Stała w półmroku. Odsunęła firankę patrząc na ulice, senne lampy majaczyły w mgle. Jakaś para przechodziła przez kałuże na błotnistej drodze. Jesienny dzień zaczynał się ponuro, jak każdy o tej porze roku w miasteczku. Polubiła te widoki. Starą latarnie, koślawy cień, niezdarnie padający na walący się dom po drugiej stronie drogi. Już dawno wyjechałaby stąd, gdyby nie magia uliczek, skąpanych nocą w deszczu. Najbardziej lubiła te po których, w przeddzień zaślubin, chodziły zakochane pary. Nosiły w białych rękawiczkach, małe światełka. Do okien domów przywierały senne dzieci nie mogąc zasnąć w tak bajkową noc. Kiedy rano pierwsze promienie słońca wzbijały się na najwyższe piętro kamienicy, małe iskierki odbijały się w kroplach deszczu. Spływały na parapet okna w pokoju Lisy. Po chwili ulicą pędziła zaczarowana dorożka. Wysiadł z niej starszy pan we fraku. Przeskakując niewysoki płotek, wszedł do kamieniczki gdzie na górze czekała na niego w białej sukni ślubnej wybranka serca. Nauczyła się grać dla niego na hawajskiej gitarze. Pobrali się mając po osiemdziesiąt lat wbrew logice wszechświata.
Babcia Lisy mieszkała na poddaszu. Udawała przez długie lata, że smaruje kolana spirytusem, pomagającym w chorobach reumatycznych. Jednakże w tajemnicy przed rodziną wypijała codziennie jeden kieliszek alkoholu a potem porywała Lisę do tańca w takt skocznej muzyki. Tańczyła stawiając długie kroki, za którymi Lisa nie mogła nadążyć. Zawsze wieczorem, bez względu na pogodę wypędzała z kuchni koty, uderzając w podłogę kijem od miotły. Czasem któryś przynosił mysz, ale wycofywał się szybko spod jej nieprzyjaznego spojrzenia. Ludzie w miasteczku nazywali ją Viktorią groźną. Twarda góralka nieczuła dla wnuków, niańczyła czworo urwisów młodszego od siebie wybranka. Potem widziano ją siedzącą, na powalonym mężu na podłodze. Dusiła, okładała pięściami. Kiedy wyrwał się spod jej mocnych ud, nie wracał przez kilka miesięcy. Cierpiała, straciła na hardości. Pewnego dnia w tajemniczych okolicznościach poznała czarującego iluzjonistę. Jeździł czarną dorożką i miał najpiękniejszy uśmiech jaki widziała. Od tej pory różowiła policzki, kolorowymi bibułkami.
Małymi krokami zaczęła nadchodzić wiosna. Sypała po drogach białe płatki kwiatów. Konwalie pachniały bardziej niż kiedykolwiek. Od kilku miesięcy Lisa codziennie chodziła do sklepu, gdzie pracował wysoki i wysportowany student. Blondyn o przyjemnej aparycji. Patrzył na nią wyniosłym wzrokiem jak na towar leżący na półce. Był inny, obcy. Chłopak z odległej galaktyki. Wracała wściekła i upokorzona. Przyzwyczajona do uprzejmości licznych adoratorów, obmyślała krwiożerczą zemstę. Uchodziła w miasteczku za jedną z najpiękniejszych jak z żurnala dziewczyn. W wiosenne poranki ojciec Lisy chętniej żartował z mamą, łapiąc ją frywolnie za sutki. Stanowili bardzo dobraną parę. Widywano ich wszędzie razem, niczym papużki nierozłączki. Była piękną kobietą o przecudnych, niebieskich oczach, w które bez przerwy patrzył zauroczony ojciec Lisy. Można było godzinami wpatrywać się w jej zdjęcie, wiszące na frontowej ścianie pokoju. Mówiła, że w ludziach jest tyle samo piękna co brzydoty. Jak w popękanych schodach, po których Lisa chodziła, po pszenicę dla ptaków. Ściany pokoju, stanowiące pewnego rodzaju pamiętnik, zapisane były aż po sufit, ważnymi informacjami z życia rodzinnego. Wzięła kawałek kredy, dopisała kilka zdań.
- Dzisiaj tato kupił nam najmodniejsze płaszcze z kapturami.
- Przygotowuję się do matury.
- Jestem inna. Czuję w sobie wiatr.
Po chwili zamazała ostatnie zdanie, bo i tak w nikt w rodzinie, nie zrozumiałby takiej wrażliwości.
Mieszkająca w sąsiedztwie pani z pieskiem, była najstarszą kobieta w miasteczku. Opowiadała prawdziwe historie o dawnym życiu. Lisa wsłuchiwała się w nie, z zainteresowaniem. Mówiła, że dzisiaj wszystko wygląda inaczej. Ludzie jak pociągi pędzą do dużych miast. Nie umiała nawet pokazać tych miejsc na mapie. Wodziła palcem po szybie robiąc na niej jakieś dziwne znaki, aby odpędzić zły los. Na podwórku całymi godzinami przesiadywał chory mąż. Ciężko pracowała. Mówiła, że chłopcia trzeba szanować. Zmarł bezszelestnie w nocy na raka płuc. Zwinięty w kłębek. Nie potrafiła obronić go, przed nadchodzącą spomiędzy szczelin podłogi, śmiercią. Rozcierała stopy wiedząc, że zimno przeniknie przez popękane deski. Chociażby spaliła cały las drzew, to chłodu spod podłogi nie przepędzi.
cdn.
Dolina Głodnych (1)
Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz
-
- Posty: 633
- Rejestracja: 01 maja 2012, 2:03
Dolina Głodnych (1)
Ostatnio zmieniony 15 mar 2013, 17:04 przez Maryla Stelmach, łącznie zmieniany 16 razy.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Dolina Głodnych (1)
Rozumiem, ze to czesc pierwsza opowiadania? Bo jesli nie... to normalnie zaczne gryzc!
Prosze zatem dopisac, np, "cdn" na koncu i swiat znowu bedzie w porzadku (zeby nie bylo - wcale nie jestem taka okropna, ale juz mi nosem idzie, gdy klasyczne miniatury wedruja do opowiadan).

Poczytam tez jutro.
Milego.

Prosze zatem dopisac, np, "cdn" na koncu i swiat znowu bedzie w porzadku (zeby nie bylo - wcale nie jestem taka okropna, ale juz mi nosem idzie, gdy klasyczne miniatury wedruja do opowiadan).

Poczytam tez jutro.
Milego.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
- 411
- Posty: 1778
- Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
- Lokalizacja: .de
Re: Dolina Głodnych (1)
Witaj Marylko ponownie. Jak juz mi sie tak dobrze dzisiaj szuka... 
Hm, tym razem powiem: nie jest dobrze, Tzn nie jest tak dobrze jak wczesniej, w innych utworach.
Czy Ty czytalas ten tekst przed wstawieniem? Masa nadmiernych przecinków (badz ich brak), powtórzen, jeszcze wieksza masa krótkich i bardzo krótkich zdan. Tak, ja tez lubie krótkie zdania, ale ich zastosowanie trzeba naprawde mocno przemyslec. U Ciebie spokojnie mozna je bardzo pieknie polaczyc - utwór nic nie straci, a czytac sie bedzie o wiele plynniej.
Dalej - czasy nieco kuleja, jak i w bardzo wielu miejscach zastanawialam sie o kim wlasnie piszesz?
Zeby nie byc goloslownym:
Podkreslone - moim zdaniem - wywalic.

I maslo maslane. Moze: podobizne/wizerunek.
Oj. Sporo tego.
Chaotycznie.
Na mój rozum to bylo tak: pojawil sie pomysl i trzeba go bylo szybciutko zapisac. Szybciusienko...
Zbyt.
Fazit.
Ladne toto, cieple (juz wiem, ze tak po prostu piszesz - duza sztuka), ale wymaga , niestety, poprawek. Polerki.
Natomiast (na ucho zupelnie) powiem Ci, ze... ka-pi-tal-ny tytul!
Tyle na dzis, milego,
J.


Hm, tym razem powiem: nie jest dobrze, Tzn nie jest tak dobrze jak wczesniej, w innych utworach.
Czy Ty czytalas ten tekst przed wstawieniem? Masa nadmiernych przecinków (badz ich brak), powtórzen, jeszcze wieksza masa krótkich i bardzo krótkich zdan. Tak, ja tez lubie krótkie zdania, ale ich zastosowanie trzeba naprawde mocno przemyslec. U Ciebie spokojnie mozna je bardzo pieknie polaczyc - utwór nic nie straci, a czytac sie bedzie o wiele plynniej.
Dalej - czasy nieco kuleja, jak i w bardzo wielu miejscach zastanawialam sie o kim wlasnie piszesz?
Zeby nie byc goloslownym:
Odsunela. I proponuje polaczyc zdania.Maryla Stelmach pisze:Odsłoniła firankę patrząc na ulice. Senne lampy majaczyły w mgle.
No nie pasuje mi tu tych dwoje ludzi. Dwoje sugeruje, ze to para. Skoro para to nie ludzi (tak, wiem, kobieta nie czlowiek). I brakuje ogonka.Maryla Stelmach pisze:Dwoje ludzi przechodziło przez kałuże na błotnistej drodze.
Co: te?Maryla Stelmach pisze:Najbardziej lubiła te, kiedy po opuszczonym ryneczku, w przeddzień zaślubin, chodziły zakochane pary.
Podkreslone bym usunela. I moze: nosily?Maryla Stelmach pisze:Niosły w białych rękawiczkach, małe światełka, symbolizujące płomień ogniska domowego.
To jest caly fragment, przy którym uczciwie trzeba przysiasc. Naprawde myslalam, ze Lisa sni na jawie, a tu, jesli dobrze zrozumialam - chodzi o adoratora Viktorii. Ostatnie zdanie tez zapisalabym inaczej: Pobrali sie z dzieciecym (zachwytem w oczach), majac po osiemdziesiat lat. Np.Maryla Stelmach pisze:Po chwili ulicą pędziła zaczarowana dorożka. Wysiadł z niej starszy pan we fraku. Przeskakując niewysoki płotek, wszedł do kamieniczki, gdzie na górze czekała na niego, w białej sukni ślubnej, wybranka serca. Nauczyła się grać dla niego, na hawajskiej gitarze, ku ogólnemu zdziwieniu dorosłych wnuków i całej rodzinnej plejadzie gwiazd i gwiazdeczek. Pobrali się mając po osiemdziesiąt lat z dziecinnym zachwytem. Wbrew logice wszechświata.
Podkreslone - moim zdaniem - wywalic.
Wiadomo.Maryla Stelmach pisze:Udawała przez długie lata, że smaruje kości spirytusem, pomagającym na łamanie w kościach.
A tu sie nic kupy nie trzyma. Czasy, wleczenie, szusy. Mozna stawiac szusy?Maryla Stelmach pisze:Podglądała ją codziennie. Widziała jak otwiera drzwiczki do kredensu, nalewała rozcieńczony alkohol. Wypija miarkę z ulubionego kieliszka. Potem porywała Lisę do tańca, wlokąc za sobą w takt skocznej muzyki. Tańczyła stawiając szerokie szusy, za którymi Lisa nie mogła nadążyć.
Pod nieprzyjaznym spojrzeniem myszy?Maryla Stelmach pisze:Czasem któryś przynosił mysz, ale wycofywał się szybko pod jej nieprzyjaznym spojrzeniem.

Myslalam, ze czegos nie doczytalam. Chwile mi zajelo domyslenie sie, ze chodzi o meza.Maryla Stelmach pisze:Potem widziano ją siedzącą, na powalonym, na podłodze.
Ech, te przecinki...Maryla Stelmach pisze:Jeździł czarną dorożką i miał najpiękniejszy uśmiechu jaki widziała. Od tej pory różowiła policzki, kolorowymi bibułkami.
Wiadomo.Maryla Stelmach pisze:Patrzył na nią wyniosłym wzrokiem jak na towarem leżący na półce.
Ze co, prosze?Maryla Stelmach pisze:Uchodziła w miasteczku za jedną z najpiękniejszych, żurnalowych dziewczyn.
Dziwny, jak dla mnie, opis zazylosci rodziców. Wiem, ze sie kochali, ale jakies to takie...Maryla Stelmach pisze:W wiosenne poranki ojciec Lisy chętniej żartował z mamą, łapiąc ją frywolnie za sutki. Stanowili bardzo dobraną parę.
Tu tez prosze o tlumaczenie.Maryla Stelmach pisze:Była piękną kobietą o przecudnych, niebieskich oczach, w które bez przerwy patrzył zauroczony ojciec Lisy. Aż do ostatniego szarpnięcia pod powieką.
Bylo.Maryla Stelmach pisze:Można byłoby godzinami wgapiać się w jej zdjęcie, na portrecie ślubnym, wiszącym na frontowej ścianie pokoju.
I maslo maslane. Moze: podobizne/wizerunek.
Na co byl chory? Ja bym chciala wiedziec, mozna spokojnie i uroczo rozwinac temat sasiadki. Taki ladny akcent.Maryla Stelmach pisze:Na podwórku całymi godzinami przesiadywał chory mąż.
Wiadomo.Maryla Stelmach pisze: Mówiła, że chłopcia trzeba szanować.
Oj. Sporo tego.
Chaotycznie.
Na mój rozum to bylo tak: pojawil sie pomysl i trzeba go bylo szybciutko zapisac. Szybciusienko...
Zbyt.
Fazit.
Ladne toto, cieple (juz wiem, ze tak po prostu piszesz - duza sztuka), ale wymaga , niestety, poprawek. Polerki.
Natomiast (na ucho zupelnie) powiem Ci, ze... ka-pi-tal-ny tytul!
Tyle na dzis, milego,
J.

Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.
-
- Posty: 633
- Rejestracja: 01 maja 2012, 2:03
Re: Dolina Głodnych (1)
411, dziękuję. czasami próbuję pisać prozę. ale widocznie nie można umieć pisać wszystkiego. chyba z przekory. może spróbuję zamieścić coś jeszcze i zobaczymy jak sie spodoba. wolę szczere opinie, to przecież oczywiste, że dla takich zamieszczam teksty. a dla Twojej informacji, jestem dysgrafem, dlatego wiem, że robię wiele błędów. musze się posiłkować opinią krytyka przed wydaniem tomiku. jeszcze raz serdeczne dzięki i papatki.

Dodano -- 13 mar 2013, 23:14 --
411, oczywiście że wykorzystam Twoje sugestie, jak trochę odleży tekst. jest jeszcze druga część opowiadania. zobaczymy czy wogóle nadaje sie do czytania.
Dodano -- 14 mar 2013, 1:43 --
Poprawiłam dzisiaj ile mogła
m, ewentualnie później resztę. dzięki. pozdrawiam.




Dodano -- 13 mar 2013, 23:14 --
411, oczywiście że wykorzystam Twoje sugestie, jak trochę odleży tekst. jest jeszcze druga część opowiadania. zobaczymy czy wogóle nadaje sie do czytania.

Dodano -- 14 mar 2013, 1:43 --
Poprawiłam dzisiaj ile mogła

- skaranie boskie
- Administrator
- Posty: 13037
- Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
- Lokalizacja: wieś
Re: Dolina Głodnych (1)
Znalazłem jeszcze dwa kwiatki:

Idę czytać drugą część, bo nawet mi się historyjka zaczęła podobać.
Konia z rzędem tenu, kto potrafi wysiąść z pędzącej dorożki. Myślę, że dorożka się zatrzymała, nie podejrzewam bowiem starszego pana, żeby z niej wyskakiwał w biegu.Maryla Stelmach pisze:ulicą pędziła zaczarowana dorożka. Wysiadł z niej starszy pan we fraku.
Dziewczyna może być piękna, jak z żurnala, może być najpiękniejsza w mieście, czy choćby w owym żurnalu, ale nie może być najpiękniejsza jak z czegokolwiek. Ta poprawka - do poprawkiMaryla Stelmach pisze:Uchodziła w miasteczku za jedną z najpiękniejszych jak z żurnala dziewczyn.

Idę czytać drugą część, bo nawet mi się historyjka zaczęła podobać.

Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.
_____________________________________________________________________________
skaranieboskie@osme-pietro.pl