Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#1 Post autor: mirek13 » 09 gru 2017, 14:23

Najpierw przychodzę na świat, a później świat przychodzi do mnie. Buduje mój dom i popełnia błąd architektoniczny, projektując za dużo wejść, a za mało wyjść. Więc wpycha się ten real na potęgę, a ja nie mam drogi ucieczki. Wywalam w murze wyjście ewakuacyjne, naruszam konstrukcję i wszystko się wali.
Jak u mojego kolegi Syska.

Takie myśli towarzyszą Piotrowi Winczyckiemu, kiedy przypala kolejnego papierosa. Jest środek nocy (czwarta), o szyby podzwania jesienny deszcz Staffa (kolejny październik).
Piję kawę, chce mi się do kibla, który jest ciągle zajęty, myślę o Magdzie, i jest do dupy – wzdycha cicho.
Bo to życie trudno nazwać mądrym i udanym, kiedy w wieku pięćdziesięciu dwóch lat siedzę w hotelu robotniczym w Poznaniu, czekając na kolejną zmianę w celu wykonywania czynności, które spokojnie może wykonywać małpa za banana. Piszę wiersze i rozmawiam o stosunkowaniu się z równie mądrymi panienkami, kątem oka, zerkając w „Historię filozofii” Legowicza.
Mam trzy fakultety i wciąż nie mogę zaliczyć czwartego. Życia. Oblewam ciągle analizę zagadnień Tatarkiewicza „O szczęściu”, zwiewnie jak panienka z okienka w wieku trolejbusowym, przemykając między jego czterema wartościami.
To jest jednak do dupy.

Czas to głupie bydlę
szczególnie o czwartej nad ranem,
kiedy poluję na niego z
kawą i papierosem.

Rozpręża się w cieple trzeszcząc żebrami
ukochany kaloryfer, czyli
cud pański
w Jeruzalem.
Anno Domini teraźniejszości.
Plusowa temperatura i woda
gorąca
święcona z kranu.

Stairway to heaven
podśpiewuję ochryple końcówką gardła.
Będzie dobrze.

Highway to hell
odpowiada z dołu Bon Scott


To najnowsze dzieło Piotrusia spisane na rolce papieru toaletowego, po tym jak udało mu się w końcu trafić na wolny water closed. Świątynia dumania, pogłębionej psychoanalizy i pokój środowisk twórczych w jednym.
Po opuszczeniu spodni, z kieszeni kombinezonu roboczego wypadł długopis, więc grzechem by było nie wykorzystać tak pomyślnego splotu okoliczności.
Natura czy ludzie są przyczyną mojego kanału? Winne jest uszkodzenie płodu w okresie prenatalnym czy wychowanie poszło nie tak? A może to kompilacja obu zjawisk?
Kiedy natłok wydarzeń i myśli niekorzystnych przekracza barierę dźwięku, Piotrek pije. Budzi się w nim przedziwna hybryda zamieszkała w mózgu. Stwór będący połączeniem osy morskiej, tajpana, wałęsaka brazylijskiego i szkaradnicy. Nagły ból ukąszenia i neuro-toksyna zatrzymuje wielowymiarową pracę synaps, pozostawiając tylko ścieżkę. Właściwie nie jest to ścieżka, tylko teoretycznie piękna autostrada wiodąca od szczytu Beachy Head w dramatycznie zamgloną tajemnicę. I choć wszyscy wiedzą, co jest na końcu tej drogi, liczą na własną wyjątkowość i uśmiech Boga. Że osiągną tą podróżą coś, co nie było im dane w życiu.

Droga kończy się zawsze tak samo: na dole postrzępionymi kredowymi skałami Beachy Head i szumem chichoczących z naiwniaków fal kanału La Manche.
Bóg się nie uśmiecha.
Ale Piotr nie kończy jeszcze upadkiem przerywającym kręgosłup i ukazującym światu zeżarte alkoholem flaki. Po raz kolejny dopełza w bólach do szpitala, gdzie wraca do normy. Ale jego życie, nie.
Jad wypełniający go posiada również właściwości liściołaza żółtego. To znaczy zatruwa przez dotyk, o czym przekonało się kilka kobiet. Wprawdzie żyją, ale bywały towarzysko również na krawędzi tej skały.
Ukochanym miejscu Piotra.
Co ja robię nie tak? Kochałem je i krzywdziłem. Gdyby moje życie przypominało epizod z czterdziestu dni Chrystusa na pustyni, byłoby dobrze. Tylko ja i mój szatan. Ale tak nie jest. Otaczają mnie setki ludzi. Niektórzy mnie lubią, niektórzy kochają, część nie trawi, a dla większości jestem obojętny. Może to i dobrze, bo świat niekoniecznie jest zainteresowany moim przypadkiem. Mam pracować, płacić, wydalać, uczestniczyć ogólnie i szczególnie oraz umrzeć odpowiednio wcześnie, aby uradować ZUS.
I może jeszcze parę osób.


Część towarzystwa jeszcze śpi, część szykuje się już do wyjazdu na pierwszą zmianę, czyli rozpoczyna się ruch codzienny w największym szpitalu dla wariatów – świecie.
Większość chodzi zarośnięta i niedomyta, na okrągło w roboczych ciuchach (Po co zmieniać? Rano i tak trzeba znowu je wkładać), beka, pierdzi i drapie się po jajach.
Niektórzy mają jeszcze normalne odruchy porannej toalety, czystych majtek i skarpetek czy ścielenia łóżka.
Ogólnie da się żyć. To prości ludzie z prostymi zasadami. Jedzenie, praca, spanie, picie – oto kwintesencja ich doświadczania świata. Twardzi dla siebie i innych, bez zbędnego bagażu przemyśleń, wiedzy i wątpliwości. Kochają żony i dzieci, ścibolą pilnie kasę na nowy samochód czy studia dziecka, i dobrze im z tymi prostymi celami.
To Piotr ma problem. Ze sobą i z przystosowaniem. Gra w ich grę pod nazwą „Życie na gorąco”, gada o pierdołach i nowym kierowniku-kutasie, klnie i robi tę małpią robotę.
No właśnie – gra. Nie jest jej składową.
Boże, walnąłbym teraz ze dwieście gram. – Patrzy na krzątających się kumpli. – Poczułbym w sobie miłe ciepło rozlewające się w żołądku, a po chwili płynący stamtąd optymizm i nadzieję. To, czego tak bardzo mi brak, a co przynosi ten cudowny płyn. I jak wszystko w życiu, wystawia mi potem rachunek za usługę pod nazwą „chwila dla ciebie”. Ortodoks pieprzony, nawet na Vacie przekręcić się nie daje.
Nie wolno. Nie możesz. Nie powinieneś.
Łyka więc dwie tabletki cudownego specyfiku, który ma pomóc na ból egzystencji. Żyje cały czas nadzieją, że genialna w swym pędzie do postępu cywilizacyjnego ludzkość, wynalazła wreszcie chemiczny substytut ukojenia, nie zabijający powoli i boleśnie.
Bo na co może jeszcze liczyć?
Czasami stara się myśleć. I oceniać. Bolesny to proces i kompletnie niepotrzebny w jego życiu. Bo chłop jest pełen szlachetnych intencji, uzbrojony w poprawną moralność i właściwe poglądy. Niby niegłupi, wykształcony, a skrzywdził siebie i parę osób z otoczenia.
Więc wraca wspomieniami do tych kilku porażonych jadem kobiet, które wykąpały się w jeziorze własnych łez. Do dzieci przyglądających się z zaciekawieniem ojcu jak egzotycznemu okazowi w zoo.
Nigdzie się już nie śpieszy, niewiele oczekuje i kończą mu się rezerwy marzeń, które są jak polski węgiel – drogi, trudno dostępny, nieekonomiczny, i coraz go mniej.
Fatalna narośl w krtani czeka na diagnozę. Przy takim życiu jakie zaliczył, nie spodziewa się uśmiechniętych twarzy medyków. Raczej gorączkowego ruchu rodziny na rynku nieruchomości cmentarnych.
Jego psychika zawsze była przedmiotem troski najbliższego otoczenia i lekarzy. Miewał przedziwne wizje, odloty na granicy psychotycznych stanów narkotycznych, zdiagnozowane depresje, dziesiątki pobytów w szpitalach, trwały alkoholizm, zaburzenia osobowości. Marnował z upodobaniem talenty, którymi go obdarzono…, no, po prostu piękna karta chorobowa brakującego ogniwa w teorii Darwina. Ciekawy przypadek do klinicznych badań nad alienacją, grą pozorów oraz studium uzależnień.
Alkohol był obecny w jego życiu od najmłodszych lat. Jak podnoszący się poziom oceanu, podchodził falami podstępnie pod brzeg i zalewał stopniowo wyspę Piotra.
Dziwnym trafem jego przyjaciół, też.
Ładnie się dobrali.
Ponieważ nie spotkał dotąd medyka z ambicjami naukowymi i chęcią publikacji badań, to pozostanie tylko po nim coraz bardziej wypłowiała szara koperta z historią choroby, spoczywająca w jakimś archiwum za metalowymi drzwiami.
Aż zeżrą ją szczury.

Niemniej, jeszcze żyje, więc pisze cokolwiek w celach terapeutycznych, obniżając chwilowo poziom jadu i alkoholu we krwi i skórze.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#2 Post autor: eka » 14 gru 2017, 15:35

Interesujące, sprawnie napisany kawałek. Narrator trzecioosobowy kontra bohater, zamienność perspektyw oglądu losu. Aż trudno się zorientować, kursywa przypisana jednemu i drugiemu, no ale autor nie obiecywał, że będzie łatwo:) Plus wstawka liryczna na rolce papieru.
Hm, bohater opka, Piotruś Pan w metaforze, mocno wydoroślał i podsumowuje stan nieważności, czyli przede wszystkim kończenie przedsięwzięć, relacji zaledwie po ich prologu.
Mocne, emocjonalne, rozliczeniowe i pisane z perspektywy przegrania.
To nie tak.
Na przykład:
mirek13 pisze:
09 gru 2017, 14:23
wraca wspomnieniami do tych kilku porażonych jadem kobiet, które wykąpały się w jeziorze własnych łez.
A może ten 'jad' był najmocniejszym akordem ich życia, dla którego istnieć było warto nawet jeśli tylko w prologu?
I co prawda dobrymi intencjami piekło wybrukowane, ale co lepsze etycznie: pobłądzić z nimi, czy na zimno, pragmatycznie wykorzystywać ludzi?
Żeby nie dopisano mi łatki drętwej psychoterapii - kończę refleksje i pozdrawiam.
Warto było przeczytać.

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#3 Post autor: mirek13 » 14 gru 2017, 18:54

Droga Ewo.
Masz niewdzięczną rolę moderatora, która nakazuje wypełnienie zerówek w poezji i w prozie :be:
Dlatego też nie będę się rozdrabniał na poszczególne komentarze, bo jeszcze wrócą dzieła na początek i po cholerę?
Poezją się bawię. Zarówno formą, jak i rytmem, czy tematem. Staram się proste rzeczy ująć prosto, acz nieszablonowo.
Co, kto znajdzie, to jego.
W prozie rzecz jest bardziej skomplikowana. Jak Piotruś. Nie będę go komentował.
Jego postępowania, inteligencji, czy zasad. To zostawiam ocenie czytelnika, ponieważ nigdy nie zdobyłem się na osobistą ocenę postaci.
Nawet na koniec cyklu.
Opisuję po prostu okruchy jego życiorysu, czytelnikowi pozostawiając osąd i skonstruowanie całości we własnej głowie.
Nie musisz uciekać od psycho-analizy, choć pewnie to peelowi nie bardzo pomoże. :)
Dzięks. :rosa:

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#4 Post autor: eka » 14 gru 2017, 22:00

Gdyby był przymus wypełniania... modów sporo:)

Opisuj, opisuj Drogi Mirku, bo warto dać mi szansę na analizo-psyche:)
Pozdrawiam.

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#5 Post autor: mirek13 » 16 gru 2017, 12:56

Nie żartuj.
Dajmy spokój. :smoker:

szczepantrzeszcz
Posty: 203
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#6 Post autor: szczepantrzeszcz » 26 lut 2018, 22:45

Dawno temu, jeszcze w czasach paleopodstawówki, wyrwałem się spod domowej kurateli i zatrudniłem przy rwaniu chmielu. Brud, gorąco (albo deszcz), ludzie... dosyć nietypowi i praca szesnaście godzin na dobę. Fajnie było. Wcale nie chciałem wracać do szkoły.

A może Piotruś jest szczęśliwy, tylko o tym nie wie?

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#7 Post autor: mirek13 » 26 lut 2018, 23:17

Nie wiem Szczepan. Być może chciałbym z porażki zrobić cnotę.
Stachura nie jestem, aby tak do końca odnajdywać prostą filozofię w pracującym ludzie.

szczepantrzeszcz
Posty: 203
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#8 Post autor: szczepantrzeszcz » 27 lut 2018, 17:39

Filozofia, aby była dobra, musi być prosta (przynajmniej w warstwie użytkowej) i taka, aby nie trzeba było długo szukać. Brak biedy zdeprecjonowałby i bogactwo, i ludzkie dążenia. Nie bez kozery powiadają, że ubogim nie jest ten, któremu starczy to, co ma.

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#9 Post autor: mirek13 » 27 lut 2018, 18:32

No fakt.
A niektórzy są tak ubodzy, że mają tylko pieniądze.

szczepantrzeszcz
Posty: 203
Rejestracja: 28 lis 2016, 22:03

Kosmiczny stan nieważności /niektórzy lubią prologi/

#10 Post autor: szczepantrzeszcz » 27 lut 2018, 21:18

mirek13 pisze:
27 lut 2018, 18:32
A niektórzy są tak ubodzy, że mają tylko pieniądze.
Prawdziwe i ponure, chociaż wiadomo, że lepiej być zdrowym i bogatym niż chorym i biednym. Mój ulubiony bohater, Semen Korczaszko (ten od Wędrowycza) mawia, że lepiej mieć i nie potrzebować niż nie mieć i nie potrzebować.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”