zaznali jednak spokoju nawet w takim dniu. Po południu pod dom zajechało kilka radiowozów. Wszyscy zeszli na dół.
- Czego wy jeszcze od nas chcecie? – spytał odziany w grzeczny sweterek pan Malicki.
- Nie niepokoilibyśmy państwa z błahych powodów – rozpoczął obeznany w trudnych rozmowach oficer Mazurkiewicz. – Jednak już zezwalając na pogrzeb, dysponowaliśmy pełnym raportem z sekcji zwłok. Jednoznacznie wynika z niego, że pani Helena został ogłuszona, a drewniane piętra waszego domu celowo podpalone.
- Święty Boże! – zawołała pani Nowakowa. – Chce pan powiedzieć, że pani Helenka została zamordowana?
Oficer Mazurkiewicz potwierdził wymownym spojrzeniem.

Tym razem przesłuchanie przebiegało w nerwowej atmosferze. Każdy musiał przedstawić swoje alibi, odpowiedzieć, kiedy ostatni raz widział zmarłą i jakie łączyły go z nią stosunki. Większość lokatorów po powrocie nie miało już ochoty na nic i położyło się spać. Cześć rozprawiała jeszcze przez chwilę na korytarzu o przesłuchaniu. Rafał należał do tych pierwszych.

Następnego dnia odbywał się piknik studencki w miasteczku akademickim. Rafał wcale nie miał ochoty tam iść, ale umówił się z Karolem na piwo. Na akademikach trwała zabawa. Gwar mieszał się z unoszącym się w powietrzu aromatem grilowanego mięsa. Przyjaciele usiedli na schodach jednego z budynków, trochę na uboczu, by spokojnie porozmawiać.
- Ten cały pożar to dziwna sprawa. – Karol zamyślił się. – I policja jest pewna, że twoja ciotka została zamordowana?
- Tak – potwierdził Rafał, błądząc wzrokiem gdzieś po zielonej trawie. – Tylko kto mógł to zrobić?
- Może jakiś włamywacz?
- Tylko że nic nie zginęło. Poza tym, co ciotka robiłaby z włamywaczem na strychu?
- Myślisz, że to ktoś z kamienicy?
- Myśl, że dalej mieszkam w jednym domu z mordercą, jest najbardziej przerażająca. – Rafał wzdrygnął się, odkładając pustą puszkę.
- Ale przecież u ciebie sami spokojni ludzie mieszkają? A ten alkoholik? – Karol rzucił podejrzenie na lokatora z parteru
- Zenek?
- No on. Mówiłeś, że kiedyś agresywnie zaczepiał twoją ciotkę o pieniądze.
- Tak, ale to było dawno. Takie akcje zdarzyły mu się ze dwa razy. Zazwyczaj jest spokojny.
- Może w zeszłym tygodniu trochę przesadził z agresją? – Aluzje Karola robiły się coraz bardziej wyraźne.
- Kto wie, może. – Rafał ciężko westchnął. – Właśnie nie wiem, co robił Zenek, jak wszyscy staliśmy wtedy pod kamienicą. Pamiętam tylko, że stary Nowak strasznie się pieklił.
- O, a ten Nowak, to zawsze taki agresywny?
- Wiesz, czasami zdarzało się, że…
Rozmowa automatycznie ucichła, gdy do chłopaków siedzących na schodach podeszła dziewczyna ubrana w jeansy i obcisłą różową bluzeczkę. Jej twarz wydała się Rafałowi znajoma.
- Część Rafał – przywitała się z wręcz uwodzicielskim tonem.
- Część. – Dopiero teraz chłopak rozpoznał Jolkę, mieszkankę kamienicy i studentkę historii.
- Chciałabym z tobą porozmawiać, czy mógłbyś do mnie wpaść wieczorkiem? – Popatrzyła zalotnie, pochylając się nad nim tak, że poczuł ogórkowe perfumy. Bujne blond loki opadały jej na ramiona.
- Jasne – zaskoczony automatycznie się zgodził.
- No to do zobaczenia. – Dziewczyna z szerokim uśmiechem szybko znikła w tłumie studentów.
- Skąd znasz taką gorącą laskę? – Karol trącił przyjaciela w ramię.
- Mieszka w mojej kamienicy.
- Mieszka u ciebie taki towar i nigdy o niej nie wspominałeś?
- Nie było o czym. Ledwo ją poznałem w tych ciuchach i fryzurze.
- Na co dzień inaczej się nosi?
- To szara myszka, zawsze widziałem, jak biega w spódnicy, z wielkimi okularami na nosie, a włosy ma spięte z tyłu jakąś babciną spinką.
- Może wreszcie postanowiła o siebie zadbać. Musisz to wykorzystać stary. – Karol roześmiał się
Rafał porzucił myśl, o czym to Jolka chciała rozmawiać. Skierował rozmowę na inne, bardziej nurtujące go kwestie. Karol wysunął teorię, że włamywacz sterroryzował Helenkę i kazał się zaprowadzić na ostatnie piętra, spodziewając się znaleźć tam jakieś skarby. Potem ogłuszył ją, a dom podpalił, by zatrzeć ślady. Jednak taka wersja nie przemawiała do Rafała. Ciotka była osobą, która potrafiła się bronić w razie napaści, co już kiedyś udowodniła. Ponadto, w tym czasie większość lokatorów była w kamienicy i nikt nie zauważył nikogo obcego. Niestety, nic innego nie przychodziło mu do głowy. Czas przy piwie, muzyce i szaszłykach leciał szybko. Ciepło dnia zaczęło się rozpływać w cieniu nadchodzącej nocy.

Wracał drogą od przystanku do domu. Chłód październikowego wieczora przeszywał jego bluzę. Przyspieszył kroku, gdy nagle podjechał do niego radiowóz. Rafał przystanął. Z samochodu wysiadł oficer Mazurkiewicz prowadzący sprawę pożaru.
- Coś się stało? – zagadnął niepewnie chłopak.
- Słuchaj – zaczął powoli policjant – twój kolega Karol i jego matka potwierdzili twoje alibi.
- Miał pan co do tego wątpliwości?
- Nie, nie zrozum mnie źle – oficer zdobył się na słaby uśmiech – procedura tego wymaga. Wiem, że nie miałeś nic wspólnego ze śmiercią swojej ciotki. Jednak alibi kilku lokatorów budzi co najmniej wątpliwości. Chciałbym z tobą porozmawiać. Jako lokator domu możesz nam bardzo pomóc w rozwiązaniu tej sprawy.
- Chce pan rozmawiać teraz? – Rafał jeszcze bardziej wtulił się w bluzę.
- Nie. – Tym razem oficer uśmiechnął się całkiem szczerze. – Mógłbyś przyjść jutro na komisariat?
- Postaram się – rzucił Rafał, i nie czekając na ciąg dalszy, odwrócił się i ruszył swoją drogą.
Mazurkiewicz popatrzył przez chwilę na oddalającego się chłopaka, wrócił do radiowozu i odjechał.

Następny dzień był ładny, ale chłodniejszy od poprzedniego. Rafał po zajęciach na uczelni udał się na komisariat, jak obiecał Mazurkiewiczowi. Policjant ponad miarę starał się stworzyć przyjemne warunki konwersacji. Poczęstował herbatą i ciastkami, zagadał o studia, cały czas się uśmiechał. Spoważniał dopiero, gdy przeszli do meritum.
- Co prawda nie wykluczyliśmy jeszcze zewnętrznego napastnika, ale skłaniamy się do wersji, że to ktoś z lokatorów. Muszę ci powiedzieć, że nie wszyscy maja takie alibi jak ty. Prawdę mówiąc, mam zastrzeżenia do większości. – Rafał odpowiedział tylko zdziwieniem, oficer spoczął za biurkiem – Ale po kolei. Parter. Samotna kobieta z dzieckiem.
- Marta, uciekła od męża alkoholika.
- Tak, przed pożarem, jak zeznała, korzystając z ładnej pogody, spacerowała w okolicy domu z wózkiem. Potwierdzają to dzieci Malickich, które bawiły się w tym czasie na podwórzu, ale o nich później. Zeznała też, że nie widziała nikogo obcego w pobliżu. Zauważyła dym, pobiegła do pana Malickiego, który zadzwonił po straż.
- To nie ona – skonstatował Rafał.
- Nie, nie ona. Jednak do jej sąsiada z parteru nie można mieć tyle pewności.
- Zenek, ten stary alkoholik?
- Tak, Zenon Kowal, lat pięćdziesiąt cztery, bezrobotny. W aktach jest, że policjanci dwa razy interweniowali w jego sprawie?
- Bo Zenek tylko te dwa razy zrobił awanturę. Zazwyczaj jest spokojny.
- Hmm… Nie zmienia to jednak faktu, że w czasie całego zajścia przebywał w kamienicy, jak zeznał, sam w swoim mieszkaniu. Wyprowadzili go z niego dopiero strażacy. Więc staje się naszym pierwszym podejrzanym. Idźmy dalej. – Mazurkiewicz wziął kolejny skoroszyt ze stosiku na biurku. – Maliccy, stateczna rodzina, dzieci bawiły się na dworze, rodzice po obiedzie odpoczywali w mieszkaniu do czasu, gdy o pożarze nie zaalarmowała ich Marta.
- Budzą jakieś wątpliwości?
- Nie, nie. – Oficer raz jeszcze rzucił okiem na ich zeznania, odłożył i wziął kolejny skoroszyt. – Na parterze oprócz ciebie mieszkają tylko Nowakowie.
- Tak, starsze bezdzietne małżeństwo. Pan Nowak to trochę furiat.
- Furiat? Dlaczego?
- Sprawia wrażenie spokojnego, ale bardzo łatwo wyprowadzić go z równowagi. Nie raz krzyczał na dzieci Malickich, bo podobno za głośno biegały po schodach.
- Pani Nowakowa zeznała, że pracowała w ogródku, co potwierdzają bawiące się tam dzieci. Jednak pan Nowak alibi nie ma. Przebywał w domu sam.
- Czyli oprócz Malickich, którzy nawzajem zapewniają sobie alibi, było jeszcze dwóch mężczyzn: Zenek i pan Nowak, którzy byli w mieszkaniach sami? – zapytał Rafał starając uporządkować sobie w głowie informacje.
- W kamienicy przebywało siedem osób. Oprócz tych przez ciebie wymienionych jeszcze trzy kobiety – mieszkanki drugiego piętra Jolanta, Stefania i twoja ciotka Helena.
Rafał nagle przypomniał sobie, że miał wczoraj odwiedzić Jolkę. Jego myśli się rozproszyły.
- Przypomniałeś sobie coś? – Oficer zauważył rozkojarzenie chłopaka.
- Nie, to znaczy tak, ale nie związanego ze sprawą, przepraszam, już pana słucham.
- Pani Jolanta, studentka historii, uczyła się, sama – kontynuował policjant. – Pani Stefania także przebywała w domu sama. Jednak ze względu na jej wiek, problemy z chodzeniem i ogólny stan zdrowia nie mam wątpliwości co do tego, że nie przyczyniła się ona w żaden sposób do śmierci twojej ciotki. Zostaje więc Zenon, pan Nowak i Jolanta. Co możesz mi o nich powiedzieć?
- Zenek nigdy nie był agresywny z wyjątkiem tych dwóch zdarzeń. Po alkoholu najczęściej spał w swoim mieszkaniu albo na ławce przed domem. Pan Nowak zawsze mnie trochę przerażał, ale po co miałby zabijać moją ciotkę i podpalać dom? Chociaż – Rafał przypomniał sobie pewne zdarzenie z przeszłości – kiedyś naskoczył na ciotkę w jakiejś błahej sprawie. A wiem, moja ciotka rozmawiała z panią Stefanią o tym, że nasza rodzina mogłaby się starać o zwrot całej kamienicy. Ciotka nigdy czegoś takiego nie chciała, ale przysłuchujący się rozmowie Nowak ni z tego ni z owego zaczął krzyczeć, że ciotka chce ich eksmitować. Dopiero jego żona go uspokoiła, potem jeszcze kilkakrotnie czynił do tego aluzje. Nawet w dniu pożaru.
- Jaką aluzje?
- Gdy wszyscy stali pod kamienicą, a strażacy gasili pożar, powiedział coś w tym stylu: to na pewno zwarcie starej instalacji i to wina mojej ciotki, bo budynek nie ma uregulowanej sytuacji prawnej.
- A Jolanta?
- Jolka to typ spokojnej, samotnej studentki, co to się uczy po nocach i nie chodzi na żadne imprezy. – Rafał w momencie wypowiadania tych słów nie był ich już tak pewien. O charakterze Jolki mógłby jeszcze dwa dni temu zaświadczyć bez cienia wątpliwości. Jednak dalej chodziła mu po głowie „ta” Jolka ze studenckiego pikniku.
- Dobrze, przyjrzymy się tym osobom bliżej.

Chwilę po wyjściu Rafała do pokoju nieśmiało wsunął się starszy, szczupły mężczyzna.
- Pan inspektor Mazurkiewicz? – zagadnął cicho.
- Tak, o co chodzi?
- Ja w sprawie pożaru...

Po drodze od przystanku złapał go zimny, jesienny deszcz. Zmoknięty dopadł drzwi kamienicy. Nie mógł już się doczekać wizyty u Jolki. Musiał przecież przeprosić za wczorajszą nieobecność. „Ty głupku! W takiej sytuacji trzeba kobiecie jakiś prezent kupić.” – pomyślał, stukając głową w drzwi swojego mieszkania.
- Rafałku wszystko w porządku? – Głos pani Nowakowej szybko go otrzeźwił.
- Tak, tak. – Zmieszany szybko otworzył drzwi i zniknął w czeluściach przedpokoju.
Pospiesznie przebrał się, zjadł coś i poszedł na drugie piętro. Stał chwilę przed drzwiami Jolki z bijącym sercem, zastanawiając się, co powiedzieć. W końcu zadzwonił. Po chwili drzwi się otworzyły. Stała w nich ta sama Jolka z pikniku z iskrą w oczach i zalotnym uśmiechem.
- Przepraszam, że wczoraj...
- Nie szkodzi, wejdź. – Dziewczyna wręcz perwersyjnie zagryzła błyszczącą dolną wargę i otworzyła drzwi na oścież. Ubrana była w wielką męską koszulę sięgająca jej do pół uda i odsłaniającą długie zgrabne nogi.
Chłopak wszedł do środka. Duży pokój był skąpany w tajemniczym półmroku przełamanym tylko przez blask świec porozstawianych na półkach i stole.
- Pozwolisz, że się trochę odświeżę. – Dziewczyna wskazała łazienkę.
- Jasne.
- Rozgość się i nalej sobie soku.
Jolka zniknęła za drzwiami łazienki. W tym momencie z kuchni doleciały Rafała jakieś smakowite zapachy. Usiadł jednak przy stołem i posłusznie nalał sobie soku. Miał teraz okazję, by przyjrzeć się wystrojowi mieszkania. Nie przytłaczało ilością mebli, ale urządzone było w gustowny, lekki, nieco tajemniczy sposób. Nie musiał długo czekać na gospodynię. Po opuszczeniu łazienki wyglądała jeszcze bardziej ponętnie niż wcześniej. Zniknęła w kuchni, by wrócić po chwili z dwoma talerzami. Rafał nawet przez chwilę nie zastanawiał się, jak mogła to wszystko przygotować, skoro nie wiedziała kiedy, ani czy na pewno przyjdzie. Spożyli wyśmienity posiłek, rozmawiając, żartując i flirtując w trakcie. Atmosfera robiła się coraz przyjemniejsza. Jolka przyniosła z kuchni butelkę wina, jego słodki smak jeszcze bardziej rozpalił Rafała. W pewnym momencie przysunęła się do niego i wyszeptała mu do ucha:
- Muszę ci powiedzieć coś ważnego – mówiąc to, trochę spoważniała.
Rafał spojrzeniem wyraził swe oczekiwanie.
- Chodzi o ten dzień, gdy wybuchł pożar.
- Co się stało? – Chłopak wybił się z romantycznego nastroju.
- Tego dnia po powrocie z uczelni byłam strasznie zmęczona. Położyłam się na chwilę i zasnęłam. I śnił mi się sen, straszny sen.
- Opowiedz mi go. – Rafał był wyraźnie zaciekawiony.
- Śniło mi się, że dwie kobiety jadą w karocy. Ubrane były w bogato zdobione koronkowe suknie, jakby balowe. Jedna, starsza, była podobna do twojej ciotki, druga, młoda... jej wygląd był taki... było w nim coś takiego... w wyrazie jej twarzy co mnie przerażało. – Jolkę przeszedł dreszcz. Rafał odruchowo objął ją ramieniem.
- To tylko sen – powiedział uspokajająco.
- Ale to nie koniec. – Jolka wtuliła się w jego ramię. – Zajechały pod kamienicę i wysiadły. Idąc po schodach, rozmawiały, chyba kłóciły się, ale ... ale nie rozumiałam słów. Weszły na ostatnie piętra. W końcu ta młoda odwróciła się na schodach do tej starszej, bo szła przodem. Jej twarz zniekształcała... demoniczna nienawiść. Rozbiła lampę, którą niosła. Obie stanęły w płomieniach. Ogień objął całe piętro. To było takie, takie wyraźne. I wtedy obudziło mnie stukanie do drzwi. Strażacy wyprowadzili mnie z mieszkania. Co to może oznaczać? – Głęboko spojrzała Rafałowi w oczy.
- Nie wiem… naprawdę nie wiem.
- To było takie straszne. – Jolka jeszcze bardziej wtuliła się w Rafała.
- Nie bój się, to był tylko sen.
Oboje zmilkli. Jolka zamknęła oczy i położyła głowę na piersi Rafała. Minęło kilka, może kilkanaście minut. Rafał zorientował się że zasnęła. Powoli wstał z wielkiej fotelowej ławy, delikatnie układając na niej dziewczynę. Przykrył ją kocem i cichutko wyszedł, rozmyślając o tym, co mu powiedziała.

- To nie pierwszy pożar w tej kamienicy – zaczął mężczyzna.
- Ale kim pan jest? – Oficer Mazurkiewicz był nieco zaskoczony.
- A przepraszam, nie przedstawiłem się. – Starszy mężczyzna uśmiechnął się zdawkowo. - Jestem historykiem, pracuję w bibliotece miejskiej. Kiedy dowiedziałem się o pożarze, postanowiłem tu przyjść.
- Więc to nie pierwszy pożar w tym budynku?
- Mieszkająca tam rodzina nie cieszyła się dobrą sławą. Na początku XVIII wieku dziedziczka Elżbieta była kontrowersyjną postacią, jej dziadek kilkadziesiąt lat wcześniej był oskarżany o wampiryzm. O niej samej wśród chłopów krążyły plotki, że porywa dzieci z okolicznych wsi i prowadzi na nich eksperymenty. Oddawała się też okultystycznym praktykom, a na jej zlecenie ostatnie piętra kamienicy przyozdobiły psychodeliczne freski oparte na wyobrażeniach pozagrobowych starożytnych Babilończyków. Podobno była pod wpływem Anielskiej Ikony.
- Anielskiej Ikony? – oficer Mazurkiewicz zagłębił się jeszcze bardziej w swoim fotelu.
- Legendarny, starożytny artefakt. Jego nieziemskie pochodzenie miało destruktywnie wpływać na słabe, ludzkie umysły. Wykonany był z materiałów, bijących wewnętrznym blaskiem, ze złota przeźroczystego jak szkło i szlachetnych kamieni nie spotykanych w naszym świecie. Posiadaczowi mógł dać niewyobrażalną moc, ale jeśli trafił w ręce jednostki o słabej psychice, mogła ją doprowadzić do szaleństwa. Anielską Ikonę miał przywieść z Bliskiego Wschodu ojciec Elżbiety. Jednak zaginęła ona w toku burzliwych dziejów rodziny.
- To bardzo ciekawe – odparł oficer lekko znużony historycznym wywodem – ale co to ma wspólnego z pożarem?
- Już wyjaśniam. – Bibliotekarz poprawił okulary. – Pewnej nocy Elżbieta została oskarżona przez chłopów o porwanie dwójki dzieci. Z widłami i pochodniami oblegli dom. Elżbieta w przypływie szału rozbiła na schodach między trzecim a czwartym piętrem lampę oliwną, czyli w miejscu, w którym wybuchł także niedawny pożar. W płomieniach zginęła razem ze swoją matką.
- Skąd pan o tym wszystkim wie?
- Kiedy kamienica została znacjonalizowana, do biblioteki trafiła księga opisująca historię rodu, pisana przez kolejne pokolenia. Po kilku latach została zwrócona właścicielom kamienicy. Ja dysponuję odpisami i notatkami sporządzonymi w latach pięćdziesiątych przez ówczesnego kierownika biblioteki. Oryginał powinien być u tej pani, która zginęła.
- Rozumiem, ale poza zbieżnością miejsca wybuch pożaru nie widzę związku. – Policjant zaczął patrzeć z podejrzliwością, nabierając przekonania, że niespodziewany gość nie do końca miał wszystko poukładane w głowie.
- Ależ dzieci! – Historyk niemal poderwał się z miejsca.
- Jakie dzieci?
- Podobno w grubych podłogach ostatnich pięter są zamurowane zwłoki dzieci, ofiar Elżbiety.
- Zaintrygował mnie pan. Chciałbym zobaczyć tę księgę. Ale... – Mazurkiewicz zamyślił się na chwilę. – Obecny pożar miał na celu ukryć morderstwo, jednak nadal nie znamy motywów zbrodni. Może dokładniejsze zbadanie tego domu pozwoli nam odkryć prawdę.

Ledwo Rafał wszedł do mieszkania, jego rozmyślania o śnie Jolki przerwał telefon.
- Z tej strony Mazurkiewicz, chciałbym o coś zapytać.
- Proszę – odparł wyraźnie zaskoczony chłopak.
- Czy w posiadaniu twojej ciotki była jakaś rodzinna księga?
- Tak, ciotka trzymała ją w swoim mieszkaniu. Czemu pan pyta?
- Sądzę, że może to mieć coś wspólnego ze sprawą pożaru. Czy mógłbyś sprawdzić...
- Teraz? – przerwał chłopak. Częstotliwość kontaktów z policjantem zaczynała być uciążliwa.
- Jeśli ci to nie przeszkadza...
Rafał z telefonem w ręce wziął klucze do mieszkania ciotki i już miał wychodzić, gdy rozległo się natarczywe pukanie. Otworzył. W drzwiach stał pan Nowak z poczerwieniałą od złości twarzą. Chłopak już wiedział, że przyjdzie mu się zmierzyć z kolejnym napadem furii sąsiada z pierwszego pietra.
- Co ty sobie myślisz? – zaczął krzyczeć Nowak. – Coś ty naopowiadał na komisariacie? Czemu ten cholerny policjant ciągle do nas wydzwania?
- Ale nie rozumiem… – Rafał próbował nieśmiało oponować.
- Tu nie ma czego rozumieć! Dzwonił znowu, żebym składał jakieś wyjaśnienia! – Ton Nowaka robił się coraz bardziej napastliwy. – Coś ty mu naopowiadał? Nie będę składał żadnych wyjaśnień!
Rafał w przebłysku samozachowawczego instynktu zatrzasnął mu drzwi przed nosem i przekręcił zamek. Po trzech sekundach ciszy spowodowanej zaskoczeniem, jakie wywołało to u sąsiada, wyrzucił on z siebie potok gniewnych słów. Znów zaczął się dobijać do drzwi. Uświadomiwszy sobie, że nadal miał Mazurkiewicza na linii Rafał postraszył Nowaka policją. Pukanie ustało.
- Jest pan tam jeszcze? – Podniósł telefon do ucha.
- Rafał, zachowaj ostrożność, zaraz tam będziemy.
Świadomość, że Mazurkiewicz przybywa z odsieczą, trochę go uspokoiła. Odczekawszy chwilkę, wychynął na korytarz. Nowaka już nie było. Przemknął koło jego drzwi i ruszył na drugie piętro do mieszkania ciotki. Mieszkanie pani Helenki było takie jak zawsze. Umeblowanie pamiętało czasy Piłsudskiego, z wyjątkiem PRL-owskiego rozkładanego tapczanu. Rafał przyklękną przed wielką szafą. Na dnie pod różnymi szmatami ciotka trzymała rodzinną księgę. Jednak poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Usiadł na podłodze otoczony ubraniami powyciąganymi z dna szafy. Pomiędzy nimi zauważył brązową teczkę. Otworzył ją, zaciekawiony zawartością.
- Co? Umowa notarialna pożyczki. – Zaczął czytać półgłosem. – Zawarta pomiędzy… – zawiesił głos.
Z treści wynikało, że ciotka pożyczyła niemałą sumę Malickim. W teczce znajdowały się kopie dwóch oficjalnych wezwań do uregulowania należności. Opatrzony najświeższą datą list zawierał groźbę oddania długu do egzekucji komorniczej. Teczka jeszcze bardziej spotęgowała mętlik w głowie chłopaka. Nigdy nie słyszał o tej pożyczce, zresztą nie wiedział, że ciotka posiadała takie zasoby. Z dołu dobiegły jakieś krzyki. Pośpiesznie zbiegł na pierwsze piętro z teczką w ręce. Policjanci zabierali zakutego w kajdanki, miotającego się w furii Nowaka. Pani Nowakowa całkiem zdezorientowana, to próbowała uspokajać męża, to pytać się policjantów, co się stało.
- Wszystko w porządku? – zapytał Mazurkiewicz.
- Tak – odparł Rafał, spoglądając na policjantów schodzących z Nowakiem. – Nie! – rzucił nagle, gdy zniknęli w półmroku klatki schodowej.
- Co się stało?
- Rodzinnej księgi nie było tam, gdzie być powinna. Za to znalazłem to. – Rafał dał oficerowi teczkę.
Mazurkiewicz przeglądał ją, a z natury ciekawski historyk, który zabrał się razem z nim, zaglądał mu przez ramię.
- A więc mamy motyw. W ogóle bym się tego nie spodziewał po takiej spokojnej rodzinie.
- Pozory mylą – rzucił zza pleców policjanta bibliotekarz.
- Wiedziałeś o tym wcześniej? – Mazurkiewicz z uwagą spojrzał na Rafała.
- Skąd? Gdybym wiedział, na pewno bym panu o tym powiedział.
- Idziemy na dół do Malickich – zarządził oficer. – Zadzwonię po nasz zespół operacyjny, musimy jeszcze raz przeszukać kamienicę.
Policja zwinęła zaskoczonego Malickiego na przesłuchanie w sprawie pożyczki. Pani Malicka miała do niego dołączyć, gdy tylko przyjedzie nagle wezwana do pilnowania dzieci teściowa. Do tego czasu została z nią funkcjonariuszka.
Wybiła północ, kiedy Mazurkiewicz pośpiesznie zbierał zespół. Rafał zadzwonił do Karola.
- Stary, to wszystko zaczyna mnie przerastać. – Z rezygnacją w głosie opowiedział o całej awanturze i zaginięciu księgi.
- Nie ruszaj się z stamtąd, zaraz do ciebie przyjadę.

Siedzieli w dużym pokoju, poprawiając sobie nastrój zimnym piwem, gdy przyjechał zespół operacyjny kryminologów. Oficer poinformował ich o tym fakcie, po czym udał się wraz z ekipą na górę. Drugie, trzecie, czwarte piwo – Rafał stracił rachubę czasu. Kamienica pogrążyła się w ciszy. Odgłosy zrywanych podłóg i skuwanych tynków nie przedzierały się przez grube stropy.
- Myślisz, że coś tam znajdą?
- No szukają już długo, czekaj – Rafał nagle się zerwał – pójdę sprawdzić, jak im idzie.
- Pójdę z tobą.
- Nie, ty zostań. – Polecił przyjacielowi. – Pilnuj mieszkania.
Karol posłusznie został. Rafał poszedł na górę. Po schodach wiły się poprowadzone z dołu kable, gdyż ostatnie kondygnacje nie były zelektryfikowane. Na ostatnim piętrze, na poły strawionym przez pożar, uwijali się pracownicy laboratorium w świetle rozstawionych co kawałek reflektorów. Dookoła leżał gruz i szczątki drewnianych podłóg.
- Widzi pan, widzi tutaj? – podniecał się historyk, skacząc koło jednej ze ścian.
Przy nim stał Mazurkiewicz. Ściągnięcie tynku odsłoniło fragment fresku przedstawiającego kozłokształtne babilońskie bożki znęcające się nad tymi co trafili do krainy ciemności.
- Księga miała racje.
- Znaleźliście coś? – zagadnął Rafał. Mazurkiewicz odwrócił się w jego stronę.
- A, to ty Rafał, podejdź. – Zaprosił go gestem. – Na razie nic oprócz fresków, o których mówiła historia twojego rodu.
- Ale samej księgi nie znaleźliście?
- Jeszcze nie.
- Na pewno jest w posiadaniu mordercy, dlaczego nie przeszukacie wszystkich mieszkań? – Chłopak nie mógł zrozumieć, czemu policjanci tracą tu czas, zamiast szukać w mieszkaniach podejrzanych lokatorów.
- Piłeś coś? – Oficer wyczuł alkohol. – Zresztą nieważne, jeśli będzie to konieczne, przeszukamy każdy zakamarek tego budynku.
- Panie oficerze! – Z głębi pomieszczenia dobiegł głos. – Znaleźliśmy coś!
Oficer, historyki i Rafał poszli w tamtą stronę. Pod reflektorem oświetlającym dziurę w podłodze siedział pracownik laboratorium. Po drugiej stronie pochylał się nad nią przybyły z ekipą medyk sądowy. Pośród gruzu cienie układały się na kształt ludzkich kości.
- Ten szkielet należał do około dwu-trzy letniego dziecka – zawyrokował medyk. – Wstępnie mogę stwierdzić, że leży tu od około dwustu lat.
- Mogę się założyć, że to nie jedyne kości jakie tu znajdziemy – triumfalnie stwierdził bibliotekarz.
Rafał oderwał wzrok od kości. Cała przestrzeń piętra przytłaczała swoim rozmiarem i mrokiem.
- Znaleźliśmy kolejne freski – dobiegł głos z głębi pogorzeliska.
Chłopak odruchowo ruszył w tamtą stronę, gdy nagle usłyszał trzask drewna, stracił równowagę i upadł wprost na nadpalony drewniany stolik, rozbijając go w drzazgi. Mazurkiewicz i historyk szybko przyszli mu z pomocą.
- Chodzenie tutaj nie jest zbyt bezpieczne. Wolałbym, żebyś wrócił do siebie – stwierdził oficer pomagając mu wstać
Trzask upadającej teczki zwrócił ich wzrok ku bibliotekarzowi, stojącemu nieruchomo i oświetlającemu latarką dziurę w podłodze, którą zrobił Rafał. Spośród postrzępionych klepek wystawał dziecięca ręka, na której przegubie tkwił plastikowy zegarek.

Karol odstawił na stół kolejną pusta puszkę. Omiótł wzrokiem duży pokój, zastanawiając się, czy pójść do lodówki po kolejne piwo. Zaczekać na Rafała czy nie? Odczekał dłuższą chwilę, po czym ruszył do kuchni. Gdy wyjmował zimnego browarka z lodówki, nagle w mieszkaniu zgasło światło. Ciche skrzypienie drzwi wejściowych oznajmiło, że ktoś wszedł do środka.
- Rafał?
Karolowi odpowiedziało tylko tykanie starego zegara. Powoli zamknął lodówkę i sunąc drugą ręką po meblach, ruszył do przedpokoju. Drzwi były uchylone. Już miał je zamknąć, gdy gdzieś w przeciwległym rogu pokoju usłyszał szelest.
- Rafał, to ty? Weź mnie nie strasz.
Co prawda szelest ucichł, lecz zastąpiło go ciche skrzypienie podłogi. Jakby ktoś z największą ostrożnością stawiał kolejne kroki na starych klepkach. Nagle coś z łoskotem uderzyło o ziemię, koło okna przemkną jakiś cień. Karol znieruchomiał, trzymając w jednej ręce klamkę drzwi wejściowych, a w drugiej puszkę piwa. Przerażenie sparaliżowało mięśnie jego nóg. Chciał wybiec na korytarz, ale jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mu się ruszyć. W słabym blasku księżyca wpadającym do pokoju przez firanki błysnęły dwoje oczu i ostrze kuchennego noża. Ich właściciel, przeskakując wersalkę, rzucił się w jego kierunku.

- To miejsce zbrodni, przepraszam, ale muszę was stąd wyprosić – zwrócił się do Rafała i historyka policjant.
- Kto mógł to zrobić? – Dobry nastrój całkiem opuścił bibliotekarza.
- Ktoś, kto naczytał się rodzinnej księgi pana Rafała – stwierdził posępnie Mazurkiewicz. – Proszę mnie zaprowadzić do mieszkania pani Heleny, muszę coś sprawdzić.
W tym momencie zgasły wszystkie światła.
- Wszyscy zostać na stanowiskach – rozkazał oficer. – A ty sprawdź skrzynkę bezpiecznikową – polecił jednemu z członków zespołu.
Wyciągnął policyjną latarkę i w trójkę zeszli na drugie piętro. Rafał otwarł drzwi i wszyscy weszli do środka. Znieruchomiał, gdy Mazurkiewicz oświetlił szafę i pobojowisko po poszukiwaniach.
- Co się stało?
- Nie widzi pan? – Rafał wskazał palcem wnętrze szafy. – Księga leży tam gdzie powinna jak gdyby nigdy nic. Przecież jej nie było!
- Nie rozumiem – zasępił się bibliotekarz. – Ktoś ją odłożył na miejsce?
- Nasz morderca – stwierdził Mazurkiewicz i pospiesznie wybiegł na korytarz, a za nim Rafał z historykiem.
- Zabezpieczyć wyjścia! – rzucił w radio. – Morderca jest w budynku, powtarzam zabezpieczyć wszystkie wyjścia!
Z dołu doszły ich jakieś krzyki.
- Karol! – Rafał ominął Mazurkiewicza i popędził na pierwsze piętro.
- Zaczekaj! – oficer i historyk pobiegli za nim.
Gdy chłopak zbiegł schodami na pierwsze piętro, pod nogi upadł mu przyjaciel. W świetle policyjnej latarki oficera, który zbiegł zaraz za nim, zobaczył plamę krwi na jego koszuli. Na końcu korytarza stał ktoś ubrany w długi płaszcz z kapturem naciągniętym na głowę. Światło latarki z trudem przedzierało się przez zatęchłe powietrze wypełnione wirującymi drobinkami kurzu. Przeraźliwy obłąkańczy krzyk wypełnił przestrzeń korytarza. Postać z nożem w szaleńczym pędzie rzuciła się wprost na niego. Rafał przestał słyszeć wszelkie dźwięki. Trzymając na kolanach Karola, wydawało mu się, że zbliżający się obłęd w oczach i ostrze noża niemal płynęło pośród drobinek. Jak statek przecinający tafle morza i zostawiający za sobą spienione fale. Z letargu wyrwał go pojedynczy wystrzał. Postać odchyliła się niemal w zwolnionym tempie. Z ręki wypadł jej nóż, który raz po raz błyskając ostrzem, upadł na podłogę. Po chwili ten los podzielił jego właściciel. Korytarz wypełnił się nieziemskim spokojem. W świetle latarki oficera pozostał już tylko wirujący kurz. Rafała dobiegł jakby stłumiony głos Mazurkiewicza.
- Natychmiast sprowadźcie karetkę! Mamy dwójkę rannych!
Po kilku minutach znów włączyły się światła, a korytarz zaroił się od policji i ratowników medycznych, którzy zajęli się opatrywaniem Karola. Rafał wstał z podłogi nadal oszołomiony.
- Nic ci się nie stało? – Oficer złapał go za ramię.
Rafał zdołał tylko zaprzeczyć głową. Popatrzył w miejsce gdzie upadł nóż. Obok w czarnym płaszczu leżała Jolka. Twarz dziewczyny emanowała spokojem. W jej piersi tkwiła policyjna kula, zaś podłoga skrzyła się od kałuży świeżej krwi.

Karol po operacji wracał do zdrowia. Rafał odwiedził go w szpitalu, przynosząc reklamówkę mandarynek.
- To jak, kiedy cię stąd wypuszczą? – zapytał wodząc, wzrokiem po odrapanych z zielonej farby ścianach szpitalnej sali.
- Może w przyszłym tygodniu. Chirurg mówił, że ostrze o milimetry ominęło serce – odparł Karol, chcąc uświadomić przyjacielowi jak blisko był śmierci.
- Mówiłem ci, że pijanemu nic się nie stanie – roześmiał się Rafał, bagatelizując poważny ton rannego.
- Wypiłem wtedy dokładnie tyle co ty – żachnął się student niezadowolony z takiego lekceważenia.
W sali pojawił się oficer Mazurkiewicz. Po przywitaniu kurtuazyjnie zapytał pacjenta o samopoczucie. Później rozmowa przybrała mniej oficjalny ton. Chłopców zaskoczyła informacja, że Jolka przeżyła strzelaninę w kamienicy.
- Na szczęście lekarze ją odratowali. – Policjant mimo, że użył broni w sposób uzasadniony to zdał sobie sprawę, że miałby wyrzuty sumienia gdyby zabił dziewczynę. – Żyje i ma się całkiem dobrze… przynajmniej jej ciało – zasępił się na chwilę.
Przystawił sobie krzesło i opowiedział im, jak dalej potoczyły się losy dziewczyny. W wyniku przeszukania policja znalazła w jej mieszkaniu klucze do kłódek zabezpieczających wejście na ostatnie piętra. Gdy doszła do siebie przeprowadzono badania psychiatryczne. Złożyła też obszerne zeznania. Jolka przyjaźniła się z panią Helenką, od której dowiedziała się o rodzinnej księdze. Podkradła ją i czytała. Zafascynowała ją postać Elżbiety. Na jej wzór porwała dwójkę dzieci, których zaginięcie zgłoszono na drugim krańcu miasta. Zamordowała je, naśladując rytuały opisane w księdze. Wykradła ciotce klucz i ukryła ciała pod podłogą na ostatnim piętrze. Ciotka feralnego dnia odkryła znikniecie klucza i poszła na górę – na schodach spotkała Jolkę. Wtedy dziewczyna ją ogłuszyła i podpaliła ostatnie piętra. Chora psychika wyparła to ze świadomości, pozostawiając ślad w postaci „snu”. Zaburzenia osobowości objawiły się także w metamorfozie ze spokojnej studentki w imprezową laskę. Rafał ciężko westchnął w tym momencie opowieści. Gdyby choroba Jolki tylko tak się objawiała, to mógłby się nią zainteresować, a tak dziewczyna spędzi pewnie resztę życia na oddziale zamkniętym.

Edit 09.02.2018 - interpunkcja etc.
Ostatnio zmieniony 09 lut 2018, 12:05 przez Gunnar, łącznie zmieniany 3 razy.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#2 Post autor: eka » 10 lis 2017, 19:44

Pomysł niezły, fabuła wciąga w lekturę, ale od strony stylistyczno-interpunkcyjnej tu i ówdzie niedoróbki.
:kofe:
Trzy ostatnie zdania najlepsze:)

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#3 Post autor: Gorgiasz » 11 lis 2017, 15:29

Ogólnie na plus, trzyma w napięciu, budzi zainteresowanie. Dobrze się czyta.

Trochę potknięć się znajdzie:
Na każdym kto widział go po raz pierwszy sprawiał przytłaczające wrażenie.
Na każdym kto widział go po raz pierwszy, sprawiał przytłaczające wrażenie.
Po wojnie zarówno dom jak i należące do niego ziemie znacjonalizowano.
Po wojnie zarówno dom, jak i należące do niego ziemie znacjonalizowano.
Nawet wśród mieszkańców domu krążyły legendy o tym co może znajdować się na tych piętrach.

Nawet wśród mieszkańców domu krążyły legendy o tym, co może znajdować się na tych piętrach.
Zbliżając się zobaczył słup dymu unoszący się nad drzewami oddzielającymi osiedle od podwórka jego kamienicy.
Zbliżając się, zobaczył słup dymu unoszący się nad drzewami oddzielającymi osiedle od podwórka jego kamienicy.
Choć jeszcze nie widział domu przeczuwał co mogło się wydarzyć.
Choć jeszcze nie widział domu, przeczuwał co mogło się wydarzyć.

Wydaje się, że należałoby nieco dokładniej opisać skutki pożaru, jakie zniszczenia powstały itp.
- Widziała pani moją ciocię? – spytał zaniepokojony Rafał podchodząc do pani Stefanii.
- Widziała pani moją ciocię? – spytał zaniepokojony Rafał, podchodząc do pani Stefanii.
- Widzisz co to się Rafałku porobiło. – Drobna staruszka pokręciła głową nie odpowiadając na pytanie.
- Widzisz, co to się Rafałku porobiło. – Drobna staruszka pokręciła głową, nie odpowiadając na pytanie.

„Widziała” - „Widzisz”: powtórzenie.
Dopiero po chwili Rafał zdał sobie sprawę jak niedorzeczne jest przypuszczenie sąsiadki.
Dopiero po chwili Rafał zdał sobie sprawę, jak niedorzeczne jest przypuszczenie sąsiadki.
Rafał nie mógł zrozumieć dlaczego tylko on zaniepokoił się zniknięciem ciotki. Zasnął z przekonaniem ze jutrzejszy dzień wszystko wyjaśni.
Rafał nie mógł zrozumieć, dlaczego tylko on zaniepokoił się zniknięciem ciotki. Zasnął z przekonaniem, że jutrzejszy dzień wszystko wyjaśni.
Jego zdumienie nie miało granic gdy w drzwiach zobaczył dwóch policjantów.
Jego zdumienie nie miało granic, gdy w drzwiach zobaczył dwóch policjantów.
Każdy kto w podobny sposób dowiedział się o śmierci kogoś bliskiego wie jak bardzo nieprawdopodobne wydaje się to w pierwszej chwili.
Każdy, kto w podobny sposób dowiedział się o śmierci kogoś bliskiego, wie jak bardzo nieprawdopodobne, wydaje się to w pierwszej chwili.
Czując w mięśniach nagłe osłabienie usiadł na łóżku nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
Czując w mięśniach nagłe osłabienie, usiadł na łóżku, nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
- Wiemy, że to trudna sytuacja – dodał po chwili milczenia jeden z policjantów – ale musimy zadać panu, jak i wszystkim lokatorom kamienicy parę pytań odnośnie wczorajszego dnia.
Teoretycznie powinno być „odnośnie do wczorajszego dnia”. Ale w praktyce tak się mówi.
Na miejscu cały czas pracowali policyjni specjaliści zbierając ślady.
Na miejscu cały czas pracowali policyjni specjaliści, zbierając ślady.
Stąd też mieszkańcy byli wypytywanie, czy nie widzieli podejrzanych osobników kręcących się w okolicy.
„wypytywani”
Jednak już zezwalając na pogrzeb dysponowaliśmy pełnym raportem z sekcji zwłok.
Jednak już zezwalając na pogrzeb, dysponowaliśmy pełnym raportem z sekcji zwłok.
Jednoznacznie wynika z niego, że pani Helena został ogłuszona. a drewniane piętra waszego domu celowo podpalone.
Jednoznacznie wynika z niego, że pani Helena została ogłuszona, a drewniane piętra waszego domu celowo podpalone.
Oficer Mazurkiewicz wymownym spojrzeniem potwierdził przytaknął.
Oficer Mazurkiewicz potwierdził wymownym spojrzeniem.
Każdy musiał przedstawić swoje alibi, odpowiedzieć kiedy ostatni raz widział zmarłą i jakie łączyły go z nią stosunki.
Każdy musiał przedstawić swoje alibi, odpowiedzieć, kiedy ostatni raz widział zmarłą i jakie łączyły go z nią stosunki.
Na akademikach trwałą zabawa.

Na akademikach trwała zabawa.
Gwar mieszał się z unoszącym się w powietrzu aromatem grilowanego mięsa.
„grillowanego”
- Tak – potwierdził Rafał błądząc wzrokiem gdzieś po zielonej trawie.
- Tak – potwierdził Rafał, błądząc wzrokiem gdzieś po zielonej trawie.
- Tylko, że nic nie zginęło. Poza tym, co ciotka robiłaby z włamywaczem na strychu?
- Tylko że nic nie zginęło. Poza tym, co ciotka robiłaby z włamywaczem na strychu?
- Myśl, że dalej mieszkam w jednym domu z mordercą jest najbardziej przerażająca.
- Myśl, że dalej mieszkam w jednym domu z mordercą, jest najbardziej przerażająca.
– Rafał wzdrygnął się odkładając pustą puszkę.
– Rafał wzdrygnął się, odkładając pustą puszkę.
– Karol rzucił podejrzenie na lokatora z parteru
– Karol rzucił podejrzenie na lokatora z parteru.
- Może w zeszłym tygodniu trochę przesadził z agresją? – aluzje Karola robiły się coraz bardziej wyraźne.
- Może w zeszłym tygodniu trochę przesadził z agresją? – Aluzje Karola robiły się coraz bardziej wyraźne.
Właśnie nie wiem co robił Zenek jak wszyscy staliśmy wtedy pod kamienicą.
Właśnie nie wiem, co robił Zenek, jak wszyscy staliśmy wtedy pod kamienicą.
Rozmowa automatycznie ucichła gdy do chłopaków siedzących na schodach podeszła dziewczyna ubrana w jeansy i obcisłą różową bluzeczkę.
Rozmowa automatycznie ucichła, gdy do chłopaków siedzących na schodach podeszła dziewczyna ubrana w jeansy i obcisłą różową bluzeczkę.
Popatrzyła zalotnie pochylając się nad nim tak, że poczuł ogórkowe perfumy.
Popatrzyła zalotnie, pochylając się nad nim tak, że poczuł ogórkowe perfumy.
- No to do zobaczenie.
- No to do zobaczenia.
- To szara myszka, zawsze widziałem jak biega w spódnicy, z wielkimi okularami na nosie, a włosy ma spięte z tyłu jakąś babciną spinką.
- To szara myszka, zawsze widziałem, jak biega w spódnicy, z wielkimi okularami na nosie, a włosy ma spięte z tyłu jakąś babciną spinką.
– Karol roześmiał się
– Karol roześmiał się.
Rafał porzucił myśl o czym to Jolka chciała rozmawiać.
Rafał porzucił myśl, o czym to Jolka chciała rozmawiać.
Karol wysunął teorie, że włamywacz sterroryzował Helenkę i kazał się zaprowadzić na ostatnie piętra spodziewając się tam znaleźć jakieś skarby.
Karol wysunął teorie, że włamywacz sterroryzował Helenkę i kazał się zaprowadzić na ostatnie piętra, spodziewając się tam znaleźć jakieś skarby.
Poza tym, w tym czasie większość lokatorów była w kamienicy i nikt nie zauważył nikogo obcego.
Powtórzone „tym”.
Poza tym, w tym czasie większość lokatorów była w kamienicy i nikt nie zauważył nikogo obcego. Niestety nic innego nie przychodziło mu do głowy. Czas przy piwie, muzyce i szaszłykach leciał szybko.

Powtórzony „czas”.

Przerywam dokładną analizę tekstu.
Oficer Mazurkiewicz popatrzył przez chwilę na oddalającego się chłopaka, wrócił do radiowozu i odjechał.
„Oficer” niepotrzebny; wystarczy sam „Mazurkiewicz.
Musze ci powiedzieć, że nie wszyscy maja takie alibi jak ty.
Muszę ci powiedzieć, że nie wszyscy mają takie alibi jak ty.
oficer z przechadzania się po pokoju spoczął za biurkiem
Nieręczne sformułowanie.
Tak, Zenon Kowal, lat 54, bezrobotny.
W tekstach literackich unikamy cyfr.
- Przypomniałeś sobie coś – oficer zauważył rozkojarzenie chłopaka.
- Przypomniałeś sobie coś – Oficer zauważył rozkojarzenie chłopaka.
Nawet, nawet w dniu pożaru.
Nawet w dniu pożaru.
Po drodze od przystanku dopadł go zimny, jesienny deszcz. Zmoknięty dopadł drzwi kamienicy.
Powtórzone „dopadł”.
- To nie pierwszy pożar w tej kamienicy. – Zaczął mężczyzna.
- To nie pierwszy pożar w tej kamienicy – zaczął mężczyzna.
Ja dysponuje odpisami i notatkami sporządzonymi w latach 50-tych przez ówczesnego kierownika biblioteki.
„pięćdziesiątych”
Oryginał powinna być u tej pani która zginęła.
Oryginał powinien być u tej pani która zginęła.
- Rozumiem, ale poza zbieżnością miejsca wybuch pożaru nie widzę związku.
- Rozumiem, ale poza zbieżnością miejsca wybuchu pożaru nie widzę związku.
Dzwonił znowu żebym składał jakieś wyjaśnienia! – ton Nowaka robił się coraz bardziej napastliwy.
Dzwonił znowu żebym składał jakieś wyjaśnienia! – Ton Nowaka robił się coraz bardziej napastliwy.
Po schodach wiły się poprowadzone z dołu kable, gdyż ostatnie kondygnacje nie były zelektryfikowane.
Z tą robotą poczekałbym jednak do rana.
Ściągnięcie tynku odsłoniło fragment fresku przedstawiającego kozłokształtne babilońskie bożki znęcające się nad tymi co trafili do krainy ciemności.
Rozwinąłbym opis.
Pośród gruzu cienie układały się na kształt ludzkich kości.
- To ludzki szkielet.
„ludzkich – ludzki”: powtórzenie.
Odczekał dłuższą chwile po czym ruszył do kuchni.
„chwilę”
- To miejsce zbrodni, przepraszam ale musze was stąd wyprosić
„muszę”
Gdy chłopak zbiegł schodami na pierwsze piętro pod nogi upadł mu przyjaciel. W świetle policyjnej latarki oficera, który zbiegł zaraz za nim, zobaczył plamę krwi na koszuli przyjaciela.
Powtórzony „przyjaciel”. Można zastąpić zaimkiem.

Zakończenie jest ciekawe, ale mogłoby być bardziej rozbudowane.

Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#4 Post autor: Gunnar » 14 lis 2017, 21:48

Dziękuję za pozytywne komentarze i wnikliwą analizę.
Przyda się przy nanoszeniu poprawek.

Pozdrawiam Serdecznie

Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#5 Post autor: Gunnar » 19 lis 2017, 16:59

Wprowadziłem poprawki, które zaproponowałeś Gorgiaszu.
Tam tylko zostawiłem jedno powtórzenie i niepoprawne wyrażenie w wypowiedziach postaci.
W końcu policjanci nie muszą mówić poprawną polszczyzną :P

Awatar użytkownika
Alicja Jonasz
Posty: 1044
Rejestracja: 24 kwie 2012, 9:01
Płeć:

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#6 Post autor: Alicja Jonasz » 19 lis 2017, 19:46

Historia mnie wciągnęła - nauczona doświadczeniem od początku podejrzewałam wszystkich, a najbardziej studentkę :) Tekst trzeba poprawić pod względem interpunkcyjnym, brakuje też w niektórych miejscach ogonków przy ą i ę. Pozdrowionka :)
Alicja Jonasz

"A kiedy przyjdzie także po mnie
Zegarmistrz światła purpurowy
By mi zabełtać błękit w głowie
To będę jasny i gotowy"
Tadeusz Woźniak

Deneve
Posty: 30
Rejestracja: 14 lis 2017, 14:39
Płeć:

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#7 Post autor: Deneve » 19 lis 2017, 20:48

Już wcześniej chwaliłam to opowiadanie, na innym portalu. I teraz powtórzę: to naprawdę świetny tekst. Dopracowany od początku do końca, a w dodatku ciekawie napisany. Nie nudziłam się ani przez chwilę.

Awatar użytkownika
Gunnar
Posty: 23
Rejestracja: 20 gru 2016, 16:48

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#8 Post autor: Gunnar » 20 lis 2017, 11:35

Dziękuję za pozytywne komentarze. Aż chcę się pisać dalej i pracować nad ulepszaniem warsztatu :)

Pozdrawiam Serdecznie

Deneve
Posty: 30
Rejestracja: 14 lis 2017, 14:39
Płeć:

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#9 Post autor: Deneve » 20 lis 2017, 22:01

Gunnar, liczba komentarzy nie ma znaczenia. Ale poprawki Goriasza bezcenne.
Warsztat można szlifować. Talent dostałeś w darze.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Dom na nawiedzonym wzgórzu

#10 Post autor: Lucile » 21 lis 2017, 17:52

Sprawnie napisane opowiadanie. Ładnie i konsekwentnie poprowadzona fabuła.
Nie wiem, czy już naniosłeś poprawki Gorgiasza, bo w dalszym ciągu zauważyłam kilka, naprawdę drobnych niedoróbek. Zgubione ogonki, brak kropki nad ż, brak końcówki wyrazu, itp. Ale to drobiazgi.

Natomiast mam dwie wątpliwości.
Pierwsza - wydaje mi się
Gunnar pisze:
10 lis 2017, 16:08
z pewnością wieczorem nigdzie by się nie szlajała.
trochę niestosowne w stosunku do starszej pani Helenki.

Druga
Gunnar pisze:
10 lis 2017, 16:08
Na akademikach trwała zabawa.
czy to nie jest rusycyzm?

Jeżeli to Twój „opowiadaniowy” debiut na Ósmym, to bardzo udany.

Pozdrawiam
Lu
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”