Pełnia

Apelujemy o umiar, jeśli chodzi o długość publikowanych tekstów.

Moderatorzy: Gorgiasz, Lucile

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
autor nieznany
Posty: 3
Rejestracja: 04 lis 2011, 21:05
Kontakt:

Pełnia

#1 Post autor: autor nieznany » 08 lis 2011, 23:58

Wraz z Jurkiem i Gosią zastanawialiśmy się, czemu nasze miasto jest dziś tak ciemne. Nie świeciły latarnie, co nigdy się nie zdarzało o tej porze. W żadnym oknie nie paliło się światło. Nawet księżyc nie wiedzieć gdzie się podziewał, mimo że w kalendarzu, w którym jak co rano wyrywałem kartkę, widziałem, że dziś wypada pełnia. Postanowiliśmy to sprawdzić. Udaliśmy się w tym celu do naszej bazy.

Początkowo padło kilka pomysłów z potencjalnymi powodami braku światła w Gronkowie, bo tak nazywa się nasze miasto. Najzabawniejszy pomysł należał oczywiście do Gosi. Ona zawsze potrafiła żartować z poważnych spraw. Wymyśliła ona, że to kosmici przelatywali nad ziemią, na ich statku zabrakło prądu i uśpili wszystkich ludzi, żeby naładować akumulatory, a że potrzebowali dużo mocy, zabrali cały prąd z Ziemi. No cóż pomysł ciekawy, ale niezbyt realny. Po krótkiej chwili postanowiliśmy pójść do swoich domów i sprawdzić, co się dzieje. Umówiliśmy się za pół godziny w naszej bazie, w której się aktualnie znajdowaliśmy. Był to stary opuszczony budynek na obrzeżach miasta.

Ciężko się chodzi po mieście, gdy jest tak cholernie ciemno. Nie jeżdżą tramwaje, wygląda na to, że w całym mieście faktycznie nie ma prądu – Hmm. Czyżby Gosia jednak miała rację? – pomyślałem – Nie, to przecież niemożliwe! - Odparła najwyraźniej bardziej realistyczna część mojego mózgu.
Dotarcie do domu zajęło mi trochę więcej czasu niż w dzień. W domu nie zauważyłem nic niepokojącego oprócz, tego że, rodzice i młodsza siostra spali jak zabici. Co rzadko się zdarza. Rodzice zazwyczaj siedzą do pierwszej, drugiej w nocy. Spojrzałem na zegarek, po podświetleniu tarczy zegarka stanąłem jak wryty – Jest dopiero 22:15 – pomyślałem, ale postanowiłem ich nie budzić, żeby się nie martwili. Przez głowę przemknęła mi myśl o tym, co wymyśliła Gosia, ale zniknęła jeszcze szybciej niż się pojawiła. "Kosmici przecież nie istnieją" pomyślałem. Wziąłem ze swojego pokoju latarkę i wyszedłem z domu.

W drodze do bazy wciąż chodziło mi pogłowie to, co wymyśliła Gosia. Tak bardzo się tym zaangażowałem, że zapomniałem o latarce, którą przecież miałem w kieszeni. Gdy ją włączyłem, okazało się, że nie świeci. Nie przejąłem się tym zbytnio, gdyż do umówionego miejsca spotkania zostało mi kilkaset metrów. Odsunąłem luźną deskę w zabitym oknie i wszedłem do naszej bazy. Jurek już tam był. Gosia doszła po paru minutach. Mieszka najdalej z nas.
- I jak tam? Co u ciebie? – zapytałem patrząc na Gosię.
Była ładna. Zawsze mi się podobała. Poznaliśmy się… Hm. W sumie nie pamiętam kiedy. Mieliśmy wtedy może po dwa lata. Teraz mamy po dwadzieścia dwa, a ja nie mam dość odwagi, żeby jej powiedzieć, że odkąd skończyliśmy gimnazjum, kocham się w niej. Mało tego z miesiąca na miesiąc robi się coraz ładniejsza, przez co jeszcze trudniej mi się zebrać, żeby w końcu jej to powiedzieć. A wygląda bosko - długie, proste, czarne i zawsze rozpuszczone włosy. Piękne, duże, szaroniebieskie oczy. - nie wiem czemu, ale jeśli chodzi o wygląd, to zawsze zwracam uwagę na oczy. Ale nie to jest teraz ważne! Twarz ma promienistą, o bardzo wyraźnych rysach, piękne, prawie zawsze uśmiechnięte usta, dość wysoka i szczupła. Miewa zmienny charakter, ale bez tego nie byłaby sobą, dzięki temu zawsze jest z nią zabawnie. Rozmawiałem z nią o wszystkim bez wyjątków i zawsze mogłem na nią liczyć w trudnych chwilach..
- Śpią i ciemno. Zaczynam się bać. Mówię wam to kosmici. – odparła po chwili.
- Gosiu to na pewno nie są kosmici. Oni nie istnieją. Mówię ci, zobaczysz wszystko będzie dobrze – powiedziałem. Trochę się uspokoiła. Zwróciłem się w stronę Jurka – A co u ciebie? – spytałem.

Jurek, to mój najlepszy kumpel, właściwie jedyny - wysoki, lecz chudy, o twarzy podłużnej, o bardzo poważnym wyrazie, na głowie wiecznie „bajzel”, niepoukładane blond włosy sterczały każdy w innym kierunku - Szczerze, to nie wiem, co sprawiało, że cieszył się tak niesamowitym powodzenie u płci przeciwnej - hmm... może to przez te jego niebieskie oczy... -
Jurek był troszkę roztrzęsiony. W świetle migoczącej świecy dojrzałem, że cały drży. Po chwili namysłu powiedział niepewnym głosem: - Oni… Oni śpią… W domu ciemno jak w du… - Nie kończ! - wtrąciłem.
Jurka też znam już długo, właściwie, to odkąd moja pamięć zaczęła rejestrować pierwsze wspomnienia. Nigdy nie był jakoś rozgarnięty. Zawsze trzeba za niego myśleć. Ale znam go tyle lat, że się już do tego przyzwyczaiłem.
– Coś jest nie tak – stwierdziłem, a po chwili dodałem: – Nie wiemy co jest grane, wszędzie nie ma światła, wszyscy, oprócz nas śpią. Na ulicach nikogo nie widziałem, dziwne! Przecież jest późny sobotni wieczór. Zwykle w mieście jest tłok o tej porze. -

Gronkowo to średniej wielkości miasteczko, mieszka tu około stu tysięcy mieszkańców. Słynie z ogromnej gościnności i bardzo malowniczego krajobrazu. Budynki są tu bardzo zróżnicowane. Od kilkuset letnich willi przez ładne domy jedno i dwó rodzinne, po nowoczesne wieżowce, w zasadzie jeden wieżowiec, stoi niedaleko ratusza, przy placu Wyzwolenia. Piękne przedmieścia i nasze piękne jezioro, przyciągają od groma turystów, którzy przez cały rok chętnie nas odwiedzają i wiecznie jest ich w mieście pełno.
Po chwili namysłu dorzuciłem - Nawet Moja latarka nie świeci. - Moja też! – wtrąciła Gosia. – Wiecie? – kontynuowałem - Widziałem po drodze do domu psa. Nie wiem czy to ma jakieś znaczenie w obecnej sytuacji, ale w każdym razie, nie spał. Podbiegł do mnie tak jakby przed czymś uciekał. Był przerażony, schował się za mną. Wydawało mi się że zobaczyłem jakiś blask kilka metrów przede mną, gdy przetarłem oczy, blask jak i pies zniknęły. Poza mną i tym psem, nie widziałem żywego ducha. – Nie ukrywam, że ta sprawa wydawała się coraz bardziej dziwna. Myśleliśmy jeszcze parę minut, aż tu ni stąd ni z owąd, usłyszeliśmy jakiś hałas. Normalnie, nie byłoby w tym nic dziwnego, ale w tej sytuacji, uznaliśmy to za alarm do działania.

Krzyknąłem tylko – biegniemy! – i cała nasza trójka wystartowała niczym trzy małe motorki w poszukiwaniu źródła tego hałasu. Straszne buczenie, tak głośne, że ledwo słyszałem swoje myśli. "Gosia miała racje, to kosmici!" pomyślałem. Miałem mętlik w głowie. Biegliśmy teraz długą ulicą, po lewej i po prawej stronie stały opuszczone budynki przemysłowe. Pamiętam, kiedyś jechałem tędy z tatą. Tata zabrał mnie wtedy ze sobą do pracy. Był stróżem w elektrowni. Teraz już pewnym głosem, powiedziałem. – To w elektrowni! – Przebiegliśmy już dobry kilometr i zniknęły wszelkie zabudowania. Po lewej stronie drogi, rósł las. Piękny dębowy las, a po prawej, rozległe wyżynno-równinne łąki, gdzie w oddali, rozlewało się ogromne jezioro. Niewiele widzieliśmy, do elektrowni mieliśmy jeszcze z pół kilometra. Przebiegliśmy już duży kawałek, a mimo wszystko, nadal biegliśmy, nikt nie zwracał uwagi na rosnące zmęczenie, które dawało się we znaki. Po prostu biegliśmy. Czuliśmy, że jesteśmy coraz bliżej rozwiązania tej nietypowej zagadki.
Dźwięk, był już prawie nie do zniesienia, wydawało mi się, że zaraz pęknie mi głowa, podejrzewam, że reszta czuła to samo. Zdążyłem jeszcze kawałek przebiec, zanim zauważyłem, że Gosia się zatrzymała. Bez chwili zastanowienia podbiegłem do niej. Stała pochylona przy poboczu. Puściły jej nerwy, a do tego poziom zmęczenia dobiegł u niej do granic wytrzymałości. Płakała. Pomyślałem o chusteczkach, które beztrosko tkwiły w kieszeni moich spodni - Nigdy nie wiadomo co cie spotka poza domem - od jakiegoś czasu, zawsze mam jakieś przy sobie. Podałem jej jedną, zaczęła się wycierać, z oczu płynęły jej łzy, była roztrzęsiona. Wziąłem drugą chusteczkę i zacząłem wycierać jej łzy z policzka – Gosiu. - powiedziałem, spojrzała mi w oczy - Nie wiem co nas tam spotka. - dodałem - Bardzo się boję. Wiesz… - zawahałem się troszkę - Wiesz, gdyby coś nam się tam stało i jak nie mógłbym się więcej z tobą zobaczyć, to bardzo bym żałował, że ci tego nie powiedziałem! – kończyłem prawie krzycząc, hałas był teraz tak głośny, że ledwo było słychać co mówię. Spojrzała jeszcze głębiej w moje oczy. Nigdy tego nie zapomnę. To spojrzenie było pełne nadziei i miłości, zatkało mi dech w piersiach! Momentalnie poczułem motylki w brzuchu. Dotychczas, zawsze śmiałem się, gdy ktoś tak mówił, nigdy dotąd tego nie czułem. Było to cudowne uczucie, wydaje mi się, że już wiedziała, co chcę jej powiedzieć. W jej szklących się oczach zobaczyłem błysk, na policzkach nie miała już łez, a usta uśmiechały się do mnie wesoło. – Wiesz Gosiu? - zacząłem - Znamy się tyle lat, a ja nigdy nie potrafiłem się odważyć, żeby ci to powiedzieć. – wyznałem lekko drżącym głosem – Ale, co powiedzieć, Karolku? – zapytała. Przez chwilę stałem jak wryty. Nie wiedziałem jak zacząć. – Bardzo mi się podobasz. – wyjąkałem – Kocham cie odkąd tylko pamiętam. – ciągnąłem niepewnym głosem - I chciałbym… - Karolku. – przerwała. – Ja też Cię kocham i ciągle czekałam, aż wreszcie zrobisz ten pierwszy krok. – zrobiłem się czerwony jak cegła. Było mi bardzo głupio, że dopiero teraz się odważyłem, i że nie zrobiłem tego wcześniej. Po chwili zbliżyła się do mnie, przytuliła mnie mocno i po chwili nasze usta złączyły się w gąszczu namiętnych i gorących pocałunków. W tej chwili cały świat przestał dla mnie istnieć. Liczyliśmy się tylko my. Cała sprawa z tym hałasem i elektrownią zniknęła gdzieś w oddali. Minęło dobrych kilka minut zanim Jurek nam przerwał. – Pamiętajcie, że musimy się spieszyć! – krzyknął. Trochę się na niego wkurzyłem, przecież czekałem na tą chwilę od wielu lat. Początkowo miąłem ochotę go zabić, ale szybko mi przeszło. Po chwili biegliśmy dalej, teraz już biegłem trzymając ją za rękę.

Szybko zbliżaliśmy się do elektrowni. Za wzgórzem było widać dużą łunę światła. Hałas był jakby mniejszy. Od strony elektrowni zerwał się wiatr. Poczuliśmy dziwny zapach, momentalnie zrobiłem się bardzo senny – Wy też to czujecie? – zapytałem. – Ale co? – odpowiedzieli chórem – No, że chce wam się spać. – odparłem ziewając – Tak. – znów zgodnie odpowiedzieli. Gdy weszliśmy na wzgórze, nareszcie zobaczyliśmy, że cała elektrownia stała w płomieniach, mimo że staliśmy trzysta metrów od niej, to i tak było czuć powiewy ciepła. Niebo spowijały ogromne kłęby czarnego dymu. Płomienie natomiast były tak wysokie, że wydawało się jakby sięgały do nieba, wyglądało to tak, jakby wielki, ognisty potwór usiłował je łaskotać. Szybko zorientowaliśmy się, że nikt nie próbuje nawet gasić pożaru. Zastanawialiśmy się, co robić. Pierwszy raz staliśmy w takiej sytuacji. Nasza Trójka musiałaby dokonać cudu, żeby to ugasić. A w mieście wszyscy śpią, domyśliliśmy się już, że to właśnie przez ten dym, sami czuliśmy się bardzo senni, choć nie wiedzieć czemu nie spaliśmy.
- Trzeba kogoś zawiadomić. – powiedziałem – Tylko, kogo? – odpowiedziała Gosia. Jurek trochę spanikował. Zaczął biegać w koło i coś mamrotać pod nosem. Nie mam pojęcia co. Spojrzałem na Gosię, z jej spojrzenia wywnioskowałem, że ona też nie wie co on tam plecie. Podszedłem do niego i złapałem go za ramię – Jurek uspokój się! Nic nam nie grozi. Jesteśmy bezpieczni. – powiedziałem. Jurek przystanął, przestał mamrotać, tym razem pewnym i zdecydowanym głosem powiedział – Nie wpadajcie w panikę! Damy radę, – gdy to powiedział, spojrzał na mnie i na Gosie. Delikatnie się uśmiechną i zaczął razem z nami szukać wyjścia z tej nietypowej sytuacji.
- Słuchajcie! - ryknąłem. – Musimy dostać się do sąsiedniego miasta i tam udać się na komendę policji, oni będą wiedzieć co robić. – Gosia uśmiechnęła się i dodała żartobliwie - Może tam nie będą spali. -
Niedaleko, około dziesięć kilometrów w kierunku zachodnim, leżało miasteczko Dzikowo. Dużo mniejsze od Gronkowa, ale na szczęście mieli najlepszy oddział straży pożarnej w powiecie. Całe szczęście, że wiatr wiał z zachodu. Mamy pewność, że ten tajemniczy dym tam nie dotarł. Nie mamy pojęcia, co tam za środki się palą, ale jesteśmy prawie pewni, że to ten dym usypia. Nie wiemy tylko dlaczego nie uśpił również i nas. Musieliśmy teraz jak najszybciej dostać się do Dzikowa. – Mam pomysł! – powiedziała Gosia – Mój tata ma samochód, wszyscy w domu śpią, a ja wiem gdzie trzyma kluczyki. – dokończyła. Obaj kiwnęliśmy zgodnie głową w pełni się z nią zgadzając. Szybkim tempem udaliśmy się do jej domu. Mieliśmy kawał drogi, dlatego natychmiast ruszyliśmy. Po prawie godzinie siedzieliśmy w samochodzie. Gosia prowadziła. Tylko u niej w domu był samochód. Tata ją uczył prowadzić. Całkiem zgrabnie jej to szło.

Niedługo później byliśmy już w Dzikowie. Bardzo się zmartwiliśmy, że tutaj też jest kompletnie ciemno – Zatrzymaj się! – krzyknąłem, zobaczywszy przechodnia. Auto stanęło w ułamku sekundy z piskiem opon. Opuściłem szybę i zagadałem do starszego człowieka w kapeluszu, który stał na chodniku podpierając ścianę pobliskiego budynku - Przepraszam. Powie mi pan gdzie jest posterunek policji? – spojrzał na mnie. Z lekka chwiejnym krokiem podszedł do naszego auta i po chwili namysłu zaczął tłumaczyć, zręcznie przy tym gestykulując – To będzie tak, musicie jechać do końca prosto, taaa... Zobaczycie wysoki biały mur na końcu ulicy, będzie wyglądało jakby nie można nigdzie już jechać, jakby był koniec drogi, a po prawej miniecie remizę, wtedy musicie skręcić w lewo, taaa... Jest tam taka wąziutka uliczka. Pojedziecie nią kawałek i wjedziecie na taką szeroką główną drogę, taaa... Tam na drugich światłach, hmm... - zamyślił się na chwilkę i zaczął mówić dalej - tak, tak na drugich, pojedziecie w prawo i po około dwustu metrach, po prawej, będzie apteka, zobaczycie ją na pewno, posiada ona duży, rzucający się w oczy szyld - APTEKA MANDARYNKA - i kawałek dalej, po lewej stronie będzie posterunek policji. Nie da się nie zauważyć. Ogromny budynek – odparłem mu tylko – Dziękuję – i natychmiast ruszyliśmy. Staruszek dobrze wytłumaczył nam drogę, dotarliśmy po paru minutach, gdyby nie on krążyli byśmy pewnie po mieście i do rana szukali. Miał racje. Posterunek policji znajdował się w wielkim budynku, na ścianie którego widniał wielki napis - POLICJA - Wyskoczyliśmy z auta jak poparzeni i szybko wbiegliśmy do ogromnego gmachu. Od razu zauważyliśmy siedzącego przy świeczce policjanta dyżurnego. Podeszliśmy do niego i zaczęliśmy jeden przez drugiego opowiadać o elektrowni. Oczywiście nic nie zrozumiał i zaczął na nas krzyczeć – Spokój! Mówcie po kolei! Mam nadzieję, że to coś ważnego! Bo jak nie to ja wam pokażę zakłócać mi spokój i sianie paniki. No już mówcie, co was tu sprowadza.

Policjant był średniego wieku – koło czterdziestki – Wysoki i dobrze zbudowany.
Opowiedziałem mu wszystko o tym, co dzieje się w naszym mieście i co dzieje się z elektrownią. Wyglądał trochę na zaskoczonego i początkowo nam nie wierzył. Ale gdy zaczął dzwonić na posterunek w Gronkowie, na którym nikt się nie zgłaszał jego zaskoczenie zaczęło zmieniać się w przerażenie, próbował jeszcze dzwonić do elektrowni, lecz również bezskutecznie – Jedziemy to sprawdzić. – powiedział pakując do torby krótkofalówkę, maskę gazową i ogromną latarkę.

Jechaliśmy radiowozem, którego Syrena wyła jak zwariowana, a w koło było widać niebieskie światło kręcących się kogutów. Gdy wjechaliśmy na szczyt wzniesienia i posterunkowy zobaczył ogień, to ostro wcisnął hamulec, o mały włos nie rozbiłem sobie głowy o przednią szybę. Zatrzymaliśmy się, w jego oczach ukazało się przerażenie. Wyjął z torby krótkofalówkę i zaczął krzyczeć: - Centrala! Centrala! Zgłoś się! – gdy puszczał guzik, krótkofalówka wydawała charakterystyczny dźwięk, syknęła głośno a po chwili usłyszeliśmy – tu centrala, zgłaszam się! Co się stało? Odbiór! – odezwał się bardzo miły kobiecy głos z centrali, znów pojawił się ten charakterystyczny szum - Mamy poważny wypadek! – wykrzyczał i niechcący puścił guzik, po raz kolejny usłyszeliśmy szum, a po chwili ten miły głos – Jaki wypadek? Odbiór! – szum – Płonie elektrownia w Gronkowie! Ogromne kłęby czarnego dymu nad miastem! Wszyscy w mieście śpią! Coś jest w tym dymie! Potrzebujemy posiłków jestem tu sam z trójką małolatów! Czekamy aż przyślecie wsparcie. Prawdopodobnie płoną jakieś toksyczne materiały! Odbiór! – w krótkofalówce zaszumiało i po chwili usłyszeliśmy tę kobietę z centrali. – Przyjęłam. Już wysyłam strażaków. Bez odbioru! – Posterunkowy trochę się uspokoił i pogrążył się we własnych myślach. Do przyjazdu strażaków nie odezwał się ani słowem.

Po piętnastu minutach był już pierwszy wóz strażacki, strażacy natychmiast zabrali się do roboty i zaczęli walczyć z ogniem. Po kilku minutach było już kilka wozów straży pożarnej. Poczułem się zmęczony. Poprosiłem posterunkowego żeby nas odwiózł do domu. Podwiózł nas i nam podziękował. – Ktoś się do was zgłosi w tej sprawie. - oznajmił = Mam zapisane wasze adresy. Miłych snów. – pożegnał się i odjechał. Jurek stwierdził, że ledwo żyje, pozdrowił nas, uśmiechnął się, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu. Nareszcie zostaliśmy sami. Odprowadziłem ją do domu, stanęliśmy przy drzwiach wejściowych, spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i z zarumienionymi policzkami spojrzała na pęk kluczy, z którego usiłowała drżącą dłonią wydobyć ten właściwy. Sytuacja była bardzo napięta. Nie miałem zielonego pojęcia co zrobić. Po chwili namysłu złapałem ją za rękę. Podniosła wzrok. Patrzyła mi teraz prosto w oczy. To znów było to spojrzenie pełne miłości i nadziei, to spojrzenie, które zapiera mi dech w piersiach. Czułem się teraz najszczęśliwszym facetem na ziemi. Gdy wtuleni w siebie staliśmy pod jej drzwiami, w blasku częściowo już widocznego księżyca, miło, ciepło i przyjaźnie szepnąłem jej do ucha – Nie wiem Gosiu co będzie jutro, ale marzę żebyśmy już nigdy nie musieli się rozstawać. Tylko przy Tobie czuję się szczęśliwy. Tylko z Tobą potrafię rozwiązać każdy problem. Tylko przy Tobie moje życie nabiera sensu. Proszę Cię zaszczyć mnie swoją obecnością w moim życiu. Kocham Cie Gosiu, tak mocno Cie kocham… – Na te słowa zareagowała dość delikatnie. Myślałem, że zacznie się motać ze zdenerwowania, trema zawsze towarzyszy takim chwilą. Spojrzała mi jeszcze głębiej w oczy, jakby czytała co teraz gra w mojej duszy. Poczułem coś dziwnego, w jednej chwili świat zaczął wirować, a ja czułem się pijany miłością. Mocno się we mnie wtuliła i z głową wspartą na mym ramieniu szeptała – Ja też Cię kocham Karolku. To będzie dla mnie zaszczyt gościć w Twoim życiu. – Nasze usta po raz kolejny złączyły się w pocałunku prawdziwej miłości, napawałem się tą chwilą tak długo, jak tylko było można, czułem jakby przepływała przeze mnie jakaś energia. Pocałunek był bardzo przyjemny i namiętny, mimo tego, że byliśmy wykończeni. Spojrzałem na zegarek, gdy go podświetliłem na tarczy pojawił się napis – 03;27 – W tym samym czasie ona zdążyła otworzyć drzwi, odwróciła się tylko i cmoknęła mnie w policzek – Dobrej nocy, śnij słodko mój ukochany. – powiedziała półgłosem i zaraz przeskoczyła za próg drzwi – Ty również moja ukochana śnij słodko. Dobranoc. – odparłem i zniknęła za zamykającymi się drzwiami.

Pocałunek dał mi jakiegoś kopa. Czułem się bosko. Wiedziałem, że i tak teraz nie zasnę i poszedłem na spacer w świetle dobrze już widocznej pełni. Spacerowałem tak dobrą godzinę za nim dotarłem do domu. Przemyślałem w tym czasie wszystkie wydarzenia i w dalszym ciągu jeszcze nie wierzę, że to zrobiłem, że Gosia, na to czekała równie długo jak ja. Gdy się obudziłem, zbiegłem natychmiast na dół w poszukiwaniu gazety, chciałem się dowiedzieć czegoś na temat tej akcji. Niestety w gazecie nic nie znalazłem. Okazało się później, że był to tylko sen. Posmutniałem bardzo gdy to do mnie dotarło, ale popołudniu tego dnia, porozmawiałem z Gosią, wyznałem jej wszystko. Było jeszcze piękniej niż we śnie.
Ostatnio zmieniony 13 lis 2011, 9:42 przez autor nieznany, łącznie zmieniany 2 razy.
Chwilowo brak pomysłu na podpis:)

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Trójka wspaniałych

#2 Post autor: Miladora » 09 lis 2011, 16:00

Pobawimy się w małą rozbiórkę, o Nieznany? ;)

1. Tytuł – mógłby być bardziej niedopowiedziany i przez to intrygujący.

2. Niedoróbki:
- Zrobiło się już ciemno/jest tak ciemne. – powt.
- Nie świeciły latarnie, co nigdy się nie zdarza o tej porze. – konsekwencja czasów „nie zdarzało”.
- widać świateł/nie było widać, - powt.
- Nawet księżyca nie było widać, mimo, że w kalendarzu, w którym jak co rano wyrywałem kartkę (i) widziałem, że dziś wypada pełnia. – zamiast (i) przecinek „wyrywałem kartkę, widziałem…”.
- Ona zawsze/Wymyśliła ona, - usuń drugie „ona”.
- nad ziemią i na ich statku zabrakło prądu, i że uśpili wszystkich ludzi i zaczęli ładować akumulatory i że zabrali wszystek prąd – za dużo „i”.
- postanowiłem ich nie budzić, gdyż nie chciałem ich niepokoić. – powt. „ich”
- wymyśliła Gosia. Tak bardzo się zamyśliłem, - powt.
- mamy po dwadzieścia dwa(,) a ja nie mam – powt. „mamy/mam”.
- Mało tego(,) z miesiąca na miesiąc robi się coraz ładniejsza, co wcale nie ułatwia mi tego, - powt. „tego/tego”
- W każdej sprawie można z nią porozmawiać – O każdej sprawie… Aha, powt. „można” w tym zdaniu
- Jurek był/Był wysoki/Twarz miał/wiecznie miał – powt.
- nie poukładane błąd włosy – niepoukładane blond włosy
- Nie wiem(,) co sprawiało, że miał/miał niebieskie – powt.
- drży/drżącym głosem: - powt.
- moja pamięć/z mojego życia. – powt.
- Mieszka tu około sto tysięcy mieszkańców. – stu tysięcy…


3. Interpunkcja:
- mimo, że w kalendarzu – bez przecinka
- No cóż(,) pomysł ciekawy, - (,) znaczy dodaj przecinek w tym miejscu
- Nie jeżdżą tramwaje(,) wygląda na, to że w całym mieście faktycznie nie ma prądu – (h)mm. – hmm małą literą.
- Nie to przecież niemożliwe! – (o)dparła najwyraźniej
- niepokojącego oprócz, tego – bez przecinka
- stanąłem jak wryty(.) (–) Jest dopiero: 22:15 – (p)omyślałem, ale postanowiłem ich nie budzić, gdyż nie chciałem ich niepokoić. – (-) do kosza
- jeszcze szybciej(,) niż się pojawiła.
- pojawiła. (–) Kosmici przecież nie istnieją(.) – (p)omyślałem. – (-) i (.) do kosza. Od nowej linijki daj tę kwestię.
- Gdy ją włączyłem(,) okazało się, że
- Co u (c)iebie? – (z)apytałem patrząc na Gosię.
- odkąd skończyliśmy gimnazjum(,) kocham się
- A wygląda bosko – (d)ługie, proste,
- oczy(.) (–) Nie wiem czemu, ale jeśli chodzi o wygląd(,) to zawsze – (-) do kosza
(–) Twarz ma promienistą o bardzo wyraźnych rysach, piękne(,) prawie zawsze – (-) do kosza. „Promienistą”? A nie promienną?
- Mówię (w)am to kosmici. – (o)dparła po chwili.

- Gosiu(,) to na pewno nie są kosmici. Oni nie istnieją. Mówię (c)i, zobaczysz wszystko będzie dobrze – (p)owiedziałem.
- Zwróciłem się w stronę Jurka(.) – A co u (c)iebie?– spytałem.
- Nie kończ! – (w)trąciłem.
- Coś jest nie tak(.) – (s)twierdziłem. Po chwili dodałem(:) – Nie wiemy, co jest grane. – (.) do kosza.

Masz kawałek tekstu z uwagami odnośnie dopracowania i dobrze by było, żebyś, kierując się nimi, dopracował resztę utworu.
Najwięcej problemów jest z powtórzeniami i interpunkcją. Zwracaj na to uwagę. A co do interpunkcji – sprawdź zasady jej stosowania w dialogach.
Zwracaj też uwagę na nadmiar zaimków i nie używaj wielkich liter w zaimkach osobowych – to nie list, to proza.
Czasem razi też skakanie po czasach.
Aha – „Wymiotowała./nasze usta złączyły się w gąszczu namiętnych i gorących pocałunków.” – uwierz mi, żadna dziewczyna nie zechce się całować po wymiotowaniu.
I – „ogromną nagrodę pieniężną. Nie podam sumy, ponieważ niektórzy (zwariowali by) na sam widok tej cyfry. Dodam tylko, że sumę zgodnie oddaliśmy na dom dziecka w Gronkowie.” – niepotrzebne „ogromną”, poza tym „zwariowaliby” powt. „sumy/sumę”.
Prawdę mówiąc wolałabym jakieś inne zakończenie.

Co do opowiadania – trochę zbyt rozbudowane, moim zdaniem, i małe „prześwietlenie” by mu się przydało. Klimat budujesz niezły, zostawiając w domyśle, czy chodzi o kosmitów, czy też tylko o awarię. Jeżeli pozbędziesz się tego lekkiego przegadania, to może być całkiem niezłe. Pomyśl jeszcze nad lepszym zakończeniem. Jakoś to za bardzo „bohatersko” brzmi. ;)

Dobrego… :beer:


Dopisuję PS - Gdybyś potrzebował zasad interpunkcji w pigułce, zwłaszcza tej dotyczącej dialogów, to mogę wysłać na pw.
Ostatnio zmieniony 09 lis 2011, 16:52 przez Miladora, łącznie zmieniany 1 raz.
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

autor nieznany
Posty: 3
Rejestracja: 04 lis 2011, 21:05
Kontakt:

Re: Pełnia

#3 Post autor: autor nieznany » 09 lis 2011, 16:35

Dziękuję za pomoc :rosa: .
Poprawki wprowadzone, dopisałem troszkę nowego tekstu:) Myślę, że teraz będzie troszkę lepiej się czytało.
Muszę przyznać, że to moje pierwsze poważne opowiadanie, jeśli można je tak nazwać.
Wydaje mi się, że jak na pierwszy raz jest całkiem nieźle.
Pozdrowiam.
Chwilowo brak pomysłu na podpis:)

redem
Posty: 1
Rejestracja: 30 paź 2011, 16:19

Re: Pełnia

#4 Post autor: redem » 10 lis 2011, 16:38

Respect!
Ludzie, którzy nie mają marzeń umierają psychicznie---

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Pełnia

#5 Post autor: Miladora » 11 lis 2011, 14:14

Tytuł dobry. :)
Natomiast zakończenie:
- Okazało się później, że był to tylko sen. – jeszcze do przemyślenia, bo chwyt ze snem jest już bardzo znany i prawdę mówiąc, to pójście na łatwiznę.

Poducz się interpunkcji, proszę, bo wejdzie Ci w nawyk taka wadliwa i przestaniesz ją kontrolować. :smoker:
Zasady pisania dialogów, tak najprościej:

- Słuchajcie! – ryknąłem(.) – Musimy dostać się do sąsiedniego miasta… - kropka na końcu (.), chyba że to wypowiedź ciągła:
- Proponuję – zacząłem – żebyśmy poszli wszyscy razem. – wtedy nie stawia się kropki.

- Coś jest nie tak(.) – stwierdziłem, a po chwili dodałem(:) – Nie wiemy co jest grane, - w takich kwestiach nigdy nie daje się kropki (.)(nie tak – stwierdziłem), a rozszerzenie jej wymaga wielokropka przed dywizem (dodałem: - Nie wiem)

– Kosmici przecież nie istnieją(.) – pomyślałem. - myśli ujmuje się najczęściej w cudzysłów lub pisze kursywą i to bez myślnika na początku:
„Kosmici przecież nie istnieją” – pomyślałem. – i to bez kropki (.).

Dotyczy to wszystkich kwestii „mówionych”.
Kwestie, gdzie po wypowiedzi następuje jakaś „czynność”, zapisujemy inaczej.
Przykład:
- Nie wierzę ci. - Odwróciłem się i odszedłem.
- Nie żartuj! – Złapałem ją za rękę.
- Coś jest nie tak… - Schyliłem się i przyjrzałem śladom na piasku.
- Myślisz, że to fikcja? – Sięgnąłem do kieszeni po dowód.

Popracuj nad interpunkcją w opowiadaniu, bo skoro dopiero zaczynasz pisać na poważniej, dobrze byłoby, gdybyś od początku robił to prawidłowo.

Dobrego :vino:
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Pełnia

#6 Post autor: skaranie boskie » 19 lis 2011, 22:06

Przeczytałem.
Opowiadanie nie jest złe.
Stworzyłeś niezłą fabułę, jednak brakuje Ci "literackiego obycia".
Ten utwór sprawia wrażenie licealnego wypracowania.
Nie chcę wchodzić tu w rolę belfra i go oceniać. Dlatego najpierw poproszę cię o poprawienie błędów ortograficznych, których poprzednicy nie zauważyli, albo, ze względu na wrodzoną delikatność, pominęli milczeniem. Jeśli nie wiesz, gdzie ich szukać, spytaj małpy na PW. Potem obiecuję wrócić i odnieść się merytorycznie do opowiadania.

Pozdrawiam :) :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
Miladora
Posty: 5496
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
Lokalizacja: Kraków
Płeć:

Re: Pełnia

#7 Post autor: Miladora » 19 lis 2011, 23:22

Błędy wystąpiły przy zmianach w tekście (zakończenie) i nie wypunktowałam ich, wychodząc z założenia, że to jeszcze nie koniec poprawek. :)
Nie jestem niestety aż tak delikatna, żeby pomijać milczeniem. ;)
Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.

(Romain Gary - Obietnica poranka)

ODPOWIEDZ

Wróć do „OPOWIADANIA”