Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

Dłuższe utwory prozatorskie publikowane w odcinkach

Moderatorzy: skaranie boskie, Gorgiasz

ODPOWIEDZ
Wiadomość
Autor
Enbers
Posty: 335
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków

Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#1 Post autor: Enbers » 26 paź 2013, 23:59

od początku
w poprzednim odcinku


13.

Wreszcie byli w komplecie. Piątka trybutów. Najliczniejszy sojusz igrzysk. Wszyscy
wyściskali Kaśkę, bo dotarła jako ostatnia. Wojakowski od razu przeszedł od uścisków do
całowania, a skończywszy, spojrzał wyzywająco na resztę.
- No co?! Być może nie dożyjemy jutra!
- A czy ktoś coś mówi? – spytała łagodnie Marta.
- O’włach’nie – wybełkotała Rogalska, z ustami pełnymi Milky Waya – ‘auj’che się i’e
ch’ecie.
Pierwszą rzeczą jaką zrobili zaraz po powitaniu, była relacja z ich dotychczasowych
przygód. Okazało się, że pająki wyrządziły Rogalskiej większe szkody, niż sądziła. Obie
nogi spuchły i Katarzyna miała problemy z chodzeniem. Wszyscy pozostali byli cali i
zdrowi. Kaśka opowiedziała o walce ze strzygą i tymczasowym sojuszu z Kubą. Wojakowski z
Rogalską już wcześniej wyjaśnili sobie kwestię prawdopodobnego uratowania jej życia.
Karol z Martą byli póki co „tabula rasa” jeśli chodzi o igrzyskowe incydenty.
- Kto już zginął? – spytał Wojakowski. – Na pewno Wojciechowski z Bocheńską.
- I Katarzyna Kowalik – odpowiedziała panna Mielniczek dziwnym tonem. I z
dziwnym błyskiem w oku.
- Fakt, ona też.
- I wszystkich zabiła Monika – zauważyła Rogalska.
- Coś nieprawdopodobnego – zamyślił się Wojakowski. – Trzeba na nią uważać.
- Trzeba na wszystkich uważać.
Trybuci zamilkli. Wszyscy intensywnie myśleli. Rogalska była głodna, Marta miała
okropną ochotę na piwo, a Wojakowski z Kaśką zastanawiali się, gdzie mogą się bezpiecznie
schować, żeby nikt ich nie widział. I byłoby dobrze, jakby nie byli transmitowani na całą
Polske. Jedynie Karol myślał o tym, o czym każdy powinien.
- Broń.
- ?
- Jaką mamy broń? Wyjmować wszystko. Zobaczymy czym dysponujemy i obmyślimy
jakiś plan działania.
Porażeni trafnością pomysłu, trybuci odsunęli wszelkie grzeszne myśli i złożyli oręż w
jednym miejscu. I tak oto mieli:
Długi nóż ze szpicem, sztuk jeden.
Kastet sztuk jeden.
Gaz pieprzowy, sztuk jeden.
Topór, sztuk również jeden.
Oprócz tego: kilka świec dymnych, wodę, lornetkę, sznurki, kompas, rękawice,
chusteczki, papier toaletowy, plastry, bandaże, Loperamid, lupę, zeszyt
sześćdziesięciokartkowy Hello Kitty i ołówek. A także dwa dziwne czarne pudełeczka.
- Ekhm... Wojakowski?
- Słucham.
- Jest nas sześcioro tak?
- No... na to wygląda.
- Broni jest pięć sztuk, tak?
- No, przecież nie dziesięć, nie? Hehe he.... He.
- Gdzieżeś zgubił broń?! – ryknęła Kaśka.
- Yyyy... tego... zgubiłem w walce, kochanie – wyjąkał Wojakowski.
- W dupie, a nie w walce, z nikim nie walczyłeś! – odwróciła się ku reszcie trybutów. –
Zgubił broń... – powiedziała cieniutkim głosem, by po chwili ryknąć: - ZERO SEKSU!
Pozostali trybuci spojrzeli po sobie z politowaniem. Kaśka najwyraźniej dosyć często
używała podobnego rodzaju szantażu, skoro wywrzeszczała go automatycznie, nie
zważając na jego absurdalność w obecnej sytuacji. Rogalska mogłaby przysiąc, że
słyszała jak Wojakowski cicho wymruczał: „Znowu pierwsza nie wytrzyma...”
- Dobra, nie ma co się kłócić – powiedział Karol. - Ekwipunek jaki mamy, każdy widzi,
Wojakowskiemu znajdziemy broń, jak zabijemy pierwszego trybuta, jedzenia i picia też
trochę jest póki co, dzięki uprzejmości i sprytowi Kasi. Co dalej?
- Pytasz po prostu, w jaki sposób mamy wytropić i zabić pozostałych? – odezwała się
Marta.
- Mówiąc szczerze... to tak.
- Ktoś chyba sam się wytropił – powiedział cicho Wojakowski. – Zamknijcie się na chwilę.
Istotnie, ktoś biegł przez fort. Nie tam, gdzie się aktualnie znajdowali, jakieś pięćdziesiąt
– sześćdziesiąt metrów dalej, ale wyraźnie słyszeli czyjeś stopy i... płacz?
- Pójdę sprawdzić, czekajcie – Wojakowski najwidoczniej chciał odkupić swoje winy.
- Weź jakąś broń, balansie – zaordynowała Rogalska.
- Słusznie. Dajcie mi toporek.
Po chwili Mateusz wrócił z przeszpiegów.
- Przyznawać się. Kto nie lubi Rity? Ja od razu zaznaczam, że nic do dziewczyny nie
mam.
- Ani ja! – krzyknęła od razu Marta.
- Ja też nie – powiedzieli jednocześnie Kaśka i Karol.
- A’esz’e – wymemlała Rogalska, z buzią pełną jakiegoś żarcia.
- Ktoś zrozumiał, co powiedziała? – spytał Wojakowski.
Wszyscy pokręcili głowami.
- No eeej! – Rogalska w końcu przełknęła.
- Przykro mi Kasiu, trza było nie żreć, tylko w porę się zadeklarować. Wybierz sobie
broń. Rita jest bezbronna, z tego co widziałem, ale i tak na wszelki wypadek
pójdziemy wszyscy.
Rogalska wybrała Mielniczkowy nóż.
Po chwili na niebie pojawiła się wielka trupia czaszka, a spiker spokojnie oznajmił.
- Nie żyje... Rita Al-Hiary. Śmierć zadała... Katarzyna Rogalska.
Śmierć Rity, poza, jakby to ująć, oczywistym benefitem, dodatkowo uradowała trybutów,
ponieważ denatka miała w plecaku... shurikeny. Karol w momencie je przywłaszczył,
oddając Wojakowskiemu swój toporek.
W ten oto sposób cała szóstka aliantów była uzbrojona.
Karol siedział teraz i gapił się zafascynowany w swoje shurikeny. Dziesięć, d-z-i-e-s-i-ę-ć
morderczych, metalowych zabawek.
- Dobra – Wojakowski musiał przejąć dowodzenie. – Mam pewien pomysł, co dalej.
Pomysł Wojakowskiego nikomu się nie spodobał, ale nikt nie miał lepszego. Przedstawiał się on
następująco:
Alianci, mając, na co liczyli, znaczną przewagę liczebną i nadwyżki w zaopatrzeniu,
powinni znaleźć optymalny punkt obserwacyjny, z którego mogliby śledzić ruchy
przeciwnika (innych trybutów). Punkt obserwacyjny powinien być jednocześnie miejscem
rozpoczęcia akcji desantowych na wypatrzonego uprzednio wroga. W razie braku
możliwości przeprowadzenia takich akcji lub w przypadku, gdy prawdopodobieństwo
powodzenia będzie odpowiednio niskie, punkt obserwacyjny zostanie przemianowany na
obóz przejściowy, w którym alianci cierpliwie poczekają aż wróg sam się wykrwawi.
Wszystko to brzmiało bardzo profesjonalnie, dopóki Ubersturmbanfuhrer Wojakowski nie
poinformował pozostałych, że docelowym miejscem jest... dach któregoś z akademików.
- Tożeś kurwa wymyślił – podsumowała minimalistycznie acz zadziornie Marta.
- Kto ma lepszy pomysł, niech powie. Karol?
Ale Karol był zbyt zajęty adorowaniem shurikenów, żeby cokolwiek ogarniać.
- A do czego to służy? – spytała Marta, patrząc na parę czarnych pudełeczek, na które
wcześniej praktycznie nie zwrócili uwagi.
Były to małe skrzynki, każda z dziwną antenką i czymś, co wyglądało jak mikrofon. Ja
jednej z nich był przycisk ON.
- Ale może najpierw ustosunkujmy się do mojego pomysłu – powiedział Wojakowski
- Nie. Dajcie mi to.
Karol powrócił do żywych.
Marta podała mu urządzenia. Karol wziął je do ręki, obejrzał, poobracał i rozpromienił się
niczym Skłodowska – Curie.
- Podsłuch.
Karol zawsze był minimalistą, jeśli chodziło o przekaz ustny.
- ? – zapytali wszyscy.
- Ta część, gdzie jest napisane ON, to część odbiorcza, dla nas. Drugi element może dla
nas szpiegować, tylko trzeba go gdzieś umiejętnie zostawić, albo komuś podrzucić.
- Dzięki temu będziemy wiedzieć, co robi inny trybut! – powiedziała zachwycona
Rogalska.
- Albo cały sojusz – dodał Karol. - Ciekawe jaki to ma zasięg. I czy eliminuje tło. W
forcie tego nie sprawdzimy, może jak dojdziemy do akademika.
- Czyli mój pomysł jest ok? – truł dupsko Wojakowski.
- Przecież Karol cię nawet nie słuchał – powiedziała Kaśka.
- Oczywiście, że słuchałem. Pomysł może być – zakończył wylewnie Karol.
- No to do którego bloku idziemy?
- "A" – powiedział Wojakowski – będziemy mieli najlepszy widok na arenę.
Alianci udali się w stronę akademików. Szli ostrożnie, każdy wyjął broń. Ich droga
przebiegała bez żadnych utrudnień ani komplikacji, aż do budynku farmacji, z którego z
hukiem wyleciała w obłokach dymu Kamila. Trybuci mieli wątpliwości przez chwilę, czy
żyje, ale pan spiker bardzo szybko je rozwiał.
- Uwaga! Nie żyje... Kamila Kozioł. Śmierć...eee... nastąpiła z przyczyn losowych.
- Nawet nie chcę myśleć, co ją zabiło – powiedziała Kaśka, wciąż mając przed oczami
strzygę. – Spieprzajmy stąd.
Dotarli do akademika bez przeszkód. Weszli do środka. Nic się nie zmieniło, wszystko
było na swoim miejscu. Marta zawołała windę.
- Schodami – zaszczycił wszystkich swoją przemową Karol.
- Tak, cholera wie co Jędrzejowska wymyśliła w związku z windami – powiedział Wojakowski. –
Nie chciałbym umrzeć w klatce.
Alianci dotarli na dziesiąte piętro. Zdyszani, zdali sobie sprawę, że nie mają drabiny,
żeby otworzyć klapę w suficie, więc zeszli na dół do piwnicy. Znalazłszy drabinę, wleźli z
powrotem na ostatnią kondygnację, dysząc jeszcze bardziej. Wreszcie znaleźli się na
dachu. Gdy tylko ostatnia osoba wgramoliła się na budynek, usłyszeli głos:
- Uwaga! Nie żyje... Agnieszka Dobrzańska. Śmierć zadała... Paulina Lepimagma.
Znieczuleni igrzyskami alianci tylko wzruszyli ramionami. Wojakowski się uśmiechnął.
- Z czego się śmiejesz? – spytała Kaśka
- Mówiłem, żeby nie lekceważyć Lepimagmy. To silna bestia.


14.

Cefebar przemknął między drzewami i znalazł się przed zwłokami Agnieszki. Zatrzymał
się przed nimi i uczynił swoją powinność.
Odchodząc, wzdrygnął się z obrzydzenia. Widział już wiele zgonów, mniej lub bardziej
estetycznych. Ale wydłubane oczy i wyrwany język nie należą do najpiękniejszych
widoków, jakimi kiedykolwiek się raczył.
Stojąca nieopodal Paulina Lepimagma poczuła nieprzyjemny chłód. Oblizała zakrwawiony
nóż i ruszyła dalej na polowanie.


15.

Pomału robiło się ciemno. Słońce już zaszło za mury areny, mrok powoli zwyciężał z
jasnością. Trybuci leżeli na dachu akademika "A" i wpatrywali się tępo w gwiazdy. Na
warcie stał Wojakowski, który obserwował okolicę przez lornetkę.
- Chuja widać w tej szarówce – stwierdził inteligentnie.
- Kto wpadł na pomysł, żeby o tej porze wystawiać na czaty tego ślepca? – zapytała
sennie Rogalska.
- Sam chciał – wyjaśnił Karol. – Wracaj Wojakowski, faktycznie niczego już nie zobaczymy.
Mateusz wrócił i czule objął Kaśkę. Marta cicho jęknęła. Rogalskiej zapłonęły oczy.
Ale skończyło się tylko na buziaku w policzek.
- Trzeba iść spać – oświadczył Wojakowski. – Karol, Ty stajesz na warcie.
Alianci leżeli na dachu. Była już noc. Ciepła, gwiaździsta, lipcowa noc.
- Lubię was, wiecie? – zaczęła Rogalska.
- Dajcie jej Milky Waya – powiedział szybko Wojakowski.
- Wojak, ciebie też – kontynuowała ciepło Katarzyna. – Wszystkich was lubię. Dlaczego
oni nam to robią? Czemu mamy zabijać swoich znajomych? A potem siebie
nawzajem? To niesprawiedliwe!
Nikt jej nie odpowiedział.
- A tam... – szeptał Wojakowski do Kaśki – jest Wielki Wóz. Ta jasna gwiazda trochę dalej to
Gwiazda Polarna, widzisz? I ona jest częścią Małego Wozu.
- My tu zginiemy, prawda Kocie? – zapytała smutno Kaśka, na próżno szukając na
niebie Gwiazdy Polarnej.
- Nie wiem, nie myśl teraz o tym.
- To o czym mam myśleć?
- Jak fajnie jest tu... teraz... z tymi ludźmi.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. W końcu Rogalska zaczęła śpiewać:
- Spulchnię ziemię na zboczu i pestkę winogron w niej złożę,
a gdy winnym owocem gronowa obrodzi mi wić,
Dołączyła się Kaśka:
- ... zwołam wiernych przyjaciół
i serce przed nimi otworzę...

Wojakowski zamknął oczy o dokończył w myśli, za dziewczynami:
- Bo doprawdy - czyż warto inaczej na ziemi tej żyć?
W całym kraju, kto tylko znał tę pieśń, odezwały się miliony głosów:
„W czerni swej i czerwieni zaśpiewa mi znów moja Dali,
runę w czerni i bieli do stóp jej,
niech przędzie swą nić!”

I kto tylko miał resztki serca, był teraz z trybutami, na tym dachu, na arenie. I ściskała
miliony gardeł myśl, że to może ostatnia noc tej przyjaźni, ostatni akt zjednoczenia i
ostatnie chwile braterstwa. I śpiewano w wielu domach, wraz z nimi:
„I o wszystkim zapomnę,
i umrę z miłości i żalu...
Bo doprawdy - czyż warto inaczej na ziemi tej żyć?”

Noc była już w pełni.


16.

Alianci wstali wcześnie rano. Szybko zjedli coś, co szumnie nazwali śniadaniem, popili
wodą i byli gotowi stawić czoła kolejnemu dniu igrzysk.
Karol wziął lornetkę i zaczął rozglądać się po okolicy.
- Michał tu idzie – stwierdził.
Widać go było wyraźnie także bez lornetki. Jak gdyby nigdy nic, spokojnie szedł w stronę
akademików.
- Co robimy? – spytała Rogalska.
- Na razie obserwujemy – powiedział Karol, uważnie patrząc na Michała.
Michał Dym wszedł do budynku "A". Trybuci znieruchomieli, myśląc co dalej robić.
- Myślę, że... ekhm... po prostu... musimy zejść na dół... no... i go... kylym –
delikatnie zaproponował Wojakowski.
- Na to wygląda.
Alianci po cichu zeszli z dachu i skierowali się w stronę klatki schodowej. Starali się zejść
jak najciszej potrafili, po kilku minutach byli już na dole.
- Gdzie on jest? – spytała szeptem Kaśka.
- Obejdźmy cały hol – powiedział Wojakowski. – Każdy ma broń?
Wszyscy kiwnęli zgodnie głowami.
Po chwili stojący za filarem Wojakowski parsknął tłumionym śmiechem i przywołał resztę.
Trybuci spojrzeli w kierunku który wskazał.
Michał Dym spał w fotelu. Obok, na podłodze, leżał jego plecak.
Pierwsza odezwała się Rogalska.
- Chyba nas to nie dziwi, co nie?
- Ani trochę – przyznała Marta. – No to Wojakowski, czyń swą powinność.
- Dlaczego ja? – spytał wystraszony wybraniec.
Marta wzruszyła ramionami.
- Ty go znalazłeś.
Po chwili spiker zawiadomił o ofierze i zabójcy.
- To co... – zapytał Wojakowski drżącym głosem. – Wracamy na dach?
- Zaraz – przerwał Karol. – Mam pewien pomysł.
Alianci uznali pomysł Karola za genialny i czym prędzej przystąpili do jego realizacji.
Wynieśli ciało Michała przed akademik, obok niego rzucili plecak, z włożonym do środka
podsłuchem.
- Miejmy nadzieję, że ktoś mu zabierze ten plecak – powiedział Karol. – W końcu jest
tam trochę przydatnych przedmiotów.
Istotnie, w plecaku Michała była lina, woda i bumerang. Bumerang alianci od razu
zabrali.
- Chowam do bocznej kieszeni, trzeba mieć nadzieję, że nikt tu nie zajrzy –
kontynuował Karol. – Kto w końcu sprawdził, czy ten system działa?
- Ja z Wojakowskim – powiedziała Kaśka. – Działa, ciężko tylko ocenić, jaką ma czułość. Jak
testowaliśmy, nie było przecież zakłóceń.
- Dobra, zrobione – powiedział Karol. – Wracamy na dach. Może ktoś wpadnie w
pułapkę.
Alianci weszli z powrotem na dach i posiliwszy się, czekali na rozwój wypadków.
- Kto już zginął? – zagaiła Marta, kończąc wyjadać konserwę.
- Kaśka Kowalik, Wojciechowscy... – wymieniał Wojakowski. – Zabici przez Monikę. Rita, której
trud zakończyła nasza urocza wojowniczka z Gostynia, Kamila, którą coś zabiło i
Agnieszka, wykończona przez Lepimagmę.
- I Michał, którego osobiście oskalpowałeś toporkiem.
- No tak. Siedem osób. Dopiero jedna trzecia... trzeba się wziąć do roboty.
- Tyn jaki się kiler zrobił – zawołała Rogalska szyderczo.
Po kilku godzinach, kiedy alianci już zaczęli zastanawiać się nad nowym planem,
dobiegły ich z dołu głosy. Wychylili się delikatnie i zobaczyli trzy postacie... w
kominiarkach, skradające się (o ile tak to można było nazwać) w stronę akademików.
Nietrudno było rozszyfrować, kim byli. Taki długie nogi mógł mieć tylko Witkowski, więc
pozostała dwójka to Węgorz i Mirski.
- Mówiłem wam! Mówiłem, że trafię! – wołał Węgorz wskazując na zwłoki Michała.
- Mówiłeś, że gdzieś tu jest Karol – powiedział Witkowski.
- Ale skoro Michała zabił Wojakowski, to Karol też gdzieś tu jest.
Potem ściszył głos do szeptu, więc alianci nie mogli go usłyszeć. Po chwili podbiegli do
zwłok Michała, zabrali mu plecak i ruszyli do budynku "C".
Trybuci na dachu spojrzeli wystraszeni na Karola. Ten krzyknął nerwowo:
- Nie gapcie się na mnie, tylko dajcie szybko podsłuch!
Po chwili wszyscy nasłuchiwali.
Witkowski: Mamy przeszukać każdy pokój w trzech akademikach czy co? Mówiłeś, że oni
będą gdzieś w pobliżu.
Węgorz: Tak pokazuje mapa. Ona nie jest dokładna. Mogą być wszędzie.
Witkowski: I całkiem możliwe, że nas widzieli albo słyszeli.
Węgorz: Trudno. Nie mamy innego wyjścia. Przeszukamy akademiki, jak ich nie
znajdziemy to zapolujemy na innych.
Witkowski: Musimy na nich uważać.
Mirski: Trzeba tylko zachować dystans. Nie mają lepszej broni od naszej. Nie mogą mieć.
Witkowski: Dobra, zaczynamy od piwnicy. Potem będziemy wchodzić wyżej. Pokaż tę mapę,
Bartosz. Faktycznie, gdzieś tu powinien być Karol.
Teraz było słychać tylko kroki trybutów Alianci znów gapili się na Karola.
- Mają jakąś mapę – szeptał Karol, żeby nie zagłuszyć ewentualnych rozmów,
emitowanych przez podsłuch. – I ja jestem na tej mapie zaznaczony. Nie wiem,
dlaczego ja, a wy nie. W każdym razie chcą mnie dostać.
- Nie ciebie, tylko nas wszystkich – powiedział Wojakowski. – Mówili w liczbie mnogiej.
- Muszę iść – stwierdził Karol, patrząc przed siebie.
Wojakowski znał tę minę. Nie istniała żadna siła na niebie i ziemi, która mogłaby odwieść Karola
od postanowienia, które uzewnętrzniała teraz jego mimika. Stało się. Karol odchodzi.
- O czym ty mówisz? – krzyknęła Rogalska. – Jesteśmy sojuszem, gramy razem!
- Nie mogę was narażać – mówił tym samym, martwym tonem, Karol. – Jestem na
mapie. Szukają mnie. Jak znajdą mnie, znajdą też was.
- No bo przecież z nami masz mniejsze szanse na przeżycie... – zaczął Wojakowski, ale
wiedział, że jego sarkastyczny ton i tak na nic się nie zda. – A jak pójdziesz sam, to
od razu ich wykończysz. Jednego po drugim. Twoimi shurikenami w starciu z ich
wunderwaffe.
- Właśnie – przerwała Kaśka. – Co oni tam mogą mieć, że są tacy pewni siebie?
- Nie wiem, ale się dowiem – powiedział dumnie Karol, prostując się.
- Gadaj z dupą, to cię osra. A idź pan w pizdu – mruknął zrezygnowany Wojakowski.
- Karol, Wojakowski ma rację – teraz Kaśka starała się przemówić Karolowi do rozsądku. -
Jest nas sześcioro, wszyscy mamy broń. Nie każdy ma wprawdzie swoją...
- Przestań, nie czas teraz na wyrzuty – burknął Mateusz.
- ... ale jak tylko tu przyjdą, załatwimy ich! Razem! Jak jedna drużyna.
- Nie, nie mogę – powiedział Karol. – Nie mogę was narażać, nie chcę.
Rogalska już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, gdy Karol skończył dyskusję:
- Postanowiłem.
Przez chwilę wszyscy milczeli.
- Co chcesz zabrać ze sobą? – spytał w końcu Wojakowski
- Nic. Tylko moje shurikeny.
- Nic? Żadnego jedzenia? Wody? Kurwa, bądź sobie bohaterem jak chcesz, ale...
- Przecież wrócę do was niedługo! Wrócę, jak skończę z nimi.
- Idziemy z tobą – powiedziała szybko Rogalska. Nie pójdziesz sam!
- Idę. SAM! – wrzasnął Karol, a Rogalska upadła na stojącą za nią Kaśkę.
- Weź podsłuch – powiedział Wojakowski, dając Karolowi czarną skrzyneczkę.
- To należy do was, było w plecaku Marty. To rzecz wspólna sojuszu, który ja na chwilę
opuszczam. NIE CHCĘ! – krzyknął, widząc otwarte usta trybutów, gotowe do
protestu.
Teraz wszyscy się na niego gapili.
- Wrócę... ja wam to mówię... wrócę.
Otworzył klapę i zniknął z dachu.
- Pójdziemy za nim, prawda? – spytała cicho Rogalska
- Oczywiście, że tak – wycedził Wojakowski przez zaciśnięte zęby. - Ale trzeba chwilę
poczekać, jeszcze gotów nas zabić, jak nas z tyłu zobaczy. A teraz zamknijmy się na
chwilę i posłuchajmy naszej pluskwy. Tak się darliśmy, że nie wiemy co się dzieje u
chłopaków.
Alianci zaczęli słuchać.
Węgorz: Nikogo tu nie ma, chodźmy wyżej.
Witkowski: Trzeba wszystko sprawdzić, ze zsypem włącznie.
Witkowski: Czysto.
Węgorz: Chodźmy do wyjścia, idziemy na pierwsze piętro. Pomału, miejcie oczy dookoła
głowy.
- Idziemy? – spytała nerwowo Marta – jak myślicie, co kombinuje Karol?
- Karol wie, że chłopaki sprawdzają piętro po piętrze, od dołu. Ale nie mam pojęcia,
gdzie chce ich zaskoczyć. Cicho...!
Mirski: Nie wiem, czy to był dobry pomysł, Węgorzu. Jakby nie było, ich jest szóstka.
Węgorz: Nie sraj żarem. Jest ich więcej, ale to my mamy broń palną.
- Broń palną?! – pisnęła Rogalska.
- Kurwa. Idziemy!
Trybuci ruszyli biegiem po schodach.
- Jak oni mogą mieć broń palną?! – pytała Kaśka – to przecież wbrew zasadom! To im
daje ogromną przewagę!
- Nie wiem i w tej chwili mnie to nie interesuje – odkrzyczał Wojakowski. – Trzeba tam iść,
zajebać ich, uratować Karola i zabrać broń.
- Wojakowski, twój plan jest genialny w swojej prostocie – stwierdziła Marta z wrodzoną sobie
ironią.
Ciężko się zbiega ze schodów, trzymając w ręce podsłuch i starając się wsłuchiwać w
transmisję audio. Ale Wojakowski nie miał wyboru. Biegł, trzymając czarne urządzenie przy
uchu.
Węgorz: Spokojnie panowie, powoli, co... co to było?!
Mirski: Shuriken! Są tutaj! Oni tu są! Szybko, na nich!
- Karol zaatakował! Musimy się pospieszyć! – grzmiał Wojakowski, zbiegając.
Witkowski: Uważaj, Bartosz, PADNIJ! Mirski, strzelaj!
Na terenie akademika "C" rozległy się strzały. Alianci właśnie pokonywali przejściówkę
między "A" i "B". Już nie podsłuchiwali. Gnali na łeb na szyję, ściskając w rękach broń. Wojakowski
biegł z toporem, Rogalska z kastetem, Kaśka z nożem, Marta z bumerangiem.
Nagle usłyszeli to, czego najbardziej się obawiali.
- Uwaga! Nie żyje... Karol Polonez. Śmierć zadał... Mathieu Mirski.
Każdy z aliantów inaczej poczuł śmierć Karola. Każdy tworzył z nim inny typ relacji, inny
rodzaj więzi. Ale w tym momencie nie miało to żadnego znaczenia. Cały wachlarz emocji
i wspomnień został przekuty w gniew, wściekłość i ślepą żądzę zemsty. Nie biegli, bo
musieli zabijać. Biegli, bo chcieli zabijać.
Gdy tylko alianci dostali się na pierwsze piętro, od razu rzucili się na trójkę sojuszników.
Witkowski, Węgorz i Mirski, nadal w kominiarkach, patrzyli na nich przez ułamek sekundy
ogłupiali, po czym zabrzmiało hasło:
- Mirski, STRZELAJ!
Ten rozkaz otrzeźwił na chwilę atakujących trybutów. Stanęli jak wryci, czekając jak
barany na śmierć. Tę trwającą sekundę ciszę zburzył pełen przerażenia głos Mirskiego:
- Zaciął się...
To wystarczyło. Alianci rzucili się na chłopaków. Witkowski i Węgorz stojący bliżej kuchni,
natychmiast rzucili się do ucieczki. Już wcześniej kątem oka dostrzegli otwarte okno –
ich jedyną drogę ewakuacji.
- Mirski! – wrzeszczał Witkowski. – Uciekaj!
Ale Mirski tylko spokojnie patrzył na nacierający na niego sojusz. Odrzucił zbędną już
broń i złożył ręce w pięści. Spojrzał w stronę kuchni, gdzie właśnie uciekali przez okno
jego sojusznicy.
- Nigdy więcej białej flagi. Vive la France!
I z tymi słowami zginął pod toporem Wojakowskiego.
Alianci stali przez chwilę nieruchomo. Zbyt zmęczeni, przestraszeni i wstrząśnięci, aby
się ruszyć. Na końcu korytarza leżał martwy Karol, z wielką rano postrzałową w klatce
piersiowej. Dziewczyny podbiegły do niego, jak tylko odzyskały władzę w nogach. Wojakowski
w tym czasie badał broń Mirskiego.
- Sam ją zrobił! – krzyknął do dziewczyn. – Połączył kilka części i stworzył pistolet!
Podszedł do reszty sojuszu. Spojrzał na Karola.
- Już mu nie pomożecie – położył dłoń na ramionach Kaśki. – Czas iść dalej.
- Dokąd? Co mamy teraz robić? – spytała Rogalska przez łzy.
Wojakowski zamyślił się. Co robić? Zabijać. Po prostu. Iść i zabijać. Do samego końca.
Aż nie będzie już kogo zabić.


cdn.

Awatar użytkownika
zdzichu
Posty: 565
Rejestracja: 06 lip 2013, 0:06
Lokalizacja: parking pod supermarketem

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#2 Post autor: zdzichu » 10 lis 2013, 23:44

Przeczytałem wszystkie cztery odcinki, panie Enbers.
To jest naprawdę interesujący kawałek prozy. Gdzieś, po drodze, skaranie panu wytknęło jakieś pomyłki. I słusznie zrobiło, bo trzeba pilnować realiów. A realia są niezłe. Chyba już czytałem coś podobnego, ale i tak mnie opowieść zainteresowała. Czekam na to, co powinno niebawem nastąpić - na ciąg dalszy.
kurna po piersze
chcem pisać wiersze
po kurna drugie
zawsze mam w czubie

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#3 Post autor: 411 » 04 gru 2013, 15:29

:)
No, doczytalam.
I troszke sie poczepiam. Pomine lamanie, choc mnie osobiscie bardzo przeszkadza.
Enbers pisze:- O’włach’nie – wybełkotała Rogalska, z ustami pełnymi Milky Waya – ‘auj’che się i’ech’ecie.
Nie rozumiem, a co wazniejsze, nawet sie nie domyslam, co chciala powiedziec Rogalska. Nieco zbyt belkotliwy ten belkot Ci wyszedl.
Enbers pisze:Kastet sztuk jeden.
Wczesniej i pózniej dorzucales ladnie przecinki, a tu zabraklo.
Enbers pisze:Karol w momencie je przywłaszczył, oddając Wojakowskiemu swój toporek.
Kulawo.
Momentalnie? Natychmiast? Od razu wzial je w posiadanie?
Enbers pisze:Punkt obserwacyjny powinien być jednocześnie miejscem rozpoczęcia akcji desantowych na wypatrzonego uprzednio wroga.
...bo, gdyby wróg nie zostal uprzednio wypatrzony, bylby niewypatrzony uprzednio...
Enbers pisze:Ubersturmbanfuhrer Wojakowski
Übersturmbahnführer - jesli juz.
Enbers pisze:- Tożeś kurwa wymyślił – podsumowała minimalistycznie acz zadziornie Marta.
Cztery przecinki zaginely w ferworze planowania.
Enbers pisze:- Ale może najpierw ustosunkujmy się do mojego pomysłu – powiedział Wojakowski
Ech, kropka. Zabraklo jej, znaczy. No i: ustosunkujcie sie, badz: zajmijcie stanowisko. On sam nie moze tego zrobic, bo to w koncu jego pomysl.
Enbers pisze:- ? – zapytali wszyscy.
Jak sie pyta pytajnikiem?
Enbers pisze:Marta zawołała windę.
Juz to widze... Halo, windo! Windo! Bedziesz taka uprzejma i zjedziesz po nas na dól?
Enbers pisze:Pomału robiło się ciemno. Słońce już zaszło za mury areny, mrok powoli zwyciężał z
jasnością
.
Pomalu to moze wykluwac sie aligator z jaja, albo wyrastac drozdzowe ciasto w misce. Ja bym to w ogóle wyrzucila, bo: "robilo sie ciemno" juz okresla czas.
Niby nic, ale nasuwa sie powtórzenie (pomalu-powoli). No i to zwyciezanie "z" jakies takie nie do konca.
Zwyciezal jasnosc?
Moja propozycja: Słońce już zaszło za mury areny, zrobiło się ciemno. Albo: Słońce zachodziło za mury areny, robiło się ciemno.
Enbers pisze:Alianci wstali wcześnie rano.
Albo wczesnie, albo rano.
Albo przed switem.
Albo o 4:31.
Albo.

Tyle czepiania.
Mam wrazenie, ze tu juz zabraklo Ci czasu na dopolerowanie tekstu. Szkoda, choc wielkiej tragedi nie ma. Wciaz czyta "sie" z zainteresowaniem.

Masz dalej?

Uklony,
J.
;)
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Enbers
Posty: 335
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#4 Post autor: Enbers » 04 gru 2013, 15:48

Mam dalej i rychło wyślę :) Dziękuję za uwagi, do części z nich się odniosę, jak tylko znajdę więcej czasu :)

Pozdrawiam serdecznie :rosa:

Awatar użytkownika
skaranie boskie
Administrator
Posty: 13037
Rejestracja: 29 paź 2011, 0:50
Lokalizacja: wieś

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#5 Post autor: skaranie boskie » 05 gru 2013, 22:31

411 pisze:
Enbers pisze:Ubersturmbanfuhrer Wojakowski
Übersturmbahnführer - jesli juz.
Jeśli chodzi o ścisłość, to Enbers ma rację.
No bo jeżeli wymyślił sobie stopień wojskowy, to może go nazwać jak chce i nic nam do tego.
A czy wymyślił? Na pewno.
Do tej pory nie istniał bowiem taki stopień.
W SS, podobnie, jak i w wafen SS istniał jedynie stopień Obersturmbannführer, odpowiednik stopnia Oberstleutnant w wehrmachcie, czyli podpułkownika w WP.
Kloszard to nie zawód...
To pasja, styl życia, realizacja marzeń z dzieciństwa.


_____________________________________________________________________________

E-mail
skaranieboskie@osme-pietro.pl

Enbers
Posty: 335
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#6 Post autor: Enbers » 07 gru 2013, 0:13

411 pisze::)
No, doczytalam.
I troszke sie poczepiam. Pomine lamanie, choc mnie osobiscie bardzo przeszkadza.
Wiem, mnie też. Nie wiem co się działo, nie umiałem wkleić inaczej.
Nie rozumiem, a co wazniejsze, nawet sie nie domyslam, co chciala powiedziec Rogalska. Nieco zbyt belkotliwy ten belkot Ci wyszedl.
"No właśnie. Całujcie się, ile chcecie." Może faktycznie ciężko zrozumieć.

Jak sie pyta pytajnikiem?
Oj, tutaj się będę bronił. :wstyd: U Enbersa pyta się pytajnikiem i mówi czasami wykrzyknikiem :)
Marta zawołała windę.
Juz to widze... Halo, windo! Windo! Bedziesz taka uprzejma i zjedziesz po nas na dól?
Też się będę bronił. Opowiadanie pełne jest potocznych zwrotów. Oto jeden z nich :)


Co do pozostałych uwag, kajam się i pokornie spuszczam głowę. I bardzo dziękuję za pokazanie błędów, będę się wystrzegał podobnych w przyszłości :)


@ Skaranie - masz 100% racji. Źle zapisałem. :down:

Pozdrawiam serdecznie. Wkrótce kolejna część :)

Awatar użytkownika
411
Posty: 1778
Rejestracja: 31 paź 2011, 8:56
Lokalizacja: .de

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#7 Post autor: 411 » 07 gru 2013, 18:31

skaranie boskie pisze:Jeśli chodzi o ścisłość, to Enbers ma rację.
No bo jeżeli wymyślił sobie stopień wojskowy, to może go nazwać jak chce i nic nam do tego.
I tak i nie.
Bo w koncu na jakims stopniu, nazewnictwie, sie wzorowal.
Nie twierdze, ze wymyslenie jego jest felerne, twierdze, ze opierajac sie na pewnym wzorze, powinien uzyc równiez oryginalnej pisowni.
Jak, np, przedkomisarz pojazdów bujanych i mechanizmów zapadkowych.
Glównym czlonem jest tu komisarz, prawda? Czyli Sturmbannführer - analogicznie.

Ale - decyzja nalezy do Enbersa.

Klaniam sie, J.
:smoker:
Nie będę cytować innych. Poczekam aż inni będą cytować mnie.

Enbers
Posty: 335
Rejestracja: 30 paź 2011, 21:14
Lokalizacja: Katowice/Jędrzejów/Kraków

Re: Igrzyska Śmierci wg Enbersa cz. 4

#8 Post autor: Enbers » 07 gru 2013, 18:51

Przyznałem się wszak do błędu :)

ODPOWIEDZ

Wróć do „CIĄG DALSZY NASTĄPI”