Dwa brzegi (4)

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 1338
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:32

Dwa brzegi (4)

#1 Post autor: Bożena » 01 lip 2013, 22:03

od początku
w poprzednim odcinku


Niwka, marzec 1945.
Adela boleśnie ukłuła się igłą - nie pierwszy raz dzisiaj - i na kciuku pojawiła się czerwona kropla krwi. Odruchowo podniosła go do ust, ślina jest bakteriobójcza, pomyślała zawzięcie ssąc palec. Szyła, przerabiała, łatała… nie od dziś, a była w tym dobra. Terminowała i doskonaliła umiejętności pod fachowym okiem szwaczki z Izby Rzemieślniczej Cechu Rzemiosł Różnych, i po zdaniu egzaminu mistrzowskiego uzyskała dyplom zawodowy. Przez jakiś czas pracowała w Zakładach Przemysłu Włókienniczego, jednak podczas wojny wstrzymano produkcję i Adela była zmuszona szukać nowego źródła dochodu. Wtedy, za zaoszczędzone pieniądze okazyjnie kupiła używaną maszynę starego, dobrego Singera, w wyjątkowo przystępnej cenie - zajęła się szyciem na miarę i była z tego wyboru bardzo zadowolona. Mogła decydować kiedy zaczyna i kończy pracę, bez konieczności dojazdów, z którymi wiązały się przecież dodatkowe koszty – z pewnością praca w domu miała swoje plusy. Lubiła swoje zajęcie, oprócz przyzwoitego zarobku, dawało jej też satysfakcję, zwłaszcza, gdy przyszło jej szyć prawdziwy kostium z jednego kawałka materiału odciętego prosto z beli. Niestety, ostatnio brakowało większych zamówień, więc podejmowała się drobnych zleceń, głównie poprawki i reperacje konfekcji lub dopasowywanie na życzenie - odzieży pochodzącej z paczek z UNRRY*. Paczki te zawierały przeważnie żywność w puszkach lub szczelnych torbach, czasem papierosy, ale trafiały się również ubrania: sukienki, marynarki, płaszcze. Dla „zwykłych” ludzi te amerykańskie przesyłki były synonimem dobrobytu, czy nawet luksusu pełnego kolorów i spokojniejszego życia. A ileż było emocji przy ich otwieraniu! Co tym razem przysłała ciocia Unra i wujek Sam?**

Gdy tekstylia nie odpowiadały rozmiarem, zwracano się do Adeli. Wtedy młoda krawcowa miała pełne ręce roboty, na szczęście posiadała także umiejętności artystyczne – taki siódmy zmysł, czy też dar od Boga, który wykorzystywała przy wszelkiej odzieżowej robocie. Układała z łatek na materiale wzory, jakich nie powstydziłby się najlepszy malarz kubista, zarzuciła dominację jednego koloru na rzecz kontrastu i jaskrawych barw. Zwłaszcza na dziecięcych ubrankach ładnie wyglądało, gdy na spodenkach tudzież sukieneczkach wyrastały muchomorki, krasnale i kwiatki. Było to dość awangardowe podejście do ratowania znoszonej odzieży, jednak przyjęło się nadspodziewanie dobrze. Młoda krawcowa miała też swoje marzenie: znaleźć w jednej z tych darowanych paczek biały, cieniutki materiał, najlepiej muślin i uszyć dla siebie suknię ślubną, choć nic nie wskazywało, że będzie jej w najbliższym czasie potrzebować. Była samotną, trzydziestotrzyletnią panną, bez wykształcenia, posagu i urody, jedynie fantazjującą przed zaśnięciem o rodzinie, dzieciach, własnym miejscu, które mogłaby nazwać domem. Najpiękniejsze lata, choć w jej przypadku słowo – najpiękniejsze - niezbyt pasuje, zabrała wojna.
Adela ma przeciętną powierzchowność, kanciaste rysy, proste włosy gładko zebrane w koczek i grzywkę opadającą na oczy. Jednak najgorszym obciążeniem zarówno fizycznym jak i psychicznym jest jej kalectwo. Ile to razy w dzieciństwie rzucano wyzwiska pod jej adresem, a dzieci potrafią być takie okrutne: kaczka, kuternoga, czarownica - słyszała za plecami. Utyka na prawą nogę, dość mocno. Przyczyna inwalidztwa banalna: nieumiejętne odebranie porodu... Niestety dla niej – pamiątka na całe życie. Dziś już nie spotyka się u dorosłych takich wad rozwojowych, wykryte we wczesnym okresie po urodzeniu, są łatwe do usunięcia, najczęściej wystarczy odpowiednie układanie nóżek dziecka na boki i usztywnianie ich grubymi pieluchami. Ale w tamtym czasie dość często zwichnięcie stawu biodrowego kończyło się mniejszym lub większym „upadaniem” na zwichniętą kończynę. Konsekwencją tego niedopatrzenia była krótsza noga, a nierówno usytuowane biodro powodowało zniekształcenie kręgosłupa, w efekcie czego sylwetka przekrzywiona była w jedną stronę, a noga bolała przy chodzeniu. Jak miała rywalizować z innymi dziewczynami? Gdzie miała spotkać tego jedynego? Pracując w domu i rzadko z niego wychodząc? Mimo to nie traciła nadziei, że kiedyś i ona spotka swoje szczęście.
Wyjrzała przez okno: wiosna ledwo co „wystawiała głowę” nad ziemię - zimny deszcz ze śniegiem nie zachęcał do opuszczenia mieszkania. Adela czekała tego popołudnia na klientkę jak na zbawienie, ostatnimi czasy zdecydowanie trudniej było o zlecenia, natomiast rachunki wciąż rosły... I ta przedłużająca się zima, a węgla zostało może na tydzień. W sklepiku na przeciwko miała upatrzony i odłożony kawałek materiału pasującego idealnie na wiosenny kostium – śliczną, beżową wełenkę. Chciała go uszyć na Święta Wielkanocne, ale ten zastój... Dziś chyba również próżno czekała nowego obstalunku. Muszę iść i przeprosić pana Władka – pomyślała - nie dam rady w tym miesiącu zapłacić, czy poczeka jeszcze trochę? Czy może od razu podziękować i darować sobie ten zbytek? Narzuciła płaszcz i w domowych pantoflach wyszła na ulicę. Noga mocniej jej dokuczała, może za sprawą wilgotnego powietrza, które dotarło właśnie wraz z wiosennymi roztopami?
Adela mieszka ze schorowaną matką, ledwo poruszającą się o własnych siłach; brat i siostra pozakładali własne rodziny i choć widują się dosyć często, liczyć na ich pomoc nie może, gdyż sami borykają się z kłopotami finansowymi. Ojciec zginął rok temu w wypadku na kopalni i to ona teraz odpowiada za utrzymanie ich obu. Odszkodowanie jakie kopalnia wypłaciła wdowom po górnikach, było śmiesznie niskie, a na zbiorowy pozew stać ich nie było.

- Dzień dobry - usłyszała nagle za sobą znajomy głos, to Kazik, chłopak sąsiadki mieszkającej piętro niżej. Niezbyt go lubiła, wydawał jej się taki zamknięty w sobie, wiecznie jakby zamyślony i smutny. Całymi dniami przesiadywał w komórce na podwórzu, majstrował tam nie wiadomo co, a jak go podpytywała to zbywał ją byle jaką odpowiedzią. Wyjdzie z tego jego majstrowania jakiś kłopot – myślała, ale nie miała zamiaru niepokoić sąsiadki. Wszystkie okoliczne dzieciaki bawiły się w wojnę, a że dookoła pełno było nabojów do pepeszek i różnego rodzaju niewybuchów, to o nieszczęście nietrudno. Inna była jego siostra Halinka – wiecznie rozszczebiotany podlotek, aktualnie weszła w etap dojrzewania, więc często rozmawiają o zmianach, jakie dzieją się w jej wątłym ciele. Nie było dnia, by nie wpadła do niej wieczorem, a Adela zawsze miała przygotowane coś słodkiego: kawałeczek czekolady, cukierek lub niekiedy odrobinę ciasta własnego wypieku. Lubiła te wizyty, parzyła herbatę i wyobrażała sobie, że Halinka jest jej córką, córką, która jej się śniła po nocach.
- Dzień dobry – odpowiedziała. – Jak mama?
- Kiepsko się czuje, właśnie lecę do bauera po mleko, może przynieść i pani?
- Nie, mam jeszcze trochę, dziękuję. Pozdrów mamę ode mnie.
Adela mocniej otuliła się płaszczem i skierowała wprost do sklepu. Zimny, gwałtowny podmuch wiatru wyrwał z upięcia pasmo włosów, które wirowało wokół twarzy. Na policzkach pojawił się lekki rumieniec, śmiało przekroczyła próg sklepu, podjęła decyzję – nie skorzysta z okazji, przecież te rachunki wciąż rosną i rosną, a na jakąś większą gotówkę nie ma co liczyć. Przy ladzie stała kobieta czekająca na zapakowanie sprawunków, sprzedawca spojrzał na wchodzącą dziewczynę i odezwał się nie przerywając pakowania:
- Witaj, pewnie przyszłaś po wełenkę? Leży i czeka - uśmiechnął się sympatycznie.
- Niestety, panie Władku kochany, muszę pana przeprosić. Kiepsko idą zamówienia i do tego węgiel mi się kończy, a widzi pan… wiosna się spóźnia – uśmiechnęła się ciut zażenowana. Nieznajoma kobieta przyglądała jej się z uwagą, zatrzymując wzrok na nodze.
- Nie martw się, nie spieszy mi się, a wiem, że bardzo ci się podoba ta tkanina. Ja i twój wymarzony kostium poczekamy tak długo, jak będzie trzeba.
Malująca się na twarzy dziewczyny pokusa była zbyt silna.
- Panie Władziu kochany, na pana zawsze można liczyć... Przyjdę, przyjdę na pewno! Najdalej w maju! Dziękuję pięknie. Ucieszona, rzucając przez ramię ciche "do widzenia", wyszła. Zimny wiatr, jakby ze zdwojoną siłą zaatakował rozradowaną Adelę. Kiedy ta wiosna nadejdzie? – westchnęła. Podniosła kołnierz płaszcza i ruszyła z powrotem.

- Adziu, dziecko, gdzie byłaś tak długo? Wiesz, że nie lubię zostawać sama - skarżyła się marudnie matka. Głos, przerywany świszczącym oddechem, dochodził z pokoiku obok, w nim to przesiadywała całymi dniami. Za to Adelka w dość obszernej kuchni urządziła wygodny kącik krawiecki.
- Wyskoczyłam na chwilkę, ale już jestem i zaraz zrobię nam gorącej herbaty, tylko rozpalę w piecu, bo ogień wygasł. Sięgnęła do schowka za piecem i zobaczyła, że zostały tylko trzy szczapki drewna... Muszę znowu zejść do piwnicy, pomyślała. Wygarnęła popiół z paleniska, włożyła dwie strony starego Kuriera Zagłębiowskiego, resztkę drewna i podpaliła. Języki ognia wesoło liznęły gazetę, odczekała chwilę i dosypała szuflę drobnych węglowych kamyczków, a na wierzch położyła dwie solidne bryły węgla, po czym nasunęła nad palenisko fajerki. Teraz pozostało chwilę poczekać, aż blachy się rozgrzeją na tyle, by w ciężkim, żeliwnym czajniku zagotować wodę. Nagle rozległo się głośne pukanie.
- Proszę!… - Adela poderwała się i szybko podeszła do drzwi. Przed nimi stała kobieta, dopiero co widziana w sklepiku na dole; przystojna, na oko czterdziestoletnia brunetka przywitała się zwyczajowym Szczęść Boże i zapytała:
- Czy to pani szyje na miarę? Sklepikarz polecił mi panią, gdy się dowiedział, że szukam dobrej krawcowej i odwinęła papier z pakunku trzymanego w dłoniach. Taki ładny kawałek wełny oddam tylko w solidne ręce - dodała z uśmiechem.
- Miło mi to słyszeć - odpowiedziała Adela - oczywiście, natychmiast zdejmę miarę, proszę wejść. A może napije się pani herbaty? Za chwilę woda się zagotuje.
- Nie, dziękuję, trochę się spieszę. Przyjechałam do siostry, Meli, wie pani… tej, co mieszka pod panią.
- Siostra pewno się ucieszy z odwiedzin. O jakim kroju pani myślała?
- Zdaję się w pełni na panią, w końcu nikt mi tak dobrze nie doradzi, jak doświadczona krawcowa - dodała z ciepłym wyrazem oczu.
- Dobrze - odezwała się Adela i wzięła miarę krawiecką.- Proszę zdjąć płaszcz. Jaka długość pani odpowiada?
- Chciałabym, by spódnica była na wiele okazji, więc chyba do pół łydki.
- Dobry wybór - zmierzyła i zapisała obwód talii, bioder i sugerowaną długość. - To powinno wystarczyć, proponuję prosty fason z fałdą z boku – dodała.- Pierwsza przymiarka może być już jutro, proszę zajrzeć koło południa.
- Cudownie - odpowiedziała dopiero co poznana klientka. - Zostanę u siostry parę dni, wie pani… ona niezbyt dobrze się czuje. Przyjechałam trochę pomóc, ale mogę zostać najdalej do niedzieli. Zdąży pani?
- Postaram się, mamy cale cztery dni na wyczarowanie tej spódnicy, zaraz biorę się do pracy.
- Ile to będzie kosztować? – padło ostrożne pytanie.
- Jak dla pani: pięćset złotych.
Czy to było dużo? Pół litra wódki kosztowało sto pięćdziesiąt, kilogram chleba pięćdziesiąt, a litr mleka trzydzieści pięć złotych. Nie, zdecydowanie cena była uczciwa.
- A więc do zobaczenia jutro - klientka z uśmiechem skierowała się do drzwi?
Adela zdjęła imbryk z płyty, wsypała do porcelanowego czajniczka dwie łyżeczki herbaty przechowywanej w szczelnie zamkniętym, metalowym pudełku z napisem "Earl Grey" i zalała wrzątkiem. Myślała o nowo poznanej kobiecie i tym, co usłyszała. Zna Melę i jej rodzinę, lubią się, a nawet przyjaźnią. Poznały się, gdy Mela wraz z Jankiem i rocznym Kaziem wprowadzili się do mieszkania poniżej. Wpadały do siebie na ploteczki, właściwie przeważnie Mela przychodziła na górę, tu czuły się swobodniej. Rok później przyszła na świat Halinka. Adela została jej matką chrzestną, co jeszcze bardziej zbliżyło je do siebie. Mela miała to, czego Adela tak bardzo pragnęła: męża, dzieci, dom… Bardzo lubiła Melę, ale do Janka czuła niewytłumaczalny respekt. Wysoki, silny mężczyzna wzbudzał w niej odwieczną tęsknotę, tęsknotę do silnych męskich ramion, na których można się wesprzeć. Janek przez wzgląd na przyjaciółkę żony, zawsze miał dla tej pierwszej uśmiech i dobre słowo, lecz wyczuwało się między nimi jakiś dystans. Nie próbował tego zmienić, miał wrażenie, że Adelka go unika - jednak wcale mu to nie przeszkadzało.

*

Mela czekała na siostrę, nie dalej jak tydzień temu, miotana sprzecznymi uczuciami, wysłała list do Marii - by ta przyjechała w odwiedziny. Wczoraj odebrała telegram: Będę jutro po południu. stop. Maria. Nie widziały się chyba dobre cztery lata.

Mela już nie pamięta, kiedy ostatnio była w rodzinnej wiosce. Po ślubie z Jankiem zamieszkali u rodziców, tam też dziewięć miesięcy później przyszedł na świat Kaziu. Po następnych trzech miesiącach Janek wyjechał na Górny Śląsk za pracą, a gdy otrzymał lokal mieszkalny z „przydziału”, zabrał ją do siebie. Z początku bardzo tęskniła - dziewczyna przyzwyczajona do przestrzeni, widoku lasu, zapachów i odgłosów wsi, roboty w obejściu - nagle oderwana i rzucona w to obce, robotnicze przedmieście. Nikogo tu nie znała. Mieszkanie, czyli pokój z kuchnią i komórką na podwórzu, nie zrobiło na niej dobrego wrażenia, choć Janek starał się jak mógł: kupił łóżko, szafę, stół i cztery krzesła. Róg kuchni zajmował duży kaflowy piec, najważniejszy element każdego domu - to przy nim spędzali najwięcej czasu w jesienne i zimowe wieczory. Dawał ciepło, a ogień paleniska rzucał cienie skaczące po ścianach, widoczne, gdy zapadał zmrok, zapraszające do snucia wspólnych opowieści, najlepiej o duchach i innych niewytłumaczalnych zjawiskach.
Amelia pamięta rozczarowanie malujące się na twarzy Janka, gdy pierwszej nocy płakała i prosiła, by pozwolił jej wrócić na wieś. Czuła, że udusi się w tym małym, ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu. Została, lecz nigdy nie pokochała tego miejsca. Po roku urodziła córkę i nie miała już czasu na użalania. Po drugim porodzie jeszcze dłużej dochodziła do siebie. Nigdy nie zapomni, to był zimny, grudniowy wieczór, wiatr dął żałośnie w kominie, a ją dopadły bóle. Janek pobiegł po umówioną akuszerkę i tak to, po sześciu godzinach na świecie pojawiła się Halinka. Oczko w głowie tatusia - wątła, drobniejsza niż synek i chorowita, przeszła do tej pory chyba wszystkie dziecięce choroby, jakie są możliwe. Mela serce oddała synkowi i choć kochała córeczkę, to jednak Kazik miał u niej zapewnione pierwsze miejsce.
- Kaziu, synku, skocz po mleko, a i do sklepu zajdź, kup chleb. Tu masz pieniądze, nie zgub reszty i pospiesz się.
- Już biegnę, mamuś, ale zajrzę potem do Franka, ich królica ma młode. Mogę? Proszę…
- Zobaczymy, teraz leć do sklepu. - Mela potargała czuprynę syna. Jaki to już duży chłopak, prawie mężczyzna, uśmiechnęła się do siebie.
Nie czuła się ostatnio najlepiej, pokasływała od jakiegoś czasu. Janek w domu niewiele pomagał, jak to górnik - szychta, a po niej partyjka skata z kolegami, czy wymiana poglądów przy małym piwku, lanym prosto z beczki w przykopalnianym barze. Podzielili się obowiązkami: ona zajmuje się domem, on na ten dom zarabia. Zarobek przynosił uczciwie, choć nie miała nic przeciwko, gdy czasem uszczuplił wypłatę o parę groszy dla siebie - wódeczka z kumplami, czy cygarety mieściły się w zakresie dopuszczalnych przyjemności. Lecz od jakiegoś czasu między nimi się ciut ochłodziło, rzadziej zdobywali się na wzajemne gesty czułości, już nie żartowali, nie przekomarzali jak kiedyś, a gdy zaczęła niedomagać na zdrowiu Janek jeszcze bardziej odsunął się od niej. Zastanawiała się, czy nie spotyka się z jakąś inną kobietą, ale nie mieściło jej się to w głowie. Nie, nie jej Janek.

Rozległo się pukanie, Amelia podeszła do drzwi i odsunęła zasuwkę. Gdy zobaczyła kto stoi w progu uściskała serdecznie gościa. Przez chwilę milczały obie, przyglądały się sobie z zaciekawieniem, aż wreszcie Mela zaprosiła Marię do środka.
– Wejdź, czekałam na ciebie.
Maria jeszcze raz przytuliła siostrę marszcząc czoło - Mela nie wyglądała dobrze: szara cera, podkrążone oczy i kilkanaście kilogramów mniej zrobiły "swoje".
- Jesteś sama? A gdzie Janek i dzieci?
- Janek wróci do domu za jakąś godzinę, Halinka jeszcze w szkole, a Kazik poleciał do sklepu. Proszę, nie miej pretensji do Janka, on nie wie, że pisałam, wiesz, nie czuję się zbyt dobrze i... i... nie mam pieniędzy.
Wtem otworzyły się drzwi i weszła Halinka. Ładna jedenastolatka, jeszcze dziecko.
- Wytrzyj nogi i chodź tu do nas. Pamiętasz ciocię Marysię? Przyjechała w odwiedziny i zostanie u nas kilka dni.
Dziewuszka dygnęła jak to było w zwyczaju i dodała rezolutnie:
- Pamiętam, a gdzie wujek?
- Został w domu, dziecinko. Jaka ładna panna z ciebie wyrosła, dobrze się uczysz?
- Dobrze, mam prawie same piątki i tylko jedną czwórkę - oświadczyła z widoczną dumą.

No tak, muszę odłożyć tę rozmowę do jutra, pomyślała Adela, a na głos powiedziała:
– Najwyższa pora zacząć przygotowywać podwieczorek, zaraz wróci tata i Kaziu, upiekłam placuszki… Halinko wyjmij sztućce z szuflady.

Nazajutrz, gdy Janek wyszedł na grubę, dzieci do szkoły, Mela zrobiła sobie i siostrze kawę z odrobiną mleka i usiadły przy stole. Odkroiła z bochenka dwie kromki, posmarowała masłem, a resztę chleba owinęła starannie w lnianą, haftowaną ściereczkę. Obok postawiła puszkę z marmoladą.
- Proszę, częstuj się, chyba że masz ochotę na coś innego? Może jajko na miękko?
- Nie, wystarczy marmolada. - Maria omiotła spojrzeniem pomieszczenie: w świetle dziennym nie prezentowało się zbyt atrakcyjnie. Podłoga z desek pomalowanych jakąś brązową farbą, ściany, dawniej beżowe, teraz przybrały sinawy odcień, a kuchenny kredens miał pierwszą młodość już dawno za sobą. Jedynym ładnym akcentem pomieszczenia była biała, wykrochmalona firanka w oknie - najpewniej wykonana przez Melę. Choć w piecu było napalone, wciąż czuło się chłód i Maria szczelniej naciągnęła sweter. Janek zrobił na niej dobre wrażenie, widać było, że martwi się o żonę. Posiedzieli wieczorem razem, powspominali. Maria zastanawiała się, co tak ważnego siostra chce jej powiedzieć?
Mela ostrożnie uniosła kubek z kawą i upiła łyk.
- Mam kłopot, nie czuję się dobrze. Byłam jakiś czas temu u lekarza, niczego szczególnego nie zauważył, ale ja mam jakieś złe przeczucia. W grudniu dopadła mnie grypa i nie mogę po niej dojść do siebie. Oblewają mnie poty z byle wysiłku i do tego ten kaszel, najgorzej nocą, jak mnie złapie to brakuje mi oddechu. Na dodatek od trzech miesięcy nie miesiączkuję… Jeśli to ciąża, to nie dam rady – sama nie wiem co robić. Pomyślałam, że ty się na tym znasz, skończyłaś szkołę, jesteś pielęgniarką - pomożesz w razie czego pozbyć się „kłopotu”.
Maria z troską spojrzała na siostrę, rzeczywiście coś było nie tak. Na bladych policzkach siostry pojawił się niezdrowy rumieniec. Wstydzi się - pomyślała.
- Czy jesteś pewna, że to ciąża? Może po prostu jesteś przemęczona? Tak się zdarza, że gdy organizm niedomaga, to zatrzymuje się menstruacja, na pewno to jest przyczyną. Nie martw się na zapas, musisz iść do ginekologa i się przekonać. Nie ma na co czekać. Pójdziemy razem, chcesz? Mówiłaś Jankowi o swoich obawach?
- Nie, wiesz jakoś mi głupio, ostatnio Janek wraca taki rozdrażniony, nie rozmawiamy za wiele i boję się jego reakcji. Wolałabym załatwić to w tajemnicy, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- W każdym razie, Janek musi wiedzieć o wszystkim, Melu, to twój mąż, kocha cię, zrozumie. - Maria zebrała okruch chleba z serwety i włożyła go do ust. – Nie przelewa się wam - westchnęła.
Rozległo się delikatne pukanie i nie czekając na zaproszenie w uchylonych drzwiach najpierw pojawiła się pełna wahania twarz Adeli, a potem ona sama. W ręku trzymała złożoną zieloną tkaninę. Mela popatrzyła lekko zaskoczona, wyciągnęła dłoń w kierunku wchodzącej.
– To jest...
- Zdążyłyśmy się już poznać - przerwała jej Maria. – Pani do mnie, prawda? - zwróciła się z uśmiechem do przybyłej.
- Jesteśmy sąsiadkami, jak widzisz… Adela jest moją przyjaciółką, wie o wszystkim i pomaga mi – odezwała się zdziwiona Mela.


*United Nations Relief and Rehabilitation Administration -
organizacja międzynarodowa do spraw udzielania pomocy obszarom wyzwolonym, przysyłała również samochody ciężarowe, kutry desantowe, silniki spalinowe, sprzęt szpitalny, leki - z reguły drogą morską, głównie z Anglii i Szwecji, lub transportem kolejowym.

** paczki z UNRRY - potocznie nazywano paczkami od cioci Unry i wuja Sama.

Awatar użytkownika
Liliana
Posty: 1424
Rejestracja: 11 lis 2011, 20:07

Re: Dwa brzegi (4)

#2 Post autor: Liliana » 02 lip 2013, 9:11

Bożenko, przeczytałam do gwiazdki (sila wyższa, dokończę później), ale to co zdążyłam przeczytać jest świetne.Chyba proza jest Twoim przeznaczeniem.
Poniżej parę uwag:
Bożena pisze: Odruchowo podniosła go do ust, ślina jest bakteriobójcza, pomyślała zawzięcie ssąc palec.
Ten fragment raczej tak:

Odruchowo podniosła go do ust.
-Ślina jest bakteriobójcza - pomyślała, zawzięcie ssąc palec.

to przenieś do następnego akapitu:
Bożena pisze:- Ile to będzie kosztować? – padło ostrożne pytanie
Bożena pisze:ale do Janka czuła niewytłumaczalny respekt.
czuła przed Jankiem respekt,
miała dla Janka respekt,

To tymczasem. :) Liliana

Dodano -- 02 lip 2013, 13:39 --

Już jestem i czytam dalej.
Wydaje mi się, że te fragmenty należałoby zapisać tak:
Bożena pisze:Wytrzyj nogi i chodź tu do nas. Pamiętasz ciocię Marysię? Przyjechała w odwiedziny i zostanie u nas kilka dni. Dziewuszka dygnęła jak to było w zwyczaju i dodała rezolutnie - pamiętam, a gdzie wujek?
- Wytrzyj nogi i chodź tu do nas. Pamiętasz ciocię Marysię? Przyjechała w odwiedziny i zostanie u nas kilka dni.
Dziewuszka dygnęła jak to było w zwyczaju i dodała rezolutnie:
- Pamiętam, a gdzie wujek?
Bożena pisze:- Został w domu, dziecinko. Jaka ładna panna z ciebie wyrosła, dobrze się uczysz? - Dobrze, mam prawie same piątki i tylko jedną czwórkę - oświadczyła z widoczną dumą.
- Został w domu, dziecinko. Jaka ładna panna z ciebie wyrosła, dobrze się uczysz?
- Dobrze, mam prawie same piątki i tylko jedną czwórkę - oświadczyła z widoczną dumą.

Bożenko, nie wiem, czy Ci dobrze radzę, może ktoś jeszcze się wypowie.
Pozostaję z podziwem dla Twojego pisania i czekam na dalszy ciąg.
Pozdrowienia :rosa: L.

Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 1338
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:32

Re: Dwa brzegi (4)

#3 Post autor: Bożena » 02 lip 2013, 14:41

Liliano- dziękuję z retusz- zawsze mile widziany- bardzo się cieszę, że wdepnęłaś- serdeczności :rosa: :rosa: :rosa:

Kochana to tzw, łamanie- to sprawa późniejsza, czyli kiedy nowy wers- ważne by stylistycznie było okej, ale dziękuję za pracę :rosa:

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Dwa brzegi (4)

#4 Post autor: 411 » 02 lip 2013, 15:22

;)
Pozwolilam sobie "dolamac" to i owo...

Wiecej skrobne, gdy czas pozwoli.
J.
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 1338
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:32

Re: Dwa brzegi (4)

#5 Post autor: Bożena » 02 lip 2013, 15:58

411 pisze:Pozwolilam sobie "dolamac" to i owo...
:)
J- należą się Tobie szczególne podziękowania za fachową pomoc twórczą :)

pozdrawiam serdecznie- B. :buq:

Awatar użytkownika
Liliana
Posty: 1424
Rejestracja: 11 lis 2011, 20:07

Re: Dwa brzegi (4)

#6 Post autor: Liliana » 03 lip 2013, 13:21

Bożena pisze:Kochana to tzw, łamanie- to sprawa późniejsza, czyli kiedy nowy wers-
no niekumata jestem trudno :) :) :)

Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 1338
Rejestracja: 01 lis 2011, 18:32

Re: Dwa brzegi (4)

#7 Post autor: Bożena » 05 lip 2013, 18:50

Liliana pisze:no niekumata jestem
- no co Ty- :) kumata jak najbardziej- mam nadzieję, że będziesz zaglądać do mnie- serdeczności ślę :rosa: :rosa: :rosa:

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”