Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#1 Post autor: alchemik » 22 lis 2017, 5:24

Algernon budził się zawsze punktualnie. Dwie godziny i pięćdziesiąt pięć minut przed wyjściem do pracy. Najpierw zaścielał dokładnie swoją wysłużoną kanapę. Wygładzał starannie fałdki na okryciu w różowe słoniki. Następnie przechodził do toalety, gdzie wymuszał defekację. Wolał nie korzystać z innych ubikacji. Własną muszlę klozetową lubił i dbał o nią. Siedział na desce dokładnie przez pięć minut, jak każdego poranka. Ablucja polegała na pięciominutowym szorowaniu rąk i spryskaniu twarzy zimną wodą. Rytuał przyodziewku zajmował kolejne pięć minut. Tyle zajmowało mu zdejmowanie z ułożonego w kostkę stosiku, przygotowanej przed snem, garderoby. Oblekał się w swoją zewnętrzną skórę. Wszystko w odcieniach szarości. Tylko majtki, tak jak kapa na łóżku, były odstępstwem kolorystycznym. Algernon był dumny z tej swojej ekstrawagancji. Dziś założył ulubione slipki, z czerwonymi serduszkami. Przyszła kolej na ceremonię herbacianą. Z pietyzmem wsypał do obszernego garnuszka trzy łyżeczki trzech różnych gatunkowo listków. Dwie łyżeczki czarnej i jedna zielonej. Nie słodził. Cukier w herbacie uważał za barbarzyński dodatek. Delektował się naparem przez następne dwadzieścia pięć minut. Pięć minut przed wyjściem przez pięć minut wgapiał się w spękania sufitu. Nic się nie zmieniło od wczoraj. Może tylko zaciek nieco się powiększył. Do pracy miał pół godziny drogi, lecz wyszedł godzinę wcześniej. Drzwi zabezpieczył na trzy zamki. Ciągle chodziło mu po głowie, że powinien zamontować jeszcze dwa. Mieszkanie znajdowało się na poddaszu. Zszedł cztery piętra. O jedno za mało jak dla niego, co było dosyć niekomfortowe. Chwilę postał na parterze, po czym zwyczajowo zawrócił i znów pokonał cztery piętra. Tym razem do góry. Po odkluczeniu trzech zamków wkroczył do wnętrza i zasiadł na krześle, aby przez kolejne pięć minut obserwować sufit. Nic się nie zmieniło. Nawet zaciek pozostał tego samego kształtu. Z ulgą wstał i udał się do biura. Na ulicy, jak zwykle, starał się nie patrzeć na przechodniów. A już, broń boże, zerknąć komuś w oczy. Szedł ze spuszczoną głową, licząc płyty chodnikowe. Pięćset pięćdziesiąta. Przy pięćset pięćdziesiątej piątej zatrzyma się jak zwykle przy bezdomnej z aniołem. Jest. Z uporem pcha zdezelowany, sklepowy wózek wypełniony rupieciami. Stanął, obrócił się pięć razy wokół własnej osi. Spojrzał w lewo, potem w prawo. Smętny anioł ze zwieszonymi skrzydłami skinął mu wyblakłą aureolą. Algernon nie miał własnego anioła stróża. Nie sądził, żeby był mu potrzebny. Potrafił sam zadbać o siebie. Odkłonił się i ruszył dalej.
Przed wejściem do swojego miejsca pracy wykonał pięć głębokich wdechów na przemian z wydechami. Pracował w biurze rzeczy znalezionych. Lubił swoje zajęcie. Kanciapka z okienkiem. W głębi stelaże ze zgubami. Niby zwykłe przedmioty, ale dla Algernona były magiczne przez swoją zwykłość i pośledniość. Lubił chodzić między półkami, dotykać, gładzić. Za stelażami z telefonami komórkowymi, znajdowały się tajemnicze, zamknięte teczki i torby. Zwykł wyobrażać sobie ich zawartość i to dodawało smaczku jego zajęciu. Ostatnio coraz częściej zatrzymywał się przy pewnej aktówce. Nie wyróżniała się niczym szczególnym. Ot, zwykła, podniszczona teczka na dokumenty. Bura skóra kolorystycznie odpowiadała jego zmysłowi estetycznemu.
Nie wiedział, jak to się stało. Tym razem uległ jakiemuś impulsowi, a to było zupełnie niepodobne do niego. Zamiast sobie powyobrażać, nagle sięgnął, otworzył drżącymi dłońmi i począł wpatrywać się w zawartość. Kilka arkuszy kartek w formacie A4. Przyjrzał się bliżej. Wiersze. Trochę go zemdliło, kiedy próbował je odczytać. Odłożył z powrotem. W drugiej przegródce znajdowało się coś pstrokatego, zmiętego, o nieokreślonym kształcie. Wyciągnął, rozprostował, strzepując pięciokrotnie. Coś, jakby pelerynka z kapturem. W kolejnym odruchu przywdział. Stelaże wokół zawirowały. Telefony poczęły wydzwaniać melodyjki. Wdzianko przylgnęło do niego i wtopiło się w wątłe ciało. Poczuł przypływ sił i zrozumienia. Następne przyszło natchnienie.
Ha, jestem złodziejem. Przywłaszczyłem sobie duszę poety. I co ja tutaj robię, do cholery?I Z lubością posmakował słowo cholera. A potem, nie namyślając się, opuścił swoje ulubione miejsce pracy.
Na ulicy dumnie podniósł głowę, starając się uporczywie zaglądać w oczy przechodniom. Ci odwracali wzrok i gubili krok, potykając się o własne stopy. Z oddali spostrzegł szmaciarę, toczącą swoje rupiecie. Kiedy się zrównał , z całej siły kopnął w wózek.
- Jaki jestem powściągliwy - pomyślał - przecież mogłem ją kopnąć w dupę.
Z lubością smakował słowo dupa. Kątem oka spostrzegł przerażonego anioła. Nastroszone skrzydła. We wzroku podziw lub pogarda. Nie był pewny co, ale miał to gdzieś. Tuż obok pojawił się szyld z zieloną żabką. Zakupił pół litra. Nie znał się na alkoholach, ale miał pewność, że to musi być czysta. Czysta jak łzy poety. Na skwerku przysiadł na ławeczce i bez krępacji pociągnął z gwinta. Ktoś dosiadł się do niego.
- Kopsnąłbyś łyczka, koleżko. Suszy mnie od samiuteńkiego rana, a może nawet od wieczora. Tak dokładnie to nie pamiętam.
Koleżka? Co za śmierdzący żul.
- A spierdalaj mi pod Biedronkę, boża krówko. Daj, żesz ty, poecie pokontemplować wszechświat z jego cudami natury.
A właśnie kolejny cud przechodził w drodze do pobliskiej szkoły, kręcąc kształtnym tyłeczkiem.
- Lala, bucik ci się rozwala – zarechotał w ślad za oddalającymi się pośladkami.
Algernon nie przypuszczał, że potrafi tak pięknie przeklinać i rymować. Poczuł przypływ dumy. Wydudlił flaszkę do dna i chwiejnym krokiem poszedł po następną. Do wejścia na swoją klatkę schodową dotarł, nie licząc ani jednej płyty chodnikowej.
- Kurwa, dlaczego ja mieszkam tak wysoko?
Przed drzwiami mieszkania zatrzymał się na długo. Już trafienie kluczem do jednej dziurki zakrawało na cud. Otwarcie kolejnych zamków zajęło mu czas nieokreślony. Zresztą, kto by tam zliczał czas? W końcu wtoczył się do wnętrza. Spojrzał na kapę okrywającą łóżko.
- Ha ha, różowe słonie mają różowe podogonie – zapiał falsetem.
- Zaraz machnę wiersz, tylko się jeszcze napiję.

Różowe słonie mają różowe podogonie
i trąby różowe,
cudownie chujowe.
A gdy przez sawannę pędzą,
to tymi chujami kręcą.


Algernon aż westchnął z podziwu i samouwielbienia dla swojej weny. Po czym zwalił się na wspomniane powyżej różowiutkie trąbowce i głośno zachrapał. Ale to nie był jedyny odgłos w pomieszczeniu.

Zawłaszczona dusza poety gorzko i cichutko kwiliła.
Ostatnio zmieniony 23 lis 2017, 15:28 przez alchemik, łącznie zmieniany 5 razy.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Nula.Mychaan
Posty: 2082
Rejestracja: 15 lis 2013, 21:47
Lokalizacja: Słupsk
Płeć:

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#2 Post autor: Nula.Mychaan » 22 lis 2017, 8:26

Jerzy wciągnąłeś mnie w to opowiadanie. Fajnie opisałeś tego neurotycznego peela.
Nie znam się na prozie, ale przeczytałam z przyjemnością.
Może i jestem trudną osobą,
ale dobrze mi z tym,
a to co łatwe jest bez smaku, wyrazu i znaczenia

Deneve
Posty: 30
Rejestracja: 14 lis 2017, 14:39
Płeć:

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#3 Post autor: Deneve » 22 lis 2017, 8:32

Nieźle napisane. Bohater wystrugany na kopyto Adasia Miauczyńskiego.
I żeby nie było... Tak, przesłanie jest zrozumiałe. Niechaj autor jednak wspomni, jak skończyły utwory zaangażowane z okresu socrealizmu.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#4 Post autor: Lucile » 22 lis 2017, 21:22

Dla mnie to opowiadanie o alter ego.
Bywa że sami nie wiemy, iż posiadamy jeszcze inne pozamykane osobowości.
Czasami wystarczy tylko impuls, który wcale nie musi płynąć z zewnątrz.

Owszem dobrze się czytało. Akuratnie wyłożyłeś i oddałeś maniakalne stany natręctw i dziwactw.
Równie dobrze bohater może cierpieć na jakąś odmianę choroby psychicznej, np. afektywno dwubiegunową.

A metafora z duszą poety? Duszą, która kto wie, jak długo przeleżała na zakurzonej półce przechowalni?
I ten poeta, który ją zgubił? A może w ogóle nie wiedział, iż takową posiada, bo był nim, nie kto inny, jak ten rygorystycznie oraz maniakalnie powtarzający swoje marne, „byle jakie” codzienne rytuały (dla postronnych, bo dla niego – sens życia i ład wszechświata!) szary człowieczek w kolorowych majtkach – pracownik Biura Rzeczy Znalezionych.

Jerzy, ciekawie, z pomysłem i „puszczeniem oka” do czytelnika poprowadziłeś historyjkę.
A jeżeli moje odczytanie jest choć w części zgodne z Twoim zamiarem, to na resztę wieczoru rada pozostanę.
Jeżeli nie... to trudno, czytelnik też może błądzić po manowcach... kto mu palcem pogrozi?

Pozdrawiam
Lu
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#5 Post autor: Lucile » 23 lis 2017, 1:01

Algernon,
„coś mi dzwoniło, ale nie wiedziałam w jakim kościele”.
Musiałam podeprzeć się wujkiem google,
I mi się rozjaśniło.
No oczywiście, „Kwiaty dla Algernona” opowiadanie Daniela Keysa.
Chyba kiedyś wpadła mi w ręce jakaś antologia literatury science fiction, bo kojarzyłam tę mysz (o imieniu Algernon), której mózg poddany eksperymentom ewoluował do rangi geniuszu, by potem „kurczyć się” aż do zniszczenia – jakoś tak to szło. Jej antagonistą był inny bohater Charie.

Ciekawe, czy stąd to imię?
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#6 Post autor: alchemik » 23 lis 2017, 12:40

Lucia, jesteś niewyjęta.
Dzięki za tak trafne komentarze.

Odpowiem na pewno.
Pewnie się nawet rozpiszę, bo tekst, pomimo groteski i trywialności w banale, zawiera sporo ukrytych treści.

Na razie powiem tylko, że odkryłaś źródło imienia Algernon.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Gorgiasz
Moderator
Posty: 1608
Rejestracja: 16 kwie 2015, 14:51

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#7 Post autor: Gorgiasz » 23 lis 2017, 13:23

Bardzo dobry tekst. Przeczytałem z największą przyjemnością.
Siedział na desce dokładnie przez pięć minut, jak każdego poranka.
Przecinek raczej zbędny.
Suszy mnie od samiuteńkiego rana. a może nawet od wieczora.
Suszy mnie od samiuteńkiego rana, a może nawet od wieczora.

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#8 Post autor: alchemik » 23 lis 2017, 13:32

Dzięki, Gorgi.
Twoje opinie są dla mnie niezmiernie ważne.
Dodałem przecinek, aby uwypuklić ten każdy poranek.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2017, 12:02 przez alchemik, łącznie zmieniany 1 raz.
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
alchemik
Posty: 7009
Rejestracja: 18 wrz 2014, 17:46
Lokalizacja: Trójmiasto i przyległe światy

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#9 Post autor: alchemik » 23 lis 2017, 13:55

Czy ktoś mi w końcu dokopie?
Czekam.
Proza to nie moja specjalność.
Lubię ją czytać.
Z pisaniem jest gorzej.
Nie, żebym nie potrafił.

To kwestia wrodzonego lenistwa.
Wolę pisać wiersze, bo krótkie i można w nich skondensować treści.
Więc nawet w prozie kondensuję (z przyzwyczajenia) przez poetyckie metafory zawarte w trywialnym tekście.
Jerzy

Atakujcie lub zmilczcie
* * * * * * * * *
Jak być mądrym.. .?
Ukrywać swoją głupotę!

G.B. Shaw
Lub okazywać ją w niewielkich dawkach, kiedy się tego po tobie spodziewają.
J.E.S.

* * * * * * * * *
alchemik@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Zagubiono duszę. Znaleźnego nie będzie

#10 Post autor: Lucile » 23 lis 2017, 16:34

Caro Alchemista,
guesta poesia scritta da Maria Konopnicka te dedico.
Prego:

STEFEK BURCZYMUCHA
O większego trudno zucha,
Jak był Stefek Burczymucha,
- Ja nikogo się nie boję!
Choćby niedźwiedź... to dostoję!
Wilki?... Ja ich całą zgraję
Pozabijam i pokraję!
Te hieny, te lamparty
To są dla mnie czyste żarty!
A pantery i tygrysy
Na sztyk wezmę u swej spisy!
Lew!... Cóż lew jest?! - Kociak duży!
Naczytałem się podróży!
I znam tego jegomości,
Co zły tylko, kiedy pości.
Szakal, wilk,?... Straszna nowina!
To jest tylko większa psina!...
(Brysia mijam zaś z daleka,
Bo nie lubię, gdy kto szczeka!
Komu zechcę, to dam radę!
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”