Prawdziwa historia Adama i Ewy
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Prawdziwa historia Adama i Ewy
Człowiek przestał być niewinny, gdy utracił instynkt, a więc
grzechem pierworodnym człowieka jest jego świadomość.
Prawdziwa historia Adama i Ewy
Usłyszałem jakiś dźwięk...
- Adamie! - Dźwięk skonkretyzował się w głos.
Było ciepło i ciemno...
Nagle pojawiła się szczelina światła. Coraz większa. Jakby coś drgało. Otworzyłem to coś. Jasność poraziła mnie.
- Co widzisz? - odezwał się głos.
Jakaś część mnie podążyła w ślad za nim. Wirujące plamy światła i kolorów zlały się w jeden rozwichrzony kształt. Wiedziałem, że to Bóg i mój Ojciec, choć nie rozumiałem, co to oznacza.
- Wstań - powiedział ten mój Bóg i mój Ojciec i wszystko we mnie sprężyło się posłusznie, a jakaś siła uniosła ciało ku górze. Stałem. Patrzyłem. Widziałem. Słyszałem. Czułem. Istniałem!!!
- A to jest twoja żona, Ewa - powiedział Bóg-i-mój-Ojciec.
- Za dużo naraz - przemknęło tam, gdzie kończyłem się u góry - Co to jest żonaewa?!
- Odwróć się! - rozkazał głos.
Coś przekręciło mnie w bok. Zza powiek (oczy, oczy! - podszepnął BógimójOjciec) wyłonił się następny, nieco mniej rozwichrzony kształt.
- Nawet całkiem przyjemny - uznały moje, jak im tam, oczy.
- A teraz idźcie i rozmnażajcie się - machnął czymś BógimójOjciec (to była ręka, takie długie coś z wypustkami) i zniknął, zanim zdążyłem dowiedzieć się, czego ode mnie wymaga.
Zostaliśmy sami.
- Do you speak English? - zapytałem.
Kształt zwany żonaewa milczał i gapił się na mnie.
- BożemójOjcze! - krzyknąłem w niebo, takie niebieskie byle co nad moją głową. - Toto nie gada!
- Cholera! - zdenerwował się Bógojciec, materializując się nagle przede mną. - Nie możesz mówić po ludzku?!
- Cholera, nie możesz mówić po ludzku? - powtórzyła Żonaewa.
- Kwiaty… Daj jej jakieś kwiaty! - ponaglił szeptem Bógojciec. - I będziesz miał z głowy.
- Ją będę miał z głowy? - spytałem z nadzieją.
- Nie wytrzymam! - jęknął Bóg, łapiąc się za skronie.
- Boziuojcze - zaszczebiotała w tym momencie Żonaewa. - On jest przecież strasznie głupi!
- Nie szkodzi, córeczko, nie szkodzi - uspokajał Bógojciec - łatwiej ci przyjdzie nim kierować.
- Co ja mówię! - zreflektował się nagle.
Nie wierzyłem własnym uszom.
- Et tu, Brutus, contra me?!* - spytałem gniewnie, zaciskając pięści.
- Niedobrze - mruknął Bógojciec i ze świstem wciągnął powietrze.
Zrobiło się ciemno. Zniknąłem!
_______________________________________________________________________________________________________
- Coś poszło nie tak... - powiedział do siebie Bóg, pochylając się nad kupką gliny.
- Panie - odezwała się z tyłu Ewa. - A co będzie ze mną?
- Jeszcze tu jesteś? - Bóg odwrócił głowę. - No cóż, na razie pójdziesz spać...
- Sama??? - nie wytrzymała Ewa.
- Więc wolisz mężczyznę, czy kretyna? - rozgniewał się Bóg. - Zdecyduj się wreszcie!
- A jest jakaś różnica? - zdziwiła się Ewa.
- Przedobrzyłem - pomyślał Bóg i chociaż nie był mężczyzną, zrobiło mu się głupio.
_______________________________________________________________________________________________________
Usłyszałem jakiś głos...
- Adamie! - Głos wymówił moje imię.
Otworzyłem oczy. Jasność przede mną zogniskowała się w jednym, majestatycznym kształcie. Dookoła feerią barw roztańczyły się kolory. Istniałem!!!
Podszedłem do Najwyższej Istoty, która była jednocześnie moim Bogiem i Ojcem.
- Dziękuję ci, Panie - Schyliłem głowę z pokorą.
- No, wreszcie... - mruknął do siebie Bóg - tyle kosztów...
Z dobrotliwym uśmiechem zwrócił się do mnie.
- Adamie – powiedział. - A to jest twoja żona, Ewa.
Spuściłem skromnie oczy.
- Spójrz na nią! - zirytował się Bóg.
- Stań się wola Twoja - szepnąłem ulegle i popatrzyłem na Ewę.
Z początku niczego nie rozróżniałem. Jakiś obły, różowy kształt, jakieś wypukłości skromnie przysłonięte rozpuszczonymi włosami, w sumie nic specjalnego. Żeby chociaż była podobna do mnie... Spojrzałem po sobie. No tak, to było to. Muskularne nogi, tors, prężące się mięśnie... a z przodu? Aż zamarłem z zachwytu!
Szybko zerknąłem na Ewę, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma ładniejszego.
Nie miała. Nie miała w ogóle!!!
- Panie - odważyłem się zwrócić do Najwyższej Istoty, która podobno miała być moim Bogiem i Ojcem. - Z całym szacunkiem... ale ona ma braki!
- Jakie braki?! - zdenerwował się Bóg Najwyższa Istota. - Tak przecież ma być, żebyście mogli się rozmnażać.
- Rozmnażać?! Jak zwierzęta? - zapytałem z niesmakiem. - A ja sądziłem, że jesteśmy w Raju...
- Wytłumacz to jaśniej - zażądał Bóg, zdobywając się na cierpliwość.
- No bo przecież Raj to miało być takie miejsce, gdzie wszystko robi się dla przyjemności -
usiłowałem przekonać tę Istotę, która, jak widać, nie grzeszyła rozumem.
Boga zamurowało na moment. Widziałem to wyraźnie.
- Przecież to jest przyjemne! - zagrzmiał po chwili. - Spróbuj, to sam się przekonasz.
- Z nią?! - zdziwiłem się szczerze. - Jak mogę to robić z nią, skoro jest inna?
Bóg wciągnął gwałtownie powietrze. Zniknąłem...
_______________________________________________________________________________________________________
- Do trzech razy sztuka... - mruknął, pochylając się nad kupką gliny. Ewa milczała, niezadowolona.
- To już wolałam tamtego - powiedziała z wyrzutem.
- Wolałaś, wolałaś… A ja to co?! - gniewnie zapytał Bóg i splunął na glinę.
- Chciałem mieć towarzystwo... - mruczał do siebie, ugniatając bryły - ... żeby ktoś mnie wielbił i wznosił mi ołtarze... a co mam?
- Ja cię wielbię - przymilnie oznajmiła Ewa.
- Ty?! Jedna? I kobieta? - lekceważąco prychnął Bóg i dodał z naciskiem. - A gdzie rzesze wyznawców, tysiące wiernych, dymy kadzideł, wojny za wiarę, wyprawy krzyżowe, stosy Inkwizycji... No gdzie?!
- Może partenogenezą? - podsunęła Ewa, chcąc wybrnąć z opresji.
- Zwariowałaś?! Same baby? - oburzył się Bóg. - To już wolę własną metodę. Tradycyjną - stwierdził i zaczął ponownie mocować się z gliną...
_______________________________________________________________________________________________________
Usłyszałem jakiś dźwięk...
- Adamie! - Dźwięk skonkretyzował się w głos, a głos w słowa.
Było ciepło i ciemno. Potem pojawiła się szczelina światła. Coraz większa. A potem obraz. Jakaś siła uniosła mnie ku górze. Wstałem. Obraz wygładził się, wypełnił kolorami i znieruchomiał. Zobaczyłem Boga i Ojca, Twórcę Świata, Najwyższą Istotę. Czekałem w milczeniu. Bóg przyglądał mi się z niepokojem.
- A to jest twoja żona, Ewa - powiedział niepewnie.
Spojrzałem w bok na zachwycające kształty stojącej we wdzięcznej pozie niewiasty i coś obudziło się we mnie.
- Widzisz? - szepnął Bóg do Ewy. - Udało się.
Ewa patrzyła na mnie z zachwytem.
- A więc idźcie i rozmnażajcie się - radośnie oznajmił Bóg i spróbował zniknąć.
- Nie tak szybko - powiedziałem cicho.
Boga cofnęło w pół kroku.
- Co powiedziałeś? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie tak szybko - powtórzyłem spokojnie. - Mam swoje warunki.
- Czyżby?! - zadrwił Bóg, szykując się do starcia. - A kto cię stworzył?
- To nie ma nic do rzeczy - odparłem z uśmiechem. - Już istnieję.
Czułem swoją przewagę i nie miałem zamiaru się poddać.
- Możesz nie istnieć - stwierdził ostrzegawczo Bóg.
- Piąte przykazanie. Nie zabijaj - przypomniałem cicho.
Boga wgięło ponownie.
- Panie - wtrąciła Ewa niepewnie. - Może nie trzeba było pluć na glinę...?
Bóg westchnął.
- A więc, czego chcesz? - zdecydował się wreszcie polubownie.
- Wolnej woli - odparłem z naciskiem. - Inaczej nie będę się rozmnażał. Znam sposoby…
- Jeszcze ci ona bokiem wyjdzie - powiedział drwiąco Bóg. - Zastanów się, nie lepiej być posłusznym?
Milczałem nieugięcie. Ewa dreptała w miejscu niespokojnie.
- Cóż, trudno. Rób, jak uważasz... - zrezygnował w końcu Bóg i zniknął nareszcie.
Zostaliśmy sami.
Wokół roztaczał się rajski ogród. Przepych zieleni, lazur nieba, szmaragdowa toń wody, kwiaty, owoce... wszystko, o czym można marzyć. I ona, Ewa.
Ująłem ją za rękę. Nie cofnęła dłoni. Szliśmy ścieżką pośród drzew, aż do piaszczystego brzegu. Od czasu do czasu zrywałem jakiś owoc. Jadła ze smakiem, a potem przylgnęła do mnie... Poczułem się jak Bóg.
_______________________________________________________________________________________________________
I na tym właściwie historia mogła była się zakończyć, gdyby nie ten nieszczęsny incydent z wężem. Choć to nie wąż był winien ani też nie Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego. Ani nawet Ewa. A tym bardziej Bóg. To była wina Wolnej Woli wytargowanej przez Adama.
I czysty przypadek.
- Spójrz, jakie piękne jabłka - powiedział Wąż, wychylając się z listowia.
Ewa uniosła głowę.
- Piękne - przyznała. - Ale to nie nasze.
- Jak to? - zdziwił się Wąż. - Przecież cały Raj należy do was.
- Oprócz tego drzewa - przypomniał mu Adam.
- Stary sknera - mruknął Wąż, wplatając się w gałęzie. - Najlepsze zostawił dla siebie.
- Taki był układ - powiedziała Ewa i pogłaskała jedno z jabłek.
Niespodziewanie owoc oderwał się od szypułki.
Wąż zachichotał zachwycony.
- No widzisz? Teraz już możesz je zjeść. Zmarnowałoby się tylko.
- Adamie…? - szepnęła Ewa pytająco.
Adam zawahał się.
- Sam bym je zjadł - użalił się Wąż - ale wiecie przecież...
I Adam podjął decyzję.
W wyniku tej decyzji jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, tacy, jacy jesteśmy, i robimy to, co robimy.
A gdyby zapytano mnie o zdanie, to powiedziałabym tak, jak Ewa: Panie, może nie trzeba było pluć na glinę?
* Prawidłowo „Et tu, Brute, contra me”.
grzechem pierworodnym człowieka jest jego świadomość.
Prawdziwa historia Adama i Ewy
Usłyszałem jakiś dźwięk...
- Adamie! - Dźwięk skonkretyzował się w głos.
Było ciepło i ciemno...
Nagle pojawiła się szczelina światła. Coraz większa. Jakby coś drgało. Otworzyłem to coś. Jasność poraziła mnie.
- Co widzisz? - odezwał się głos.
Jakaś część mnie podążyła w ślad za nim. Wirujące plamy światła i kolorów zlały się w jeden rozwichrzony kształt. Wiedziałem, że to Bóg i mój Ojciec, choć nie rozumiałem, co to oznacza.
- Wstań - powiedział ten mój Bóg i mój Ojciec i wszystko we mnie sprężyło się posłusznie, a jakaś siła uniosła ciało ku górze. Stałem. Patrzyłem. Widziałem. Słyszałem. Czułem. Istniałem!!!
- A to jest twoja żona, Ewa - powiedział Bóg-i-mój-Ojciec.
- Za dużo naraz - przemknęło tam, gdzie kończyłem się u góry - Co to jest żonaewa?!
- Odwróć się! - rozkazał głos.
Coś przekręciło mnie w bok. Zza powiek (oczy, oczy! - podszepnął BógimójOjciec) wyłonił się następny, nieco mniej rozwichrzony kształt.
- Nawet całkiem przyjemny - uznały moje, jak im tam, oczy.
- A teraz idźcie i rozmnażajcie się - machnął czymś BógimójOjciec (to była ręka, takie długie coś z wypustkami) i zniknął, zanim zdążyłem dowiedzieć się, czego ode mnie wymaga.
Zostaliśmy sami.
- Do you speak English? - zapytałem.
Kształt zwany żonaewa milczał i gapił się na mnie.
- BożemójOjcze! - krzyknąłem w niebo, takie niebieskie byle co nad moją głową. - Toto nie gada!
- Cholera! - zdenerwował się Bógojciec, materializując się nagle przede mną. - Nie możesz mówić po ludzku?!
- Cholera, nie możesz mówić po ludzku? - powtórzyła Żonaewa.
- Kwiaty… Daj jej jakieś kwiaty! - ponaglił szeptem Bógojciec. - I będziesz miał z głowy.
- Ją będę miał z głowy? - spytałem z nadzieją.
- Nie wytrzymam! - jęknął Bóg, łapiąc się za skronie.
- Boziuojcze - zaszczebiotała w tym momencie Żonaewa. - On jest przecież strasznie głupi!
- Nie szkodzi, córeczko, nie szkodzi - uspokajał Bógojciec - łatwiej ci przyjdzie nim kierować.
- Co ja mówię! - zreflektował się nagle.
Nie wierzyłem własnym uszom.
- Et tu, Brutus, contra me?!* - spytałem gniewnie, zaciskając pięści.
- Niedobrze - mruknął Bógojciec i ze świstem wciągnął powietrze.
Zrobiło się ciemno. Zniknąłem!
_______________________________________________________________________________________________________
- Coś poszło nie tak... - powiedział do siebie Bóg, pochylając się nad kupką gliny.
- Panie - odezwała się z tyłu Ewa. - A co będzie ze mną?
- Jeszcze tu jesteś? - Bóg odwrócił głowę. - No cóż, na razie pójdziesz spać...
- Sama??? - nie wytrzymała Ewa.
- Więc wolisz mężczyznę, czy kretyna? - rozgniewał się Bóg. - Zdecyduj się wreszcie!
- A jest jakaś różnica? - zdziwiła się Ewa.
- Przedobrzyłem - pomyślał Bóg i chociaż nie był mężczyzną, zrobiło mu się głupio.
_______________________________________________________________________________________________________
Usłyszałem jakiś głos...
- Adamie! - Głos wymówił moje imię.
Otworzyłem oczy. Jasność przede mną zogniskowała się w jednym, majestatycznym kształcie. Dookoła feerią barw roztańczyły się kolory. Istniałem!!!
Podszedłem do Najwyższej Istoty, która była jednocześnie moim Bogiem i Ojcem.
- Dziękuję ci, Panie - Schyliłem głowę z pokorą.
- No, wreszcie... - mruknął do siebie Bóg - tyle kosztów...
Z dobrotliwym uśmiechem zwrócił się do mnie.
- Adamie – powiedział. - A to jest twoja żona, Ewa.
Spuściłem skromnie oczy.
- Spójrz na nią! - zirytował się Bóg.
- Stań się wola Twoja - szepnąłem ulegle i popatrzyłem na Ewę.
Z początku niczego nie rozróżniałem. Jakiś obły, różowy kształt, jakieś wypukłości skromnie przysłonięte rozpuszczonymi włosami, w sumie nic specjalnego. Żeby chociaż była podobna do mnie... Spojrzałem po sobie. No tak, to było to. Muskularne nogi, tors, prężące się mięśnie... a z przodu? Aż zamarłem z zachwytu!
Szybko zerknąłem na Ewę, by sprawdzić, czy przypadkiem nie ma ładniejszego.
Nie miała. Nie miała w ogóle!!!
- Panie - odważyłem się zwrócić do Najwyższej Istoty, która podobno miała być moim Bogiem i Ojcem. - Z całym szacunkiem... ale ona ma braki!
- Jakie braki?! - zdenerwował się Bóg Najwyższa Istota. - Tak przecież ma być, żebyście mogli się rozmnażać.
- Rozmnażać?! Jak zwierzęta? - zapytałem z niesmakiem. - A ja sądziłem, że jesteśmy w Raju...
- Wytłumacz to jaśniej - zażądał Bóg, zdobywając się na cierpliwość.
- No bo przecież Raj to miało być takie miejsce, gdzie wszystko robi się dla przyjemności -
usiłowałem przekonać tę Istotę, która, jak widać, nie grzeszyła rozumem.
Boga zamurowało na moment. Widziałem to wyraźnie.
- Przecież to jest przyjemne! - zagrzmiał po chwili. - Spróbuj, to sam się przekonasz.
- Z nią?! - zdziwiłem się szczerze. - Jak mogę to robić z nią, skoro jest inna?
Bóg wciągnął gwałtownie powietrze. Zniknąłem...
_______________________________________________________________________________________________________
- Do trzech razy sztuka... - mruknął, pochylając się nad kupką gliny. Ewa milczała, niezadowolona.
- To już wolałam tamtego - powiedziała z wyrzutem.
- Wolałaś, wolałaś… A ja to co?! - gniewnie zapytał Bóg i splunął na glinę.
- Chciałem mieć towarzystwo... - mruczał do siebie, ugniatając bryły - ... żeby ktoś mnie wielbił i wznosił mi ołtarze... a co mam?
- Ja cię wielbię - przymilnie oznajmiła Ewa.
- Ty?! Jedna? I kobieta? - lekceważąco prychnął Bóg i dodał z naciskiem. - A gdzie rzesze wyznawców, tysiące wiernych, dymy kadzideł, wojny za wiarę, wyprawy krzyżowe, stosy Inkwizycji... No gdzie?!
- Może partenogenezą? - podsunęła Ewa, chcąc wybrnąć z opresji.
- Zwariowałaś?! Same baby? - oburzył się Bóg. - To już wolę własną metodę. Tradycyjną - stwierdził i zaczął ponownie mocować się z gliną...
_______________________________________________________________________________________________________
Usłyszałem jakiś dźwięk...
- Adamie! - Dźwięk skonkretyzował się w głos, a głos w słowa.
Było ciepło i ciemno. Potem pojawiła się szczelina światła. Coraz większa. A potem obraz. Jakaś siła uniosła mnie ku górze. Wstałem. Obraz wygładził się, wypełnił kolorami i znieruchomiał. Zobaczyłem Boga i Ojca, Twórcę Świata, Najwyższą Istotę. Czekałem w milczeniu. Bóg przyglądał mi się z niepokojem.
- A to jest twoja żona, Ewa - powiedział niepewnie.
Spojrzałem w bok na zachwycające kształty stojącej we wdzięcznej pozie niewiasty i coś obudziło się we mnie.
- Widzisz? - szepnął Bóg do Ewy. - Udało się.
Ewa patrzyła na mnie z zachwytem.
- A więc idźcie i rozmnażajcie się - radośnie oznajmił Bóg i spróbował zniknąć.
- Nie tak szybko - powiedziałem cicho.
Boga cofnęło w pół kroku.
- Co powiedziałeś? - spytał z niedowierzaniem.
- Nie tak szybko - powtórzyłem spokojnie. - Mam swoje warunki.
- Czyżby?! - zadrwił Bóg, szykując się do starcia. - A kto cię stworzył?
- To nie ma nic do rzeczy - odparłem z uśmiechem. - Już istnieję.
Czułem swoją przewagę i nie miałem zamiaru się poddać.
- Możesz nie istnieć - stwierdził ostrzegawczo Bóg.
- Piąte przykazanie. Nie zabijaj - przypomniałem cicho.
Boga wgięło ponownie.
- Panie - wtrąciła Ewa niepewnie. - Może nie trzeba było pluć na glinę...?
Bóg westchnął.
- A więc, czego chcesz? - zdecydował się wreszcie polubownie.
- Wolnej woli - odparłem z naciskiem. - Inaczej nie będę się rozmnażał. Znam sposoby…
- Jeszcze ci ona bokiem wyjdzie - powiedział drwiąco Bóg. - Zastanów się, nie lepiej być posłusznym?
Milczałem nieugięcie. Ewa dreptała w miejscu niespokojnie.
- Cóż, trudno. Rób, jak uważasz... - zrezygnował w końcu Bóg i zniknął nareszcie.
Zostaliśmy sami.
Wokół roztaczał się rajski ogród. Przepych zieleni, lazur nieba, szmaragdowa toń wody, kwiaty, owoce... wszystko, o czym można marzyć. I ona, Ewa.
Ująłem ją za rękę. Nie cofnęła dłoni. Szliśmy ścieżką pośród drzew, aż do piaszczystego brzegu. Od czasu do czasu zrywałem jakiś owoc. Jadła ze smakiem, a potem przylgnęła do mnie... Poczułem się jak Bóg.
_______________________________________________________________________________________________________
I na tym właściwie historia mogła była się zakończyć, gdyby nie ten nieszczęsny incydent z wężem. Choć to nie wąż był winien ani też nie Drzewo Wiadomości Dobrego i Złego. Ani nawet Ewa. A tym bardziej Bóg. To była wina Wolnej Woli wytargowanej przez Adama.
I czysty przypadek.
- Spójrz, jakie piękne jabłka - powiedział Wąż, wychylając się z listowia.
Ewa uniosła głowę.
- Piękne - przyznała. - Ale to nie nasze.
- Jak to? - zdziwił się Wąż. - Przecież cały Raj należy do was.
- Oprócz tego drzewa - przypomniał mu Adam.
- Stary sknera - mruknął Wąż, wplatając się w gałęzie. - Najlepsze zostawił dla siebie.
- Taki był układ - powiedziała Ewa i pogłaskała jedno z jabłek.
Niespodziewanie owoc oderwał się od szypułki.
Wąż zachichotał zachwycony.
- No widzisz? Teraz już możesz je zjeść. Zmarnowałoby się tylko.
- Adamie…? - szepnęła Ewa pytająco.
Adam zawahał się.
- Sam bym je zjadł - użalił się Wąż - ale wiecie przecież...
I Adam podjął decyzję.
W wyniku tej decyzji jesteśmy tu, gdzie jesteśmy, tacy, jacy jesteśmy, i robimy to, co robimy.
A gdyby zapytano mnie o zdanie, to powiedziałabym tak, jak Ewa: Panie, może nie trzeba było pluć na glinę?
* Prawidłowo „Et tu, Brute, contra me”.
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
super, naprawdę błyskotliwie, z pomysłem nietuzinkowo,
teraz to już wiem dlaczego faceci tacy, rozleźli, marudni i ciągle niezadowoleni, Bog za dużo śliny zużył do ich produkcji
kobiety co wy w nich widzicie?!( no dobra to żart, nie chcę obrazić żadnego przedstawiciela płci męskiej, ja po prostu bywam złośliwa czasami
)
a to dzieworudztwo to niezły pomysł był a szkoda,że nie wyszło




teraz to już wiem dlaczego faceci tacy, rozleźli, marudni i ciągle niezadowoleni, Bog za dużo śliny zużył do ich produkcji

kobiety co wy w nich widzicie?!( no dobra to żart, nie chcę obrazić żadnego przedstawiciela płci męskiej, ja po prostu bywam złośliwa czasami

a to dzieworudztwo to niezły pomysł był a szkoda,że nie wyszło



-
- Posty: 51
- Rejestracja: 26 lis 2011, 21:11
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
dobry, z polotem humor i żonaewa - ehhh
p.s.wyszło, wyszło
tylko próbę Bóg przeprowadził już okazji Nowego Testamentu 
jednak, wyszło na Ewy - i uniknięto możliwie-kłopotliwych fochów męskich
adwentowe pozdrowienia!
mm

p.s.wyszło, wyszło


jednak, wyszło na Ewy - i uniknięto możliwie-kłopotliwych fochów męskich

adwentowe pozdrowienia!
mm
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
Dziękuję, kochane - Zuo i MM. 
Cóż, skoro Adam powstał z gliny, na którą Bóg napluł, a Ewa z jego żebra, to też dostała w ten sposób pewien udział w tym "dobrodziejstwie".
Dobrego dnia


Cóż, skoro Adam powstał z gliny, na którą Bóg napluł, a Ewa z jego żebra, to też dostała w ten sposób pewien udział w tym "dobrodziejstwie".

Dobrego dnia


Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
-
- Posty: 60
- Rejestracja: 04 lis 2011, 21:04
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
Fajnie się czytało.
A w ogóle, skoro kobieta powstała z żebra, czyli z krwi i kości, a facet tylko z gliny... . Reszta jest milczeniem
Pozdrówka
A w ogóle, skoro kobieta powstała z żebra, czyli z krwi i kości, a facet tylko z gliny... . Reszta jest milczeniem

Pozdrówka

"W życiu chodzi o to, by być trochę niemożliwym."
Oscar Wilde
Oscar Wilde
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
Dziękuję, Kocimiętko. 
I dobrego


I dobrego


Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
- Ewa Włodek
- Posty: 5107
- Rejestracja: 03 lis 2011, 15:59
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
ooo, fajne! A hm, hm, męscy bohaterowie - czyli Bóg i Adam - kapitalnie wyrysowani! Że o wężu nie wspomnę...

Super pomysł, Miladoro, a i wykonanie - przednie...
Mnóstwo serdeczności wysyłam
Ewa



Super pomysł, Miladoro, a i wykonanie - przednie...






Mnóstwo serdeczności wysyłam
Ewa
- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
No i patrz, Ewuś - pomyliłam Cię z Zuo w poprzednim poście.
Ale już się poprawiłam.
Może nawet tą pomyłką ściągnęłam Cię telepatycznie pod tekst?
To pierwsza część Tryptyku biblijnego. Może zamieszczę także pozostałe, kto wie...?
Dzięki i dobrego wieczoru.


Ale już się poprawiłam.

Może nawet tą pomyłką ściągnęłam Cię telepatycznie pod tekst?

To pierwsza część Tryptyku biblijnego. Może zamieszczę także pozostałe, kto wie...?
Dzięki i dobrego wieczoru.


Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
Jakiś taki babolowaty ten Adam z inklinacjami w kierunku "mniejszości".
Gdyby się faktycznie tak ociagal, chyba nigdy nie osiągnęlibyśmy tej wydajnośći 7 miliardów.
Tym niemniej tekst się czyta.
Chyba pierwszy, który mnie jakoś konkretnie zainteresowal.
Mam i ja coś z tej tematyki ino że wierszem.
Trochę inaczej to widzę.

Gdyby się faktycznie tak ociagal, chyba nigdy nie osiągnęlibyśmy tej wydajnośći 7 miliardów.
Tym niemniej tekst się czyta.
Chyba pierwszy, który mnie jakoś konkretnie zainteresowal.


Mam i ja coś z tej tematyki ino że wierszem.
Trochę inaczej to widzę.

- Miladora
- Posty: 5496
- Rejestracja: 01 lis 2011, 18:20
- Lokalizacja: Kraków
- Płeć:
Re: Prawdziwa historia Adama i Ewy
Jaki babolowaty, Dziadulku, skoro nam wolną wolę załatwił, załatwiając nas przy tej okazji na cacy.Gorzki Dziad pisze:Jakiś taki babolowaty ten Adam z inklinacjami w kierunku "mniejszości".
Teraz każdy robi, co chce, i bajzel mamy ogólnoświatowy. I to od dawna.

On się rozsądnie rozmnażał, bo niegłupi był. Dopiero jego potomków poniosło.


Zawsze tkwi we mnie coś,
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)
co nie przestaje się uśmiechać.
(Romain Gary - Obietnica poranka)