Ostatnia szata Arymana

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Ostatnia szata Arymana

#1 Post autor: mirek13 » 20 sty 2018, 14:13

Żeby nie było. Opko pisane w trakcie oglądania filmu "K-Pax"
Własnych wspomnień tylko odrobina. :be:

Przed chwilą była tu pusta przestrzeń.
To znaczy niekoniecznie pusta. Wypełniały ją jakieś atomy, fale, feromony, pyłki, czy wirusy, ale optycznie była pusta.
A teraz wypełniała ją postać. Naukowy odpowiednik zgrupowania tkanek i wszystkiego, co jest powszechnie uważane za kompilację zjawisk przyrodniczych,i fizyczno – chemicznych, określanych mianem człowieka.
Kobiety.
Dotknąłem ją. Była prawdziwa do rozkoszy i bólu.
To czasami może być to samo, bo nie wiem, czy brak oddechu może być dla mnie jednym, albo drugim.
Może tym samym?
Jasnym miejscem w ciemnym załuku oddziałowego kosmosu.

- Co się dzieje panie Piotrze?! - Pielęgniarka wyglądała na autentycznie przerażoną. Zwijam się nocą na szpitalnym korytarzu. Jak robak zawieszony na haczyku. Nie mogę oddychać, bo ostrze przebiło płuco i śmiertelnie penetruje tkanki. Podobno płuca nie są unerwione, a moje są. Kosmita?
- Gdzie jest ta dziewczyna? - wycharczałem pomiędzy bezdechami. Łapałem płytko i kurczowo powietrze, czekając na ból.Taki chujowy wybór między cierpieniem, a koniecznością życia. Bo trzeba oddychać, aby żyć. A nie chciałem nic z tych rzeczy.
Bałem się nie oddychać i bałem oddychać.
- Panie Piotrze, jaka dziewczyna?! Jest noc. Tu nie ma nikogo, ale zaraz pan obudzi oddział.- Gorączkowo wciskała klawisze telefonu. Po chwili przybyła ekipa. Władowali mi jakieś zastrzyki i poczułem, że odpływam. To najlepsze, co się może zdarzyć.




Żyjesz pomiędzy. Jeden świat jest ludzki. Pełen przyziemnych potrzeb – pracy, pieniędzy, seksu. Marzeń i ich klęsk. Snów i przebudzeń. Obowiązków i przyjemności. Chorób i cudownych uleczeń.
I drugi. Gdzieś między gwiazdami, panoszącymi się bezczelnie we wszechświecie.
Tam może być życie, jak mówią wizjonerzy. Tam może być wszystko i nic.
Spokój na granicy stuporu Buddy.
Może tym jest właśnie śmierć, która niekoniecznie musi być końcem.
Taka jest istota wiary w Boga. Tam może być lepiej.
Tam może być ona.




Mimika ludzkiej twarzy jest czytelna jak elementarz Falskiego. Niby lekarze doskonalą sztukę ukrywania uczuć, ale nie ze mną te numery, Bruner.
Po tomografiach, usg, rentgenach i inszych pierdołach ich miny stoją w jaskrawej sprzeczności z gadką-szmatką w stylu: Och, to poważna sprawa, ale postawimy pana na nogi. Proszę stosować się do zaleceń, nie pić, nie palić, zażywać leki, odpoczywać i dobrze się odżywiać. Żadnych stresów.
Myślałem, że padnę ze śmiechu, jak tego słuchałem.
Alternatywny życiorys mi pisali.
Może są literatami, ale chyba z gatunku fantasy.


- Każ jej się zamknąć! Spać nie można. - Gienek obrócił się gwałtownie na łóżku. - Pieprzycie pół nocy.
Ból ustał, choć przy każdym oddechu czuję kłucie pod żebrami. Lekarze - pulmonolodzy uznali, że zrobili co mogli i przeniesiono mnie na macierzysty oddział. Czyli do Gienka z jego afektywną, dwubiegunową. Łapiduchy mieli mimikę klasyczną. Tajemniczego Don Pedro, podkładającego minę pancerną pod samochód Smoka Wawelskiego. Jak ktoś pamięta tę bajkę, to wie, o co kaman.
- Kto ma się zamknąć?
- No, ta baba, z którą gadasz. O miłości to sobie wiersze pisz, a nie cukruj głośno.
- Spać się nie da. - To Andrzej, sąsiad z prawej. Głęboka schizofrenia. Zamykam oczy. Jestem pewien, że rozmowa z Magdą mi się śniła. Ale czego ja mogę być pewien? Nawet własnego istnienia już nie bardzo. Ale co oni kombinują? Jej tu nie ma. Nie istnieje w tym wymiarze, więc o co im chodzi?
- Takie rozmowy zostaw sobie na później. Jak cię nie będzie, a teraz daj ludziom spać. - Gienek obrócił się tyłem i nakrył kołdrą. - Kurwa, strasznie chrapiesz. Albo się gada, albo cicho śpi – domruczał.


Mikro i makro - kosmos są do siebie zadziwiająco podobne. Orbity, grawitacja, zasady oddziaływań i fizycznych zależności.
Ale jest granica naszego wnikania w te światy. Naukowo sformułował ją Heisenberg w teorii nieoznaczoności.
Poza pewnym obszarem, nic nie da się precyzyjnie obliczyć. Pozostają domniemania i rachunek prawdopodobieństwa.
To w tym rachunku można umieścić Gienka i Andrzeja, którzy słyszą coś, co nie istnieje?
Przekaz po strunach wszechświata?
Proste chłopy, a jakbym im powiedział: Heisenberg i Hawkings, to spojrzeliby na mnie, jak na wariata.
Być może słusznie, bo ich świat jest zrozumiały bez naukowych teorii i potrzeby uzasadnień.
Czegokolwiek, bo po prostu jest i szlus.
Mój empiryczny problem polega na odkryciu, dlaczego oni słyszą coś, czego nie powinni słyszeć?

- Pamiętaj... Zawsze pamiętaj, że jestem. Choćby wybuchała Betelgeza, czarna dziura zassała wszystko, biały karzeł eksplodował, a błękitny olbrzym odpłynął poza granice wszechświata, to jestem. Wasza fizyka nie umie jeszcze łączyć logicznych teorii naukowych z psychologicznym aspektem biologii. I psychologii gatunku. Przyjdzie na to czas, ale jeszcze nie teraz. Macie swoje normy, które determinują. Swoje teorie, które ograniczają. To etap, a nie constans.
- Nie jestem nieśmiertelny. Nie mam czasu na czekanie. Lekarze też mi to sugerują.-
- Przykro mi. Tak już jest.


Burza. Szaleństwo wyładowań elektrycznych, potopu i końca pseudo-cywilizacji, bo padają linie energetyczne, net, kuchenki, pompy i stajesz się ludziem pierwotnym.
Gruchnęło straszliwie nad pobliskim lasem.
Sosny zaskwierczały żywicznie, topole pękały z hukiem, a brzozy..., jak to brzozy, martyrologicznie i cierpiętniczo waliły się pokotem.
Takie pokłosie przyrody i polityki.
Słyszę syreny wozów strażackich.


- Zapytałeś jej, co będzie? - Gienek stał przy oknie, wpatrując się w łunę pożaru. - Przecież ona wie. Jest z innego świata. - Przede wszystkim, to ty jesteś wariatem. O kim mówisz? Czarownica? - Zarechotał, aż mu zaświstało między ubytkami. To znaczy między pniakami, bo miał w zasadzie same braki w szczęce.- Fajne. Czarownica. Taką bym wychędożył i spalił. -
- Zapytałeś? Są granice przystosowania. Nawet na tym oddziale.
- Idiota jesteś.- Olewająco odwrócił głowę, wpatrując się w pożar.


Przed południem obudził mnie ruch w szpitalu.
Wycie syren, błyski niebieskiego światła i gorączkowa jazda karetek.
Ile w tym procedur, a ile empatii, kiedy wynosili poszkodowanych?
Cały szpital był postawiony na nogi, po wczorajszej burzy.
Ludzie w szoku, przygnieceni konarami, po wypadkach samochodowych i z najróżniejszymi urazami. Przykryci folią izotermiczną.
Ale dlaczego ruch jest na moim oddziale?


Andrzej wlecze mnie na korytarz, rozbudzając agresywnie ze snu. Przyspałem po emocjonującej nocy i jestem trochę nieprzytomny.
Może leki?
Koło dyżurki stoi Gienek i patrzy bezmyślnie w ścianę.
Wyraz jego twarzy jest cudną emanacją jego choroby.
Kretyn z boską intuicją.
- Masz ją – mówi.
Chyba mam debilny wyraz twarzy.
- No, tę gadatliwą z nocy. - Patrzy dalej w przeciwległą ścianę. Stoi oparty o drzwi, bo akurat to są godziny przyjęć przez naszą psychiatryczkę, więc czeka na korytarzu. Nie wiadomo po co, ale czeka. Piękna istota ludzkiej egzystencji rodem z komuny kolejkowej. Codziennie od dziewiątej do trzynastej. Czekać, a może rzucą garść tabetkowej normalności? Kto trafi na kumulację?


Widzę poświatę wydobywającą się się z dyżurki. Zaczepiam przechodzącą pielęgniarkę.
- Co tam tak świeci? Jakaś radioaktywność? - Szczerzę dowcipnie zęby. Chyba niepotrzebnie.
Kobita patrzy na mnie zdziwiona.
- Panie Piotrze, o co pan pyta? Nowa pacjentka jest przyjmowana. Coś znowu nie tak?
Andrzej cmoka, a Gienek spogląda na mnie.
- Jasne, widziałem ją. To ta sama, z którą gadałeś po nocach. Dziwne, że teraz przyszła, ale może spokój będzie.


To była ona. Dobrze, że to koedukacyjny oddział.
Poświatę widział tylko Gienek, Andrzej i ja.
Przybyła gdzieś z najdalszego, mojego kosmosu.


Wszechświat to zmienna. Równanie Reimanna, które nie powinno być rozwiązane, bo odkrycie prawidłowości zmiennej liczb pierwszych, może być katastrofą dla ludzi. W każdym razie dla mojej składowej, nieprzewidywalnych, a pewnie prostych zjawisk.
Urodziłem się trzynastego (liczba pierwsza). Styczeń (liczba naturalna), tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt cztery (nie chce mi się wiedzieć, gdzie jest zgrupowana).Szaleństwo przeznaczenia, magii matematyki i kabały numerologii. Egipskich obliczeń, choć pewnie i tak sam jestem kowalem swojego losu.Ten pogląd to pewnie kwestia wygody i umowy społecznej.


Aż zatrzęsło fundamentami szpitala. Znowu gruchnęło potężnie.
Zamroczony, pobiegłem do piwnic, bo tam było pomieszczenie, przerobione na schron ze starej kotłowni.
Z szerokim wjazdem, jak dla czołgów, to po nim biegnę.
Instynkt samozachowawczy, czyli instynkt bojowy załogi rudego sto dwa, każe mieć w pogotowiu działo i karabiny maszynowe.
Kaliber zero, przecinek, zero..
- Stój! - Gienek tkwi przed metalową bramą do nieczynnego pomieszczenia, patrząc na mnie szaro-błękitnymi oczami. W nich jest cały komos.
- Dlaczego?- Nic się już nie stanie. Wszyscy zapomną, bo wybuchy przykrywa się jeszcze większymi wybuchami. Ona właśnie przyjęła się na oddział. Koledzy i koleżanki, zaakceptowali. Was.
- To wariaci! Idioci! Psychiczni! O czym ty gadasz? Wokół pożoga, wybuchy jakieś, a ty mnie uciszasz? Wojna jest! - Nie ma lepszego okresu na wyciszenie i akceptację wariatów.
Roześmiał się. Tak miło, subtelnie i z pobłażliwością, jak do dziecka, zranionego brakiem właściwego prezentu pod choinką.
Pogłaskać, przytulić i oszukać kolejnym istnieniem czerwonego, świętego.
Jak się chce wierzyć, to będzie cacy.


Gienek z Andrzejem zaprzęgli sanie.
Krowy są, psy, osły, konie i ja.
Jako prowadzący.
- Jedziemy? - Entuzjastycznie odpowiedzieli chórem. Pewnie przypadek.- Jedziemy.
Spiąłem się i wryłem stopy w śnieg, czekając na bata. Bo to ja jestem reniferem, osłem, psem, krową i czym tam jeszcze.




Wtedy wybuchło znowu. Fajerwerki barw i szaleństwo fizyki czterowymiarowej. Wszystko przemieszczało się w przestrzeni i czasie. Ja byłem. Ich nie było. Tu słońce – tam mrok. Niutonowski pryzmat i rozkwit racjonalizmu.


- Żegnam cię. Tam nie jest moje miejsce. Jestem mały i słaby.- Wyłączyła czajnik i zalała kawę. Zasyczała woda, wpływająca pomiędzy zmielone drobiny.
- Musisz wrócić – mówię beznamiętnie. - Ze mną jest, jak jest. Nic do uratowania i badań.Uśmiecha się. Tak dziwnie. Albo to inny układ mięśni mimicznych, albo szczególna cecha konfiguracji ust.
- Czas wracać, Piotrze. Kolejna burza i powrót do domu.
- Domu? - Chyba jakieś rozgoryczenie brzmi w moim głosie,- Tak. Do domu, ale chciałabym dać ci tylko to, o czym marzysz. Nic więcej nie mogę, nie naruszając tkanki czasoprzestrzeni.


Wybuch wstrząsnął wszystkim i wszystkimi.
Prawie.
Szpital istnieje.
Badania wybuchu były pobieżne i stwierdzono, że to rykoszet racy z poligonu ukraińskiego wywołał takie zjawisko w nocy.


Dziewczyna jest na sali numer trzy.
Nie poznaje mnie.


I dobrze.
Kiedyś odleci do swoich.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Ostatnia szata Arymana

#2 Post autor: eka » 14 lut 2018, 19:42

Niezmiernie ucieszyło mnie, że nie tylko pan Piotr zobaczył Kobietę:)
Piękna, bo współczesna i naukowa:) baśń o potędze, a jakże... miłości.
Talent w nakreślaniu cech osobowości bohaterów również (a może przede wszystkim) za pomocą li tylko behawioralnej metody.
No i git!
Nie żałuję, że przeczytałam.

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Ostatnia szata Arymana

#3 Post autor: mirek13 » 16 lut 2018, 21:58

Dzięki, Ewa.
Trochę to odjechany tekst, ale faktycznie pisałem go na rówi z oglądaniem tego filmu.
Klimat tego szpitala jest mi na tyle dobrze znany, że nie miałem problemu z wczuciem się w rolę.
PS. Są już jakieś pomysły na restart portalu? Bo trochę szkoda, że tak przysiadł po tej awarii.
Przedziwnej awarii.

Awatar użytkownika
Lucile
Moderator
Posty: 2484
Rejestracja: 23 wrz 2014, 0:12
Płeć:

Ostatnia szata Arymana

#4 Post autor: Lucile » 16 lut 2018, 22:57

Filmu „K-Pax” nie widziałam, wiem tylko, że akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym.
Znam natomiast „Lot nad kukułczym gniazdem” i oczywiście mit o Arymanie, często wykorzystywany w literaturze, np. w polskiej: St. Żeromski, A. Mickiewicz.

Fragment wiersza naszego wieszcza „Aryman i i Oromaz” z 1830 r. dla Ciebie.

I po ciemności, jak pająk po sieci, 
Szczeblował w górę, tam, gdzie bóstwo świeci. 
Oparł się o dnia i nocy granice. 
Wynurzył głowę i podniósł źrzenice. 
A skoro ujrzał w samym niebios środku, 
W samym jasności najczystszej zarodku 
Oromadesa, co śród tworów świeci 
Jak śród gwiazd słońce, jak ojciec śród dzieci; 
Skoro na widok przedwiecznego słońca 
Zły duch pomyślił o szczęściu bez końca: 
Ta myśl, ogromna jako świata brzemię, 
Z takim ciężarem padła mu na ciemię, 
Że stracił siłę, runął na dół głową 
Przez wieki wieków i osiadł na nowo 
W samym przepaści niezgłębionej środku, 
W samym ciemności najgrubszym zarodku. 


Dobrze Cię czytać Mirku – bardzo lubię takie klimaty, a jak jeszcze podane są w kunsztowny,
finezyjny oraz wycyzelowany sposób to - pomimo ciężkiego, przygnębiającego tematu - przyjemność.

Tę KOBIETĘ widzą tylko prawdziwi mężczyźni – to jasne.
A Betelgeza potrafi eksplodować także pod czaszką.

Serdecznie pozdrawiam
Lu
Non quivis, qui vestem gestat tigridis, audax


lucile@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Ostatnia szata Arymana

#5 Post autor: eka » 16 lut 2018, 23:11

mirek13 pisze:
16 lut 2018, 21:58
PS. Są już jakieś pomysły na restart portalu? Bo trochę szkoda, że tak przysiadł po tej awarii.
Przedziwnej awarii.
Są, jeszcze trochę trzeba poczekać do pełnego wyczyszczenia awarii, no i masz rację, przedziwny fakt - może efekt złej magii?

Awatar użytkownika
mirek13
Posty: 849
Rejestracja: 18 mar 2017, 19:23

Ostatnia szata Arymana

#6 Post autor: mirek13 » 17 lut 2018, 19:54

A to ciekawe spostrzeżenie, droga Lucile, że widzą ją tylko prawdziwi mężczyźni.
Czyli schizofrenik, paranoik itp. Może faktycznie to oni są prawdziwi?
Trochę poszarpany i czasami mało spójny jest ten tekst, ale to cena za "sztukę tworzoną w trakcie". Taki steet - art.
Chciałem nadążać za filmem, to czasami jest raczej strumień świadomości, niż fabuła, czy wydarzenia.
Może starzeję się, Ewa i zaczynam podlegać spiskowym teoriom dziejów, ale stara rzymska zasada mówi:
Ten zrobił, kto ma korzyść, choć zapewne to kwestia przypadku i fatalnego momentu na awarię.
Ale nachodzą mnie czasem złe myśli... :myśli:

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10469
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Ostatnia szata Arymana

#7 Post autor: eka » 23 lut 2018, 16:51

Odpędź, przypadków nie ma, no ale w ogniwa łańcucha przyczynowo-skutkowego nie zawsze wplątany jest świadomy czyn ludzki.

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”