W życiu cierpiące - fragment 2

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

W życiu cierpiące - fragment 2

#1 Post autor: lacoyte » 27 sty 2015, 22:33

od początku


--------------------------------------
Czwarta dwadzieścia w nocy, pukanie do drzwi. Milicja nie puka w ten sposób.
Katarzyna Gubińska delikatnie odsunęła dwoje dzieci, śpiące po obu stronach jej ciała. Najpierw z łóżka obok wstała matka, ale zatrzymała się przed wyjściem do małego korytarza, stanowiącego drugi i ostatni pokój mieszkania. Czekała, bojąc się otworzyć drzwi. To mogło być coś gorszego niż milicja – wiadomość o zięciu zaczynająca się od słów: "był nieszczęśliwy wypadek".
Katarzyna minęła ją i wyjrzała przez wizjer. Natychmiast otworzyła drzwi. Tomasz przeszedł próg i objął żonę. Wtuliła się w jego pierś, ręką gładząc strzępy włosów i pooraną skórę.
– To się nazywa ciężki dzień – wyszeptał.
– Jesteś...
Matka Kasi bez słowa przywitania wróciła do pokoju wstawić wodę na herbatę. Z jej oczu skapywały łzy wytchnienia. Chłopcy w wieku roku i trzech lat zbudzili się.
Tomasz spojrzał żonie w oczy. Stracił osiem zębów i mówił niepewnie, przez rozerwane usta, ślinę wylatującą między zębami:
– Ładnego masz męża...
Teściowa kręciła głową z niedowierzaniem:
– Jak oni mogli?
– No co? – odparł Tomasz z wymuszoną wesołością. – Była okazja w mordę dostać, żal nie wykorzystać. Chodźcie, dzieciaki!
Maluchy przypałętały się natychmiast na ręce ojca. Przytulił je mocno.
– Tato, gdzie byłeś? – pytał starszy.
– Ech, daleko. Tatuś myślał, że już was nie zobaczy...
Jeszcze raz objął mocno synów, aż młodszy zaczął się wiercić niespokojny. Znad głów dzieci Tomasz spoglądał na żonę, której oczy nabrzmiały od wstrzymywanych łez.
– Musimy opuścić miasto – rzekł.
Przytaknęła, a po chwili wróciła z nożyczkami. Dzieci spoglądały zaciekawione, gdy ich mama z czułością strzygła tatę niemal na łyso, zostawiając drapiącą kilkumilimetrową szczecinę, a następnie opłukiwała rany na plecach.
– Nie znam nikogo, kto mógłby nam pomóc – kontynuował smutne myśli.
Pocałowała go w głowę. Nie chciała słuchać, ani przyjmować tegoż wyrazu cierpienia. Szepnęła:
– Dzieci, cieszcie się, a nie smućcie. Tata wrócił z pracy.


***



Tomasz po dwóch tygodniach wyglądał lepiej, rany goiły się, a znajomy lekarz wstawił cztery zęby. Tak jak powiedział żonie, musieli wyjechać. Dzięki "Solidarności" po miesiącu otrzymali adres Leona Charaśniaka, geodety z Kielc, który podobno mógł coś załatwić. Tomasz udał się samotnie w natychmiastową w podróż, obciążony jedną walizką z niezbędnymi rzeczami.
To była jego pierwsza wizyta w Kielcach, chociaż od Radomia dzieliły go niecałe dwie godziny drogi. Nowe miasto pobytu zaciekawiło go niezwykłym, niemal tajemnym związkiem z potężną naturą, rozpięte w pasmach najstarszych w kraju Gór Świętokrzyskich, czego w żaden sposób nie dało się zauważyć, a w samym mieście znajdowało się kilka rezerwatów przyrody, o czym wiedzieli nieliczni. Nawet rzeka przecinająca miasto była niepokaźnych rozmiarów, jakby również stanowiła sekret biskupów krakowskich, dawnych właścicieli miasta.
Idąc od dworca, Tomasz szukał więc śladów potężnej przyrody, ale dostrzegał tylko szare bloki i pochmurnych ludzi. Jak w Radomiu, czyli wszędzie.
W końcu dotarł pieszo pod blok, gdzie mieszkał Leon Charaśniak. Zbliżała się godzina szesnasta. Tomasz spodziewał się, że geodeta powinien niedługo wrócić z pracy, więc postanowił poczekać na ławce.
Dostrzegł, że w kilku oknach parterowych ruszają się firanki. Poczuł się jeszcze bardziej nieswojo.
Przed piątą przyszedł geodeta. Rozpoznali się wzajemnie z wcześniej przekazanych zdjęć.
– Cześć – uśmiechnął się Tomasz.
– Chodźmy na górę – odparł sucho Leon.
Niezrażony powitaniem Tomasz przytaknął wesoło... W tak niepozorny sposób rozpoczęła się ich przyjaźń.
Leon Charaśniak miał trzydzieści lat, dość barczystą posturę, ale wzrostem sięgał jedynie metra siedemdziesięciu. Przy pierwszym poznaniu sprawiał wrażenie człowieka oschłego, sztywnego, może nawet nieco wyniosłego. Tomasz szybko zrozumiał, że brało się to z dużej ostrożności i podejrzliwości względem obcych. Leon pochodził ze wsi, gdzie rodzina od pokoleń uprawiała ziemię, a ojciec zginął po wojnie zabrany pewnego dnia przez UB. Zresztą rodowód Charaśniaka był na swój sposób niezwykły, o czym opowiedział Gubińskiemu przy pierwszej okazji.
Leon pasjonował się genealogią. Przecierając nogami posadzki archiwów i kościołów dotarł do przodków z połowy osiemnastego wieku. I co ciekawe, począwszy od Jana Charaśniaka, który mając 39 wiosen zginął pod Szczekocinami, każdy Charaśniak miał jednego męskiego potomka, który nie dożywał nigdy czterdziestego roku życia. Ta zasada dotyczyła kolejno:
+Antoniego (urodzony w 1785 roku), który zginął w wieku 24 lat w bitwie pod Kockiem,
+ Jana (urodzonego w 1805 roku), który zginął w wieku 26 lat w bitwie pod Ostrołęką,
+ Antoniego (urodzonego w 1830 roku), który zginął w powstaniu styczniowym pod Miechowem,
+ Stanisława (urodzonego w 1857 roku), który zginął pechowo w 1881 roku w pożarze kościoła;
+ Wojciecha, który po przeżyciu czterech lat na frontach I wojny światowej zmarł na hiszpankę w 1919 roku i trzydziestym dziewiątym roku życia
+ Jana, który zginął w czterdziestym szóstym, mając lat trzydzieści trzy, zostawiwszy miesięcznego potomka o imieniu Leon.
Leon miał więc zdecydowanie inne drzewo genealogiczne od Tomasza, który pochodził przecież z rodziny komunistów. To rzutowało na poglądy Tomasza, który choć dość jednoznacznie stanął w opozycji do systemu, to nigdy nie pozbył się wrażenia, że to przede wszystkim ludzie niż sam konkretny system tworzą piekło na ziemi. Był zatem bardziej w tym wszystkim zmieszany, a jego stosunek do komunizmu Leon określił jako "specyficzny".
Dziwne jest więc, że obaj pochodzący z tak różnych środowisk, i mający różne poglądy, szybko zawiązali doskonałą nić porozumienia. Mieli zresztą na to dość czasu, bo cały sierpień Tomasz pomieszkiwał w domu rodziny Charaśniaków: Leona i Matyldy.
Charaśniakowie byli bezdzietni, połączeni okrutnym zrządzeniem losu bezpłodności Matyldy. Tak więc, ród Charaśniaków miał się kończyć, co Leon uważał za oczywistość. Sam uważał za niemożliwość dożycie czterdziestu lat. Matylda o dwa lata starsza od Leona w czasie wojny straciła rodziców, wychowywała się w domu dziecka indoktrynowana przez wychowawców. Zmieniała rodziny zastępcze i wartości jej przekazywane. Wreszcie przy Leonie znalazła oczekiwany od zawsze spokój finansowy i stałość wizji świata, ale na pewno nie spokój psychiczny. Bo choć Leon był pięknie niewątpiący i cudownie niezmieniający poglądów, to przy tym nieprzewidywalny, wybuchowy, jakby skrywał kipiący wulkan. Stale wisiało nad nim fanatyczne szaleństwo.
Pod koniec sierpnia udało się uzyskać tymczasowy kwaterunek dla Tomasza.
Leon z lekkim zdenerwowaniem otworzył drzwi nowego mieszkania.
Na podłodze zostały ślady butelek. Na środku pokoju znajdował się skrzywiony stół. Z drugiej strony prowizoryczna zasłonka oddzielała wejście do malutkiej kuchni, gdzie oprócz kuchenki i lodówki nie zmieściłoby się już żadne urządzenie. Mieszkanie posiadało jeszcze krótki korytarz oraz łazienkę do remontu. W oknach były kraty, jak to mieszkanie parterowe. Widok wychodził na okno położonej obok kuchni stołówki studenckiej. Ściany były obdarte i pełne plam rozmaitego pochodzenia, z sufitu zwisała przepalona żarówka. W powietrzu unosił się zapach zgniłej żywności. Po kątach przemieszczały się insekty. Pod stołem dostrzegli ślady krwi.
Tomasz postawił walizkę.
– Wspaniale – rzekł, a po sprawdzeniu całego mieszkania ocenił: – Jest jeszcze większe niż w Radomiu. Tylko rury trzeba podłączyć w toalecie, elektrykę naprawić, tapety położyć.
Leon ucieszył się.
– Dobrze, że ci się podoba, ale wiesz, że to tymczasowo. Zamordowano tu stróża przed miesiącem. Będę mógł trzymać to mieszkanie może z rok, chyba, że śledztwo się przedłuży.
Tego wieczora spili się wódką przy sprzątaniu mieszkania. Żeby dało się wytrzymać i wypuścić nieco zaduchu, musieli siedzieć przy otwartych oknach. Z braku żarówki, zapalili znalezioną świeczkę. Zza zdezelowaną kanapą znaleźli przy okazji zakrwawiony nóż.
– Brakujący dowód zabójstwa stróża – uśmiechnął się Leon. – Słyszałem, że go gdzieś zgubiono.
– Stróża zgubiono? – zapytał wesoło Tomasz.
– Nóż. – Dodał niespodzianie: – Jak można wbić coś takiego w człowieka?
W końcu usiedli przy kracie okiennej. Naprzeciwko w kuchni stołówki już nikogo nie było, tylko samotny sprytny kot przechadzał się między wielkimi garnkami.
Leon wracał do swojego ulubionego tematu:
– Dziwne, że wychowawszy się w domu komunistów, nie jesteś jednym z nich? Przecież w twoich żyłach płynie ta krew. Mógłbyś mieć spokojne życie.
– Nie chcę należeć do żadnej grupy – odrzekł dostojnie.
– Gadasz jak dzieciak.
Tomasz zmieszał się na moment. Zastanawiał się, jednocześnie przykładając butelkę wódki do rozgrzanego czoła.
– Tajemnica mojego wyboru jest nieznana również dla mnie. Moi bracia na przykład są w partii, dobrze im się powodzi. Jarek jest dziennikarzem, Karol prawnikiem, którym też chciałem być. Matka pracuje w jakimś ministerstwie, wyszła drugi raz za mąż i nie chce mnie znać. Mnie też proponowano różne rzeczy. Nic prostszego. Nie wiem więc dlaczego jestem po tej stronie. – Tomasz zamyślił się, wolno sącząc żółtawą herbatę, którą dopijali do wódki. – Myślę tylko, że mój wybór ma związek ze śmiercią ojca. To coś niesamowitego, ale w tym wszystkim tkwi jakaś przewrotność.
Leon nie znał nigdy takiego człowieka, więc przyjmował każde słowo z namaszczeniem.
– Nie rozumiem.
– To co stało się z ojcem przed śmiercią... – Tomasz zawahał się ponownie. – Nie było mnie przy nim. Umierał stary wierny komunista, wychodziło właśnie ostatnie wydanie jego dzieła życia czyli te słynne "Metody... ", czekano na jego poprawki do wydania, nie wiedziano, czy jeszcze będzie w stanie je wykonać.
Leon słuchał dalej uważnie:
– I co się stało?
– Podobno ojciec zdołał te poprawki wykonać przed śmiercią, puszczono je szybko do wydawnictwa i nowe wydanie poszło do druku. Wiesz jak to jest z takimi administracyjnymi tomami, mało kto je czyta od deski do deski. Po wydaniu okazało się, że wprowadzono poprawki, znacznie odbiegające od wymowy całości dzieła i z nimi, delikatnie mówiąc, niespójne. Wszczęto śledztwo, pod kątem prowokacji w wydawnictwie, ale okazało się, że te poprawki wprowadził faktycznie ojciec, a w wydawnictwie jedynie zaniedbano ich merytorycznego sprawdzenia. Zresztą nikt się po ojcu nie spodziewał podobnych odchyleń. Zmarł jeszcze przed ujawnieniem sprawy.
Leon uśmiechał się gorzko:
– Chciałbym wiedzieć, co dokładnie zostało dopisane...
– Nie mam pojęcia. To było w ostatnim ósmym wydaniu. Potem odebrano książki z komend, prokuratur, urzędów, ale z pewnością gdzieś jeszcze są. Ciekawi mnie bardziej, co skłoniło ojca do takiego buntu tuż przed śmiercią. Po wszystkim okazało się, że majątek ojca nie był taki duży: a to nieruchomości były zarządzane przez osobę, którą w życiu nie widziałem, a która żądała sporego wynagrodzenia za ten zarząd, ruchomości wcześniej wzięła matka, miała jakieś lipne umowy, wyszły na jaw dziwne długi ojca, które spłacili moi bracia. I tak zostałem z niczym. Wyrzucili mnie przy okazji ze studiów za wstawiennictwo za jednego z wcześniej relegowanych i tyle. Zacząłem pracę na produkcji w jednym z zakładów.
– Hm, coś mi się wydaje, że podział majątku został sprytnie wyreżyserowany...
– Wiem. Bracia na początku trochę mi pomagali, ale szybko im się to znudziło. Stąd jedyny majątek po ojcu, jaki mi przypadł, to kilkanaście zdjęć z głupich spotkań partyjnych i ta cholernie dziwna notatka, napisana tuż przed śmiercią. – Tomasz wyjął z kieszeni kartkę z przepisaną z pamięci wiadomością od ojca. – Spójrz na nią i odpowiedz, jakie jest twoje pierwsze skojarzenie?

Łu 72 Ma 94 Ko 83 Ma 94 Ja 14 Mi 30 Kw 43

Leon z zainteresowaniem przyglądał się zapisom.
– Czy ja wiem? ŁuMa – KoMa – Maja– Jako– MiKw...
Literował, przestawiał szyk, aż poddał się po dłuższej chwili. Tomasz wyjaśniał więc dalej:
– Też nie mam pojęcia, co to znaczy, a wydaje mi się, że tu tkwią jakieś odpowiedzi. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że są to początki imion, może ewangelistów: Łukasz, Marek, Mateusz, Jan. Są cyfry, może jakieś numery wersów. Zwłaszcza powtarzające się "Ma 94". Ale dalej jest to nieczytelne. Może to jednak czyjeś numery telefonów, nazwiska dłużników, przyjaciół, kochanek. Kto wie? Pewnie dałbym sobie spokój z całą sprawą, gdyby nie to, że ojciec napisał to tuż przed samą śmiercią specjalnie dla mnie. To musi więc coś znaczyć.
Leon zastanawiał się jeszcze nad ową międzypokoleniową szaradą:
– To może jakieś współrzędne, oznaczenie miejsc. Miejsc i czasu. A może...
– Może wariactwo umierającego człowieka – dokończył Tomasz ze smutkiem.
Wypili butelkę. Tomasz powoli opadał z sił. Jeszcze słyszał Leona stojącego przy oknie:
– W takiej norze, to nic tylko zdychać...
– Mówisz o mieszkaniu? – wybełkotał Tomasz.
– Nie, ogólnie. – Nagle wsparł się na parapecie i krzyknął: – Ludzie! Jak możecie tak spokojnie spać?!
– Co ty? – wyszeptał Tomasz resztką sił.
– Spokojnie. Oni i tak wiedzą. Nikogo nie słuchają, ale wszystko słyszą.
Zrezygnowany usiadł na podłodze. Milczał już.
Zaduch sierpniowej nocy i dawka alkoholu rozłożyła wkrótce obu około drugiej w nocy.
Cichło. Aparaty podsłuchowe w ścianach działały dla nikogo. Agenci odpoczywali, konfidenci spali, ostatnie speluny domykano. Tylko nietrzeźwy przechodzień kopał puszkę, raz głośniejszy od całego miasta.

do następnego odcinka
Ostatnio zmieniony 10 lut 2015, 21:57 przez lacoyte, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#2 Post autor: eka » 28 sty 2015, 20:34

Pierwsza część była tak mocna, że brakowało siły do ponownego czytania. Zastanawiałam się, jak bohaterowie poradzą sobie z doznanym upodleniem i bólem. Jakie zmiany zajdą w ich psychice, reakcji na świat. I wstęp już jest.
Powrót do tajemniczego zapisu ojca. Pojawia się nowa, zapewne ważna postać - Leon.
Zmiany, zmiany... Będę czekać na kolejny rozdział.
:kofe:

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#3 Post autor: lacoyte » 31 sty 2015, 16:27

Dziękuję za komentarz i chęć przeczytania kolejnego odcinka.

Awatar użytkownika
eka
Moderator
Posty: 10470
Rejestracja: 30 mar 2014, 10:59

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#4 Post autor: eka » 01 lut 2015, 22:05

A ja dziękuję za to o czym piszesz, i jak piszesz.
:kofe:

karolek

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#5 Post autor: karolek » 02 lut 2015, 17:45

lacoyte pisze: były zarządzane przez osobę, którą w życiu nie widziałem

Której, według mnie powinno być.


Ciekawie się zapowiada - cóż to za tajemnice wyjdą na jaw?

:beer: ;)

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#6 Post autor: lacoyte » 04 lut 2015, 15:28

Dzięki, liczyłem na drobną pomoc redakcyjną.
Wyjaśnienie wszystkich wątków fabuły wymagałoby przeczytania jeszcze ok. 25 fragmentów, do czego jak sądzę nikogo nie zmuszę, biorąc pod uwagę specyfikę czytania na ekranie.
Jednak miło za pochylenie się nad kolejnymi fragmentami i pomoc w redakcji, bardzo to doceniam.
Też uczestniczyłem niegdyś mocno w życiu jednego z portali literackich, sporo komentowałem, więc wiem z czym to się je. Postaram się też troszkę pokomentować tutaj.

Awatar użytkownika
Gloinnen
Administrator
Posty: 12091
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:58
Lokalizacja: Lothlórien

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#7 Post autor: Gloinnen » 07 lut 2015, 18:29

lacoyte pisze:Wyjaśnienie wszystkich wątków fabuły wymagałoby przeczytania jeszcze ok. 25 fragmentów, do czego jak sądzę nikogo nie zmuszę, biorąc pod uwagę specyfikę czytania na ekranie.
Jak ciekawe, to nie trzeba zmuszać.

Twoja proza jest świetnie napisana. Oczywiście wymaga redakcji, ale nie ulega wątpliwości, że masz talent.
:ok:
Niechaj inny wiatr dzisiaj twe włosy rozwiewa
Niechaj na niebo inne twoje oczy patrzą
Niechaj inne twym stopom cień rzucają drzewa
Niechaj noc mnie pogodzi z jawą i rozpaczą

/B. Zadura
_________________
E-mail:
glo@osme-pietro.pl

Awatar użytkownika
lczerwosz
Administrator
Posty: 6936
Rejestracja: 31 paź 2011, 22:51
Lokalizacja: Ursynów

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#8 Post autor: lczerwosz » 07 lut 2015, 18:58

lacoyte pisze:Cichło. Aparaty podsłuchowe w ścianach działały dla nikogo. Agenci odpoczywali, konfidenci spali, ostatnie speluny domykano.
Taka chwila to raj dla obywatela. Nawet tego najbardziej "porządnego", bo nikt porządny nie jest i hak się znajdzie.
Czekam na kolejny odcinek. Nawet dwadzieścia pięć odcinków. Jakoś się doczyta :)

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#9 Post autor: skaranie boskie » 13 lut 2015, 21:48

Pisz, Lacoyte, te kolejne 25. Jakoś przebrniemy. ;)
Intryguje mnie ten szyfr, choć na pozór wydaje się prowadzić w kierunku szarady biblijnej.
Rozczarujesz mnie, jeśli zaangażujesz do rozwiązania tzw. "autorytet" w czarnej kiecce. Stracę cały szacunek do Autora, jak nabyłem po przeczytaniu dwóch pierwszych części. Ale z tym traceniem zawsze mogę poczekać, na razie będę czytał.
Zdrowie obu panów, którym zapewne to się przyda, gdy miasto znowu zacznie żyć z hukiem.
:beer: :beer: :beer:
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

lacoyte
Posty: 75
Rejestracja: 16 sty 2015, 11:38

Re: W życiu cierpiące - fragment 2

#10 Post autor: lacoyte » 13 lut 2015, 22:31

Tych szarad biblijnych było bez liku, więc uspokoję, że to nie jest ten trop, choć przyznam, że szarada celowo wygląda na biblijną (Marek, Mateusz itd.), bo bohaterowie będą badać różne warianty.
pozdrawiam

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”